Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2016
Dystans całkowity: | 377.27 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 21:29 |
Średnia prędkość: | 17.56 km/h |
Maksymalna prędkość: | 35.80 km/h |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 47.16 km i 2h 41m |
Więcej statystyk |
Dyrekcja WPN
Niedziela, 26 czerwca 2016
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 20.77 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:04 | km/h: | 19.47 |
Jakiś czas temu przeczytaliśmy gdzieś o Kolarskiej Odznace Turystycznej i zakupiliśmy sobie z Michałem książeczki. W niedzielne popołudnie udaliśmy się do Jezior, do dyrekcji WPN-u po pieczątki, które otrzymaliśmy bez problemu.
Do Konarzewa na Zlot KSM
Sobota, 25 czerwca 2016
Kategoria transport
km: | 8.04 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:27 | km/h: | 17.87 |
200 kilometrów na raz, pierwszy raz! :)
Sobota, 11 czerwca 2016
Kategoria 6. powyżej 200 :), z Michałem, ze zdjęciami
km: | 205.66 | km teren: | 0.00 |
czas: | 09:47 | km/h: | 21.02 |
Myśl o przejechaniu tak dużego dystansu dojrzewała we mnie dość długo. Na początku roku stworzyłam sobie małą listę rowerowych planów i dwusetka była jednym z nich. Najpierw oczywiście musiałam trochę poprawić kondycję. Tydzień po rowerowej majówce na Ziemiańskim Szlaku Rowerowym, który dał nam w kość postanowiliśmy pojechać do Powidza i z powrotem.
Oczywiście pomysłodawcą trasy był Michał, który w mig podchwycił mój nieśmiało rzucony pomysł, to właśnie dzięki niemu mi się udało! :)
Ruszyliśmy z domu około 8:00, zbyt długo zajęło nam ogarnięcie się. Pogoda była dobra, słonko świeciło, ale było jeszcze chłodno. Już na pierwszych kilometrach zaczęliśmy zmagać się z wiatrem.
Początkowo trasa była mi znana - Komorniki, Luboń, Dębina, Starołęka - dalej już średnio. Rozpoznałam Szczepankowo, a później Tulce:
Jechało nam się dość dobrze, tylko wiatr był uciążliwy. Po ok. 40 kilometrach zrobiliśmy pierwszy postój w miejscowości Czerlejno. Był zbyt długi, najpierw Michał rozmawiał przez telefon,a potem ja chciałam jeszcze delikatnie przesunąć siodełko. Ruszyliśmy dalej, jechaliśmy przez różne miejscowości: Klony, Gułtowy, Biskupice, Kokoszki... W Nekli zatrzymaliśmy się na chwilkę by wypłacić pieniądze z bankomatu i pojechaliśmy dalej w stronę Czerniejewa:
Mój dziadek stamtąd pochodził, więc mam tam rodzinę, ale to nie był czas na odwiedziny. Pojechaliśmy do pałacu i tuż obok zrobiliśmy sobie przerwę.
Też była dość długa, ale najedliśmy się i odpoczęliśmy trochę. Ja nałożyłam na twarz kolejną warstwę kremu z filtrem, ale mimo słońca, nadal było zbyt zimno, żeby zdjąć rękawki. Pojechaliśmy dalej i kolejne miejscowości mijaliśmy nieustannie zmagając się z wiatrem w twarz, w najlepszym wypadku bocznym.
W końcu dotarliśmy do tabliczki z napisem Powidz i zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie:
Pojechaliśmy nad jezioro, tam kupiliśmy zapiekanki, a mi zamarzyła się kawa. Do tego kupiliśmy małe lody, które okazały się wielkie, rozwodnione i niedobre... :P
I znów przerwa przeciągnęła nam się niemiłosiernie długo. Gdy już skończyłam się męczyć z lodem, wygrzaliśmy się chwilę na słonku i zbieraliśmy się w drogę powrotną. 100 kilometrów mieliśmy w nogach, w dużej części pod wiatr i już nam się nie chciało. Nadzieja była w tym, że powrót będzie z wiatrem. Jeszcze zdjęcie jeziorka i w drogę.
Czasem mówi się: "Nadzieja matką głupich." - coś w tym jest, bo z naszej nadziei nie zostało nic, tylko czarna rozpacz. Znów jechaliśmy pod wiatr... To był najgorszy odcinek tego dnia. Wiatr wywiał z nas siły, nie chciało nam się totalnie. Walcząc z sobą i wiatrem przemierzaliśmy kilometr za kilometrem, wioskę za wioską. Kilkukilometrowa droga przez las za Czerniejewem dłużyła się nam strasznie. W Nekli przy Biedronce zrobiliśmy przerwę, trochę się zregenerowaliśmy i zjedliśmy słodzone mleczko z tubki. Przypomniał mi się smak z dzieciństwa i poszłam dokupić jeszcze jedno na drogę. :)
Dalej mimo zmęczenia, jechało nam się znacznie lepiej. Przerwa dobrze nam zrobiła. W Tulcach zrobiliśmy ostatnią przerwę i mimo, że nam się nie chciało, ruszyliśmy dalej:
Wiatr w końcu się uspokoił i ostatnie kilometry były całkiem przyjemne. W Komornikach zatrzymałam się na chwilę, bo spostrzegłam, że licznik pokazuje dwusetkę.
A przed Chomęcicami chciałam jeszcze ostatnią fotkę:
Byłam zmęczona i zziębnięta, ale bardzo szczęśliwa! :) Dziękuję Ci Michał, że poparłeś mój pomysł i tak ochoczo przyczyniłeś się do jego realizacji, bez Ciebie bym nie pojechała :*
Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia.
Osowa Góra - niespodziewanie z Miłoszem (no i Lotką) :)
Czwartek, 9 czerwca 2016
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, z Miłoszem, ze zdjęciami
km: | 49.76 | km teren: | 0.00 |
czas: | 05:05 | km/h: | 9.79 |
Najpierw pojechałam sama na chwilę do Plewisk, podwieźć tacie kawkę do pracy, a później na przejażdżkę z Lotką.
Ona przyjechała do mnie i pijąc kawę, czekała aż zjem obiad.
Gdy już byłam gotowa mogłyśmy ruszać. Celem była Osowa Góra, tak po prostu wymyśliłam sobie, że dawno tam nie byłyśmy.
Jak już jechałyśmy, przypomniałam sobie, że nie przetarłam wcześniej nasmarowanego łańcucha, więc zatrzymałyśmy się przy sklepie. Zaczepił nas Miłosz i mimo naszych protestów stwierdził, że pojedzie z nami.
Pojechaliśmy w stronę Wypalanek:
Dalej przez Trzebaw i Górkę, by wjechać na PdP. Jechało się bardzo dobrze. W okolicy jeziora Góreckiego zjechaliśmy na czerwony szlak. Przejechaliśmy koło jeziora Skrzynka i wyjechaliśmy koło leśniczówki - Miłosz już nie wiedział gdzie jest. :P
Dalej jechaliśmy cały czas czerwonym szlakiem, bardzo lubię tę jego część, jest cicho i spokojnie. :)
Zaczęło się trochę podjazdów i piachu, później zjazd koło Kociołka i już pod górę. Powiedziałam Miłoszowi, żeby się nie martwił, bo poczekamy na niego jak podjedziemy. Trochę prowadził, później znów podjechał trochę, a na koniec powoli doprowadził rower na górę. Kiedyś będzie podjeżdżał całość :)
Później podjechaliśmy jeszcze na chwilę na wieżę widokową:
Lotka zauważyła, że nie ma bidonu, więc cofnęłyśmy się do poprzedniego miejsca postoju i rzeczywiście tam go zostawiła. Dojechałyśmy do Miłosza, który na nas czekał, zjechaliśmy w dół po kocich łbach i wjechaliśmy w piach. Jadąc pierścieniem dotarliśmy do jeziora Góreckiego, gdzie tradycyjnie zatrzymaliśmy się na chwilę, by zrobić zdjęcie:
A tu Miłosz zaliczający podjazd na drodze wzdłuż jeziora:
Boczną bramą wjechaliśmy na teren dyrekcji WPN-u, ale po chwili wygonił nas jakiś pan z ochrony.
Dalej pojechaliśmy w stronę Jarosławca, przez Rosnówko i kładkę, a następnie polną drogą do Chomęcic. Miłosz już był delikatnie zmęczony, ale dzielnie pedałował bez żadnego marudzenia. :) Podjechaliśmy jeszcze do sklepu na lody i tam posiedzieliśmy trochę przed powrotem do domu. Lotka pobawiła się jeszcze z pieskiem:
Dzięki Wam za wycieczkę :) Miłoszowi gratuluję kolejnego pobicia swojego rekordu! :)
Do Michała
Wtorek, 7 czerwca 2016
Kategoria 2. 30-50km, transport, z Lotką, z Michałem
km: | 44.84 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:26 | km/h: | 18.43 |
Pojechałam do Michała rowerem zahaczając o Stare Miasto, gdzie się spotkaliśmy. Kupiliśmy książeczkę KOT i pojechaliśmy do Michała. Z powrotem Michał odprowadził mnie do Lubonia, gdzie dojechała do nas Lotka. Chwile postaliśmy i pogadaliśmy, a Michał dodatkowo wyregulował jej hamulec. Później już wracałyśmy we dwie. Lotka mnie odprowadziła pod sam dom.
Dzięki za obstawę! :P
Z Michałem do rowerowego i na spotkanie KSM
Poniedziałek, 6 czerwca 2016
Kategoria 2. 30-50km, z Michałem
km: | 36.08 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:58 | km/h: | 18.35 |
Pojechałam z Michałem do Poznania do CCR Sportu obejrzeć małe sakwy Ortlieba, bo zastanawia się nad zakupem :)
Później jeszcze do Konarzewa na spotkanie KSM-u :)
Z mamą na zakupy
Sobota, 4 czerwca 2016
Kategoria transport
km: | 6.71 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:26 | km/h: | 15.50 |
Do Konarzewa
Piątek, 3 czerwca 2016
Kategoria transport
km: | 5.40 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:16 | km/h: | 20.25 |