Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2017
Dystans całkowity: | 532.96 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 28:52 |
Średnia prędkość: | 18.46 km/h |
Maksymalna prędkość: | 43.40 km/h |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 38.07 km i 2h 03m |
Więcej statystyk |
Poznań
Poniedziałek, 29 maja 2017
Kategoria 3. 50-100km, transport
km: | 51.53 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:49 | km/h: | 18.30 |
Kolejny raz do Michała rowerem + trochę krążenia po mieście.
Niedzielne hopki
Niedziela, 28 maja 2017
Kategoria 3. 50-100km, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 60.45 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:32 | km/h: | 17.11 |
Najpierw razem z Michałem pojechaliśmy do Dopiewca na Mszę. Wróciliśmy do mnie, żeby się się posilić i wypić po szklance coli. Dzień już robił się upalny.
Gdy w końcu wyjechaliśmy z domu, po kilometrze zawracaliśmy, żeby posmarować ramiona Michała kremem z filtrem. Spalił je sobie dzień wcześniej, jadąc cały dzień na rowerze. Musiało go bardzo boleć, skoro dał sobie wysmarować ręce mazidłem. Nie wiem skąd wynika taka niechęć płci przeciwnej do różnego rodzaju kremów... :P
Planowana trasa prowadziła przez Ludwikowo i Dymaczewo, tak też pojechaliśmy. Na początek do WPNu, przy jeziorze Góreckim zatrzymaliśmy się tylko by zrobić zdjęcie.
Dalej przejechaliśmy do jeziora Kociołek i zaraz zaczął się podjazd do Ludwikowa, na którym straciłam wiele nerwów i narzekałam na SPDy. Kiedyś podjeżdżało mi się łatwiej, czułam się pewniej. Jeszcze dużo nauki przede mną. Tego dnia okazji było wiele.
Na górze zatrzymaliśmy się na chwilę, obmyliśmy twarze i łyknęliśmy trochę Ludwiczanki. Zjechaliśmy kawałek asfaltem i odbiliśmy w leśną ścieżkę, prowadzącą przez sinusoidy do Dymaczewa. Dojechaliśmy do podjazdu nie do pokonania, nawet zjazd byłby trudny.
Dawno nie byłam w tym miejscu, przypomniałam sobie i odpowiedziałam Michałowi historię, jak pierwszy raz tam dotarłyśmy z Lotką. Muszę jeździć tam częściej.
Wyjechaliśmy z lasu przed Dymaczewem i czekał nas zjazd. Zatrzymaliśmy się w sklepie i kupiliśmy lody, ale przysklepowe towarzystwo zniechęciło nas do postoju w tym miejscu. Dlatego szybko pojechaliśmy nad jezioro z lodami w ręce i tam je zjedliśmy. Było znacznie przyjemniej. :)
Po przerwie pojechaliśmy dalej czarnym szlakiem. Tu też dawno mnie nie było, a szkoda, bo to bardzo fajna trasa, pełna krótkich zjazdów i podjazdów.
Jechaliśmy szlakiem wzdłuż jeziora, później przez Łódź i Rosnówko. Dalej to już prosto do Chomęcic.
Wieczorem jeszcze odprowadziłam Michała kawałek i po drodze oglądaliśmy zachód słońca, który udało mi się sfotografować:
Dziękuję za wycieczkę. :)
Gdy w końcu wyjechaliśmy z domu, po kilometrze zawracaliśmy, żeby posmarować ramiona Michała kremem z filtrem. Spalił je sobie dzień wcześniej, jadąc cały dzień na rowerze. Musiało go bardzo boleć, skoro dał sobie wysmarować ręce mazidłem. Nie wiem skąd wynika taka niechęć płci przeciwnej do różnego rodzaju kremów... :P
Planowana trasa prowadziła przez Ludwikowo i Dymaczewo, tak też pojechaliśmy. Na początek do WPNu, przy jeziorze Góreckim zatrzymaliśmy się tylko by zrobić zdjęcie.
Dalej przejechaliśmy do jeziora Kociołek i zaraz zaczął się podjazd do Ludwikowa, na którym straciłam wiele nerwów i narzekałam na SPDy. Kiedyś podjeżdżało mi się łatwiej, czułam się pewniej. Jeszcze dużo nauki przede mną. Tego dnia okazji było wiele.
Na górze zatrzymaliśmy się na chwilę, obmyliśmy twarze i łyknęliśmy trochę Ludwiczanki. Zjechaliśmy kawałek asfaltem i odbiliśmy w leśną ścieżkę, prowadzącą przez sinusoidy do Dymaczewa. Dojechaliśmy do podjazdu nie do pokonania, nawet zjazd byłby trudny.
Dawno nie byłam w tym miejscu, przypomniałam sobie i odpowiedziałam Michałowi historię, jak pierwszy raz tam dotarłyśmy z Lotką. Muszę jeździć tam częściej.
Wyjechaliśmy z lasu przed Dymaczewem i czekał nas zjazd. Zatrzymaliśmy się w sklepie i kupiliśmy lody, ale przysklepowe towarzystwo zniechęciło nas do postoju w tym miejscu. Dlatego szybko pojechaliśmy nad jezioro z lodami w ręce i tam je zjedliśmy. Było znacznie przyjemniej. :)
Po przerwie pojechaliśmy dalej czarnym szlakiem. Tu też dawno mnie nie było, a szkoda, bo to bardzo fajna trasa, pełna krótkich zjazdów i podjazdów.
Jechaliśmy szlakiem wzdłuż jeziora, później przez Łódź i Rosnówko. Dalej to już prosto do Chomęcic.
Wieczorem jeszcze odprowadziłam Michała kawałek i po drodze oglądaliśmy zachód słońca, który udało mi się sfotografować:
Dziękuję za wycieczkę. :)
Poznań
Piątek, 26 maja 2017
km: | 36.34 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:44 | km/h: | 20.97 |
Kolejny raz wykorzystałam dobrą pogodę i do Michała pojechałam rowerem.
W drodze powrotnej, w Komornikach udało mi się znów uchwycić na zdjęciu moment po zachodzie słońca:
W drodze powrotnej, w Komornikach udało mi się znów uchwycić na zdjęciu moment po zachodzie słońca:
Poznań
Wtorek, 23 maja 2017
Kategoria 2. 30-50km, transport, z Michałem
km: | 47.71 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:30 | km/h: | 19.09 |
Dzień lenia
Niedziela, 21 maja 2017
Kategoria 2. 30-50km, transport, z Michałem
km: | 44.00 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:14 | km/h: | 19.70 |
Leniwa niedziela, pojechałam rowerem do Michała, ale nie jechaliśmy na żadną wycieczkę. Wieczorem Michał odprowadził mnie do Komornik, dalej jechałam sama.
Niebo chwilę po zachodzie słońca uwieczione na zdjęciu przed Rosnowem:
Niebo chwilę po zachodzie słońca uwieczione na zdjęciu przed Rosnowem:
Poznań
Sobota, 20 maja 2017
Kategoria 2. 30-50km, transport
km: | 36.29 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:46 | km/h: | 20.54 |
Kolejny raz rowerkiem do Michała. Pogoda od rana była kiepska, całą drogę mżyło raz mocniej, a raz słabiej. Powrót popołudniu pod silny wiatr.
Rozkręcić Lotkę
Piątek, 19 maja 2017
Kategoria z Lotką, 1. 1-30km
km: | 28.36 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:31 | km/h: | 18.70 |
Udało się pójść na rower z Lotką. Połączyłam przyjemne z pożytecznym i udałyśmy się do Leroy Merlin po jedną rzecz, a Lotka pilnowała mi roweru. :)
Później pojechałyśmy przez Plewiska, Gołuski i Konarzewo do Chomęcic. Posiedziałyśmy chwilę u mnie na ogródku, zjadłyśmy lody, a na koniec odprowadziłam ją do Szreniawy.
Dzięki za przejażdżkę i pomoc z zakupami! :)
Później pojechałyśmy przez Plewiska, Gołuski i Konarzewo do Chomęcic. Posiedziałyśmy chwilę u mnie na ogródku, zjadłyśmy lody, a na koniec odprowadziłam ją do Szreniawy.
Dzięki za przejażdżkę i pomoc z zakupami! :)
Poznań
Środa, 17 maja 2017
Kategoria transport, 2. 30-50km
km: | 37.78 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:56 | km/h: | 19.54 |
Poznań
Wtorek, 16 maja 2017
Kategoria 2. 30-50km, transport
km: | 36.55 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:44 | km/h: | 21.09 |
Do Michała stałą trasą przez Luboń, Dębinę. Cudownie było rowerkiem omijać popołudniowe korki.
Na Dębinie minuta przerwy, żeby zrobić zdjęcie łabędzia po drugiej stronie stawu. Dopiero później zorientowałam się, że przede mną stoją dwie kaczki. :P Też się załapały. :)
Na Dębinie minuta przerwy, żeby zrobić zdjęcie łabędzia po drugiej stronie stawu. Dopiero później zorientowałam się, że przede mną stoją dwie kaczki. :P Też się załapały. :)
Niedziela na bogato
Niedziela, 14 maja 2017
Kategoria 2. 30-50km, geocaching, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 47.26 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:13 | km/h: | 14.69 |
Przejażdżka Wartostradą, geocaching i grill nad Wartą... Tylko kilometrów mało. :P
Pojechaliśmy rowerami razem z Michałem na Mszę do kościoła św. Rocha, a później udaliśmy się na Wartostradę. Jechało się bardzo przyjemnie, choć pod wiatr. Szkoda tylko, że nowy odcinek jest szerokim ciągiem pieszo-rowerowym, a nie jest przedzielony... Tym razem było mało ludzi, ale nie wyobrażam sobie przedzierania się przez tłumy spacerowiczów.
