Bytyń
Niedziela, 31 maja 2015
Kategoria 3. 50-100km, z Michałem, ze zdjęciami, z sakwami
km: | 71.84 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:49 | km/h: | 18.82 |
Pierwsza w tym roku mini-wyprawa.
Tata chciał w sobotę wieczorem jechać na ryby. Zarzucił pomysłem, żebyśmy pojechali wcześniej zająć miejsce i rozbić namiot. Pomysł mi się spodobał, Michałowi też. Zapakowaliśmy więc sakwy i worek na rowery, i ruszyliśmy.
Trasa wyglądała tak: Chomęcice - Konarzewo - Dopiewo - Fiałkowo - Więckowice - Kalwy - Ceradz Dolny - Grzebienisko - Młodasko - Bytyń
Niestety całą drogę jechaliśmy pod wiatr.
Na mecie okazało się, że pożądane miejsce jest zajęte, trzeba było szukać dalej, na dodatek zaczęło padać i wiać coraz mocniej. Jechaliśmy wzdłuż jeziora, szukając odpowiedniego miejsca i znów wyszło słońce.
Po wielu konsultacjach telefonicznych i mailowych z tatą udało nam się wybrać dobre miejsce. Rozbiliśmy namiot, Michał pojechał do sklepu po wodę, a ja zajęłam się ogarnięciem rzeczy i dmuchaniem materaca.
Kiedy wrócił, zajęliśmy się gotowaniem obiadu. Kuchnia wydała makaron z sosem pomidorowym i gołąbki. W takim miejscu wszystko smakuje. :)
Później przyjechali rodzice i wuja Piotr z Miłoszem. Wieczór mijał przyjemnie i szybko. Mogliśmy obejrzeć piękny zachód słońca nad jeziorem:
Wieczorem rozpaliliśmy ognisko i pierwszy raz w tym roku miałam okazję zjeść kiełbaskę pieczoną na ogniu, kolejny rarytas tego dnia. :)
Tuż przed naszym pójściem spać tata miał duże branie, co zaowocowało duuużym węgorzem. Piękny okaz. :)
Poranek nad jeziorem oczywiście piękny:
Popołudniu przyszedł czas na powrót. Zamiast jechać przez Kalwy, pojechaliśmy przez Brzozę i Niepruszewo, żeby ominąć piaszczyste drogi. Co prawda kilka kilometrów nadrobiliśmy, ale jechało się lepiej. Niestety powrót też był pod wiatr. Zajechaliśmy do domu zmęczeni, ale zadowoleni z tego weekendu.
Dystans: sobota 34,5 km, niedziela 37 km :)
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj