200 kilometrów na raz, pierwszy raz! :)
Sobota, 11 czerwca 2016
Kategoria 6. powyżej 200 :), z Michałem, ze zdjęciami
km: | 205.66 | km teren: | 0.00 |
czas: | 09:47 | km/h: | 21.02 |
Myśl o przejechaniu tak dużego dystansu dojrzewała we mnie dość długo. Na początku roku stworzyłam sobie małą listę rowerowych planów i dwusetka była jednym z nich. Najpierw oczywiście musiałam trochę poprawić kondycję. Tydzień po rowerowej majówce na Ziemiańskim Szlaku Rowerowym, który dał nam w kość postanowiliśmy pojechać do Powidza i z powrotem.
Oczywiście pomysłodawcą trasy był Michał, który w mig podchwycił mój nieśmiało rzucony pomysł, to właśnie dzięki niemu mi się udało! :)
Ruszyliśmy z domu około 8:00, zbyt długo zajęło nam ogarnięcie się. Pogoda była dobra, słonko świeciło, ale było jeszcze chłodno. Już na pierwszych kilometrach zaczęliśmy zmagać się z wiatrem.
Początkowo trasa była mi znana - Komorniki, Luboń, Dębina, Starołęka - dalej już średnio. Rozpoznałam Szczepankowo, a później Tulce:
Jechało nam się dość dobrze, tylko wiatr był uciążliwy. Po ok. 40 kilometrach zrobiliśmy pierwszy postój w miejscowości Czerlejno. Był zbyt długi, najpierw Michał rozmawiał przez telefon,a potem ja chciałam jeszcze delikatnie przesunąć siodełko. Ruszyliśmy dalej, jechaliśmy przez różne miejscowości: Klony, Gułtowy, Biskupice, Kokoszki... W Nekli zatrzymaliśmy się na chwilkę by wypłacić pieniądze z bankomatu i pojechaliśmy dalej w stronę Czerniejewa:
Mój dziadek stamtąd pochodził, więc mam tam rodzinę, ale to nie był czas na odwiedziny. Pojechaliśmy do pałacu i tuż obok zrobiliśmy sobie przerwę.
Też była dość długa, ale najedliśmy się i odpoczęliśmy trochę. Ja nałożyłam na twarz kolejną warstwę kremu z filtrem, ale mimo słońca, nadal było zbyt zimno, żeby zdjąć rękawki. Pojechaliśmy dalej i kolejne miejscowości mijaliśmy nieustannie zmagając się z wiatrem w twarz, w najlepszym wypadku bocznym.
W końcu dotarliśmy do tabliczki z napisem Powidz i zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie:
Pojechaliśmy nad jezioro, tam kupiliśmy zapiekanki, a mi zamarzyła się kawa. Do tego kupiliśmy małe lody, które okazały się wielkie, rozwodnione i niedobre... :P
I znów przerwa przeciągnęła nam się niemiłosiernie długo. Gdy już skończyłam się męczyć z lodem, wygrzaliśmy się chwilę na słonku i zbieraliśmy się w drogę powrotną. 100 kilometrów mieliśmy w nogach, w dużej części pod wiatr i już nam się nie chciało. Nadzieja była w tym, że powrót będzie z wiatrem. Jeszcze zdjęcie jeziorka i w drogę.
Czasem mówi się: "Nadzieja matką głupich." - coś w tym jest, bo z naszej nadziei nie zostało nic, tylko czarna rozpacz. Znów jechaliśmy pod wiatr... To był najgorszy odcinek tego dnia. Wiatr wywiał z nas siły, nie chciało nam się totalnie. Walcząc z sobą i wiatrem przemierzaliśmy kilometr za kilometrem, wioskę za wioską. Kilkukilometrowa droga przez las za Czerniejewem dłużyła się nam strasznie. W Nekli przy Biedronce zrobiliśmy przerwę, trochę się zregenerowaliśmy i zjedliśmy słodzone mleczko z tubki. Przypomniał mi się smak z dzieciństwa i poszłam dokupić jeszcze jedno na drogę. :)
Dalej mimo zmęczenia, jechało nam się znacznie lepiej. Przerwa dobrze nam zrobiła. W Tulcach zrobiliśmy ostatnią przerwę i mimo, że nam się nie chciało, ruszyliśmy dalej:
Wiatr w końcu się uspokoił i ostatnie kilometry były całkiem przyjemne. W Komornikach zatrzymałam się na chwilę, bo spostrzegłam, że licznik pokazuje dwusetkę.
A przed Chomęcicami chciałam jeszcze ostatnią fotkę:
Byłam zmęczona i zziębnięta, ale bardzo szczęśliwa! :) Dziękuję Ci Michał, że poparłeś mój pomysł i tak ochoczo przyczyniłeś się do jego realizacji, bez Ciebie bym nie pojechała :*
Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia.
Komentarze
He, he...no pewnie, marzenia się spełnia. Fajny dystansik, gratuluję. Miło było przeczytać i zobaczyć fotki. Spełniaj jak najwięcej marzeń. Pozdro:)))
ramboniebieski - 15:42 wtorek, 19 lipca 2016 | linkuj
Niesamowite osiągnięcie i super relacja :)) Gratuluje :)
sq3mka - 01:09 piątek, 15 lipca 2016 | linkuj
Komentuj