Koniec marudzenia. :P
Z Wartostrady zjechaliśmy przy Hetmańskiej i skręciliśmy w stronę Starołęki. Celem było to samo miejsce, które odwiedziliśmy podczas naszej poprzedniej, wspólnej wycieczki.
Kontynuowaliśmy zbieranie skrytek. Słońce grzało bardzo mocno i było gorąco. Szukanie utrudniały wysokie, bujne pokrzywy. Musieliśmy też prowadzić rowery przez wąskie, zarośnięte ścieżki i piach.
Później nastąpił najbardziej wyczekiwany moment tego dnia, czyli grill.
Poszukaliśmy odpowiedniego miejsca i zajęliśmy się przygotowaniem naszego małego obozu.
Mieliśmy grilla jednorazowego, kocyk i świetne nastroje. Taki klimat bardzo lubimy.
Upiekliśmy sobie kiełbasy i chleb, do tego musztarda, pomidor - pychotka. :)
Po jedzeniu mieliśmy czas na leniuchowanie, a grill na ostygnięcie. Słońce schowało się za chmurami, a ja na opalonych rękach zaczęłam odczuwać skutki jego wcześniejszego działania.
Posprzataliśmy wszystko i ruszyliśmy zdobyć ostatnią skrytkę, do której Michał musiał się wdrapać na drzewo. Pokrzywy były wszędzie.
Stan wody w Warcie jest wysoki, na zdjęciu powyżej nie widać miejsca, gdzie Michał siedział 1 maja.
Później czekał nas powrót do domu, najpierw w stronę Rogalinka przez Czapury, Wiórek i Sasinowo czyli nieznane mi tereny. Od Rogalinka już przez Puszczykowo, doskonale znanymi drogami do domu.
Dziękuję za fajny dzień, następnym razem musimy pamiętać o kremie z filtrem, odstraszaczu owadów i dużej ilości wody. :)
Pojechaliśmy rowerami razem z Michałem na Mszę do kościoła św. Rocha, a później udaliśmy się na Wartostradę. Jechało się bardzo przyjemnie, choć pod wiatr. Szkoda tylko, że nowy odcinek jest szerokim ciągiem pieszo-rowerowym, a nie jest przedzielony... Tym razem było mało ludzi, ale nie wyobrażam sobie przedzierania się przez tłumy spacerowiczów.
Koniec marudzenia. :P
Z Wartostrady zjechaliśmy przy Hetmańskiej i skręciliśmy w stronę Starołęki. Celem było to samo miejsce, które odwiedziliśmy podczas naszej poprzedniej, wspólnej wycieczki.
Kontynuowaliśmy zbieranie skrytek. Słońce grzało bardzo mocno i było gorąco. Szukanie utrudniały wysokie, bujne pokrzywy. Musieliśmy też prowadzić rowery przez wąskie, zarośnięte ścieżki i piach.
Później nastąpił najbardziej wyczekiwany moment tego dnia, czyli grill.
Poszukaliśmy odpowiedniego miejsca i zajęliśmy się przygotowaniem naszego małego obozu.
Mieliśmy grilla jednorazowego, kocyk i świetne nastroje. Taki klimat bardzo lubimy.
Upiekliśmy sobie kiełbasy i chleb, do tego musztarda, pomidor - pychotka. :)
Po jedzeniu mieliśmy czas na leniuchowanie, a grill na ostygnięcie. Słońce schowało się za chmurami, a ja na opalonych rękach zaczęłam odczuwać skutki jego wcześniejszego działania.
Posprzataliśmy wszystko i ruszyliśmy zdobyć ostatnią skrytkę, do której Michał musiał się wdrapać na drzewo. Pokrzywy były wszędzie.
Stan wody w Warcie jest wysoki, na zdjęciu powyżej nie widać miejsca, gdzie Michał siedział 1 maja.
Później czekał nas powrót do domu, najpierw w stronę Rogalinka przez Czapury, Wiórek i Sasinowo czyli nieznane mi tereny. Od Rogalinka już przez Puszczykowo, doskonale znanymi drogami do domu.
Dziękuję za fajny dzień, następnym razem musimy pamiętać o kremie z filtrem, odstraszaczu owadów i dużej ilości wody. :)