Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2017
Dystans całkowity: | 300.45 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 16:23 |
Średnia prędkość: | 18.34 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.90 km/h |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 33.38 km i 1h 49m |
Więcej statystyk |
Lato? A miała być wiosna :)
Wtorek, 28 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, ze zdjęciami
km: | 43.55 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:20 | km/h: | 18.66 |
Tak cudowna pogoda, że grzechem byłoby nie skorzystać z wolnego czasu, żeby wyjść na rower. Termometr przed 16:00 wskazywał 19 stopni. Niby dobrze, ale znów dylemat... W co ja mam się ubrać?
Trzy dni wcześniej było prawie zimowo, a teraz dziś nawet nie wiosennie, tylko już bardziej jak latem. Chłodnym, ale jednak. Założyłam letni zestaw + nogawki i cienką bluzę.
Wyjechałam z domu i na rowerze znów poczułam wiatr. Dotarłam do Głuchowa, Gołusek i postanowiłam kierować się czerwonym szlakiem. W Palędziu krótki przymusowy postój przed przejazdem kolejowym.
Przejechałam przez Dąbrówkę i wjechałam do lasu.
Jechało się cudownie, było słonecznie i ciepło. Drzewa szumiały, słychać było dzięcioły i pękające sosnowe szyszki. Zdjęłam nawet bluzę i jechałam w krótkim rękawku.
Gdy wyjechałam na polną drogę prowadzącą do Więckowic, znów musiałam walczyć z wiatrem. W Zborowie na plaży postanowiłam zrobić krótką przerwę.
Zjadłam batona, posiedziałam dłużej i ruszyłam dalej. Kilka kilometrów jechałam drogą gruntową i dotarłam do nowego asfaltu przed Podłozinami. Zanim jednak na niego wjechałam, musiałam poczekać, aż przejedzie pociąg. Drugi raz tego dnia.
Za Podłozinami asfalt się kończy. Szybko dotarłam do Żarnowca i przy źródełku zatrzymałam się, by zrobić zdjęcie i założyć bluzę.
Słońce było już coraz niżej i spadek temperatury był odczuwalny na ostatnich kilometrach.
Przez Lisówki, Trzcielin i Konarzewo dotarłam do domu.
Z ciekawostek przyrodniczych: widziałam cztery żurawie i jednego bażanta.
Trzy dni wcześniej było prawie zimowo, a teraz dziś nawet nie wiosennie, tylko już bardziej jak latem. Chłodnym, ale jednak. Założyłam letni zestaw + nogawki i cienką bluzę.
Wyjechałam z domu i na rowerze znów poczułam wiatr. Dotarłam do Głuchowa, Gołusek i postanowiłam kierować się czerwonym szlakiem. W Palędziu krótki przymusowy postój przed przejazdem kolejowym.
Przejechałam przez Dąbrówkę i wjechałam do lasu.
Jechało się cudownie, było słonecznie i ciepło. Drzewa szumiały, słychać było dzięcioły i pękające sosnowe szyszki. Zdjęłam nawet bluzę i jechałam w krótkim rękawku.
Gdy wyjechałam na polną drogę prowadzącą do Więckowic, znów musiałam walczyć z wiatrem. W Zborowie na plaży postanowiłam zrobić krótką przerwę.
Zjadłam batona, posiedziałam dłużej i ruszyłam dalej. Kilka kilometrów jechałam drogą gruntową i dotarłam do nowego asfaltu przed Podłozinami. Zanim jednak na niego wjechałam, musiałam poczekać, aż przejedzie pociąg. Drugi raz tego dnia.
Za Podłozinami asfalt się kończy. Szybko dotarłam do Żarnowca i przy źródełku zatrzymałam się, by zrobić zdjęcie i założyć bluzę.
Słońce było już coraz niżej i spadek temperatury był odczuwalny na ostatnich kilometrach.
Przez Lisówki, Trzcielin i Konarzewo dotarłam do domu.
Z ciekawostek przyrodniczych: widziałam cztery żurawie i jednego bażanta.
Nadwarciańska poprawka
Sobota, 25 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 35.26 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:08 | km/h: | 16.53 |
Nie miałam pomysłu na trasę, więc Lotka miała coś zaproponować. Wybrała Nadwarciański Szlak Rowerowy, a ja się zgodziłam, mimo że jechałam nim trzy dni wcześniej. Pojechałyśmy Grajzerówką, a potem przez las do Puszczykowa, gdzie wjechałyśmy na szlak. Jechało się przyjemnie, było rześko, ale słoneczko grzało już coraz bardziej. Wiatr był, ale nie tak bardzo uciążliwy. Do czasu.
Po negocjacjach zdecydowałyśmy zjechać ze szlaku już w Łęczycy, a nie w Luboniu.
I wtedy zaczęła się walka z wiatrem, byłyśmy na to gotowe, ale było ciężko. Przejazd przez całe Wiry zajął nam mnóstwo czasu. W Komornikach znów wjechałyśmy na Grajzerówkę i dotarłyśmy do Szreniawy.
Dalej już sama musiałam sobie radzić w tej nierównej walce z wiatrem.
Dzięki za fajną, przedpołudniową przejażdżkę! :)
Po negocjacjach zdecydowałyśmy zjechać ze szlaku już w Łęczycy, a nie w Luboniu.
I wtedy zaczęła się walka z wiatrem, byłyśmy na to gotowe, ale było ciężko. Przejazd przez całe Wiry zajął nam mnóstwo czasu. W Komornikach znów wjechałyśmy na Grajzerówkę i dotarłyśmy do Szreniawy.
Dalej już sama musiałam sobie radzić w tej nierównej walce z wiatrem.
Dzięki za fajną, przedpołudniową przejażdżkę! :)
Biblioteka
Czwartek, 23 marca 2017
km: | 1.38 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:04 | km/h: | 20.62 |
Dziś nie wiało...
Środa, 22 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, WPN, ze zdjęciami
km: | 44.10 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:28 | km/h: | 17.88 |
...tak bardzo jak ostatnio.
Kolejna wycieczka mocno terenowa. Dziś pomysł na Nadwarciański Szlak Rowerowy, odcinek od Lubonia do Puszczykowa. Wyjechałam z domu około 14:00, słońce było jeszcze wysoko i wydawało mi się, że nie wieje za bardzo. Na rowerze jednak wiało. Mimo to w Szreniawie zrobiłam króciutki postój na zdjęcie czapki i rękawiczek, podciągnęłam chustę na uszy, podwinęłam rękawy i mogłam jechać.
Z Komornik do Lubonia trochę inną drogą niż zazwyczaj, bo przez pole przy autostradzie. Przejechałam przez Luboń i wjechałam na szlak. Zdarzyło się trochę piachu, trochę błota, znów piachu... Przez las jechało mi się cudownie, nie zawsze lekko, ale było pięknie. Słońce świeciło, było spokojnie i czuć było zapach sosnowego lasu.
Zrobiłam sobie krótką przerwę nad rzeką, w tym samym miejscu, gdzie siedziałam z Michałem podczas naszej wielkanocnej wycieczki rok temu. Poziom wody jest wyższy niż wtedy.
NSR-em dotarłam do Puszczykowa, skąd Grajzerówką pojechałam do Jezior i dalej polami do domu.
Fajne, samotne, słoneczne popołudnie. :) Poćwiczyłam też trochę jazdę w SPD-ach po piachu i na krótkiej stromej górce pełnej korzeni, którą chciałam odpuścić.
Kolejna wycieczka mocno terenowa. Dziś pomysł na Nadwarciański Szlak Rowerowy, odcinek od Lubonia do Puszczykowa. Wyjechałam z domu około 14:00, słońce było jeszcze wysoko i wydawało mi się, że nie wieje za bardzo. Na rowerze jednak wiało. Mimo to w Szreniawie zrobiłam króciutki postój na zdjęcie czapki i rękawiczek, podciągnęłam chustę na uszy, podwinęłam rękawy i mogłam jechać.
Z Komornik do Lubonia trochę inną drogą niż zazwyczaj, bo przez pole przy autostradzie. Przejechałam przez Luboń i wjechałam na szlak. Zdarzyło się trochę piachu, trochę błota, znów piachu... Przez las jechało mi się cudownie, nie zawsze lekko, ale było pięknie. Słońce świeciło, było spokojnie i czuć było zapach sosnowego lasu.
Zrobiłam sobie krótką przerwę nad rzeką, w tym samym miejscu, gdzie siedziałam z Michałem podczas naszej wielkanocnej wycieczki rok temu. Poziom wody jest wyższy niż wtedy.
NSR-em dotarłam do Puszczykowa, skąd Grajzerówką pojechałam do Jezior i dalej polami do domu.
Fajne, samotne, słoneczne popołudnie. :) Poćwiczyłam też trochę jazdę w SPD-ach po piachu i na krótkiej stromej górce pełnej korzeni, którą chciałam odpuścić.
Przejażdżka z Martą i Pawłem
Piątek, 17 marca 2017
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Gumisiem, ze zdjęciami
km: | 21.30 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:20 | km/h: | 15.98 |
Gumiś wczoraj nie mógł wyjść na rower, ale dzisiaj pasowało i jemu, i Marcie. Pogoda nas nie rozpieszczała, popołudniu zaczęło padać i myśleliśmy, że z wyjazdu nici. Jednak później się wypogodziło, czyli chmury z ciemnoszarych zrobiły się po prostu szare. :P
Wyjechałam przed 17:00 w stronę Rosnowa, gdzie spotkałam nadjeżdżających od strony Komornik Martę i Pawła. Trasę ustalaliśmy na bieżąco, najpierw pojechaliśmy do Szreniawy. Tam podjazd do wieży widokowej, przejazd przez Grajzerówkę i dalej już zielonym szlakiem pieszym. W lesie Gumiś dojrzał stado saren, ale ja z Martą widziałyśmy tylko, że coś tam się rusza. Kawałek przejechaliśmy po płytach i zjechaliśmy do jeziora Jarosławieckiego, gdzie się na chwilę zatrzymaliśmy.
Podziwiałam u Gumisia kolorystyczne dopasowanie ramy i butów. ;)
Mieliśmy pojechać jeszcze nad jezioro Góreckie, ale pojechaliśmy prosto do Trzebawia. Po drodze widzieliśmy sarny i dzika pędzącego po polu. W Trzebawiu Gumiś poprowadził przez pole i las, a potem wyjechaliśmy już na asfalt. Przejechaliśmy przez DK5 i już lasem dotarliśmy na Wypalanki. Później już prosto do Chomęcic, gdzie się pożegnaliśmy. :)
Dzięki za krótki, ale fajny wyjazd. :)
Wyjechałam przed 17:00 w stronę Rosnowa, gdzie spotkałam nadjeżdżających od strony Komornik Martę i Pawła. Trasę ustalaliśmy na bieżąco, najpierw pojechaliśmy do Szreniawy. Tam podjazd do wieży widokowej, przejazd przez Grajzerówkę i dalej już zielonym szlakiem pieszym. W lesie Gumiś dojrzał stado saren, ale ja z Martą widziałyśmy tylko, że coś tam się rusza. Kawałek przejechaliśmy po płytach i zjechaliśmy do jeziora Jarosławieckiego, gdzie się na chwilę zatrzymaliśmy.
Podziwiałam u Gumisia kolorystyczne dopasowanie ramy i butów. ;)
Mieliśmy pojechać jeszcze nad jezioro Góreckie, ale pojechaliśmy prosto do Trzebawia. Po drodze widzieliśmy sarny i dzika pędzącego po polu. W Trzebawiu Gumiś poprowadził przez pole i las, a potem wyjechaliśmy już na asfalt. Przejechaliśmy przez DK5 i już lasem dotarliśmy na Wypalanki. Później już prosto do Chomęcic, gdzie się pożegnaliśmy. :)
Dzięki za krótki, ale fajny wyjazd. :)
Elegancko
Czwartek, 16 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, geocaching, WPN, ze zdjęciami
km: | 41.39 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:11 | km/h: | 18.96 |
Pomyślałam sobie, że pojadę na Osową Górę i jak pomyślałam, tak zrobiłam. Zaplanowałam trasę tak, żeby wyjechać z wiatrem i liczyłam na to, że jak będę wracać to osłabnie. :)
Pojechałam przez Wypalanki, wjechałam do lasu i jechało się całkiem fajnie. Dalej jechałam przez Trzebaw i Górkę, skąd kawałeczek kierowałam się Pierścieniem, jednak zaraz zjechałam na czerwony szlak. Bardzo lubię tę jego część, jest mało uczęszczana, nawet kiedy nad jeziorem Góreckim są tłumy. Przy jeziorze Skrzynka usiadłam sobie na pieńku i nasłuchiwałam pięknie śpiewające ptaki. Ani trochę nie wiało.
Dalsza jazda szlakiem to czysta przyjemność, troszkę piachu, lekko pod górę, w dół i już byłam przy jeziorze Kociołek.
Podjechałam kawałek i przy głazie Adama Wodziczki przypomniało mi się o keszu, który chcieliśmy z Michałem kiedyś znaleźć. Wtedy był weekend, było ciepło, słonecznie i kręciło się dużo osób. Dzisiaj na odwrót, pogoda średnia i puściutko, więc znalezienie zajęło mi tylko chwilę. Ruszyłam dalej i wdrapałam się powoli na górę, pojechałam do wieży widokowej.
Na chwilę weszłam do góry, wiało tylko delikatnie. Widok był średni, wszędzie chmury.
"Powoli" zjechałam w dół ulicą Pożegowską i przejechałam przez Mosinę, wstąpiłam na chwilę do Eleganta.
