Lato? A miała być wiosna :)
Wtorek, 28 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, ze zdjęciami
km: | 43.55 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:20 | km/h: | 18.66 |
Tak cudowna pogoda, że grzechem byłoby nie skorzystać z wolnego czasu, żeby wyjść na rower. Termometr przed 16:00 wskazywał 19 stopni. Niby dobrze, ale znów dylemat... W co ja mam się ubrać?
Trzy dni wcześniej było prawie zimowo, a teraz dziś nawet nie wiosennie, tylko już bardziej jak latem. Chłodnym, ale jednak. Założyłam letni zestaw + nogawki i cienką bluzę.
Wyjechałam z domu i na rowerze znów poczułam wiatr. Dotarłam do Głuchowa, Gołusek i postanowiłam kierować się czerwonym szlakiem. W Palędziu krótki przymusowy postój przed przejazdem kolejowym.
Przejechałam przez Dąbrówkę i wjechałam do lasu.
Jechało się cudownie, było słonecznie i ciepło. Drzewa szumiały, słychać było dzięcioły i pękające sosnowe szyszki. Zdjęłam nawet bluzę i jechałam w krótkim rękawku.
Gdy wyjechałam na polną drogę prowadzącą do Więckowic, znów musiałam walczyć z wiatrem. W Zborowie na plaży postanowiłam zrobić krótką przerwę.
Zjadłam batona, posiedziałam dłużej i ruszyłam dalej. Kilka kilometrów jechałam drogą gruntową i dotarłam do nowego asfaltu przed Podłozinami. Zanim jednak na niego wjechałam, musiałam poczekać, aż przejedzie pociąg. Drugi raz tego dnia.
Za Podłozinami asfalt się kończy. Szybko dotarłam do Żarnowca i przy źródełku zatrzymałam się, by zrobić zdjęcie i założyć bluzę.
Słońce było już coraz niżej i spadek temperatury był odczuwalny na ostatnich kilometrach.
Przez Lisówki, Trzcielin i Konarzewo dotarłam do domu.
Z ciekawostek przyrodniczych: widziałam cztery żurawie i jednego bażanta.
Trzy dni wcześniej było prawie zimowo, a teraz dziś nawet nie wiosennie, tylko już bardziej jak latem. Chłodnym, ale jednak. Założyłam letni zestaw + nogawki i cienką bluzę.
Wyjechałam z domu i na rowerze znów poczułam wiatr. Dotarłam do Głuchowa, Gołusek i postanowiłam kierować się czerwonym szlakiem. W Palędziu krótki przymusowy postój przed przejazdem kolejowym.
Przejechałam przez Dąbrówkę i wjechałam do lasu.
Jechało się cudownie, było słonecznie i ciepło. Drzewa szumiały, słychać było dzięcioły i pękające sosnowe szyszki. Zdjęłam nawet bluzę i jechałam w krótkim rękawku.
Gdy wyjechałam na polną drogę prowadzącą do Więckowic, znów musiałam walczyć z wiatrem. W Zborowie na plaży postanowiłam zrobić krótką przerwę.
Zjadłam batona, posiedziałam dłużej i ruszyłam dalej. Kilka kilometrów jechałam drogą gruntową i dotarłam do nowego asfaltu przed Podłozinami. Zanim jednak na niego wjechałam, musiałam poczekać, aż przejedzie pociąg. Drugi raz tego dnia.
Za Podłozinami asfalt się kończy. Szybko dotarłam do Żarnowca i przy źródełku zatrzymałam się, by zrobić zdjęcie i założyć bluzę.
Słońce było już coraz niżej i spadek temperatury był odczuwalny na ostatnich kilometrach.
Przez Lisówki, Trzcielin i Konarzewo dotarłam do domu.
Z ciekawostek przyrodniczych: widziałam cztery żurawie i jednego bażanta.
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj