Wpisy archiwalne w kategorii
WPN
Dystans całkowity: | 3260.89 km (w terenie 402.00 km; 12.33%) |
Czas w ruchu: | 189:18 |
Średnia prędkość: | 16.98 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.90 km/h |
Liczba aktywności: | 101 |
Średnio na aktywność: | 32.29 km i 1h 54m |
Więcej statystyk |
Ciekawe, czy pamięta jak się jeździ?
Piątek, 23 czerwca 2017
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 27.86 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:45 | km/h: | 15.92 |
Udało się! Wyciągnęłam Lotkę na rower. Po ponad miesięcznej przerwie i dopiero piąty raz w tym roku, kiepsko. Ale cóż ja biedna mogę zrobić gdy w jej życiu pojawiła się druga połówka i samochód. Czasu mniej, a leń większy... :D
Ale pojechałyśmy, co przez pogodę nie było tak w stu procentach pewne. Mimo całkowicie zachmurzonego nieba zaryzykowałyśmy.
Ja wyjechałam po Lotkę do Szreniawy i razem dotarłyśmy do jeziora Jarosławieckiego, gdzie dawno nas nie było, więc zrobiłyśmy krótką przerwę.
Dalej jechałyśmy w kierunku Jezior, zjechałyśmy do jeziora Góreckiego i wzdłuż brzegu jechałyśmy czerwonym szlakiem. Cały czas gadałyśmy i zmachałyśmy się przez to strasznie. Gdy już oddalałyśmy się od jeziora, napotkałyśmy sporych rozmiarów przeszkodę, trzeba było obejść ją dookoła.
Zjechałyśmy z czerwonego szlaku i dalej przez Górkę i Trzebaw dojechałyśmy do Rosnówka (po okropnej tarce). Na drodze z Rosnówka do Szreniawy zmagałyśmy się z coraz silniejszymi podmuchami wiatru, ale deszczu nie było.
Pożegnałam się z Lotką i pojechałam prosto do domu.
Dzięki za przejażdżkę! :)
Ale pojechałyśmy, co przez pogodę nie było tak w stu procentach pewne. Mimo całkowicie zachmurzonego nieba zaryzykowałyśmy.
Ja wyjechałam po Lotkę do Szreniawy i razem dotarłyśmy do jeziora Jarosławieckiego, gdzie dawno nas nie było, więc zrobiłyśmy krótką przerwę.
Dalej jechałyśmy w kierunku Jezior, zjechałyśmy do jeziora Góreckiego i wzdłuż brzegu jechałyśmy czerwonym szlakiem. Cały czas gadałyśmy i zmachałyśmy się przez to strasznie. Gdy już oddalałyśmy się od jeziora, napotkałyśmy sporych rozmiarów przeszkodę, trzeba było obejść ją dookoła.
Zjechałyśmy z czerwonego szlaku i dalej przez Górkę i Trzebaw dojechałyśmy do Rosnówka (po okropnej tarce). Na drodze z Rosnówka do Szreniawy zmagałyśmy się z coraz silniejszymi podmuchami wiatru, ale deszczu nie było.
Pożegnałam się z Lotką i pojechałam prosto do domu.
Dzięki za przejażdżkę! :)
Niedzielne hopki
Niedziela, 28 maja 2017
Kategoria 3. 50-100km, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 60.45 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:32 | km/h: | 17.11 |
Najpierw razem z Michałem pojechaliśmy do Dopiewca na Mszę. Wróciliśmy do mnie, żeby się się posilić i wypić po szklance coli. Dzień już robił się upalny.
Gdy w końcu wyjechaliśmy z domu, po kilometrze zawracaliśmy, żeby posmarować ramiona Michała kremem z filtrem. Spalił je sobie dzień wcześniej, jadąc cały dzień na rowerze. Musiało go bardzo boleć, skoro dał sobie wysmarować ręce mazidłem. Nie wiem skąd wynika taka niechęć płci przeciwnej do różnego rodzaju kremów... :P
Planowana trasa prowadziła przez Ludwikowo i Dymaczewo, tak też pojechaliśmy. Na początek do WPNu, przy jeziorze Góreckim zatrzymaliśmy się tylko by zrobić zdjęcie.
Dalej przejechaliśmy do jeziora Kociołek i zaraz zaczął się podjazd do Ludwikowa, na którym straciłam wiele nerwów i narzekałam na SPDy. Kiedyś podjeżdżało mi się łatwiej, czułam się pewniej. Jeszcze dużo nauki przede mną. Tego dnia okazji było wiele.
Na górze zatrzymaliśmy się na chwilę, obmyliśmy twarze i łyknęliśmy trochę Ludwiczanki. Zjechaliśmy kawałek asfaltem i odbiliśmy w leśną ścieżkę, prowadzącą przez sinusoidy do Dymaczewa. Dojechaliśmy do podjazdu nie do pokonania, nawet zjazd byłby trudny.
Dawno nie byłam w tym miejscu, przypomniałam sobie i odpowiedziałam Michałowi historię, jak pierwszy raz tam dotarłyśmy z Lotką. Muszę jeździć tam częściej.
Wyjechaliśmy z lasu przed Dymaczewem i czekał nas zjazd. Zatrzymaliśmy się w sklepie i kupiliśmy lody, ale przysklepowe towarzystwo zniechęciło nas do postoju w tym miejscu. Dlatego szybko pojechaliśmy nad jezioro z lodami w ręce i tam je zjedliśmy. Było znacznie przyjemniej. :)
Po przerwie pojechaliśmy dalej czarnym szlakiem. Tu też dawno mnie nie było, a szkoda, bo to bardzo fajna trasa, pełna krótkich zjazdów i podjazdów.
Jechaliśmy szlakiem wzdłuż jeziora, później przez Łódź i Rosnówko. Dalej to już prosto do Chomęcic.
Wieczorem jeszcze odprowadziłam Michała kawałek i po drodze oglądaliśmy zachód słońca, który udało mi się sfotografować:
Dziękuję za wycieczkę. :)
Gdy w końcu wyjechaliśmy z domu, po kilometrze zawracaliśmy, żeby posmarować ramiona Michała kremem z filtrem. Spalił je sobie dzień wcześniej, jadąc cały dzień na rowerze. Musiało go bardzo boleć, skoro dał sobie wysmarować ręce mazidłem. Nie wiem skąd wynika taka niechęć płci przeciwnej do różnego rodzaju kremów... :P
Planowana trasa prowadziła przez Ludwikowo i Dymaczewo, tak też pojechaliśmy. Na początek do WPNu, przy jeziorze Góreckim zatrzymaliśmy się tylko by zrobić zdjęcie.
Dalej przejechaliśmy do jeziora Kociołek i zaraz zaczął się podjazd do Ludwikowa, na którym straciłam wiele nerwów i narzekałam na SPDy. Kiedyś podjeżdżało mi się łatwiej, czułam się pewniej. Jeszcze dużo nauki przede mną. Tego dnia okazji było wiele.
Na górze zatrzymaliśmy się na chwilę, obmyliśmy twarze i łyknęliśmy trochę Ludwiczanki. Zjechaliśmy kawałek asfaltem i odbiliśmy w leśną ścieżkę, prowadzącą przez sinusoidy do Dymaczewa. Dojechaliśmy do podjazdu nie do pokonania, nawet zjazd byłby trudny.
Dawno nie byłam w tym miejscu, przypomniałam sobie i odpowiedziałam Michałowi historię, jak pierwszy raz tam dotarłyśmy z Lotką. Muszę jeździć tam częściej.
Wyjechaliśmy z lasu przed Dymaczewem i czekał nas zjazd. Zatrzymaliśmy się w sklepie i kupiliśmy lody, ale przysklepowe towarzystwo zniechęciło nas do postoju w tym miejscu. Dlatego szybko pojechaliśmy nad jezioro z lodami w ręce i tam je zjedliśmy. Było znacznie przyjemniej. :)
Po przerwie pojechaliśmy dalej czarnym szlakiem. Tu też dawno mnie nie było, a szkoda, bo to bardzo fajna trasa, pełna krótkich zjazdów i podjazdów.
Jechaliśmy szlakiem wzdłuż jeziora, później przez Łódź i Rosnówko. Dalej to już prosto do Chomęcic.
Wieczorem jeszcze odprowadziłam Michała kawałek i po drodze oglądaliśmy zachód słońca, który udało mi się sfotografować:
Dziękuję za wycieczkę. :)
Niedziela na bogato
Niedziela, 14 maja 2017
Kategoria 2. 30-50km, geocaching, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 47.26 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:13 | km/h: | 14.69 |
Przejażdżka Wartostradą, geocaching i grill nad Wartą... Tylko kilometrów mało. :P
Pojechaliśmy rowerami razem z Michałem na Mszę do kościoła św. Rocha, a później udaliśmy się na Wartostradę. Jechało się bardzo przyjemnie, choć pod wiatr. Szkoda tylko, że nowy odcinek jest szerokim ciągiem pieszo-rowerowym, a nie jest przedzielony... Tym razem było mało ludzi, ale nie wyobrażam sobie przedzierania się przez tłumy spacerowiczów.
Koniec marudzenia. :P
Z Wartostrady zjechaliśmy przy Hetmańskiej i skręciliśmy w stronę Starołęki. Celem było to samo miejsce, które odwiedziliśmy podczas naszej poprzedniej, wspólnej wycieczki.
Kontynuowaliśmy zbieranie skrytek. Słońce grzało bardzo mocno i było gorąco. Szukanie utrudniały wysokie, bujne pokrzywy. Musieliśmy też prowadzić rowery przez wąskie, zarośnięte ścieżki i piach.
Później nastąpił najbardziej wyczekiwany moment tego dnia, czyli grill.
Poszukaliśmy odpowiedniego miejsca i zajęliśmy się przygotowaniem naszego małego obozu.
Mieliśmy grilla jednorazowego, kocyk i świetne nastroje. Taki klimat bardzo lubimy.
Upiekliśmy sobie kiełbasy i chleb, do tego musztarda, pomidor - pychotka. :)
Po jedzeniu mieliśmy czas na leniuchowanie, a grill na ostygnięcie. Słońce schowało się za chmurami, a ja na opalonych rękach zaczęłam odczuwać skutki jego wcześniejszego działania.
Posprzataliśmy wszystko i ruszyliśmy zdobyć ostatnią skrytkę, do której Michał musiał się wdrapać na drzewo. Pokrzywy były wszędzie.
Stan wody w Warcie jest wysoki, na zdjęciu powyżej nie widać miejsca, gdzie Michał siedział 1 maja.
Później czekał nas powrót do domu, najpierw w stronę Rogalinka przez Czapury, Wiórek i Sasinowo czyli nieznane mi tereny. Od Rogalinka już przez Puszczykowo, doskonale znanymi drogami do domu.
Dziękuję za fajny dzień, następnym razem musimy pamiętać o kremie z filtrem, odstraszaczu owadów i dużej ilości wody. :)
Pojechaliśmy rowerami razem z Michałem na Mszę do kościoła św. Rocha, a później udaliśmy się na Wartostradę. Jechało się bardzo przyjemnie, choć pod wiatr. Szkoda tylko, że nowy odcinek jest szerokim ciągiem pieszo-rowerowym, a nie jest przedzielony... Tym razem było mało ludzi, ale nie wyobrażam sobie przedzierania się przez tłumy spacerowiczów.
Koniec marudzenia. :P
Z Wartostrady zjechaliśmy przy Hetmańskiej i skręciliśmy w stronę Starołęki. Celem było to samo miejsce, które odwiedziliśmy podczas naszej poprzedniej, wspólnej wycieczki.
Kontynuowaliśmy zbieranie skrytek. Słońce grzało bardzo mocno i było gorąco. Szukanie utrudniały wysokie, bujne pokrzywy. Musieliśmy też prowadzić rowery przez wąskie, zarośnięte ścieżki i piach.
