Wpisy archiwalne w kategorii
3. 50-100km
Dystans całkowity: | 4499.56 km (w terenie 168.50 km; 3.74%) |
Czas w ruchu: | 267:04 |
Średnia prędkość: | 16.11 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Liczba aktywności: | 63 |
Średnio na aktywność: | 71.42 km i 4h 27m |
Więcej statystyk |
Do rowerowego
Piątek, 2 sierpnia 2013
Kategoria 3. 50-100km, transport
km: | 59.23 | km teren: | 5.00 |
czas: | 02:46 | km/h: | 21.41 |
Dziś postanowiłam pojechać w końcu do Poznania do sklepu rowerowego po kurtkę. Po 11 pojechałam, ale nie było mojego rozmiaru (wszystko takie wielkie:P). Ale pan w sklepie powiedział, że zamówi i późnym popołudniem będzie.
Tak więc po 19 jadę znów, dość szybko aby zdążyć do 20 przed zamknięciem sklepu. :)
W drodze powrotnej robię taką fotkę:
A co! Ze zdjęciem zawsze ładniej! :)
Tak więc po 19 jadę znów, dość szybko aby zdążyć do 20 przed zamknięciem sklepu. :)
W drodze powrotnej robię taką fotkę:
A co! Ze zdjęciem zawsze ładniej! :)
Mimo upału
Sobota, 27 lipca 2013
Kategoria 3. 50-100km, WPN, ze zdjęciami, z Lotką
km: | 57.01 | km teren: | 29.00 |
czas: | 03:13 | km/h: | 17.72 |
Dziś dzień zapowiadał się upalnie...
Ale już od rana mama zaproponowała mi krótką przejażdżkę do Komornik po zakupy. Nie było jeszcze aż tak gorąco więc pojechałam z nią - niecałe 9 km w obie strony. Zawsze coś. :)
Ale było mi mało, więc kiedy odezwała się Dorota z chęcią pojechania gdzieś byłam bardzo zadowolona. Niestety było ponad 30 stopni i słońce prażyło nieźle, więc dopiero około 17.30 wyjechałam z domu. Najpierw polną drogą w kierunku Rosnówka gdzie robię foto na kładce nad jeziorkiem:
Następnie lasem przez Wypalanki do Trzebawia, Jezior i grajzerówką nad Jarosławiec, gdzie mam spotkać się z Lotką. Później znów w kierunku Jezior i zjazd na czerwony szlak przy jeziorze Góreckim. Po pewnym czasie odbijamy w kierunku Górki i spotyka nas niemiła niespodzianka, atakują nas chmary wielkich mucho-stworów (???) lecących za nami spory kawałek. Znów jestem w Trzebawiu, a że dobrze się jedzie postanawiamy pojechać trochę dalej, po drodze spotykamy takie zwierzątka (nie wiemy co to):
Robimy przerwę na fotkę i ugaszenie pragnienia. A oto DoLotka pijąca wodę przez dziurę w butelce: xD
Dalej jedziemy do Stęszewa, z przerwą w sklepie na lody i uzupełnienie moich zapasów wody. Później trochę krążymy po Stęszewie, ale w końcu wjeżdżamy na drogę w kierunku Wypalanek. Tam niestety znów atakują nas te muchy i gonią nas około 1,5-2 km :/ Udaje nam się je zgubić i już w stronę Chomęcic. U mnie przerwa regeneracyjna i Lotka jedzie do domu. Odprowadzam ją do Rosnowa i mykam do domu.
Udana wycieczka! Dziękuję :)
Ale już od rana mama zaproponowała mi krótką przejażdżkę do Komornik po zakupy. Nie było jeszcze aż tak gorąco więc pojechałam z nią - niecałe 9 km w obie strony. Zawsze coś. :)
Ale było mi mało, więc kiedy odezwała się Dorota z chęcią pojechania gdzieś byłam bardzo zadowolona. Niestety było ponad 30 stopni i słońce prażyło nieźle, więc dopiero około 17.30 wyjechałam z domu. Najpierw polną drogą w kierunku Rosnówka gdzie robię foto na kładce nad jeziorkiem:
Następnie lasem przez Wypalanki do Trzebawia, Jezior i grajzerówką nad Jarosławiec, gdzie mam spotkać się z Lotką. Później znów w kierunku Jezior i zjazd na czerwony szlak przy jeziorze Góreckim. Po pewnym czasie odbijamy w kierunku Górki i spotyka nas niemiła niespodzianka, atakują nas chmary wielkich mucho-stworów (???) lecących za nami spory kawałek. Znów jestem w Trzebawiu, a że dobrze się jedzie postanawiamy pojechać trochę dalej, po drodze spotykamy takie zwierzątka (nie wiemy co to):
Robimy przerwę na fotkę i ugaszenie pragnienia. A oto DoLotka pijąca wodę przez dziurę w butelce: xD
Dalej jedziemy do Stęszewa, z przerwą w sklepie na lody i uzupełnienie moich zapasów wody. Później trochę krążymy po Stęszewie, ale w końcu wjeżdżamy na drogę w kierunku Wypalanek. Tam niestety znów atakują nas te muchy i gonią nas około 1,5-2 km :/ Udaje nam się je zgubić i już w stronę Chomęcic. U mnie przerwa regeneracyjna i Lotka jedzie do domu. Odprowadzam ją do Rosnowa i mykam do domu.
Udana wycieczka! Dziękuję :)
Szybka zmiana planów
Środa, 24 lipca 2013
Kategoria 3. 50-100km, WPN, ze zdjęciami
km: | 51.07 | km teren: | 29.00 |
czas: | 02:51 | km/h: | 17.92 |
Miałam pojechać na rower z Martą (w ramach treningu przed mazurami), ale napisała do mnie, że jest chora.
Stwierdziłam, że pojadę sama, ale zanim się ogarnęłam i wyjechałam z domu było chwilę po 18.
Wybór padł na WPN!
Wyjechałam z domu przez Rosnówko do Jarosławca, dookoła jeziora, potem krążyłam po lesie i Grajzerówką do Jezior. Wjechałam na czerwony szlak, prowadzący od j. Góreckiego, do Osowej Góry.
Udało mi się zjechać z naprawdę stromej górki (dla mnie to było wyzwanie), oto zdjęcie, które jednak nie ukazuje jaka ona była naprawdę:
Po drodze mijam j. Kociołek, tam też robię fotkę:
Gdy już się zaczęłam "wspinać" na Osową zagadał do mnie rowerzysta, zdziwiony, że dziewczyna też jeździ (w stroju, kasku idt. no i że sama).
Na Osowej moment przerwy i zjazd - 52,2 km/h bez pedałowania!
Nikodem zgodził się zostać moim przewodnikiem po Mosinie i Puszczykowie. A więc jechałam mniej więcej wiedząc gdzie jestem. :) Potem powrót na Grajzerówkę i znów w stronę Jezior, tam rozstałam się ze swoim nowo poznanym towarzyszem i pomknęłam do domu, podziwiając po drodze zachód słońca:
Wycieczka moim zdaniem udana! :)
Suma podjazdów: wuchta :D
Stwierdziłam, że pojadę sama, ale zanim się ogarnęłam i wyjechałam z domu było chwilę po 18.
Wybór padł na WPN!
Wyjechałam z domu przez Rosnówko do Jarosławca, dookoła jeziora, potem krążyłam po lesie i Grajzerówką do Jezior. Wjechałam na czerwony szlak, prowadzący od j. Góreckiego, do Osowej Góry.
Udało mi się zjechać z naprawdę stromej górki (dla mnie to było wyzwanie), oto zdjęcie, które jednak nie ukazuje jaka ona była naprawdę:
Po drodze mijam j. Kociołek, tam też robię fotkę:
Gdy już się zaczęłam "wspinać" na Osową zagadał do mnie rowerzysta, zdziwiony, że dziewczyna też jeździ (w stroju, kasku idt. no i że sama).
Na Osowej moment przerwy i zjazd - 52,2 km/h bez pedałowania!
Nikodem zgodził się zostać moim przewodnikiem po Mosinie i Puszczykowie. A więc jechałam mniej więcej wiedząc gdzie jestem. :) Potem powrót na Grajzerówkę i znów w stronę Jezior, tam rozstałam się ze swoim nowo poznanym towarzyszem i pomknęłam do domu, podziwiając po drodze zachód słońca:
Wycieczka moim zdaniem udana! :)
Suma podjazdów: wuchta :D