Świnoujście - Hel - dzień 4
Czwartek, 14 sierpnia 2014
Kategoria Świnoujście - Hel 2014, 3. 50-100km, z Gumisiem, ze zdjęciami, z sakwami
km: | 66.90 | km teren: | 0.00 |
czas: | 04:17 | km/h: | 15.62 |
Rano padał deszcz, właściwie już w nocy padało. Chcieliśmy zwinąć się wcześniej, bo byliśmy tuż koło drogi, ale przez deszcz mogliśmy pospać dłużej. Zjedliśmy śniadanie w namiocie, a gdy przestało padać szybko zwinęliśmy namiot. Już wyobrażałam sobie jak rozbijam wieczorem taki mokry. :/
Gdy ruszaliśmy już świeciło słońce. Jednak pojawił się kolejny problem - licznik Marty nie działał, mimo prób jego reanimacji nie udało się go uruchomić. W czasie jazdy znów zaczęło padać, zatrzymaliśmy się na przystanku, żeby założyć ciuchy przeciwdeszczowe, ale gdy ruszyliśmy to przestało, więc znów się rozbieraliśmy. W Darłowie zrobiliśmy zakupy w Biedronce i pojechaliśmy dalej. Za miastem zrobiliśmy postój aby sprawdzić mapę i spotkaliśmy trzech kolarzy jadących z sakwami dookoła Polski, którzy poprosili nas o wspólne zdjęcie. Brali oni udział w Rajdzie Rowerowym Dookoła Polski Szlakiem Porozumień Sierpniowych. Załapaliśmy się nawet na zdjęcie, które można zobaczyć tutaj.
Po chwili wymiany naszych doświadczeń z sakwami, oni ruszają pod wiatr w kierunku, z którego my przyjechaliśmy, a my skręcamy na Cisowo, żeby dojechać do morza. No i mieliśmy pod wiatr, a dodatkowo pod górę. Zostałam z tyłu, było masakrycznie, ale powoli, bez pośpiechu podjechałam do góry i czekałam na resztę ciężko dysząc. :P Gdy dojechaliśmy do morza zrobiliśmy chwilę przerwy na przecudownej plaży, wiało, więc fale były dość spore. Ale kąpiel była zabroniona z powodu jakiejś niebezpiecznej konstrukcji pod wodą. Wjechaliśmy na ścieżkę pomiędzy morzem, a jeziorem i widoki były wspaniałe.
Morze na lewo:
I jezioro na prawo:
Przed Jarosławcem przez las prowadzi bardzo szeroki asfalt, który idealnie nadawał się do ćwiczenia jazdy bez trzymanki z sakwami. W sumie szło to lepiej niż można by się spodziewać. W Jarosławcu odbiliśmy od morza, jechaliśmy koło jeziora Wicko, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę i pojechaliśmy do Łącka, gdzie zrobiliśmy przerwę na posiłek. Gumiś poszedł do sklepu i kupił pomidorki, więc kanapki były jeszcze lepsze.
Ruszyliśmy dalej i przez mniejsze miejscowości dotarliśmy do drogi 203, którą dojechaliśmy do Ustki.
W Ustce udaliśmy się do Biedronki i zrobiliśmy zakupy, pamiętając, że następnego dnia będzie święto i większe sklepy będą pozamykane. Gumiś i Marta poszli na zakupy, ja skorzystałam z chwili i zadzwoniłam do rodzinki.
Później pojechaliśmy na plażę:
Było chłodno więc zrezygnowałam z kąpieli. Na plaży spędziliśmy jednak dużo czasu zajadając się Hitami. :P
Później Gumiś z Martą poszli na krótki spacer po plaży, a gdy odjeżdżaliśmy, słońce już powoli zachodziło. Jechaliśmy kawałek plażą. Widok był wspaniały:
Wyjechaliśmy z Ustki i miejsce na nocleg znaleźliśmy przy szlaku R-10 licząc na to, że myśliwi nie będą tutaj polować. xD
Pierwszy raz było to ważne kryterium podczas szukania noclegu. Ja z Martą poszłyśmy rozłożyć namioty (mój niestety mokry), a Paweł przy samym szlaku zaczął gotować makaron. Robiło się powoli ciemno. Gdy wróciłyśmy, ja zrobiłam sos i dokończyłam kolację, a oni poszli zanieść sakwy. Gdy wrócili wymieszaliśmy wszystko i zjedliśmy obłędnie duże porcje naszego dania.
Na wyprawie zwykły groszek dodany do makaronu i sosu z paczki czyni z niego wykwintne danie i smakuje wspaniale. Po jedzeniu umyliśmy garnki i poszliśmy do skrytych za drzewami namiotów. Mgła była mega gęsta i obawiałam się, że jest zbyt wilgotno, żeby mój namiot wysechł.
Podsumowując, dzień był udany: widoki piękne, znów nie zmokliśmy, zero awarii i żadnych niemiłych przygód. :)
Gdy ruszaliśmy już świeciło słońce. Jednak pojawił się kolejny problem - licznik Marty nie działał, mimo prób jego reanimacji nie udało się go uruchomić. W czasie jazdy znów zaczęło padać, zatrzymaliśmy się na przystanku, żeby założyć ciuchy przeciwdeszczowe, ale gdy ruszyliśmy to przestało, więc znów się rozbieraliśmy. W Darłowie zrobiliśmy zakupy w Biedronce i pojechaliśmy dalej. Za miastem zrobiliśmy postój aby sprawdzić mapę i spotkaliśmy trzech kolarzy jadących z sakwami dookoła Polski, którzy poprosili nas o wspólne zdjęcie. Brali oni udział w Rajdzie Rowerowym Dookoła Polski Szlakiem Porozumień Sierpniowych. Załapaliśmy się nawet na zdjęcie, które można zobaczyć tutaj.
Po chwili wymiany naszych doświadczeń z sakwami, oni ruszają pod wiatr w kierunku, z którego my przyjechaliśmy, a my skręcamy na Cisowo, żeby dojechać do morza. No i mieliśmy pod wiatr, a dodatkowo pod górę. Zostałam z tyłu, było masakrycznie, ale powoli, bez pośpiechu podjechałam do góry i czekałam na resztę ciężko dysząc. :P Gdy dojechaliśmy do morza zrobiliśmy chwilę przerwy na przecudownej plaży, wiało, więc fale były dość spore. Ale kąpiel była zabroniona z powodu jakiejś niebezpiecznej konstrukcji pod wodą. Wjechaliśmy na ścieżkę pomiędzy morzem, a jeziorem i widoki były wspaniałe.
Morze na lewo:
I jezioro na prawo:
Przed Jarosławcem przez las prowadzi bardzo szeroki asfalt, który idealnie nadawał się do ćwiczenia jazdy bez trzymanki z sakwami. W sumie szło to lepiej niż można by się spodziewać. W Jarosławcu odbiliśmy od morza, jechaliśmy koło jeziora Wicko, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę i pojechaliśmy do Łącka, gdzie zrobiliśmy przerwę na posiłek. Gumiś poszedł do sklepu i kupił pomidorki, więc kanapki były jeszcze lepsze.
Ruszyliśmy dalej i przez mniejsze miejscowości dotarliśmy do drogi 203, którą dojechaliśmy do Ustki.
W Ustce udaliśmy się do Biedronki i zrobiliśmy zakupy, pamiętając, że następnego dnia będzie święto i większe sklepy będą pozamykane. Gumiś i Marta poszli na zakupy, ja skorzystałam z chwili i zadzwoniłam do rodzinki.
Później pojechaliśmy na plażę:
Było chłodno więc zrezygnowałam z kąpieli. Na plaży spędziliśmy jednak dużo czasu zajadając się Hitami. :P
Później Gumiś z Martą poszli na krótki spacer po plaży, a gdy odjeżdżaliśmy, słońce już powoli zachodziło. Jechaliśmy kawałek plażą. Widok był wspaniały:
Wyjechaliśmy z Ustki i miejsce na nocleg znaleźliśmy przy szlaku R-10 licząc na to, że myśliwi nie będą tutaj polować. xD
Pierwszy raz było to ważne kryterium podczas szukania noclegu. Ja z Martą poszłyśmy rozłożyć namioty (mój niestety mokry), a Paweł przy samym szlaku zaczął gotować makaron. Robiło się powoli ciemno. Gdy wróciłyśmy, ja zrobiłam sos i dokończyłam kolację, a oni poszli zanieść sakwy. Gdy wrócili wymieszaliśmy wszystko i zjedliśmy obłędnie duże porcje naszego dania.
Na wyprawie zwykły groszek dodany do makaronu i sosu z paczki czyni z niego wykwintne danie i smakuje wspaniale. Po jedzeniu umyliśmy garnki i poszliśmy do skrytych za drzewami namiotów. Mgła była mega gęsta i obawiałam się, że jest zbyt wilgotno, żeby mój namiot wysechł.
Podsumowując, dzień był udany: widoki piękne, znów nie zmokliśmy, zero awarii i żadnych niemiłych przygód. :)
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj