Po czapkę do Puszczykowa
Sobota, 24 października 2015
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 26.39 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:34 | km/h: | 16.84 |
Wybrałam się z Lotką do Puszczykowa po czapkę pod kask, była to dobra okazja, żeby w końcu wyjść na rower. :)
Pojechałam po nią, okazało się, że Marta też chce jechać. Czekając na nią Lotka przymocowała lampkę, która wróciła z reklamacji, a ja napompowałam jej dętkę, bo znów zeszło jej powietrze. Chciałyśmy też przykręcić nowy bagażnik, ale trzeba go lekko zmodyfikować.
Przyjechała Marta i razem ruszyłyśmy w stronę Jarochy i na Grajzerówkę. Skręciłyśmy w naszą ulubioną leśną ścieżkę, zatrzymałam się, żeby zrobić zdjęcie:

Ruszyłam, przejechałam kawałek i jakoś tak mało powietrza miałam z przodu. Zawołałam dziewczyny, żeby poczekały i dopompowałam trochę. Ale znów to samo - czyli laczek :D
Trzeba było kleić, bo nie miałam ze sobą dętki. Jakoś poszło, myślę że nawet dobrze jak na pierwszy raz. Później się jednak okazało, że dziury były dwie :D

Dojechałyśmy do sklepu, każda przymierzyła i wybrała czapkę dla siebie. Wracając pojechałyśmy jeszcze do sklepu, gdy Marta robiła zakupy, ja znów użyłam pompki. Powrót tą samą drogą przez las i później Grajzerówką aż do Szreniawy. Tam chwila przerwy, poczekałyśmy na Michała, który do mnie jechał. Odprowadziliśmy dziewczyny i po chwili rozmowy pojechaliśmy do mnie.
Fajnie, że udało nam się wyjść na rower! Krótko, ale zawsze coś :)
Do Głuchowa
Niedziela, 11 października 2015
Kategoria ze zdjęciami, z Michałem, transport, na luzie, 1. 1-30km
km: | 8.68 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:31 | km/h: | 16.79 |
Marta z Pawłem proponowali wyjście na rower. Byłam świeżo po chorobie więc niechętnie, ale zgodziłam się na naprawdę krótką wycieczkę.
W końcu oni zrezygnowali, ale zaprosili nas do siebie. Mogliśmy pojechać samochodem, ale postanowiliśmy ubrać się ciepło i przejechać się rowerami. W końcu zbliżała się połowa października, a ja nie byłam jeszcze na rowerze.

Urozmaiciliśmy trochę trasę jadąc przez Chomęcice do szkoły i przez pole do Głuchowa. W połowie drogi zatrzymałam się, żeby zdjąć jedną z bluz, bo ubrałam się jednak za ciepło. :P


Wracaliśmy do mnie już po ciemku. Wycieczka bardzo krótka, ale dobrze, że przynajmniej wyszliśmy na rower :)
Pod wieczór do kościoła
Poniedziałek, 28 września 2015
Kategoria 1. 1-30km, transport, ze zdjęciami
km: | 6.83 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:24 | km/h: | 17.07 |
Do Konarzewa na Mszę i Adorację. Powrót po ciemku przed 20:00.
Księżyc tak pięknie świecił, że między Konarzewem, a Chomęcicami zatrzymałam się, żeby zrobić zdjęcie:

Na szybko do Komornik
Poniedziałek, 28 września 2015
Kategoria 1. 1-30km, transport
km: | 9.32 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:30 | km/h: | 18.64 |
Popołudniowo z Michałem i Lotką
Środa, 23 września 2015
Kategoria 2. 30-50km, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 43.13 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:07 | km/h: | 20.38 |
Najpierw pojechałam do Auchan, gdzie spotkałam się z Michałem, popilnowałam mu rower, a on poszedł do środka oddać aparat na gwarancję. Później podjechaliśmy na chwilę do Decathlonu, Michał kupił portki, ja weszłam dodać wcześniejszy paragon na kartę klienta.
Wróciliśmy do domu szybko zjeść obiadek i ogarnąć się. Byliśmy umówieni na rower z Lotką. Przyjechała do nas, ubraliśmy się i pojechaliśmy. Najpierw w stronę Komornik, a po drodze spotkaliśmy moją mamę na rowerze wracającą z pracy. :) Dojechaliśmy do Lubonia i rozstaliśmy się przy szkole. Michał pojechał w kierunku Poznania, a my Łęczycy.
Jechałyśmy najpierw ścieżką rowerową, za przejazdem pojechałyśmy do Wir, tam chwila przerwy, ubrałyśmy chusty na głowy i ruszyłyśmy.
Zaczęło padać, ale nie rozpadało się. :) Przez Komorniki i Grajzerówką dojechałyśmy do Szreniawy. Cały czas kropiło mniej lub bardziej i bałam się, że zmoknę.
Po drodze rozmawiałyśmy o blogu i w Szreniawie zorientowałam się, że dziś nie zrobiłam żadnego zdjęcia. Więc zrobiłam - super hiper giga jakość: :D

Rozstałyśmy się, nie zatrzymywałyśmy się ani na chwilę, tylko pojechałam prosto do domu, żeby nie zmoknąć.
Do Konarzewa na Mszę i spotkanie KSM
Poniedziałek, 21 września 2015
Kategoria 1. 1-30km, transport
km: | 6.78 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:19 | km/h: | 21.41 |
Z Kamilem :D
Czwartek, 17 września 2015
Kategoria 1. 1-30km, na luzie, transport, ze zdjęciami
km: | 7.74 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:30 | km/h: | 15.49 |
Miałam jechać do Konarzewa na 19:00 na próbę śpiewu. Po 18 przyjechał do nas mój chrzestny z małym kuzynem na rowerze. Wuja nie chciał proponowanej kawy, więc powiedziałam, żeby poczekali chwilę, aż się ogarnę i pojadę z nimi. :)


Gdy wszyscy byliśmy gotowi do drogi pojechaliśmy. Mały rowerzysta był zadowolony, że jadę z nimi, ciągle oglądał mój rower. Dojechaliśmy do Konarzewa, odprowadziłam ich do domu. Chwilę pogadaliśmy i pojechałam na próbę.

Nie byłam jedyną, która wybrała rower jako środek transportu:

Powrót do domu już po ciemku. :)
Na Stary Rynek
Środa, 16 września 2015
Kategoria 2. 30-50km, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 40.64 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:09 | km/h: | 18.90 |
Michał chciał oddać książeczkę PTTK do podbicia, więc pojechałam z nim na Stary Rynek:

On poszedł załatwić sprawę, a ja poczekałam za nim. Tuż obok spotkaliśmy rowerowego kolegę, który tym razem popijał piwko. Pojechaliśmy dalej, po drodze wstąpiłam coś sprawdzić w Salonie Posnania, a kawałek dalej zatrzymaliśmy się przy lodziarni.
Postawiliśmy na sorbet jagodowy - pychotka! :P

Dalej wstąpiliśmy do Cykloturu odebrać zamówienie i do Decathlonu, gdzie Michał kupił sobie polar. A dalej to już prosto do mnie :)
Osowa Góra
Wtorek, 15 września 2015
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 38.37 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:03 | km/h: | 18.72 |
Kolejny raz umówiłam się z Lotką na rower i kolejny raz nie udało nam się wyjechać o umówionej godzinie. Najpierw była 16:00, ale Lotka chciała chwilę później, ja miałam przyjechać do niej, wyjechałam o 16:30, a u niej poszłam jeszcze na kawę i w końcu wyjechałyśmy około 17:30. Grajzerówką dojechałyśmy do Jezior i jeziora Góreckiego, zrobiłyśmy przerwę w tradycyjnym miejscu, a celem była Osowa Góra.

Od j. Góreckiego pojechałyśmy w dół, minęłyśmy jezioro Kociołek i zaczął się podjazd.

Lotka uświadomiła mi, że podjeżdża tu pierwszy raz, wcześniej zawsze podprowadzała. Podjechałyśmy raczej bez problemu, ale zmachane. Chciałyśmy wejść na wieżę, ale spotkała nas przykra niespodzianka. "Teren budowy. Wstęp wzbroniony" - budowniczych nie widać, budowy nie widać, ale nie będziemy włazić jak nie każą :P

Pojechałyśmy jednak od drugiej strony, dojechać można bez problemu, przy samej wieży nie było żadnych zakazów. Przypięłyśmy rowery i wspięłyśmy się na górę:




Widok z góry całkiem ciekawy, jednak jak wiadomo, zdjęcie nigdy nie odda tego co widzimy, nawet zrobione najlepszym sprzętem. :)
Chwilę pooglądałyśmy krajobraz, zrobiłyśmy sobie sweetaśne selfie i zeszłyśmy na dół. Zjechałyśmy w dół ulicą Pożegowską. Dawno nas tam nie było, zauważyłam, że nie ma już stacji naprawczej dla rowerów. Jest natomiast nowa, kawałek dalej, po drugiej stronie ulicy - dziwne:

Patrząc w drugą stronę zauważyłyśmy pięknie oświetlony światłem zachodzącego słońca komin. Tutaj zdjęcie totalnie nie oddaje widoku, jaki mogłyśmy oglądać:

Z Mosiny pojechałyśmy do Puszczykowa, chciałyśmy zjeść hot-dogi w Żabce, ale jedna była zamknięta, w drugiej nie było. Skończyło się na mini pizzy z Biedronki. Ruszałyśmy do domu koło 20:00, było już ciemno i nie chciałyśmy jechać przez las, pojechałyśmy więc ścieżką do Łęczycy. Zaczęło kropić, ale nie rozpadało się na dobre, w Wirach już przestało. Przez Wiry i Komorniki dojechałyśmy do Rosnowa, usiadłyśmy na chwilę na przystanku, ale znów zaczęło padać, więc szybko ruszyłyśmy każda w swoją stronę.
Dzięki za fajną wycieczkę :)
Do Puszczykowa na lody
Niedziela, 13 września 2015
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 26.79 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:27 | km/h: | 18.48 |
W niedzielne popołudnie postanowiliśmy wybrać się rowerami na lody do Puszczykowa. Trzeba było wykorzystać piękny, słoneczny, aczkolwiek trochę wietrzny dzień, bo być może to już jeden z ostatnich takich w tym roku. Okaże się... :)
Michał i ja pojechaliśmy najpierw do Lotki, dać jej smar do łańcucha i wypić kawę przy okazji. Na rower nie mogła jechać, bo wybierała się niebawem na kabaret.
Kiedy wypiliśmy kawę, dojechał do nas tata i już w trójkę ruszyliśmy do Puszczykowa:

Najpierw w stronę jeziora Jarosławieckiego:


Po chwili przerwy nad jeziorem, pojechaliśmy dalej do Grajzerówki i przez las dojechaliśmy do celu:

Jak przystało na ciepłe, niedzielne popołudnie chętnych na lody mnóstwo. Wprowadziliśmy rowery, usiadłam na ławce, a tata z Michałem poszli po lody - włoskie. Zanim przyszli zdążyłam się porządnie wynudzić, taka była kolejka. Zjedliśmy lody, posiedzieliśmy chwilę i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Zdecydowaliśmy się jechać przez las żółtym szlakiem, najpierw pod górkę, później naprawdę fajnym terenem :)

Wyjechaliśmy na Grajzerówce i pojechaliśmy w stronę Szreniawy. Tata skręcił koło wieży, my pojechaliśmy w dół i musieliśmy chwilę za nim czekać. Końcowy etap był wariacki, bo wyprzedziłam tatę z górki i pod górę przed Rosnowem jechałam cały czas prawie 40 km/h, od Rosnowa do domu już pod 30 km/h. Dojechaliśmy do domu bardzo zmęczeni, ale za to z ogromnym apetytem na obiad, który już na nas czekał. :)