thewheel

rowerOWOblog rowerowy

animalek z miasta Chomęcice k/Poznania
km:12285.43
km teren:439.70
czas:29d 01h 24m
pr. średnia:17.19 km/h
podjazdy:0 m

Moje rowery

Znajomi

Szukaj

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy animalek.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wyprawa na wschód - dzień 6. Brrr, jak zimno

Czwartek, 11 sierpnia 2016
km:87.06km teren:0.00
czas:05:14km/h:16.64
Kategoria ze zdjęciami, z sakwami, z Michałem, Wschód 2016, 3. 50-100km

W nocy mieliśmy dość stresującą przygodę. Obudziłam się w nocy bo Michał coś lub kogoś głośno przeganiał. Na moje pytanie co się dzieje odpowiedział tylko, że "ktoś nam ukradł klapki". Rzeczywiście, nie było ich w przedsionku. Michał bohatersko, na boso z latarką wyszedł z namiotu, żeby sprawdzić co się stało. Klapki były ułożone w linii biegnącej w stronę lasu, najdalszy leżał kilka metrów od namiotu. 
Później Michał opowiadał mi, że obudził się bo usłyszał szeleszczenie reklamówki w przedsionku. Ustaliliśmy według nas bardzo prawdopodobną wersję wydarzeń: mały zwierzaczek (który bez problemu dołem się wślizgnął do przedsionka) poczuł zapach zupki wylanej wieczorem i wyjadł sobie resztki makaronu, później dobrał się do laczków, które pachniały zupą, bo była wylana przed wejściem i deptaliśmy po tym wieczorem. Gdy wyniósł laczki, które tylko pachniały, dobrał się do naszej reklamówki ze śmieciami, która również pachniała, bo był w niej wyzbierany makaron, narobił hałasu i obudził Michała, który go spłoszył. Prawdopodobne? 
Do dziś zastanawiamy się co to mogło być... :)

Wyprawa, dzień 6 - śniadanko

Rano szykowanie się i pakowanie przebiegło według naszego standardowego rytmu. 
Podejrzałam Michała "w łazience":

Wyprawa, dzień 6 - zaglądam do

Ruszyliśmy dopiero o 9:45, ale już się przyzwyczailiśmy do tej pory. :) Tak wyglądało nasze miejsce od strony drogi, tam gdzieś spaliśmy:

Wyprawa, dzień 6 - miejsce noclegu

Jechaliśmy sobie szlakiem, gdy słonko przygrzało to było ciepło, ale czuć było lekki chłodek. Oznaczenia znów do niczego, zbliżaliśmy się do Fromborka, a kolejne tabliczki wskazywały coraz większy dystans. W pewnym momencie było rozwidlenie dróg, lecz brak oznaczeń. Mogliśmy zjechać w dół i ewentualnie cofać się pod górę, albo od razu cisnąć pod górkę, a potem zjeżdżać, cudnie...
Kawałek dalej na szlaku trwała wycinka drzew.

Wyprawa, dzień 6 - wycinka drzew na szlaku

Znów nawierzchnia nam się nie podobała i gdy dotarliśmy do drogi asfaltowej postanowiliśmy właśnie nią, a nie Green Velo, pojechać do Fromborka. Po kilku kilometrach dotarliśmy do tego ładnego miasteczka i mieliśmy ochotę zjeść rybkę nad zalewem, ale rano wszystkie smażalnie i wędzarnie były zamknięte.

Wyprawa, dzień 6 - Frombork

Wyprawa, dzień 6 - Zalew Wiślany we Fromborku

Zjedliśmy sobie żabkowe hot-dogi i pojechaliśmy na rynek, spotkaliśmy Mikołaja Kopernika, siedział sobie na ławce obok nas.

Wyprawa, dzień 6 - odwiedziny u Mikołaja

Oprócz nas kręciło się tam wielu innych sakwiarzy. Michał podsunął mi genialny pomysł. Chciałam umyć włosy, ale wieczory były za zimne, żeby kłaść się spać z mokrą głową, a dni też niezbyt ciepłe, żeby z mokrą głową jechać. Od niechcenia czytał szyldy na rynku i powiedział: "możesz sobie iść do dentysty, albo do fryzjera...". Eureka! Fryzjer mi umyje i wysuszy włosy. :) Pobiegłam szybko zapytać czy z marszu można wskoczyć na rower, ale pani miała napięty grafik, szkoda.

Wyprawa, dzień 6 - widok na bazylikę we Fromborku

Pojechaliśmy dalej również asfaltową drogą, omijając leżącą przy GV Nową Pasłękę. Zatrzymaliśmy się na sik-pauzę w lesie i znaleźliśmy jakiś dawny schron.

Wyprawa, dzień 6 - schron

Dotarliśmy do Braniewa, podjechaliśmy pod bazylikę św. Katarzyny z Aleksandrii i ruszyliśmy dalej, ja rozglądałam się cały czas za fryzjerem.

Wyprawa, dzień 6 - Braniewo, Bazylika św. Katarzyny z Aleksandrii

Udało się, trafiliśmy do małego salonu, poczekałam chwilę na moją kolej i za 10 złotych miałam porządnie umyte i wysuszone włosy. Fryzjerka nie mogła się nadziwić, że musiała suszyć je tak długo. Ależ byłam szczęśliwa w tym momencie. :)

Wyprawa, dzień 6 - umyte włosy

W czasie gdy ja siedziałam na fotelu fryzjerskim zaczęło padać, całe szczęście nie mocno. Jednak przed wyjazdem z miasta zatrzymaliśmy się, żeby założyć peleryny przeciwdeszczowe. Jakiś czas później na szczęście nie były już potrzebne.
W Tolkowcu łaciate panie rządziły na drodze.

Wyprawa, dzień 6 - łaciate

Żniwa cały czas trwają.

Wyprawa, dzień 6 - kombajn

Gdy widzieliśmy już Pieniężno na horyzoncie zaczęły nas gonić ciemne chmury.

Wyprawa, dzień 6 - Pieniężno w oddali

W mieście wstąpiliśmy do Biedronki na zakupy i przeczekanie ewentualnego deszczu.

Wyprawa, dzień 6 - bardzo złe chmury

Deszcz nadszedł i nie chciał odejść. Przyniósł też spore ochłodzenie. Wiem, że to mało precyzyjne, ale prognozy w telefonach wskazywały 10-11 stopni. Założyłam wełniane ocieplane nogawki, których w ogóle nie chciałam zabierać na wyprawę i dodatkowe rękawki pod bluzę. 

Wyprawa, dzień 6 - bociek

Jechaliśmy przed siebie zmarznięci, marząc o ciepłym śpiworku. Na długim odcinku bawiliśmy się w wyścigi z parką na zdezelowanych rowerach, oni bez bagażu mieli przewagę na podjazdach, z kolei my z naszym ładunkiem nie mogliśmy jechać wolno na zjazdach. Ostatecznie zostali w tyle na niezbyt stromym, ale długim podjeździe. 

Wyprawa, dzień 6 - widoczek po drodze

Robiło się późno i nie chcieliśmy wjeżdżać do Lidzbarka Warmińskiego pod wieczór. Nie mieliśmy ochoty nic oglądać, bo było nam zimno, a poza tym chcieliśmy zrobić ładne zdjęcia, a jak jest ciemno to są brzydkie. Zapytaliśmy o nocleg w ostatnim gospodarstwie w Laudzie, miejscowości przed Lidzbarkiem. Biegły za nami ciekawskie krowy, ale za ogrodzeniem. Średnio było gdzie rozbić namiot, bo na pastwisku krowy by nas mogły zadeptać, a na fajnym kawałku trawy widziałby nas pies, który nie lubi rowerzystów i szczekałby całą noc. Zapytaliśmy czy możemy rozłożyć się w garażu, a nasz gospodarz był w porządku i się zgodził, powiedział nawet, że zamknie nam bramę i będzie cieplej. 

Wyprawa, dzień 6 - nikt jeszcze nie spał w tym domu

Przyszła do nas mama gospodarza mieszkająca w domu obok i była bardzo rozmowna. W trakcie rozmowy zamietliśmy posadzkę i zabraliśmy się za rozłożenie namiotu. Zrobiliśmy od razu herbatę, żeby się rozgrzać, na zdjęciu widać jak rozmawiając z mamą przez telefon grzeję sobie stopy. :P

Wyprawa, dzień 6 - namiot w garażu

Wyprawa, dzień 6 - słonko zachodzi

Później jeszcze raz przyszła nasza gospodyni i razem z nią, już po ciemku zwiedziliśmy budowany dom. A potem poszliśmy do niej i mogliśmy się umyć w łazience. Ciepły prysznic to był strzał w dziesiątkę! :) Później obejrzeliśmy ostatni set meczu naszych siatkarzy z Rio, grali z Argentyną, punkt za punkt do 37 i musiałam pani cały czas tłumaczyć zasady, nie mogła pojąć czemu jeszcze nie kończą meczu. :D
Wróciliśmy do namiotu i około 22:00 poszliśmy spać.

<<< dzień 5.   dzień 7. >>>



Komentarze
Kupiłam kiedyś fajną malutką suszarkę i na większe wyjazdy wożę. Na wakacjach w Norwegii użyłam, bo tam było okropnie zimno i prawie ciągle mi padało, włosy bez suszenia by schły i schły.... W innych miejscach wakacyjnych na ogół było na tyle ciepło, że mogłam jechać z mokrymi włosami.
Jednak patent z fryzjerem zapamiętam, to jest dobre i może się przydać :)
Kot
- 18:52 czwartek, 23 lutego 2017 | linkuj
Ja na wyprawy nie zabieram suszarki, więc stacja, ani pole namiotowe mnie nie uratują jeśli jest zimno.
animalek
- 13:33 czwartek, 23 lutego 2017 | linkuj
Ciekawy pomysł z umyciem i wysuszeniem włosów u fryzjera - nigdy na to nie wpadłam, a na dłuższych wyjazdach często jest z włosami problem. Ja zwykle myję na stacjach paliw, ale trzeba trafić stację z porządną łazienką i gniazdkiem, aby podpiąć suszarkę, bo nie zawsze jest na tyle ciepło, by jechać z mokrą głową.
Kot
- 06:48 czwartek, 23 lutego 2017 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa yluzl
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]