Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2016
Dystans całkowity: | 405.83 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 23:52 |
Średnia prędkość: | 17.00 km/h |
Maksymalna prędkość: | 40.00 km/h |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 36.89 km i 2h 10m |
Więcej statystyk |
Jednym kołem - dzień 1.
Sobota, 30 kwietnia 2016
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, Majówka 2016 NSR-W i SSJ
km: | 99.86 | km teren: | 0.00 |
czas: | 06:22 | km/h: | 15.69 |
Majówka była planowana dość dawno, ale ostateczną decyzję mieliśmy podjąć na ostatnią chwilę, ze względu na pogodę. Ostatnie dwa tygodnie były zimne, często deszczowe i mroźne w nocy. Do ostatniej chwili nie chcieliśmy jechać. Dzień przed postanowiliśmy, że jedziemy, ale na wyjazd zdecydowały się tylko trzy osoby z siedmiu - Lotka, Michał i ja.
Rano mieliśmy się spotkać z Lotką w Rosnowie o 8:30, ale słabo nam szło ogarnięcie się i załadowanie rowerów, więc zdążyła do nas dotrzeć. W sumie dobrze, bo gumy przytrzymujące jej wór transportowy nie wyglądały solidnie i mój tata poratował ją mocnymi, parcianymi paskami. Gdy już wszystko było gotowe mogliśmy ruszać.
I znów trzeba było przez pierwsze metry przyzwyczaić się do jazdy z obciążeniem. Punktem początkowym naszego szlaku, czyli Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego jest węzeł rowerowy przy Jeziorze Maltańskim, więc tam musieliśmy najpierw dotrzeć. Jechaliśmy trasą, którą zwykle jeżdżę do Michała czyli przez Luboń.
Przed Dębiną Lotka powiedziała, że coś jej zgrzyta i stuka w rowerze. Myślałam, że może odpowiedni bieg jej nie wskoczył, ale to nie było to. Zatrzymaliśmy się na chwilę i Michał oglądał rower, nie stwierdzając usterki.
Naszym zwyczajem zaczęliśmy się nabijać z Lotki (ona z nami :P), że mogłaby jechać z jednym kołem i pewnie by nie zauważyła, więc podziwiamy, że słyszy problem, którego nie ma. Później się okazało, że problem był, ale o tym wieczorem...
Już na początku wyjazd został mianowany nazwą "Jednym kołem..." :D
Przy moście Rocha Lotka z Michałem przegłosowali, żeby nie jechać nad Maltę robić zdjęcia przy początku szlaku. Trudno - obiecali, że pojedziemy tam na zakończenie. Szlak prowadzi przez Stare Miasto, dalej przez Wzgórze Świętego Wojciecha, przy Cytadeli i dalej gdzieś tam do Naramowickiej.
W pewnym momencie dojechaliśmy do znanego nam odcinka drogi, którym jeździmy do Śnieżycowego Jaru.
Po 30 kilometrach zrobiliśmy pierwszą przerwę regeneracyjną. Słońce świeciło i co najważniejsze grzało bardzo mocno. Byliśmy zadowoleni, że zdecydowaliśmy się jednak pojechać.
Najedzeni ruszyliśmy dalej znaną nam trasą. Nogi były jeszcze wypoczęte, pogoda dobra, więc jechało się wyśmienicie. Dotarliśmy do Starczanowa i nie zatrzymując się minęliśmy niedawno odwiedzony Śnieżycowy Jar. Jechaliśmy cały czas w terenie, piaski dały nam troszkę w kość, więc kiedy wyjechaliśmy na asfalt, bardzo nas to ucieszyło.
Za Obornikami (a może to jeszcze było w Obornikach) musieliśmy się obowiązkowo zatrzymać, żeby zrobić zdjęcie cudownej ścieżki rowerowej z drzewem na środku. Jasna część chodnika jest dla pieszych, czerwona dla rowerzystów. Co ciekawe, ścieżka skończyła się kilka metrów dalej, więc dlaczego nie mogła się skończyć już przed drzewem? To pozostanie chyba tajemnicą projektanta. :P
W Bąblinie zrobiliśmy sobie kolejną przerwę na odpoczynek i jedzenie.
Dalej jechaliśmy spokojnie asfaltem przez miejscowości o powiązanych nazwach: Bąblin, Bąblinek, Kiszewo, Kiszewko, Stobnica, Stobnicko. A potem przydarzyła się nawet Zielonagóra. :)
W Obrzycku przejechaliśmy na drugą stronę rzeki. Zrezygnowaliśmy z zakupów, decydując, że zrobimy je w następnej miejscowości. Jednak wjechaliśmy do lasu i walcząc z piaskami przebyliśmy prawie 10 kilometrów, aż do Wronek.
We Wronkach zrobiliśmy zakupy, głównie woda do gotowania i bułki na dzień następny. Zapytaliśmy też pewną panią o prom w Chojnie, ale powiedziała, że w weekend by nie ryzykowała. Mieliśmy do wyboru przejechać we Wronkach na drugą stronę rzeki i do Chojna nie jechać po naszym szlaku, albo jechać szlakiem do Chojna, bez pewności, że tam przedostaniemy się na drugą stronę rzeki - wybraliśmy opcję pierwszą.
Wyjechaliśmy z Wronek i po kilku kilometrach zjechaliśmy w boczną drogę, aby poszukać noclegu. Michał znalazł świetne miejsce, polankę między sosenkami.
Uprzątnęliśmy szyszki, rozbiliśmy namioty i wzięliśmy się za ogarnięcie siebie i posiłku. Na kolację zjedliśmy tortellini z grzybami z sosem pomidorowym z mozarellą. Pysznie smakowało po takim dniu i to jeszcze siedząc przy namiocie. Uwielbiam taki klimat! :)
Przy spinaniu rowerów przez Michała okazało się co było przyczyną stukania w Lotki rowerze. Otóż zapomniała dokręcić śrubki łączące bagażnik z blaszkami, dzięki którym można go było zamocować do jej roweru. Niewyobrażalne, niemożliwe - ale jednak. I nie na wyrost okazały się nasze żarty, że dojechałaby pewnie z jednym kołem i nie zauważyła tego po drodze :D
Lotka przyszła do naszego namiotu, trochę pogadaliśmy i poszła do siebie. Ubrani w ciepłe rzeczy i szczelnie zamknięci w śpiwory poszliśmy spać, mając nadzieję, że nie zamarzniemy całkowicie. :P
Z Martą i Pawłem
Środa, 27 kwietnia 2016
Kategoria 1. 1-30km, z Gumisiem, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 27.38 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:26 | km/h: | 19.10 |
Kolejny raz udało nam się wyjść w czwórkę na rower. Gumiś z Martą przyjechali do mnie, był u mnie też Michał i po chwili ruszyliśmy razem. Trasa krótka, prowadziła przez Konarzewo, Trzcielin, Lisówki do Żarnowca. Przy źródełku zrobiliśmy chwilę przerwy na pogawędkę. Ruszyliśmy dalej, bo zimno było. Przez Podłoziny, Dopiewo, Dopiewiec, Palędzie i Gołuski dotarliśmy do Głuchowa i wstąpiliśmy do Gumisia na kawę/herbatę.
Później Michał mnie odprowadził, wszedł na chwilę zabrać rzeczy i pojechał do domu.
Dzięki Wam za wspólną, wieczorną przejażdżkę. :)
Zimna niedziela
Niedziela, 24 kwietnia 2016
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 15.98 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:59 | km/h: | 16.25 |
Dziś po powrocie z kościoła stwierdziliśmy, że mimo chłodu przejedziemy się na krótką wycieczkę po okolicy. Wypiliśmy kawkę i zaczęliśmy się przebierać w ciuchy rowerowe. Świeciło słońce, ale krążyły też ciemne chmury. Gdy już wychodziliśmy z domu, zaczęło lekko kropić, ale po chwili przestało. Ruszyliśmy i przez wiatr było nam bardzo zimno.
Spokojnym tempem dojechaliśmy do jeziora Chomęcickiego i tam zatrzymaliśmy się na chwilę.
Pojechaliśmy dalej w stronę Rosnówka, kierując się zielonym szlakiem rowerowym. W okolicy jeziora Jarosławieckiego zatrzymaliśmy się na chwilę w lesie bo tak tam było pięknie. Zrobione kilka zdjęć i filmik, na którym słychać śpiew ptaków i pojechaliśmy dalej.
Na polnej drodze znów wiało i znów było zimno. Dojechaliśmy do Szreniawy i dalej walcząc z wiatrem do domu.
Jakiś czas po naszym powrocie przez chwilę padał śnieg. Dobrze, że już byliśmy w ciepłym domku. :)
Dziękuję Kochanie za przejażdżkę :*
Wieczorny Jarosławiec
Środa, 20 kwietnia 2016
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 19.70 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:09 | km/h: | 17.13 |
Mimo wiatru i chłodu umówiłyśmy się z Lotką na krótką przejażdżkę. Zanim się zebrałam i wyjechałam z domu, minęło sporo czasu. Musiałam ogarnąć łańcuch, który po sobotniej deszczowej jeździe pokrył się pomarańczowym nalotem :P Później cofnęłam się do domu, żeby założyć dodatkowe portki, bo było mi zimno. Chwilę po 19:00 wyjechałam z domu w stronę Szreniawy, po drodze robiąc fotki:
Lotkę spotkałam w Szreniawie koło Muzeum. Pojechałyśmy przez las kierując się początkowo na Puszczykowo, później w kierunku Jarosławca. W lesie robi się cudownie zielono, fajnie się jechało, wiaterek tam nie docierał.
Przejechałyśmy kawałek Grajzerówką i pojechałyśmy do jeziora Jarosławieckiego, tam zrobiłyśmy krótką przerwę. Tam dwójka rowerzystów męczyła się z wymianą dętki. Zagadali do nas czy będziemy się kąpać, ale powiedziałyśmy, że preferujemy samą jazdę na rowerze, a do jeziorka wskoczymy za kilka miesięcy.
Posiedziałyśmy tam chwilę i pojechałyśmy dalej, drugą stroną jeziora do Rosnówka. Gdy wyjechałyśmy z lasu na pole, zaczęło mocno wiać. W Rosnówku jechałyśmy pod lasem, a potem przez kładkę i wyjechałyśmy na polną w kierunku Chomęcic, już tak bardzo nie wiało.
Lotka wstąpiła do mnie na herbatę. Żartowałam, że jeszcze nie jest ciemno, więc nie wypada, żeby już jechała do domu. Odjechała około 22:00, tradycyjnie już po ciemku. :P
Dzięki za wycieczkę, może w piątek znów się uda pojechać. :)
Pierwszy raz w tym roku z Martą i Gumisiem
Sobota, 16 kwietnia 2016
Kategoria 3. 50-100km, z Gumisiem, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 51.51 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:02 | km/h: | 16.98 |
Umówiliśmy się na rower we czwórkę, czyli ja z Michałem i Marta z Gumisiem. Gumiś miał rower u Marty i ograniczony czas, więc pojechał tam autem, a my rowerami pojechaliśmy na Dębiec. U Marty pod blokiem okazało się, że są niegotowi i musieliśmy czekać prawie pół godziny. W końcu zeszli na dół z rowerami i po chwili pojechaliśmy. Najpierw w stronę Dębiny, gdzie objechaliśmy trochę dookoła różnymi ścieżkami, później NSR-em. Kawałek jechaliśmy Wartostradą, oczywiście trzeba było znieść rowery po schodach. :P Na Śródce była chwila przerwy, bo Gumiś chciał zobaczyć malowidło na ścianie jednego budynku. Później zrobiliśmy kółko wokół Malty, robiąc przerwę na pogawędkę przy Źródełku. Pożegnaliśmy się przy Węźle Rowerowym, Marta z Gumisiem pojechali do niej, a my do Michała. Chcieliśmy wypić kawę i pojechać do mnie, ale niebo się zachmurzyło i gdy już mieliśmy wyjeżdżać, zaczęło kropić. Podjęliśmy decyzję, że założymy pelerynki i pojedziemy. Padało tylko delikatnie, jechało się dobrze. Jednak w Luboniu zaczęło wiać i padać mocniej. W pelerynce było mi ciepło, ale dla Michała jazda była trochę zbyt wolna i chciał jechać szybciej. W Komornikach powiedziałam, żeby pojechał szybciej, a ja sobie sama dojadę. Gdy dotarłam do domu, on zdążył schować rower, też szybko schowałam swój i poszłam do domu się przebrać. Peleryna, którą moja mama testowała w ulewie sprawdziła się świetnie, ale teraz przepuściła mi trochę wody na rękawach. Wniosek jest taki, że nadaje się na krótki, półgodzinny dojazd do domu w dużym deszczu, ale przy dłuższej jeździe już nie jest tak kolorowo.
Padało jeszcze przez kilka godzin, ale pod wieczór wyszło piękne słońce. :)
Więcej zdjęć miało być, może uzupełnię opis, jeśli Gumiś udostępni mi zdjęcia ze swojego aparatu. :)
Do Puszczykowa na rowerowe zakupy
Piątek, 15 kwietnia 2016
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 36.46 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:52 | km/h: | 19.53 |
Po dwóch nieudanych próbach pojechania po nowe spodenki do Puszczykowa, w końcu nam się udało tam wybrać. Michał jechał z pracy, a ja stałą trasą jechałam w jego kierunku. Spotkaliśmy się na Dębinie i zrobiliśmy chwilkę przerwy, bo chciałam zjeść batona. Później żwawo ruszyliśmy w stronę Puszczykowa, nie zatrzymując się nigdzie, bo zostało niewiele czasu do zamknięcia sklepu. Zachmurzone niebo też groziło cały czas mniejszym lub większym opadem.
Dotarliśmy do sklepu i mieliśmy prawie pół godziny do zamknięcia, więc ze spokojem przymierzyłam portki. Jedne kupiłam sobie takie jak mam, dobre i sprawdzone. Drugie z damską wkładką - kiedyś trzeba spróbować i przekonać się czy będzie wygodniejsza. :)
Po zakupach wsiedliśmy na rowery i wracaliśmy przez WPN. W lesie już zaczyna się pięknie zielenić.
Przez Grajzerówkę dotarliśmy do Szreniawy, dalej do domu. Pół kilometra przed domem zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, a później już na dobre się rozpadało.
Rozwieszanie plakatów
Środa, 13 kwietnia 2016
Kategoria transport
km: | 3.70 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:13 | km/h: | 17.10 |
Po Michała
Piątek, 8 kwietnia 2016
Kategoria 2. 30-50km, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 32.16 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:41 | km/h: | 19.10 |
Michał miał przyjechać do mnie po pracy, więc postanowiłam, że po niego pojadę. Jechałam przez Luboń, Dębinę i pierwszy raz przez nowy most na Starołękę:
Dotarłam miejsca, w którym pracuje Michał i musiałam poczekać kilka minut, aż się przebierze i wyjdzie. :)
Razem wracaliśmy również przez Luboń i Komorniki do domu.
Objazd po okolicy
Środa, 6 kwietnia 2016
Kategoria ze zdjęciami, z Lotką, WPN, 1. 1-30km
km: | 25.31 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:31 | km/h: | 16.69 |
Napisałam do Lotki, czy popołudniu znajdzie chwilę na rower i odpowiedź była twierdząca. Po 17:00, gdy miałam zacząć się szykować, zobaczyłam, że nadciągają ciemne chmury i zaraz zaczęło padać. Po telefonicznej naradzie zdecydowałyśmy, że jeśli tylko przestanie, to ruszamy. Po kilkunastu minutach po deszczu zostały kałuże i zaświeciło słońce.
Wyjechałam chwilę po osiemnastej. Dotarłam do Lotki i razem pojechałyśmy do WPN-u na mały objazd po okolicy. Najpierw do jeziora Jarosławieckiego, dalej do Jezior i jeziora Góreckiego:
Zarządziłam postój w tradycyjnym miejscu, dzisiaj było pusto i przyjemnie cicho, nie tak jak podczas ostatniej wycieczki.
Wjechałyśmy na PdP, którym dotarłyśmy do Górki, oglądając zachód słońca.
Z Górki przez Trzebaw pojechałyśmy do Rosnówka, przecięłyśmy DK5 i pod lasem dojechałyśmy do kładki. Tam pooglądałyśmy chwilę nurkujące łabędzie i ruszyłyśmy do mnie.
Lotka wstąpiła do mnie na kawkę, trochę pogadałyśmy i już po ciemku pojechała do domu.
Dzięki za przejażdżkę! :)
Wycieczka do Kórnika
Niedziela, 3 kwietnia 2016
Kategoria 3. 50-100km, WPN, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 75.07 | km teren: | 0.00 |
czas: | 04:27 | km/h: | 16.87 |
W głowie zrodził się plan na wykorzystanie prognozowanej dobrej pogody na niedzielę. Wymyśliłam z Michałem wycieczkę do Kórnika.
Rano pojechałam do kościoła, a po powrocie zajęłam się szykowaniem jedzenia na drogę. Postanowiłam usmażyć kotlety, żebyśmy mogli na trasie coś zjeść w porze obiadowej. W międzyczasie Lotka dała znać, że też jedzie z nami. Przyjechał po mnie Michał, więc posprzątałam w kuchni i poszłam się przebrać. Chwilę po 12:00 wyruszyliśmy w drogę:
Lotka czekała na nas pod blokiem i dalej pojechaliśmy już w trójkę.
Dojechaliśmy do j. Jarosławieckiego, wjechaliśmy na Grajzerówkę, by po chwili zjechać w las zgodnie z oznaczeniami czerwonego szlaku. Na chwilę zatrzymaliśmy się przy grobach powstańców z 1848 roku.
Dojechaliśmy do Puszczykowa i przy lodziarni Lotka chciała wstąpić na lody, jednak zdecydowaliśmy, że szkoda czasu i jedziemy dalej, może w drodze powrotnej.
Przejechaliśmy przez Rogalinek i wyjechaliśmy na drogę w kierunku Rogalina, oglądając stare dęby.
Nieopodal miejsca gdzie spaliśmy w zeszłym roku jadąc Pierścień, znaleźliśmy idealną miejscówkę na dłuższą przerwę. Rozsiedliśmy się i zjedliśmy kotlety ze smakiem. Nieskromnie przyznam, że wyszły mi bardzo dobre. Słońce grzało mocno, tak że Michał siedział bez koszulki.
Posiedzieliśmy tam 40 minut i zaczęliśmy się zbierać do odjazdu.
Przejechaliśmy w pobliżu pałacu w Rogalinie, cały czas kierując się czerwonym szlakiem. Dwa razy musieliśmy obejść dookoła płotu, bo bramki były zamknięte. Szlak prowadził polnymi i leśnymi drogami dookoła, przez Daszewice i inne miejscowości. Jechaliśmy długą prostą drogą przez pola i las, aż dotarliśmy do Daszewic i zgubiliśmy szlak, który później sam się odnalazł. Bez problemów, ale późno dojechaliśmy do Kórnika.
Wstąpiliśmy do Biedronki, żeby dokupić picie i pojechaliśmy koło zamku, zrobić sobie fotkę. Po chwili ruszyliśmy, żeby przy drodze wzdłuż jeziora znaleźć ławkę, na której moglibyśmy usiąść i się posilić.
Po przerwie ruszyliśmy dalej, trasą znaną nam również z zeszłorocznego pierścienia. Jechało się dobrze i szybko, w przeciwieństwie do drogi w tamtą stronę, nie było pod wiatr.
Kolejne miejscowości mijaliśmy szybko i w Puszczykowie Lotka znów wspomniała o lodach. Ale kolejka była jeszcze większa, niż przedtem i rzut oka na nią od razu zniechęcił do postoju. :P Pojechaliśmy dalej, czekał nas podjazd i przez WPN dotarliśmy do Grajzerówki, przecięliśmy ją i dojechaliśmy do Jeziora Jarosławieckiego.
Zrobiliśmy sobie ostatnią, krótką przerwę, usiedliśmy i pogadaliśmy chwilę. Dalej pojechaliśmy już prosto do Szreniawy gdzie rozstaliśmy się z Lotką.
W miejscu gdzie się rozstawaliśmy, spojrzałam na licznik, który wskazywał przejechane 600 km w tym roku. :)
Dziękuję Wam za wspólną, udaną wycieczkę! Oby takich było więcej. :)