Później nastąpił najbardziej wyczekiwany moment tego dnia, czyli grill.
Poszukaliśmy odpowiedniego miejsca i zajęliśmy się przygotowaniem naszego małego obozu.
Mieliśmy grilla jednorazowego, kocyk i świetne nastroje. Taki klimat bardzo lubimy.
Upiekliśmy sobie kiełbasy i chleb, do tego musztarda, pomidor - pychotka. :)
Po jedzeniu mieliśmy czas na leniuchowanie, a grill na ostygnięcie. Słońce schowało się za chmurami, a ja na opalonych rękach zaczęłam odczuwać skutki jego wcześniejszego działania.
Posprzataliśmy wszystko i ruszyliśmy zdobyć ostatnią skrytkę, do której Michał musiał się wdrapać na drzewo. Pokrzywy były wszędzie.
Stan wody w Warcie jest wysoki, na zdjęciu powyżej nie widać miejsca, gdzie Michał siedział 1 maja.
Później czekał nas powrót do domu, najpierw w stronę Rogalinka przez Czapury, Wiórek i Sasinowo czyli nieznane mi tereny. Od Rogalinka już przez Puszczykowo, doskonale znanymi drogami do domu.
Dziękuję za fajny dzień, następnym razem musimy pamiętać o kremie z filtrem, odstraszaczu owadów i dużej ilości wody. :)
Z Michałem! W końcu :)
Niedziela, 2 kwietnia 2017
Kategoria ze zdjęciami, z Michałem, WPN, 2. 30-50km
km: | 42.80 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:37 | km/h: | 16.36 |
Po powrocie z kościoła i zjedzeniu śniadania ruszyłam na rower. Znów wiało, dodatkowo bolało mnie gardło, ale w końcu Michał miał przyjechać do mnie rowerem. :) Spotkaliśmy się w Komornikach i już razem pojechaliśmy przez Wiry w stronę Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego. Razem jechało się cudownie, drzewa częściowo chroniły przed wiatrem. NSR-em jechałam już trzeci raz w ostatnim czasie, ale takich tras nigdy za dużo.
Zrobiliśmy sobie przerwę nad rzeką, posiedzieliśmy tam dość długo. Mieliśmy małą ucztę, bo Michał wyjął z plecaka babkę.
Szlakiem dojechaliśmy do Puszczykowa gdzie pojechaliśmy na lody. To znaczy Michał jadł lody, a ja z powodu bólu gardła dostałam kawkę.
Posileni pojechaliśmy dalej w stronę Mosiny. Na część tej trasy zamieniliśmy się rowerami, Michał wyregulował mi przerzutkę, bo coś mi ostatnio szwankowało. Ja ćwiczyłam sobie wpinanie i wypinanie butów, bo jego pedały są skręcone dużo mocniej. Trudno było i niepewnie. Z ulgą wsiadłam na mój rower, w którym biegi zmieniają się teraz bez problemu. Dziękuję! :*
W Mosinie czekał nas długi podjazd wzdłuż ulicy Pożegowskiej, który pokonaliśmy spacerowym tempem.
Zrobiliśmy zdjęcie wieży widokowej i pojechaliśmy dalej. Z Osowej Góry zjechaliśmy drogą przy studni Napoleona i znów się zatrzymaliśmy, tym razem przy głazie Wodziczki. Michał bawił się w geocaching i szukał skrytki, którą ja niedawno znalazłam.
Zjechaliśmy do Jeziora Kociołek i skręciliśmy w stronę jeziora Góreckiego. Ścieżką wzdłuż jeziora dojechaliśmy do Jezior i dalej Grajzerówką, z której zjechaliśmy w Szreniawie.
Ostatnie kilometry do domu były ciężkie, bo pod silny wiatr. Znów... Ile może tak wiać. :P
W domu czekał na nas niedzielny obiad.
Dziękuję za wspólną wycieczkę! :)
Zrobiliśmy sobie przerwę nad rzeką, posiedzieliśmy tam dość długo. Mieliśmy małą ucztę, bo Michał wyjął z plecaka babkę.
