thewheel

rowerOWOblog rowerowy

animalek z miasta Chomęcice k/Poznania
km:12285.43
km teren:439.70
czas:29d 01h 24m
pr. średnia:17.19 km/h
podjazdy:0 m

Moje rowery

Znajomi

Szukaj

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy animalek.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

5. ponad 150 km

Dystans całkowity:157.16 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:10:56
Średnia prędkość:14.37 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:157.16 km i 10h 56m
Więcej statystyk

Wyprawa Nysa Odra - dzień 9. Nieplanowany finisz

Czwartek, 23 lipca 2015
km:157.16km teren:0.00
czas:10:56km/h:14.37
Kategoria Szlak Odra-Nysa 2015, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, 5. ponad 150 km

Po wieczornej ulewie w nocy jeszcze trochę padało, ale rano słońce przebijało zza chmur. Wyrzuciliśmy wszystkie rzeczy z namiotu i przy stoliku obok zabraliśmy się za przygotowywanie śniadanka.

Poranek w ośrodku młodzieżowym (Plowen)

Tego dnia oprócz tradycyjnych bułeczek szef kuchni polecał ryż na mleku, lekko przypalony, ale bardzo smaczny. :) Wiatr znów hulał, więc namiot szybko się suszył.

Na śniadanie ryż na mleku

Poranne pakowanie

Po śniadaniu był czas na poranną toaletę, złożenie namiotu i spakowanie rzeczy. Wychodząc z ośrodka zorientowałam się, że źle założyłam sakwy. Można dostrzec na zdjęciu poniżej, że odblaski, które powinny być z tyłu są widoczne od przodu. :P Michał pękał ze śmiechu, a ja musiałam zdejmować butelki, wór i przekładać sakwy, bo inaczej nie mogłabym jechać.

Wychodzimy z ośrodka

Ostatnie spojrzenie na miejsce noclegu i ruszyliśmy. Pamperek jest charakterystyczny, jak tam będziecie, to polecamy jako miejsce noclegowe. :)

Przed ośrodkiem, w którym spaliśmy

Wyruszyliśmy na szlak i po kilku kilometrach zauważyliśmy na trasie znajomych rowerzystów. Oni nocowali w Locknitz, więc rano wyruszyli wcześniej od nas.

Nasi znajomi :)

Tego dnia czuliśmy się dziwnie, zarówno Michałowi jak i mnie nie bardzo chciało się jechać. Byliśmy zmęczeni, a wiatr po raz kolejny nie pomagał, a nawet utrudniał jazdę. No i byliśmy w drodze już ponad tydzień. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów tego dnia zrobiliśmy przerwę i kompletnie nie mieliśmy ochoty ruszać dalej. :P

Krótka przerwa

Nie wiedzieliśmy wtedy jak trudny i długi okaże się ten dzień...
Trasa była bardzo ciekawa, prowadziła przez las i małe miejscowości.

Ścieżką wzdłuż drogi

Dotarliśmy do Rieth, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę, aby zrobić zdjęcie:

Kościół w miejscowości Rieth

Po kilku kilometrach naszym oczom ukazało się jezioro Nowowarpieńskie, a następnie punkt widokowy, przy którym postanowiliśmy zrobić przerwę i odpocząć. 

Punkt widokowy nad jeziorem Nowowarpieńskim

Widok z góry

Posiedzieliśmy tam około pół godziny, zjedliśmy orzeszki i pojechaliśmy dalej. Przejeżdżaliśmy przez kilka wiosek, ale myśleliśmy, że przydałoby się miasteczko, w którym byłby sklep i moglibyśmy zrobić zakupy. Chcieliśmy też zjeść jakiś obiad. Nadzieja była w Ueckermünde, do którego niebawem dojechaliśmy. Spotkaliśmy tam znów naszych znajomych rowerzystów, oni również szukali sklepu. W końcu obraliśmy dobry kierunek, lecz oni zostali gdzieś w tyle. Mieli tam nocować na polu namiotowym, więc w zasadzie zakończyli jazdę tego dnia. My znaleźliśmy supermarket z mini galerią i poszłam zrobić zakupy, później Michał poszedł oddać butelki. Chcieliśmy wejść razem do środka, żeby zjeść kebab, więc nasze obładowane osiołki też zostały wprowadzone do środka. 

Nasze rowery w centrum handlowym

Po obiedzie ruszyliśmy dalej, jednak musieliśmy zrobić postój, abym mogła się ubrać, bo zrobiło się zimno. Pojechaliśmy na plażę, zebrałam nawet kilka muszelek. :) Żartowaliśmy sobie, że jesteśmy już nad Morzem Szczecińskim. Rzeczywiście, zalew choć spokojniejszy, to przypomina morze. Może dlatego wiele osób myśli, że Szczecin ma do morza dostęp :D

Anna na plaży :P



Nie spędziliśmy tam dużo czasu, bo nadciągały ciemne chmury i musieliśmy znaleźć schronienie, zanim się rozpada.

Brzydkie chmury na horyzoncie

Ueckermünde

Zatrzymaliśmy się na przystanku autobusowym, gdy już zaczynało padać. Było zimno, nudno i niezbyt optymistycznie. Długo czekaliśmy, więc zaczęło nam odbijać:

W czasie deszczu dzieci się nudzą... :P

Nie było jednak do śmiechu, sytuacja była trudna. Była 18:30, a deszcz nadal padał, zero szans na szukanie miejsca na nocleg i niezbyt miła perspektywa rozbijania się w deszczu. Postanowiliśmy czekać i opłaciło się, bo deszcz stawał się coraz słabszy i w końcu tylko kropiło. Założyliśmy ubrania przeciwdeszczowe i ruszyliśmy. Pogoda znacznie się poprawiła, ale nadal było zimno. W dodatku cały czas widywaliśmy tabliczki z napisem "Naturpark", co uniemożliwiało nam rozbicie się. 
Zatrzymaliśmy się przy mapie, żeby się zorientować, kiedy ten obszar się skończy. Usłyszeliśmy z daleka rozmowę po polsku i wkrótce nadjechało dwóch dużo starszych od nas rowerzystów, jeden miał 70 lat. 

Pędzimy przez las :)

Jechaliśmy w czwórkę przez las, jechało się dobrze, ale zaczęliśmy myśleć o oddzieleniu się od współtowarzyszy, żeby na spokojnie poszukać noclegu. Wkrótce na chwilę się zatrzymali, więc szybko się pożegnaliśmy i pojechaliśmy dalej. Gdy wyjechaliśmy z obszaru oznaczonego żółtą tabliczką z sową i napisem "Naturpark" znaleźliśmy się na polu, ale dobrego miejsca nie było. A później znów wjechaliśmy w taki obszar i straciliśmy szanse na znalezienie noclegu przez następne kilkanaście kilometrów. Za to widoki były wspaniałe:

Piękne widoki - Anklamer Stadtbruch

Anklamer Stadtbruch

Anklamer Stadtbruch - cudownie

Do pięknych widoków dołączył jeszcze przepiękny zachód słońca. Kolejny raz potwierdza się teza, że żadna - nawet najlepsza fotografia - nie odda piękna widoków, które trzeba po prostu zobaczyć na żywo i zachować w pamięci. :)
Oczywiście wolelibyśmy oglądać to jedząc kolację i szykując się do spania koło namiociku, ale musieliśmy jechać, by wydostać się z rozlewisk i chronionego obszaru. 

Zachód słońca - piękny, ale lepiej byłoby go oglądać z namiotu

Słońce było już coraz niżej i choć z widoku zniknęły nam stawy, jeziorka i inne bagna, to teren był podmokły i poprzecinany małymi rzeczkami oraz kanałami.

Słońce już prawie zaszło, a my nadal bez noclegu

W pewnym momencie mieliśmy wątpliwość co do tego, którą drogą prowadzi szlak. Na wprost było widać wioskę, ale szlak skręcił w prawo i tak też pojechaliśmy. Kto wie, może w tej wiosce znaleźlibyśmy nocleg na jakimś ogródku... Ale nie ma co gdybać. :)
Nadzieją na koniec znienawidzonego już przez nas Naturparku, było miasto Anklam, do którego się zbliżaliśmy. Zaczęliśmy szukać miejscówki przy działkach, później w okolicach drogi wyjazdowej z miasta, przy torach, obok parku i nic. Pewien pan zobaczył nas przez okno, wyszedł do nas i zapytany czy możemy się rozbić w jego ogrodzie, zaczął nam tłumaczyć po angielsku gdzie jest miejsce, w którym można się rozbić. Nie trafiliśmy tam ostatecznie, a nawet nie mieliśmy już prawie euro, żeby za taki nocleg zapłacić.
Jadąc szlakiem kierowaliśmy się do wyjazdu z miasta.

Anklam :P

Oglądaliśmy 3 miejsca, ale nie nadawały się wcale. Ostatnie było za miastem przy rozwidleniu drogi, ja chciałam rozbić namiot za lichymi krzewami i przespać się do świtu, ale Michał był przeciwny. Ja też zrezygnowałam, gdy stojąc w trawie po kolana zaświeciłam latarkę, zorientowałam się, że każde źdźbło oblepione jest kilkoma okropnymi ślimakami bez skorupki i zaczęłam piszczeć. :P
Pojechaliśmy dalej i w pobliskiej wiosce Relzow zatrzymaliśmy się pod dużą drewnianą wiatą:

Postój pod wiatą w miejscowości Relzow

I znów, ja byłam skłonna tam spać, a Michał nie. :P Powiedział, że mogę wyjąć śpiwór i pospać, a on będzie czuwał, ale nie brałam tego pod uwagę. Zdecydowaliśmy, że przygotujemy się do dalszej jazdy i wyruszymy na podbój Świnoujścia jeszcze tej samej nocy. Decyzja była szalona, ale lepszej opcji nie widzieliśmy. 
Przygotowaliśmy się dobrze, czyli założyliśmy ciepłe rzeczy (normalnie w takich jeżdżę zimą, ale wtedy było pieruńsko zimno), wypiliśmy herbatę i zjedliśmy bułki, a potem dużo czekolady i słodyczy. Zrobiliśmy sobie wspólną fotkę, niestety niewyraźna, ale tak samo niewyraźnie się wtedy czuliśmy :P W nogach mieliśmy już 100 kilometrów, a kilkadziesiąt przed nami...

Ubrani w grube ciuchy i gotowi do drogi :P

Ostatnie zdjęcie przed wyjazdem

Tak zaczął się "nowy dzień" - minęła już 0:00. 
Jechało się ciężko, przede wszystkim przez bardzo doskwierające zimno. Temperatura spadła znacznie, a nasze niewyspanie na pewno potęgowało uczucie zimna. 
Wjechaliśmy w ciemny las, w którym pewnie moglibyśmy się rozbić, ale zapadła decyzja, że jedziemy, więc jechaliśmy. Dojechaliśmy znów do drogi (nr 110) i jechaliśmy szlakiem wzdłuż niej. Dotarliśmy do Usedom i zrobiliśmy postój. Nie chciało nam się jechać dalej, ale im dłużej siedzieliśmy, tym było zimniej. Dalsza droga była męczarnią - chłodno, wilgotno i ciemno. Postanowiliśmy nie skręcać na szlak, tylko jechać drogą. Michał raz prawie wjechał w rów, musiałam go motywować do jazdy, choć sama nie miałam sił. 

I w końcu, po trzech niesamowicie okropnych godzinach jazdy naszym oczom ukazał się taki znak:

Wracamy do Polski

Próbowaliśmy zrobić sobie zdjęcie, lecz wszystkie odblaski ściągały na siebie błysk lampy i w efekcie nas nie było widać.

Próba zrobienia zdjęcia

Udało się! :) O godzinie 3:20 cieszyliśmy się z dojechania do Świnoujścia, choć to wcale nie oznaczało, że możemy iść spać. 

Dotarliśmy!!! :)

Pojechaliśmy na prom i po kilkunastu minutach oczekiwania płynęliśmy z Uznamu na Wolin.

Zdjęcie z promu w Świnoujściu, godzina 4:23

Pojechaliśmy w okolice latarni by dostać się w miejsce, o którym marzyłam w trudnych chwilach na tej wyprawie, nucąc i śpiewając po drodze: "Idę na plażę, na plażę, idę na plażę..." albo "Na plaży, na plaży fajnie jest" :D

Wymarzona plaża :)

Mimo trudów poprzedniego dnia i nocy, o 4:55 dojechaliśmy na plażę zadowoleni, choć przemarznięci. Czekało na nas ostatnie piękne przedstawienie - wschód słońca:

Wschód słońca 1
Wschód słońca 2
Wschód słońca 3
Wschód słońca 4
Wschód słońca 5

Gdy słońce wstało, zabrałam się za przygotowywanie ciepłej herbaty:

Gotuję wodę na herbatę na plaży

W tym czasie Michał robił zdjęcia i takie mu jedno wyszło ładne:

Fajny widoczek

Słońce nie miało jeszcze takiej mocy by nas ogrzać, herbata trochę więcej. Szukałam w internecie namiarów na pola namiotowe, żeby móc spokojnie i bez obaw się wyspać. Michał podobno zapytał mnie co robię, a ja nic... Zasnęłam nachylona nad telefonem. :D

Herbatka na plaży o wschodzie słońca

Po wypiciu herbaty, spakowaliśmy wszystko i pojechaliśmy z powrotem na prom, aby przepłynąć na drugą stronę i dojechać na pole namiotowe. Brama była zamknięta, więc zadzwoniłam pod wskazany numer telefonu. Właścicielka była zdziwiona, że o siódmej rano ktoś chce się rozbić na polu. :)
Rozłożyliśmy szybko naszą Sierrę, przygotowaliśmy wszystko do spania i około ósmej, gdy ludzie na polu się budzili, poszliśmy spać. 

Tak dnia dziesiątego, zakończył się dzień dziewiąty naszej wspaniałej wyprawy. :)

< < < Dzień 8.   Dzień 10. > > >