Dalej pojechałam do Puszczykowa, gdzie postraszył mnie delikatny deszczyk. Do Łęczycy dotarłam ścieżką rowerową, która miejscami jest tak zasyfiona, że wyglądała jak ścieżka w lesie. :P Dalsza droga już pod wiatr, przez Wiry, Komorniki i Głuchowo.
Fajna przejażdżka, tylko brakowało mi trochę słońca. Ale i tak było pięknie. :)
Lepszy rydz, niż nic
Wtorek, 14 marca 2017
Kategoria 1. 1-30km
km: | 15.63 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:45 | km/h: | 20.84 |
Szybka nieplanowana przejażdżka przez Konarzewo i Trzcielin. Znów zabawa z wiatrem.
Przedpołudniowa pętelka
Sobota, 11 marca 2017
Kategoria 1. 1-30km
km: | 21.64 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:59 | km/h: | 22.01 |
Krótka, samotna i nieplanowana przejażdżka w sobotni poranek. Nie miałam za dużo czasu, a prognozy też nie były dobre. Jednak wyszło słońce i skusiło mnie do wyjazdu.
Po raz kolejny w ostatnim czasie ześwirował mi licznik, mam nadzieję, że to przez słabą baterię i wystarczy ją wymienić,zamiast kupować nowy licznik. Włączyłam Endomondo dla pewności i pojechałam. Za Chomęcicami króciutki postój na zdjęcie budowy węzła na esce, totalny syf na drodze. Słyszałam plotki, że mają ją zamknąć na jakiś czas. Ciekawe, co wtedy z autobusem...
Kolejny krótki postój w Konarzewie, żeby zdjąć kurtkę, a za kilkaset metrów kolejny, żeby zdjąć bluzę i założyć jednak kurtkę, bo wiatr był dość przeszywający. Nienawidzę tego w takiej pogodzie, nigdy nie wiem jak się ubrać.
Dalsza jazda to już zabawa z wiatrem, który się ze mną przekomarzał i wiał ciągle prosto w nos. Przejechałam przez Dopiewiec, Palędzie, Gołuski i dalej w kierunku Głuchowa. Wyprzedził mnie sapiący rowerzysta ze słowami: Nie mogłem dogonić i za nim jechałam aż do Głuchowa, gdzie odbiłam na Komorniki. Jeszcze krótka przerwa na smarkanie, przejazd przez Komorniki i przez Rosnowo powrót do Chomęcic.
Fajnie było, mimo wiatru, udało mi wykorzystać słoneczne chwile. :)
Uzarzewo
Niedziela, 5 marca 2017
Kategoria 3. 50-100km, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 76.20 | km teren: | 0.00 |
czas: | 04:08 | km/h: | 18.44 |
W sobotę było przepięknie i ciepło, ale nie było czasu na rower, dlatego chciałam dobrze wykorzystać niedzielę. Od rana było pochmurno i mokro, w dodatku wiało, ale dość szybko się wypogodziło. Ruszyłam w drogę do Michała, licząc się z tym, że zajmie mi to sporo czasu z powodu kiepskiej kondycji. Jednak wiatr bardzo mi pomógł i dojechałam do Michała w rekordowym czasie.
Później razem poszliśmy się przejechać, miało być krótko i kulturalnie (nie po błocie), wyszło lekko inaczej. Michał był przewodnikiem, ja nie znałam drogi, poza nielicznymi fragmentami trasy. Jechaliśmy przez Antoninek, Swarzędz, później wzdłuż jeziora Swarzędzkiego.
Początkowo ścieżka była niezła, później było gorzej, wjechaliśmy w błoto i koleiny. Na deser była górka, pod którą prowadzenie roweru było męczące. Wyobraziłam sobie jakim koszmarem byłoby prowadzenie tam roweru obładowanego sakwami.
Dotarliśmy do Uzarzewa i zrobiliśmy przerwę przy kościele św. Michała Archanioła. Postaliśmy tam chwilę, zjedliśmy czekoladę i jechaliśmy dalej bo wiało niesamowicie.
Walcząc z mocnym wiatrem dotarliśmy do domu na obiad, który po przejażdżce smakował wspaniale. Byłam już wystarczająco zmęczona, nie miałam ochoty znów się ubierać i wychodzić na rower. Jednak pod wieczór trzeba było wrócić do domu. Było już znacznie zimniej, ale wiatr przynajmniej był słabszy. Michał odprowadził mnie do Lubonia, a dalej jechałam już sama.
Fajny dzień, duży dystans jak dla mnie na ten czas, pogoda nieidealna, ale przynajmniej utrzymało się bez deszczu. :)