Nadwarciańsko
Sobota, 7 lutego 2015
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 39.44 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:21 | km/h: | 16.78 |
Dziś kolejna wycieczka z Michałem. Umówiliśmy się w połowie drogi, żeby nie musiał znowu po mnie przyjeżdżać. "Połowa" jakoś tak wypadła w Luboniu, a jak już tam byliśmy to padło nie inaczej jak na Nadwarciański Szlak Rowerowy.
Do Lubonia dojechałam w miarę szybko, ale że późno wyjechałam z domu to Michał musiał czekać na mnie w umówionym miejscu. Ruszyliśmy szlakiem w kierunku Puszczykowa. Pierwszy raz jechałam w tę stronę, zawsze na odwrót.
Jechało się bardzo przyjemnie, choć od samego początku Michał narzekał na marznące stopy i dłonie, ja później też. :(
W pewnym momencie Michał chciał zrobić mi zdjęcie, ja zahamowałam i wtedy się przewrócił. Na szczęście nikomu nic się nie stało. ;) Ja za to dostałam ataku śmiechu, co zostało uwiecznione na zdjęciu:
W końcu ruszyliśmy dalej, kilka osób spacerowało, ktoś nawet jechał na rowerze, oczywiście nas wyprzedził. Szlak o tej porze roku też wygląda pięknie.
W Puszczykowie zrobiliśmy chwilę przerwy. Kilka łyków herbaty, trochę czekolady, rozgrzanie rąk i ruszyliśmy dalej.
Wyjechaliśmy na asfalt, Michał zaczął pędzić i wtedy poczułam, że jestem zmęczona. Te kilka kilometrów Grajzerówką do Jezior było dla mnie straszne. Później jakoś tak troszkę lepiej. W Szreniawie chwila przerwy przy parkingu, dokończyliśmy czekoladę, herbatę i ruszyliśmy zmarznięci do domu. Jak wyjechaliśmy na asfalt koło muzeum to myślałam, że tych 4 kilometrów do Chomęcic nie dam rady przejechać, bo tak wiało. Masakra. Jakoś powoli udało się dojechać. :) Ale byłam wypompowana jak nigdy :P
W domu cieplutko, w końcu można było się ogrzać. Potem jeszcze wspólne robienie pizzy i pyszny obiadek.
Oby więcej takich wyjazdów! No może trochę cieplejszych :)
Do Lubonia dojechałam w miarę szybko, ale że późno wyjechałam z domu to Michał musiał czekać na mnie w umówionym miejscu. Ruszyliśmy szlakiem w kierunku Puszczykowa. Pierwszy raz jechałam w tę stronę, zawsze na odwrót.
Jechało się bardzo przyjemnie, choć od samego początku Michał narzekał na marznące stopy i dłonie, ja później też. :(
W pewnym momencie Michał chciał zrobić mi zdjęcie, ja zahamowałam i wtedy się przewrócił. Na szczęście nikomu nic się nie stało. ;) Ja za to dostałam ataku śmiechu, co zostało uwiecznione na zdjęciu:
W końcu ruszyliśmy dalej, kilka osób spacerowało, ktoś nawet jechał na rowerze, oczywiście nas wyprzedził. Szlak o tej porze roku też wygląda pięknie.
W Puszczykowie zrobiliśmy chwilę przerwy. Kilka łyków herbaty, trochę czekolady, rozgrzanie rąk i ruszyliśmy dalej.
Wyjechaliśmy na asfalt, Michał zaczął pędzić i wtedy poczułam, że jestem zmęczona. Te kilka kilometrów Grajzerówką do Jezior było dla mnie straszne. Później jakoś tak troszkę lepiej. W Szreniawie chwila przerwy przy parkingu, dokończyliśmy czekoladę, herbatę i ruszyliśmy zmarznięci do domu. Jak wyjechaliśmy na asfalt koło muzeum to myślałam, że tych 4 kilometrów do Chomęcic nie dam rady przejechać, bo tak wiało. Masakra. Jakoś powoli udało się dojechać. :) Ale byłam wypompowana jak nigdy :P
W domu cieplutko, w końcu można było się ogrzać. Potem jeszcze wspólne robienie pizzy i pyszny obiadek.
Oby więcej takich wyjazdów! No może trochę cieplejszych :)
Komentarze
Świetnie wygląda i pewnie jeszcze lepiej smakuje :) Pozdrower ;)
sq3mka - 20:58 sobota, 21 lutego 2015 | linkuj
Komentuj