Wpisy archiwalne w miesiącu
Listopad, 2014
Dystans całkowity: | 151.79 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 09:32 |
Średnia prędkość: | 15.92 km/h |
Maksymalna prędkość: | 35.10 km/h |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 30.36 km i 1h 54m |
Więcej statystyk |
Z mamą + po Miłosza x2
Czwartek, 27 listopada 2014
Kategoria transport
km: | 16.66 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:06 | km/h: | 15.15 |
Z wiatrem - a właściwie pod wiatr...
Sobota, 15 listopada 2014
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 53.02 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:36 | km/h: | 14.73 |
Dziś wyruszyłam na rower z Magdą i Lotką. Nie było tak zimno tylko wiało trochę od rana, miałam nadzieję, że przestanie - niesłusznie.
Lotka po 11 przyjechała po nas, chwilę poczekała bo musiałyśmy się ogarnąć i dopompować troszkę koła. W końcu wyjechałyśmy. Po raz pierwszy od dawna miałyśmy w miarę zaplanowaną trasę. :)
Z Chomęcic pojechałyśmy polami do Gołusek, chwila jazdy i już było cieplutko. Dalej pojechałyśmy w kierunku Dąbrówki, tam chwila przerwy na sprawdzenie drogi i lasem pojechałyśmy do Zakrzewa. Jeszcze w Dąbrówce zobaczyłyśmy przyrządy do ćwiczeń i pobiegłyśmy jak małe dzieci na plac zabaw.
Oto Madzia:
I ja:
Zdjęcia Lotki nie ma, bo się nie nadało. :P Gdybym tak dłużej ćwiczyła to ręce by mnie bolały na pewno.
W Zakrzewie tuż przed nami przejechał jakiś dziwny orszak na koniach. Na początku flaga Polski, na końcu amerykańska.
Później jechałyśmy kawałek za nimi i z drugiej strony nadjechały wozy i bryczki. Magda stwierdziła, że niektórzy wyglądali jak indianie :P Trzeba sprawdzić w internecie, co to za okazja była, może coś znajdziemy:
W końcu oni skręcili. a my pojechałyśmy dalej prosto. Zrobiłyśmy chwilę przerwy przy żabce, a gdy już miałyśmy zaopatrzenie ruszyłyśmy w stronę Lusowa. Jednak do miejscowości nie dojechałyśmy, tylko jechałyśmy wzdłuż jeziora z drugiej strony. W jednym miejscu zjechałyśmy do jeziora i zrobiłyśmy dłuższą przerwę, jakoś tak wyszło, że zrobiłam tylko jedno zdjęcie:
W końcu trzeba było ruszać, bo zimno się zaczęło robić w tym bezruchu. Kawałek dalej przerwa przy pięknym żółtym klonie. Musiałyśmy strząsać z drzewa liście bo Magda chciała ładne zdjęcie:
Zabawy było sporo ale pojechałyśmy dalej przez okoliczne wioski w kierunku jeziora Niepruszewskiego. Gdy wyjechałyśmy na pole gdzie było trochę piasku i poczułyśmy wiatr w twarz to Magda zaczęła marudzić.
Tuż przed jeziorem taka przeszkoda;
Najpierw chciałyśmy to obejść bokiem, ale potem sprawdziłam kawałek dalej i można było przejechać bez problemu. Polną drogą, pod mega mega wiatr w końcu dojechałyśmy do Zborowa:
Na plaży tylko chwila przerwy, bo jak się nie jechało to było zimno. Brr. :P
Ruszyłyśmy dalej polną drogą i dalej pod wiatr do Dopiewa. Z Dopiewa lasem i Bukowską do Konarzewa, oczywiście pod wiatr, a do Chomęcic jeszcze gorzej.
Lotka wstąpiła do nas na zupę i kawkę, a potem miałam ją odprowadzić. Dobrze się siedziało i nie chciało się jechać, ale w końcu nastał koniec lenistwa i pojechałyśmy. Nie było tak źle jak myślałyśmy, całkiem już ciemno i wiało, ale nie ma co się źle nastawiać. W Szreniawie minutka pogawędki i pojechałam do domu.
Jechało mi się po prostu cudownie! Chwila i byłam już w domu :)
Jestem dumna z nas i naszej wycieczki tego listopadowego, wietrznego dnia! :)
Lotka po 11 przyjechała po nas, chwilę poczekała bo musiałyśmy się ogarnąć i dopompować troszkę koła. W końcu wyjechałyśmy. Po raz pierwszy od dawna miałyśmy w miarę zaplanowaną trasę. :)
Z Chomęcic pojechałyśmy polami do Gołusek, chwila jazdy i już było cieplutko. Dalej pojechałyśmy w kierunku Dąbrówki, tam chwila przerwy na sprawdzenie drogi i lasem pojechałyśmy do Zakrzewa. Jeszcze w Dąbrówce zobaczyłyśmy przyrządy do ćwiczeń i pobiegłyśmy jak małe dzieci na plac zabaw.
Oto Madzia:
I ja:
Zdjęcia Lotki nie ma, bo się nie nadało. :P Gdybym tak dłużej ćwiczyła to ręce by mnie bolały na pewno.
W Zakrzewie tuż przed nami przejechał jakiś dziwny orszak na koniach. Na początku flaga Polski, na końcu amerykańska.
Później jechałyśmy kawałek za nimi i z drugiej strony nadjechały wozy i bryczki. Magda stwierdziła, że niektórzy wyglądali jak indianie :P Trzeba sprawdzić w internecie, co to za okazja była, może coś znajdziemy:
W końcu oni skręcili. a my pojechałyśmy dalej prosto. Zrobiłyśmy chwilę przerwy przy żabce, a gdy już miałyśmy zaopatrzenie ruszyłyśmy w stronę Lusowa. Jednak do miejscowości nie dojechałyśmy, tylko jechałyśmy wzdłuż jeziora z drugiej strony. W jednym miejscu zjechałyśmy do jeziora i zrobiłyśmy dłuższą przerwę, jakoś tak wyszło, że zrobiłam tylko jedno zdjęcie:
W końcu trzeba było ruszać, bo zimno się zaczęło robić w tym bezruchu. Kawałek dalej przerwa przy pięknym żółtym klonie. Musiałyśmy strząsać z drzewa liście bo Magda chciała ładne zdjęcie:
Zabawy było sporo ale pojechałyśmy dalej przez okoliczne wioski w kierunku jeziora Niepruszewskiego. Gdy wyjechałyśmy na pole gdzie było trochę piasku i poczułyśmy wiatr w twarz to Magda zaczęła marudzić.
Tuż przed jeziorem taka przeszkoda;
Najpierw chciałyśmy to obejść bokiem, ale potem sprawdziłam kawałek dalej i można było przejechać bez problemu. Polną drogą, pod mega mega wiatr w końcu dojechałyśmy do Zborowa:
Na plaży tylko chwila przerwy, bo jak się nie jechało to było zimno. Brr. :P
Ruszyłyśmy dalej polną drogą i dalej pod wiatr do Dopiewa. Z Dopiewa lasem i Bukowską do Konarzewa, oczywiście pod wiatr, a do Chomęcic jeszcze gorzej.
Lotka wstąpiła do nas na zupę i kawkę, a potem miałam ją odprowadzić. Dobrze się siedziało i nie chciało się jechać, ale w końcu nastał koniec lenistwa i pojechałyśmy. Nie było tak źle jak myślałyśmy, całkiem już ciemno i wiało, ale nie ma co się źle nastawiać. W Szreniawie minutka pogawędki i pojechałam do domu.
Jechało mi się po prostu cudownie! Chwila i byłam już w domu :)
Jestem dumna z nas i naszej wycieczki tego listopadowego, wietrznego dnia! :)
Tu i tam
Piątek, 14 listopada 2014
Kategoria 1. 1-30km, transport, z Miłoszem
km: | 18.61 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:00 | km/h: | 18.61 |
Szybki skok po południu do Decathlonu po czapki na rower dla mnie, siostry i mamy. :) Było już zdecydowanie zimniej, niż kiedy ostatnio byłam na rowerze. W drodze powrotnej podjechałam po mamę do pracy i razem z nią wróciłam do domu.
Pod wieczór jeszcze pojechałam z ciocią Elą do podstawówki, odebrać Miłosza i Oskara z karate. Powrót z prędkością 11-12 km/h :D
Pod wieczór jeszcze pojechałam z ciocią Elą do podstawówki, odebrać Miłosza i Oskara z karate. Powrót z prędkością 11-12 km/h :D
#123KM
Wtorek, 11 listopada 2014
Kategoria 2. 30-50km, WPN, ze zdjęciami
km: | 36.36 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:16 | km/h: | 16.04 |
Dzisiaj miałam gdzieś pojechać z Lotką na rower, ale wczoraj zabalowała i miała dopiero popołudniu wrócić do domu. Postanowiłam wykorzystać ciepły dzień i pojechać wcześniej. Udało mi się namówić siostrę i przed 12 wyjechałyśmy z domu. Był tylko jeden problem, bo ja chciałam jechać gdzieś dalej, a ona blisko, więc trzeba było wypośrodkować plany.
Jazda była dzisiaj szczególna, dla upamiętnienia odzyskania przez Polskę niepodległości, dołączyłam bowiem do wydarzenia na facebooku 123 km do wolności.
Co prawda 123 kilometrów nie przejechałyśmy, ale nie to się liczy. :)
Z Chomęcic pojechałyśmy nad jezioro, gdzie nie zabrakło zdjęć:
Dalej pojechałyśmy przez Wypalanki w stronę Trzebawia, po drodze zachwycając się piękną kolorystyką liści w lesie.
W Trzebawiu rozważałyśmy czy jechać przez Górkę czy prosto do Jezior i wybór padł na Jeziory. Przejechałyśmy koło siedziby WPNu i zjechałyśmy na chwilę do jeziora Góreckiego. W taki dzień jak dzisiaj było mnóstwo ludzi, spacerujących i na rowerach. Co się dziwić, trzeba korzystać. :)
Wróciłyśmy na Grajzerówkę i dojechałyśmy nią do Puszczykowa. Lodziarnia była zamknięta, więc Magda zaproponowała, że pojedziemy do cioci na szybką kawę. Zadzwoniła zapytać czy ktoś jest w domu i o dokładny adres, i pojechałyśmy. Trochę dookoła przez Puszczykowo, żeby pojechać przez lasek. Po drodze przenoszenie rowerów przez tory.
Na zdjęciu Magda z kobzą:
U cioci kawa, pogaduchy i zeszła prawie godzina. W końcu wyjechałyśmy w drogę powrotną do domu. Poprowadziłam ją w Puszczykowie pod górę. Myślałam, że zabije mnie za ten podjazd, ale dzielnie go pokonała.
Potem pojechałyśmy przez las do Grajzerówki, a następnie do jeziora Jarosławieckiego:
Na plaży chwila przerwy i Magda zrobiła mi zdjęcie, bo mało ich mam na blogu. Przeważnie sama robię zdjęcia, więc mnie na nich nie ma.
Dalej już do Rosnówka, gdzie robię szybkie pseudoartystyczne zdjęcie na kładce, a potem już prosto do Chomęcic. Do domu na obiadek.
Cieszę się, że choć na troszkę wyciągnęłam Magdę na rower. :)
Jazda była dzisiaj szczególna, dla upamiętnienia odzyskania przez Polskę niepodległości, dołączyłam bowiem do wydarzenia na facebooku 123 km do wolności.
Co prawda 123 kilometrów nie przejechałyśmy, ale nie to się liczy. :)
Z Chomęcic pojechałyśmy nad jezioro, gdzie nie zabrakło zdjęć:
Dalej pojechałyśmy przez Wypalanki w stronę Trzebawia, po drodze zachwycając się piękną kolorystyką liści w lesie.
W Trzebawiu rozważałyśmy czy jechać przez Górkę czy prosto do Jezior i wybór padł na Jeziory. Przejechałyśmy koło siedziby WPNu i zjechałyśmy na chwilę do jeziora Góreckiego. W taki dzień jak dzisiaj było mnóstwo ludzi, spacerujących i na rowerach. Co się dziwić, trzeba korzystać. :)
Wróciłyśmy na Grajzerówkę i dojechałyśmy nią do Puszczykowa. Lodziarnia była zamknięta, więc Magda zaproponowała, że pojedziemy do cioci na szybką kawę. Zadzwoniła zapytać czy ktoś jest w domu i o dokładny adres, i pojechałyśmy. Trochę dookoła przez Puszczykowo, żeby pojechać przez lasek. Po drodze przenoszenie rowerów przez tory.
Na zdjęciu Magda z kobzą:
U cioci kawa, pogaduchy i zeszła prawie godzina. W końcu wyjechałyśmy w drogę powrotną do domu. Poprowadziłam ją w Puszczykowie pod górę. Myślałam, że zabije mnie za ten podjazd, ale dzielnie go pokonała.
Potem pojechałyśmy przez las do Grajzerówki, a następnie do jeziora Jarosławieckiego:
Na plaży chwila przerwy i Magda zrobiła mi zdjęcie, bo mało ich mam na blogu. Przeważnie sama robię zdjęcia, więc mnie na nich nie ma.
Dalej już do Rosnówka, gdzie robię szybkie pseudoartystyczne zdjęcie na kładce, a potem już prosto do Chomęcic. Do domu na obiadek.
Cieszę się, że choć na troszkę wyciągnęłam Magdę na rower. :)
Świątecznie
Sobota, 1 listopada 2014
Kategoria ze zdjęciami, z Lotką, WPN, 1. 1-30km
km: | 27.14 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:34 | km/h: | 17.33 |
Ustaliłyśmy z Lotką, że jeśli 1.11 będzie dobra pogoda to obowiązkowo pojedziemy gdzieś rowerem. O 12 byłyśmy na Mszy na cmentarzu i było tak cieplutko, że nie mogłyśmy odpuścić. Po powrocie do domu ogarnęłam się i pojechałam. Gdy wjechałam do Szreniawy, Lotka wyjechała mi naprzeciw. Polną drogą dojechałyśmy do Wir, przejechałyśmy tory i skierowałyśmy się w stronę Grajzerówki. Po drodze zrobiłam zdjęcie kolorowej alei, ale zdjęcie tego nie oddaje :(
Dalej Grajzerówką dojechałyśmy do Jezior i powoli trzeba było wracać, bo Dorota miała jechać z rodzicami do babci. Zjechałyśmy jeszcze do jeziora Góreckiego. Świetnie się jechało po liściach, tylko nie było widać spod nich wystających korzeni. Dojechałyśmy do plaży i zrobiłyśmy chwilę przerwy. Zachwycałyśmy się kolorowymi drzewami i piękną jesienią:
Muszę przyznać, że to miejsce jest piękne o każdej porze roku i uwielbiam je.
Nie miałyśmy dużo czasu, więc ruszyłyśmy w drogę powrotną. Dojechałyśmy do j. Jarosławieckiego, odprowadziłam Lotkę do Szreniawy i sama pojechałam do domu.
Myślę, że to bardzo dobrze rozpoczęty miesiąc. :)
Dalej Grajzerówką dojechałyśmy do Jezior i powoli trzeba było wracać, bo Dorota miała jechać z rodzicami do babci. Zjechałyśmy jeszcze do jeziora Góreckiego. Świetnie się jechało po liściach, tylko nie było widać spod nich wystających korzeni. Dojechałyśmy do plaży i zrobiłyśmy chwilę przerwy. Zachwycałyśmy się kolorowymi drzewami i piękną jesienią:
Muszę przyznać, że to miejsce jest piękne o każdej porze roku i uwielbiam je.
Nie miałyśmy dużo czasu, więc ruszyłyśmy w drogę powrotną. Dojechałyśmy do j. Jarosławieckiego, odprowadziłam Lotkę do Szreniawy i sama pojechałam do domu.
Myślę, że to bardzo dobrze rozpoczęty miesiąc. :)