Śnieżycowy Jar
Sobota, 19 marca 2016
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 68.35 | km teren: | 0.00 |
czas: | 04:31 | km/h: | 15.13 |
Ta wycieczka w planach była już dość długo, choć nie było pewności czy w ogóle dojdzie do skutku. Śnieżyca wiosenna kwitnie w Śnieżycowym Jarze bardzo krótko, a wyjazd uzależniony był głównie od pogody. Ta szczęśliwie była dobra.
Mieliśmy jechać w trójkę - ja, Michał i Lotka. Od Michała jest zdecydowanie bliżej, niż od nas, więc ja przyjechałam do niego w piątek, a Lotka rano zapakowała rower w samochód i również dotarła na osiedle Warszawskie. Byliśmy już gotowi, gdy wyjeżdżała z domu, więc przejechaliśmy się nad Maltę i gdy dotarła do nas, mieliśmy na licznikach po pięć kilometrów. Chwila na wypakowanie roweru, złożenie, dopompowanie i mogliśmy ruszać.
Początkowo jechaliśmy przez miasto, najpierw ścieżką rowerową, później trochę ulicą i w końcu wyjechaliśmy na mniej ruchliwe drogi. Dalej jechaliśmy cały czas Nadwarciańskim Szlakiem Rowerowym. Zdarzały się momenty, że szlak był zakorkowany i nie było jak wyprzedzić całej grupy.
Jechało się dobrze, wiatr głównie nam sprzyjał i nie zrobiliśmy żadnej przerwy, aż do Starczanowa. Dotarliśmy do Śnieżycowego Jaru i zanim ujrzeliśmy choć jedną śnieżycę to spotkaliśmy już całe tłumy ludzi.
Miejsce stało się popularne i chyba trochę szkoda, bo przybywa tam coraz więcej ludzi, którzy nie potrafią uszanować tego pięknego widoku. Najwyraźniej trzymanie się wyznaczonej ścieżki jest zbyt trudne dla niektórych, a zrobienie własnego "artystycznego" zdjęcia jest ważniejsze, niż pojedyncze podeptane kwiatki...
Na mnie śnieżyce nie zrobiły aż takiego wrażenia jak w zeszłym roku, ale to pewnie dlatego, że widziałam je kolejny raz, poza tym było pochmurno i pozostało też dość dużo suchych liści, które je przykrywały. Niemniej jest to widok godny zobaczenia i fantastyczny powód do rowerowej wycieczki. :)
Gdy już się napatrzyliśmy i zrobiliśmy kilka fotek, pojechaliśmy nad Wartę, by usiąść, coś zjeść, łyknąć herbatki i odpocząć przed drogą powrotną.
Zregenerowani ruszyliśmy dalej. Trochę pokrążyliśmy po lesie i wróciliśmy na drogę, którą przyjechaliśmy. Jechało się trochę gorzej - wiatr teraz często wiał w twarz. Wyszło słońce i zrobiło się ciepło. Wszyscy byliśmy troszkę zmęczeni, ale najbardziej Lotka, dlatego ostatnie kilometry przez las jechaliśmy spokojnym tempem. W mieście, na asfalcie i ścieżkach rowerowych jakby odzyskała siły. :P Postanowiliśmy przejechać się odcinkiem Wartostrady. Piękna ścieżka, równy asfalt. Niestety piękna była też nasza wywrotka. Lotka przejechała po tej idealnej nawierzchni, ja wylądowałam pomiędzy dwoma rowerami. Niestety nie obyło się bez strat w odzieży i sprzęcie oraz obdartego kolana Lotki. :(
Dalej już pojechaliśmy do Michała, gdzie opatrzyłyśmy ranę i wypiliśmy kawkę.
Dzięki Wam za fajną wycieczkę :)
Szkoda tylko tej gleby już prawie na mecie.
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj