Z Michałem! W końcu :)
Niedziela, 2 kwietnia 2017
Kategoria ze zdjęciami, z Michałem, WPN, 2. 30-50km
km: | 42.80 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:37 | km/h: | 16.36 |
Po powrocie z kościoła i zjedzeniu śniadania ruszyłam na rower. Znów wiało, dodatkowo bolało mnie gardło, ale w końcu Michał miał przyjechać do mnie rowerem. :) Spotkaliśmy się w Komornikach i już razem pojechaliśmy przez Wiry w stronę Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego. Razem jechało się cudownie, drzewa częściowo chroniły przed wiatrem. NSR-em jechałam już trzeci raz w ostatnim czasie, ale takich tras nigdy za dużo.
Zrobiliśmy sobie przerwę nad rzeką, posiedzieliśmy tam dość długo. Mieliśmy małą ucztę, bo Michał wyjął z plecaka babkę.
Szlakiem dojechaliśmy do Puszczykowa gdzie pojechaliśmy na lody. To znaczy Michał jadł lody, a ja z powodu bólu gardła dostałam kawkę.
Posileni pojechaliśmy dalej w stronę Mosiny. Na część tej trasy zamieniliśmy się rowerami, Michał wyregulował mi przerzutkę, bo coś mi ostatnio szwankowało. Ja ćwiczyłam sobie wpinanie i wypinanie butów, bo jego pedały są skręcone dużo mocniej. Trudno było i niepewnie. Z ulgą wsiadłam na mój rower, w którym biegi zmieniają się teraz bez problemu. Dziękuję! :*
W Mosinie czekał nas długi podjazd wzdłuż ulicy Pożegowskiej, który pokonaliśmy spacerowym tempem.
Zrobiliśmy zdjęcie wieży widokowej i pojechaliśmy dalej. Z Osowej Góry zjechaliśmy drogą przy studni Napoleona i znów się zatrzymaliśmy, tym razem przy głazie Wodziczki. Michał bawił się w geocaching i szukał skrytki, którą ja niedawno znalazłam.
Zjechaliśmy do Jeziora Kociołek i skręciliśmy w stronę jeziora Góreckiego. Ścieżką wzdłuż jeziora dojechaliśmy do Jezior i dalej Grajzerówką, z której zjechaliśmy w Szreniawie.
Ostatnie kilometry do domu były ciężkie, bo pod silny wiatr. Znów... Ile może tak wiać. :P
W domu czekał na nas niedzielny obiad.
Dziękuję za wspólną wycieczkę! :)
Zrobiliśmy sobie przerwę nad rzeką, posiedzieliśmy tam dość długo. Mieliśmy małą ucztę, bo Michał wyjął z plecaka babkę.
Szlakiem dojechaliśmy do Puszczykowa gdzie pojechaliśmy na lody. To znaczy Michał jadł lody, a ja z powodu bólu gardła dostałam kawkę.
Posileni pojechaliśmy dalej w stronę Mosiny. Na część tej trasy zamieniliśmy się rowerami, Michał wyregulował mi przerzutkę, bo coś mi ostatnio szwankowało. Ja ćwiczyłam sobie wpinanie i wypinanie butów, bo jego pedały są skręcone dużo mocniej. Trudno było i niepewnie. Z ulgą wsiadłam na mój rower, w którym biegi zmieniają się teraz bez problemu. Dziękuję! :*
W Mosinie czekał nas długi podjazd wzdłuż ulicy Pożegowskiej, który pokonaliśmy spacerowym tempem.
Zrobiliśmy zdjęcie wieży widokowej i pojechaliśmy dalej. Z Osowej Góry zjechaliśmy drogą przy studni Napoleona i znów się zatrzymaliśmy, tym razem przy głazie Wodziczki. Michał bawił się w geocaching i szukał skrytki, którą ja niedawno znalazłam.
Zjechaliśmy do Jeziora Kociołek i skręciliśmy w stronę jeziora Góreckiego. Ścieżką wzdłuż jeziora dojechaliśmy do Jezior i dalej Grajzerówką, z której zjechaliśmy w Szreniawie.
Ostatnie kilometry do domu były ciężkie, bo pod silny wiatr. Znów... Ile może tak wiać. :P
W domu czekał na nas niedzielny obiad.
Dziękuję za wspólną wycieczkę! :)
Komentarze
Śliczna pogoda, do szczęścia brakuje tylko soczystej, wiosennej zieleni :)
Kot - 17:20 piątek, 7 kwietnia 2017 | linkuj
Komentuj