Szlakiem dojechaliśmy do Puszczykowa gdzie pojechaliśmy na lody. To znaczy Michał jadł lody, a ja z powodu bólu gardła dostałam kawkę.
Posileni pojechaliśmy dalej w stronę Mosiny. Na część tej trasy zamieniliśmy się rowerami, Michał wyregulował mi przerzutkę, bo coś mi ostatnio szwankowało. Ja ćwiczyłam sobie wpinanie i wypinanie butów, bo jego pedały są skręcone dużo mocniej. Trudno było i niepewnie. Z ulgą wsiadłam na mój rower, w którym biegi zmieniają się teraz bez problemu. Dziękuję! :*
W Mosinie czekał nas długi podjazd wzdłuż ulicy Pożegowskiej, który pokonaliśmy spacerowym tempem.
Zrobiliśmy zdjęcie wieży widokowej i pojechaliśmy dalej. Z Osowej Góry zjechaliśmy drogą przy studni Napoleona i znów się zatrzymaliśmy, tym razem przy głazie Wodziczki. Michał bawił się w geocaching i szukał skrytki, którą ja niedawno znalazłam.
Zjechaliśmy do Jeziora Kociołek i skręciliśmy w stronę jeziora Góreckiego. Ścieżką wzdłuż jeziora dojechaliśmy do Jezior i dalej Grajzerówką, z której zjechaliśmy w Szreniawie.
Ostatnie kilometry do domu były ciężkie, bo pod silny wiatr. Znów... Ile może tak wiać. :P
W domu czekał na nas niedzielny obiad.
Dziękuję za wspólną wycieczkę! :)
Pracowita sobota
Sobota, 1 kwietnia 2017
Kategoria ze zdjęciami, WPN, 2. 30-50km
km: | 40.19 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:04 | km/h: | 19.45 |
W przerwie między przedpołudniowym i popołudniowym kopaniem ogródka wybrałam się na rower. Najpierw rowerkiem na cmentarz, a po obiedzie na przejażdżkę.
Ruszyłam w stronę Wypalanek, tam odbiłam w kierunku Stęszewa. Cieszyłam się, że w końcu przestało wiać, ale znów poczułam rozczarowanie. Dojeżdżając do Dębna walczyłam z tak silnym wiatrem, że gdy w końcu podjechałam pod górkę, rower nie chciał się z niej stoczyć i znów musiałam mocno deptać.
Objechałam sobie dookoła jeziora Dębno i na wjeździe do Krąplewa ujrzałam takie ostrzeżenie:
Chyba mnie te biedne ptaszki zaraziły, bo po powrocie do domu zaczęło mnie boleć gardło. :D Dalej jechałam pierścieniem, przez Łódź, Górkę i zjechałam na czerwony szlak do jeziora Góreckiego.
Zrobiłam chwilę przerwy na tarasie widokowym przy Wyspie Zamkowej. Dalej jechałam wzdłuż jeziora, pierwszy raz w tym roku tą trasą, bardzo ją lubię. Przy "plaży" zatrzymałam się na moment, tylko żeby zrobić zdjęcie. Jak dla mnie było tam za dużo ludzi. :P
Jadąc dalej wzdłuż jeziora musiałam przenieść rower nad złamanym konarem. Od Jezior już do domu, przez Grajzerówkę i Szreniawę.
A po powrocie znów widły i kopanie ogródka. :)
Nadwarciańska poprawka
Sobota, 25 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 35.26 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:08 | km/h: | 16.53 |
Nie miałam pomysłu na trasę, więc Lotka miała coś zaproponować. Wybrała Nadwarciański Szlak Rowerowy, a ja się zgodziłam, mimo że jechałam nim trzy dni wcześniej. Pojechałyśmy Grajzerówką, a potem przez las do Puszczykowa, gdzie wjechałyśmy na szlak. Jechało się przyjemnie, było rześko, ale słoneczko grzało już coraz bardziej. Wiatr był, ale nie tak bardzo uciążliwy. Do czasu.
Po negocjacjach zdecydowałyśmy zjechać ze szlaku już w Łęczycy, a nie w Luboniu.
I wtedy zaczęła się walka z wiatrem, byłyśmy na to gotowe, ale było ciężko. Przejazd przez całe Wiry zajął nam mnóstwo czasu. W Komornikach znów wjechałyśmy na Grajzerówkę i dotarłyśmy do Szreniawy.
Dalej już sama musiałam sobie radzić w tej nierównej walce z wiatrem.
Dzięki za fajną, przedpołudniową przejażdżkę! :)
Po negocjacjach zdecydowałyśmy zjechać ze szlaku już w Łęczycy, a nie w Luboniu.
I wtedy zaczęła się walka z wiatrem, byłyśmy na to gotowe, ale było ciężko. Przejazd przez całe Wiry zajął nam mnóstwo czasu. W Komornikach znów wjechałyśmy na Grajzerówkę i dotarłyśmy do Szreniawy.
Dalej już sama musiałam sobie radzić w tej nierównej walce z wiatrem.
Dzięki za fajną, przedpołudniową przejażdżkę! :)
Dziś nie wiało...
Środa, 22 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, WPN, ze zdjęciami
km: | 44.10 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:28 | km/h: | 17.88 |
...tak bardzo jak ostatnio.
Kolejna wycieczka mocno terenowa. Dziś pomysł na Nadwarciański Szlak Rowerowy, odcinek od Lubonia do Puszczykowa. Wyjechałam z domu około 14:00, słońce było jeszcze wysoko i wydawało mi się, że nie wieje za bardzo. Na rowerze jednak wiało. Mimo to w Szreniawie zrobiłam króciutki postój na zdjęcie czapki i rękawiczek, podciągnęłam chustę na uszy, podwinęłam rękawy i mogłam jechać.
Z Komornik do Lubonia trochę inną drogą niż zazwyczaj, bo przez pole przy autostradzie. Przejechałam przez Luboń i wjechałam na szlak. Zdarzyło się trochę piachu, trochę błota, znów piachu... Przez las jechało mi się cudownie, nie zawsze lekko, ale było pięknie. Słońce świeciło, było spokojnie i czuć było zapach sosnowego lasu.
Zrobiłam sobie krótką przerwę nad rzeką, w tym samym miejscu, gdzie siedziałam z Michałem podczas naszej wielkanocnej wycieczki rok temu. Poziom wody jest wyższy niż wtedy.
NSR-em dotarłam do Puszczykowa, skąd Grajzerówką pojechałam do Jezior i dalej polami do domu.
Fajne, samotne, słoneczne popołudnie. :) Poćwiczyłam też trochę jazdę w SPD-ach po piachu i na krótkiej stromej górce pełnej korzeni, którą chciałam odpuścić.
Kolejna wycieczka mocno terenowa. Dziś pomysł na Nadwarciański Szlak Rowerowy, odcinek od Lubonia do Puszczykowa. Wyjechałam z domu około 14:00, słońce było jeszcze wysoko i wydawało mi się, że nie wieje za bardzo. Na rowerze jednak wiało. Mimo to w Szreniawie zrobiłam króciutki postój na zdjęcie czapki i rękawiczek, podciągnęłam chustę na uszy, podwinęłam rękawy i mogłam jechać.
Z Komornik do Lubonia trochę inną drogą niż zazwyczaj, bo przez pole przy autostradzie. Przejechałam przez Luboń i wjechałam na szlak. Zdarzyło się trochę piachu, trochę błota, znów piachu... Przez las jechało mi się cudownie, nie zawsze lekko, ale było pięknie. Słońce świeciło, było spokojnie i czuć było zapach sosnowego lasu.
Zrobiłam sobie krótką przerwę nad rzeką, w tym samym miejscu, gdzie siedziałam z Michałem podczas naszej wielkanocnej wycieczki rok temu. Poziom wody jest wyższy niż wtedy.
NSR-em dotarłam do Puszczykowa, skąd Grajzerówką pojechałam do Jezior i dalej polami do domu.
Fajne, samotne, słoneczne popołudnie. :) Poćwiczyłam też trochę jazdę w SPD-ach po piachu i na krótkiej stromej górce pełnej korzeni, którą chciałam odpuścić.
Przejażdżka z Martą i Pawłem
Piątek, 17 marca 2017
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Gumisiem, ze zdjęciami
km: | 21.30 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:20 | km/h: | 15.98 |
Gumiś wczoraj nie mógł wyjść na rower, ale dzisiaj pasowało i jemu, i Marcie. Pogoda nas nie rozpieszczała, popołudniu zaczęło padać i myśleliśmy, że z wyjazdu nici. Jednak później się wypogodziło, czyli chmury z ciemnoszarych zrobiły się po prostu szare. :P
Wyjechałam przed 17:00 w stronę Rosnowa, gdzie spotkałam nadjeżdżających od strony Komornik Martę i Pawła. Trasę ustalaliśmy na bieżąco, najpierw pojechaliśmy do Szreniawy. Tam podjazd do wieży widokowej, przejazd przez Grajzerówkę i dalej już zielonym szlakiem pieszym. W lesie Gumiś dojrzał stado saren, ale ja z Martą widziałyśmy tylko, że coś tam się rusza. Kawałek przejechaliśmy po płytach i zjechaliśmy do jeziora Jarosławieckiego, gdzie się na chwilę zatrzymaliśmy.
Podziwiałam u Gumisia kolorystyczne dopasowanie ramy i butów. ;)
Mieliśmy pojechać jeszcze nad jezioro Góreckie, ale pojechaliśmy prosto do Trzebawia. Po drodze widzieliśmy sarny i dzika pędzącego po polu. W Trzebawiu Gumiś poprowadził przez pole i las, a potem wyjechaliśmy już na asfalt. Przejechaliśmy przez DK5 i już lasem dotarliśmy na Wypalanki. Później już prosto do Chomęcic, gdzie się pożegnaliśmy. :)
Dzięki za krótki, ale fajny wyjazd. :)
Wyjechałam przed 17:00 w stronę Rosnowa, gdzie spotkałam nadjeżdżających od strony Komornik Martę i Pawła. Trasę ustalaliśmy na bieżąco, najpierw pojechaliśmy do Szreniawy. Tam podjazd do wieży widokowej, przejazd przez Grajzerówkę i dalej już zielonym szlakiem pieszym. W lesie Gumiś dojrzał stado saren, ale ja z Martą widziałyśmy tylko, że coś tam się rusza. Kawałek przejechaliśmy po płytach i zjechaliśmy do jeziora Jarosławieckiego, gdzie się na chwilę zatrzymaliśmy.
Podziwiałam u Gumisia kolorystyczne dopasowanie ramy i butów. ;)
Mieliśmy pojechać jeszcze nad jezioro Góreckie, ale pojechaliśmy prosto do Trzebawia. Po drodze widzieliśmy sarny i dzika pędzącego po polu. W Trzebawiu Gumiś poprowadził przez pole i las, a potem wyjechaliśmy już na asfalt. Przejechaliśmy przez DK5 i już lasem dotarliśmy na Wypalanki. Później już prosto do Chomęcic, gdzie się pożegnaliśmy. :)
Dzięki za krótki, ale fajny wyjazd. :)
Elegancko
Czwartek, 16 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, geocaching, WPN, ze zdjęciami
km: | 41.39 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:11 | km/h: | 18.96 |
Pomyślałam sobie, że pojadę na Osową Górę i jak pomyślałam, tak zrobiłam. Zaplanowałam trasę tak, żeby wyjechać z wiatrem i liczyłam na to, że jak będę wracać to osłabnie. :)
Pojechałam przez Wypalanki, wjechałam do lasu i jechało się całkiem fajnie. Dalej jechałam przez Trzebaw i Górkę, skąd kawałeczek kierowałam się Pierścieniem, jednak zaraz zjechałam na czerwony szlak. Bardzo lubię tę jego część, jest mało uczęszczana, nawet kiedy nad jeziorem Góreckim są tłumy. Przy jeziorze Skrzynka usiadłam sobie na pieńku i nasłuchiwałam pięknie śpiewające ptaki. Ani trochę nie wiało.
Dalsza jazda szlakiem to czysta przyjemność, troszkę piachu, lekko pod górę, w dół i już byłam przy jeziorze Kociołek.
Podjechałam kawałek i przy głazie Adama Wodziczki przypomniało mi się o keszu, który chcieliśmy z Michałem kiedyś znaleźć. Wtedy był weekend, było ciepło, słonecznie i kręciło się dużo osób. Dzisiaj na odwrót, pogoda średnia i puściutko, więc znalezienie zajęło mi tylko chwilę. Ruszyłam dalej i wdrapałam się powoli na górę, pojechałam do wieży widokowej.
Na chwilę weszłam do góry, wiało tylko delikatnie. Widok był średni, wszędzie chmury.
"Powoli" zjechałam w dół ulicą Pożegowską i przejechałam przez Mosinę, wstąpiłam na chwilę do Eleganta.
Dalej pojechałam do Puszczykowa, gdzie postraszył mnie delikatny deszczyk. Do Łęczycy dotarłam ścieżką rowerową, która miejscami jest tak zasyfiona, że wyglądała jak ścieżka w lesie. :P Dalsza droga już pod wiatr, przez Wiry, Komorniki i Głuchowo.
Fajna przejażdżka, tylko brakowało mi trochę słońca. Ale i tak było pięknie. :)
Randka z WPN
Poniedziałek, 27 lutego 2017
Kategoria ze zdjęciami, WPN, 1. 1-30km
km: | 23.86 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:23 | km/h: | 17.25 |
Prognozy pogody były dobre, więc napisałam do Lotki pytanie czy chce wyjść na rower, ale miała inne plany. Postanowiłam wyjść sama i wykorzystać przecudowną pogodę. Spontanicznie zaproponowałam też wyjazd Gumisiowi, ale i on nie mógł. Powiedział jednak, że może spotkam Martę, bo jeździ gdzieś w okolicy. Jesienią kupiła szosę i myślę, że to na niej dzisiaj śmigała. Ja też chciałam jechać dziś raczej asfaltowymi drogami, bo nie chciałam się upaprać błotem jak podczas poprzedniej przejażdżki, ale serce porwało mnie w inne miejsce...
Wyjechałam z domu przed 16:00, było cudownie, ciepło, słonecznie, tylko trochę wietrznie. Zaraz za Chomęcicami pierwsza fotka, pokazująca w jakim stanie jest droga po zimie.
W Szreniawie pojechałam drogą przy lesie i było takie błoto, że od razu zjechałam na bok i jechałam polem po trawie. Dotarłam do mojego ukochanego - WPN-u. :)
Jeszcze jest szaro, buro i brakuje zieleni, ale już niedługo będzie przepięknie, w sumie to już jest. :) Przejechałam Grajzerówkę i w Jeziorach śmignęłam w kierunku jeziora Góreckiego, spotkałam znajomą, więc chwilę porozmawiałyśmy, potem trochę wolnej jazdy po błotku i zjechałam w dół do jeziora. Pojechałam w moje ukochane miejsce i tradycyjnie już pstryknęłam zdjęcie siedząc tam gdzie zawsze, czyli na stoliku.
Wracałam tą samą ścieżką wzdłuż jeziora i też zrobiłam zdjęcie, na jeziorze jeszcze jest lód. Ale w powietrzu czuć już bardziej wiosnę.
Później przez las podjechałam do jeziora Jarosławieckiego, po drodze oczywiście zatrzymując się by robić zdjęcia, tak było pięknie.
Z Jarosławca pojechałam do Rosnówka, z ulgą wyjechałam na asfalt i przez Walerianowo pojechałam do domu.
Podsumowując, fajna wycieczka, pogoda piękna, w ogóle pięknie, tylko kondycja mizerna. Zdjęć zrobiłam więcej niż kilometrów. :P
Co do zdjęć, to w nowym szablonie bloga mogę wstawiać je duże i nie wiem czy telefonowa jakość da radę. :)