Świnoujście - Hel - dzień 2
Wtorek, 12 sierpnia 2014
Kategoria Świnoujście - Hel 2014, 3. 50-100km, z Gumisiem, ze zdjęciami, z sakwami
km: | 86.15 | km teren: | 0.00 |
czas: | 05:27 | km/h: | 15.81 |
Pierwsza nocka minęła nam spokojnie. Obudziłam się wypoczęta i wyspana, troszkę było chłodno, ale dzięki ciepłym ubraniom nie zmarzłam. Widok "za oknem" był bardzo przyjemny. A tak prezentowały się nasze namioty:
A tak rowerki:
Poranne ogarnięcie się zajęło nam trochę czasu. Wszystkie rzeczy wyleciały na stół i posegregowane z powrotem do sakw. Zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy herbatę/zupkę i wzięliśmy się za składanie namiotów, które przez ten czas zdążyły przeschnąć. Były mokre od rosy.
W końcu wyruszyliśmy w drogę. Po drodze minęliśmy pola golfowe, na które pewnie nie zwróciłabym uwagi gdyby Paweł o nich nie wspomniał. :P Jechaliśmy główną drogą, głównie przez las. Przejechaliśmy Międzywodzie, a w Dziwnowie zrobiliśmy przerwę na jedzonko. Później przez Dziwnówek, Pobierowo, dotarliśmy do Trzęsacza. Wcześniej ruiny kościoła oglądałam tylko na zdjęciu, więc fajnie było je zobaczyć. Wszystko jest ładnie zabezpieczone, więc jest szansa, że kiedyś zobaczą je moje dzieci. :P
Gumiś poprosił o zrobienie nam zdjęcia rowerzystę, też z sakwami, którego później spotkaliśmy jeszcze nie raz.
Z Trzęsacz ruszyliśmy ścieżką wzdłuż plaży, którą jechało się wyśmienicie.
Prawda, że przyjemnie to wygląda:
Przez Rewal dotarliśmy do Niechorza, a tam już zaczęły nas gonić chmury, niezbyt miłe.
Chmury i deszcz dogoniły nas w Pogorzelicy. Wstąpiliśmy do małej knajpki, aby przeczekać ulewę i skusiliśmy się na gofry, tylko z bitą śmietaną, bo były drogie, ale niesmaczne. Wraz z nadejściem deszczu zrobiło się chłodno, ale po deszczu zwykle wychodzi słońce. Tak było i tym razem:
W Mrzeżynie postanowiliśmy pojechać na plażę i się wykąpać. Pogoda była już cudowna.
Woda niestety była zimna, ale co tam. Tym razem udało nam się nie zmoczyć włosów i całe szczęście, bo po chwili na plaży znów zaczęły nas gonić chmury:
Ubieraliśmy się w pośpiechu, żeby zdążyć gdzieś się schować. W planach był kebab na obiadokolację, ale w końcu wyszło na pizzę. a to dlatego, że mieli tam najlepsze parasole, które jak nam się wydawało, ochronią nas przed deszczem. Ulewa była przeogromna, rzadko się takie widuje, ale przeżywa się je bardziej jak nie ma się gdzie schować. W pewnym momencie trzeba było uciekać pod daszek, ale miejsca było mało, a chętnych do schowania się dużo. :P
Gumiś wykorzystał to, że stoimy przy kasie i zamówił sobie jeszcze kebaba. :) Gdy przestało lać mogliśmy ruszać, najgorzej założyć na głowę mokry kask - bardzo nieprzyjemne uczucie :P Po tym deszczu zrobiło się już na prawdę zimno. Naszym celem był Kołobrzeg, gdzie mieliśmy zapewniony kawałek ogródka na rozbicie namiotu. Modliliśmy się, żeby nie spotkała nas kolejna ulewa, bo przeczekanie jej oznaczałoby, że nie damy dojechać do celu.
Po dojechaniu do Grzybowa oglądaliśmy zachód słońca na plaży.
Jeszcze w Grzybowie spotkaliśmy się z Bartkiem, Kubą i Zosią u której mieliśmy spać. A później ruszyliśmy do Kołobrzegu, który był już całkiem blisko, ale robiło się ciemno.
Gdy dojechaliśmy pod wskazany adres, bardzo gościnni ludzie zaprosili nas do środka i zaproponowali nam nocleg w domu. Z początku się opieraliśmy, nie chcąc robić kłopotu, ale zgodziliśmy się. Ja po chwili spędzonej w ciepłym domu nie miałam już ochoty wychodzić na zimny dwór i rozbijać namiotu w mokrym ogrodzie. Wróciliśmy tylko na dwór pozapinać rowery i zabrać sakwy.
Podsumowując dzień: trochę wymarzłam na koniec, ale całe szczęście nie zmokliśmy, choć były dwie poważne szanse. :P
Zasnęłam bardzo szybko. :)
Komentarze
Komentuj