Wyprawa na wschód - dzień 4. Niepewna pogoda
Wtorek, 9 sierpnia 2016
Kategoria ze zdjęciami, z sakwami, z Michałem, Wschód 2016, 3. 50-100km
km: | 71.53 | km teren: | 0.00 |
czas: | 04:24 | km/h: | 16.26 |
1:0 dla deszczu, ręczniki mokre :P
Padało w nocy i dzień czwarty również powitał nas deszczem, więc rano trochę dłużej poleżeliśmy w śpiworkach.
Zdecydowaliśmy, że zwiniemy się szybko, kiedy tylko przestanie padać i ruszymy dalej, a śniadanie zjemy pod jakimś dachem, może się trafi jakiś przystanek, albo inna wiata.
Poszliśmy się pożegnać i podziękować za możliwość noclegu, ale już była inna wychowawczyni, która nie wiedziała nawet o naszej obecności. Porozmawialiśmy z nią chwilę i doradziła nam, żeby do następnej miejscowości nie jechać bezpośrednio, bo droga jest brukowa, tylko troszkę dalej, gładkim asfaltem.
Posłuchaliśmy rady i pojechaliśmy, pogoda była niepewna, bardzo pochmurno. Mieliśmy małą przygodę z psami, 3 małe wioskowe kundelki chyba czyhały na nas gotowe pogryźć nasze kostki, bo rozstawiły się z każdej strony skrzyżowania. Nie lubię takich psów i zawsze dostaję nadprzyrodzonych mocy i pedałuję niesamowicie szybko, żeby uciec. :D W takich sytuacjach przydaje się gaz pieprzowy, który Michał zawsze ma w kieszonce.
Zatrzymaliśmy się przed Szynwałdem, na przystanku autobusowym, rozłożyliśmy tropik od namiotu i szykowaliśmy śniadanie.
Michał zajął się gotowaniem wody na zupki, a ja przygotowaniem bułek.
Śniadanko było dobre i klimat też fajny, wyprawowy. :)
Pojechaliśmy dalej, pogoda była cały czas bardzo niepewna, teren zrobił się leciutko pagórkowaty. Mijaliśmy kolejne miejscowości, po raz pierwszy na tej wyprawie spotkaliśmy dwóch innych sakwiarzy.
Przed Prabutami pogoda z niepewnej zmieniła się na pewną, na pewno będzie padać... Gnaliśmy co sił w nogach, zaczynało padać coraz bardziej, ale nie było po drodze żadnej wiaty przystankowej. Dopiero w centrum podjechaliśmy pod Polo Market.
Postanowiliśmy wykorzystać czas i zrobić zakupy. Prawie przestało padać, więc ruszyliśmy. Kawałek dalej znów się zatrzymaliśmy pod sklepem odzieżowym i założyliśmy peleryny, padał drobny deszczyk i mieliśmy nadzieję, że uda nam się jechać dalej.
Pojechaliśmy, jednak po około kilometrze znów wylądowaliśmy na przystanku autobusowym, bo rozpadało się dość mocno. Sytuację musiały naprawić żelki. :D
Pedałowaliśmy dalej, przejechaliśmy przez Mikołajki Pomorskie i znów zaczęło padać dość mocno, schowaliśmy się pod gęstymi drzewami i przeczekaliśmy.
W Dzierzgoniu zrobiliśmy zakupy i zjedliśmy coś przed sklepem, było zimno.
Pojawiły się pierwsze drogowskazy na Elbląg, następnego dnia już wjedziemy na Green Velo.
Opuściliśmy woj. pomorskie i dotarliśmy do Świętego Gaju, gdzie znajdowało się Sanktuarium Świętego Wojciecha, niestety zamknięte.
Nieopodal był mały sklepik i postanowiliśmy tam poprosić o napełnienie worka wodą, ale pani nie miała tam żadnego zlewu i kranu. Chciałam się niedługo rozbijać, mimo że nie było jeszcze 18:00, a na licznikach niecałe 70 km, ale dzień był jakiś taki dziwny i męczący. Rozglądaliśmy się za dobrym miejscem do spania i dojechaliśmy do Starego Dolna.
Michał zagadał o wodę do pani, która była przed domem w ogródku. Poszli napełnić worek wodą i po drodze bajerował, pytał kogo jest pole po drugiej stronie ulicy, bo szukamy trochę miejsca na rozbicie namiotu, aż w końcu pani Mirka powiedziała, że przecież ona ma ogródek, tylko nie wie czy ten nasz namiot się zmieści. :) I tak o godzinie 18:00 mieliśmy już miejscówkę do spania, a w dodatku pod wieczór się trochę wypogodziło. Towarzystwa na ogrodzie dotrzymywał nam Krecik:
Szybko rozbiliśmy namiot i chcieliśmy zabrać się za przygotowanie kolacji, ale przyszedł syn naszej gospodyni - Pan Mirek. Nalegał bardzo, żebyśmy przyszli do domu na kawę, nie byliśmy w stanie odmówić, więc poszliśmy.
Wypiliśmy kawę, do kawki czekoladki, a później do domu wróciła pani Mirka, zrobiła nam herbatę i kanapki, przyniosła też ogórki kiszone. Porozmawialiśmy jeszcze trochę z gospodarzami i udaliśmy się do namiotu. Pan Mirek proponował jeszcze, żebyśmy przyszli do jego pokoju "na telewizję", ale tym razem odmówiliśmy, nie brakowało nam wcale takich rozrywek. :)
W namiocie mieliśmy trochę roboty z układaniem wszystkich rzeczy, żeby mieć miejsce do spania.
Oby następny dzień był słoneczny. :)
Komentarze
U mnie też - ta trawiasta zieleń jest wprost przepiękna! Mam cały zielony komplet i używam w różnych konfiguracjach, w zależności od wyjazdu. Zwykle sakwy mniejsze, te przednie, biorę na wyjazdy krajowe. Dużych tylnych użyłam dotąd raz, gdy jechałam na wakacje do Norwegii. A przednia torebka jedzie ze mną praktycznie wszędzie :).
Kot - 19:06 środa, 22 lutego 2017 | linkuj
Zielona torebka Ortlieb na kierownicę - mam taką samą :)
Deszcz, brrr! Aż mi się przypomniały moje ostatnie rowerowe wakacje. Gdy pada, robię wszystko, aby nie jechać ;)) Kot - 18:47 środa, 22 lutego 2017 | linkuj
Komentuj
Deszcz, brrr! Aż mi się przypomniały moje ostatnie rowerowe wakacje. Gdy pada, robię wszystko, aby nie jechać ;)) Kot - 18:47 środa, 22 lutego 2017 | linkuj