Wyprawa Nysa Odra - dzień 7. Nasz wróg deszcz
Wtorek, 21 lipca 2015
Kategoria 3. 50-100km, Szlak Odra-Nysa 2015, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami
km: | 64.35 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:57 | km/h: | 16.29 |
W nocy trochę padało i martwiliśmy się jak zaczniemy kolejny dzień. Około 8:30 wyszliśmy z namiotu bo przestało padać. Co prawda niebo było zachmurzone, ale wiaterek dawał nadzieję na wysuszenie namiotu.
Wkrótce za chmurami pokazało się słońce. Zaczęliśmy pakować rzeczy i chętnie napisałabym, że zabrałam się za przygotowanie śniadania. Niestety tego dnia nie mieliśmy nic do jedzenia, oprócz starej bułki, którą zjedliśmy na pół, popijając rosołkiem. :D Musieliśmy wyruszyć, żeby znaleźć sklep, zrobić zakupy i zjeść coś porządnego. Wyjazd opóźnił się z powodu mokrego namiotu, ale woleliśmy poczekać, aż całkiem doschnie, niż zwijać choć trochę wilgotny.
Gdy już złożyliśmy namiot, przytwierdziliśmy wszystko do rowerów i zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Poszliśmy jeszcze raz podziękować, pożegnać się i ruszyliśmy w stronę szlaku. Z mapy wynikało, że nie musimy cofać się do miejsca, w którym z niego zjechaliśmy, tylko jechać prosto i znów się na nim znajdziemy.
I znów to samo, niby nie ma co narzekać, piękny asfalt ciągnący się kilometrami - ale ile można jechać po wale... :P
Ze śniadaniem też było krucho, sklepów nie było, a na stołowanie się w niemieckich knajpach nie było nas stać. Zrobiliśmy krótką przerwę na posilenie się orzeszkami oraz batonikami zbożowymi i jechaliśmy dalej.
Jechaliśmy i jechaliśmy, a nasze żołądki coraz bardziej domagały się śniadania. Sklepu niestety nie było żadnego. Zaczęłam myśleć poważnie nad ugotowaniem makaronu i zjedzeniem go z serem pleśniowym. :P
Chcieliśmy już to zrobić, ale chmury na horyzoncie sprawiły, że jechaliśmy dalej szukając wiaty, pod którą moglibyśmy się schować. Moglibyśmy zrobić przerwę, zabrać się za gotowanie i przeczekać ewentualny deszcz, który w tym czasie mógł się zjawić.
Niestety jak na złość kilometr uciekał za kilometrem, a wiaty żadnej nie było. A wcześniej były co kilka kilometrów. Jak pech to pech. Jechaliśmy w stronę chmur, które w błyskawicznym tempie zbliżały się do nas. W krótce niebo z każdej strony było szaro-granatowe. Zaczęło kropić, a my nadal mieliśmy nadzieję, że znajdziemy schronienie. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie zjechaliśmy ze szlaku, bo nie było oznaczeń, ale jechaliśmy cały czas wałem wzdłuż rzeki. Jak się później okazało, rzeczywiście nie jechaliśmy szlakiem. Padało coraz mocniej i mocniej, a my jechaliśmy bo nie było sensu się zatrzymywać i stać na deszczu. Woleliśmy się ruszać, żeby chociaż było ciepło.
Po kilku kilometrach wróciliśmy na szlak, ale lało tak, że ręce mnie bolały od uderzających w nie kropel deszczu. :P Deszcz stawał się coraz słabszy i gdy już tylko kropiło, zaczęliśmy odczuwać chłód. Na nawigacji widać było miasto w pobliżu, więc nie zastanawialiśmy się długo, postanowiliśmy jechać jeszcze kilka kilometrów, żeby przebrać się w jakiejś ciepłej i suchej toalecie. Dotarliśmy do Schwedt i odnaleźliśmy Kaufland, w którym była toaleta.
Najpierw ja poszłam się przebrać, później Michał. Czekając na niego wygrzewałam się na słońcu, które już zdążyło wyjść zza chmur. Zrobiliśmy zakupy i chcieliśmy zjeść kebab, ale mimo że prawie nic nie jedliśmy tego dnia, żadne z nas nie miało tyle miejsca w żołądku. Postawiliśmy na Rostbratwurst z rusztu w bułce. Do zjedzenia, ale nie powalało smakiem. Najważniejsze jednak, że ciepłe.
Mając sakwy pełne mokrych rzeczy i przemoczone buty przywiązane do ekwipunku zgodnie stwierdziliśmy, że pojedziemy na polską stronę poszukać noclegu u naszych rodaków, tak aby wysuszyć choć część rzeczy.
Krajnik Dolny okazał się być dość specyficznym miejscem. Więcej niż domów mieszkalnych było sklepów i innych przedsiębiorstw. Głownie napisy "Zigaretten", ale było 4 albo nawet 5 salonów fryzjerskich i dużo sklepów ogrodniczych. Do tego nieliczne domy położone były na stromej górce, więc o rozbiciu namiotu na ogródku nie było mowy. Przejechaliśmy całą miejscowość, podjechaliśmy pod górkę i mijając duży parking dla tirów pojechaliśmy w stronę lasu. Znaleźliśmy miejsce idealne! :) Mogliśmy dobrze się ukryć wśród sosenek i nawet rozwiesić rzeczy na słońcu. Musieliśmy tylko uważać, żeby nie wchodzić w pewien obszar widoczny ze wspomnianego już parkingu.
Do nocy było jeszcze dużo czasu, więc ze spokojem zajęliśmy się rozbiciem namiotu i spięciem rowerów.
Później zrobiliśmy sobie herbatę, łyknęliśmy witaminy i weszliśmy do namiotu, rozkładając gdzie się da jeszcze trochę wilgotne rzeczy.
Tak zakończył się dzień siódmy naszej przygody. Dziękowaliśmy Bogu za to miejsce na nocleg, gdzie mogliśmy wysuszyć ciuchy i dobrze odpocząć po ciężkim dniu.
<<< Dzień 6. Dzień 8. >>>
Komentarze
Koło tego Kauflanda ten kebab jest bardzo dobry! Polecam Paweł Gumny!
p.s. obsługa miła, jak się gościu zorientował, że jestem z Polski to wtrącił parę słów w naszym ojczystym języku! :) sq3mko - 21:16 wtorek, 12 stycznia 2016 | linkuj
Komentuj
p.s. obsługa miła, jak się gościu zorientował, że jestem z Polski to wtrącił parę słów w naszym ojczystym języku! :) sq3mko - 21:16 wtorek, 12 stycznia 2016 | linkuj