Szybka zmiana planów
Środa, 24 lipca 2013
Kategoria 3. 50-100km, WPN, ze zdjęciami
km: | 51.07 | km teren: | 29.00 |
czas: | 02:51 | km/h: | 17.92 |
Miałam pojechać na rower z Martą (w ramach treningu przed mazurami), ale napisała do mnie, że jest chora.
Stwierdziłam, że pojadę sama, ale zanim się ogarnęłam i wyjechałam z domu było chwilę po 18.
Wybór padł na WPN!
Wyjechałam z domu przez Rosnówko do Jarosławca, dookoła jeziora, potem krążyłam po lesie i Grajzerówką do Jezior. Wjechałam na czerwony szlak, prowadzący od j. Góreckiego, do Osowej Góry.
Udało mi się zjechać z naprawdę stromej górki (dla mnie to było wyzwanie), oto zdjęcie, które jednak nie ukazuje jaka ona była naprawdę:
Po drodze mijam j. Kociołek, tam też robię fotkę:
Gdy już się zaczęłam "wspinać" na Osową zagadał do mnie rowerzysta, zdziwiony, że dziewczyna też jeździ (w stroju, kasku idt. no i że sama).
Na Osowej moment przerwy i zjazd - 52,2 km/h bez pedałowania!
Nikodem zgodził się zostać moim przewodnikiem po Mosinie i Puszczykowie. A więc jechałam mniej więcej wiedząc gdzie jestem. :) Potem powrót na Grajzerówkę i znów w stronę Jezior, tam rozstałam się ze swoim nowo poznanym towarzyszem i pomknęłam do domu, podziwiając po drodze zachód słońca:
Wycieczka moim zdaniem udana! :)
Suma podjazdów: wuchta :D
Stwierdziłam, że pojadę sama, ale zanim się ogarnęłam i wyjechałam z domu było chwilę po 18.
Wybór padł na WPN!
Wyjechałam z domu przez Rosnówko do Jarosławca, dookoła jeziora, potem krążyłam po lesie i Grajzerówką do Jezior. Wjechałam na czerwony szlak, prowadzący od j. Góreckiego, do Osowej Góry.
Udało mi się zjechać z naprawdę stromej górki (dla mnie to było wyzwanie), oto zdjęcie, które jednak nie ukazuje jaka ona była naprawdę:
Po drodze mijam j. Kociołek, tam też robię fotkę:
Gdy już się zaczęłam "wspinać" na Osową zagadał do mnie rowerzysta, zdziwiony, że dziewczyna też jeździ (w stroju, kasku idt. no i że sama).
Na Osowej moment przerwy i zjazd - 52,2 km/h bez pedałowania!
Nikodem zgodził się zostać moim przewodnikiem po Mosinie i Puszczykowie. A więc jechałam mniej więcej wiedząc gdzie jestem. :) Potem powrót na Grajzerówkę i znów w stronę Jezior, tam rozstałam się ze swoim nowo poznanym towarzyszem i pomknęłam do domu, podziwiając po drodze zachód słońca:
Wycieczka moim zdaniem udana! :)
Suma podjazdów: wuchta :D
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj