Wpisy archiwalne w kategorii
WPN
Dystans całkowity: | 3260.89 km (w terenie 402.00 km; 12.33%) |
Czas w ruchu: | 189:18 |
Średnia prędkość: | 16.98 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.90 km/h |
Liczba aktywności: | 101 |
Średnio na aktywność: | 32.29 km i 1h 54m |
Więcej statystyk |
#123KM
Wtorek, 11 listopada 2014
Kategoria 2. 30-50km, WPN, ze zdjęciami
km: | 36.36 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:16 | km/h: | 16.04 |
Dzisiaj miałam gdzieś pojechać z Lotką na rower, ale wczoraj zabalowała i miała dopiero popołudniu wrócić do domu. Postanowiłam wykorzystać ciepły dzień i pojechać wcześniej. Udało mi się namówić siostrę i przed 12 wyjechałyśmy z domu. Był tylko jeden problem, bo ja chciałam jechać gdzieś dalej, a ona blisko, więc trzeba było wypośrodkować plany.
Jazda była dzisiaj szczególna, dla upamiętnienia odzyskania przez Polskę niepodległości, dołączyłam bowiem do wydarzenia na facebooku 123 km do wolności.
Co prawda 123 kilometrów nie przejechałyśmy, ale nie to się liczy. :)
Z Chomęcic pojechałyśmy nad jezioro, gdzie nie zabrakło zdjęć:
Dalej pojechałyśmy przez Wypalanki w stronę Trzebawia, po drodze zachwycając się piękną kolorystyką liści w lesie.
W Trzebawiu rozważałyśmy czy jechać przez Górkę czy prosto do Jezior i wybór padł na Jeziory. Przejechałyśmy koło siedziby WPNu i zjechałyśmy na chwilę do jeziora Góreckiego. W taki dzień jak dzisiaj było mnóstwo ludzi, spacerujących i na rowerach. Co się dziwić, trzeba korzystać. :)
Wróciłyśmy na Grajzerówkę i dojechałyśmy nią do Puszczykowa. Lodziarnia była zamknięta, więc Magda zaproponowała, że pojedziemy do cioci na szybką kawę. Zadzwoniła zapytać czy ktoś jest w domu i o dokładny adres, i pojechałyśmy. Trochę dookoła przez Puszczykowo, żeby pojechać przez lasek. Po drodze przenoszenie rowerów przez tory.
Na zdjęciu Magda z kobzą:
U cioci kawa, pogaduchy i zeszła prawie godzina. W końcu wyjechałyśmy w drogę powrotną do domu. Poprowadziłam ją w Puszczykowie pod górę. Myślałam, że zabije mnie za ten podjazd, ale dzielnie go pokonała.
Potem pojechałyśmy przez las do Grajzerówki, a następnie do jeziora Jarosławieckiego:
Na plaży chwila przerwy i Magda zrobiła mi zdjęcie, bo mało ich mam na blogu. Przeważnie sama robię zdjęcia, więc mnie na nich nie ma.
Dalej już do Rosnówka, gdzie robię szybkie pseudoartystyczne zdjęcie na kładce, a potem już prosto do Chomęcic. Do domu na obiadek.
Cieszę się, że choć na troszkę wyciągnęłam Magdę na rower. :)
Jazda była dzisiaj szczególna, dla upamiętnienia odzyskania przez Polskę niepodległości, dołączyłam bowiem do wydarzenia na facebooku 123 km do wolności.
Co prawda 123 kilometrów nie przejechałyśmy, ale nie to się liczy. :)
Z Chomęcic pojechałyśmy nad jezioro, gdzie nie zabrakło zdjęć:
Dalej pojechałyśmy przez Wypalanki w stronę Trzebawia, po drodze zachwycając się piękną kolorystyką liści w lesie.
W Trzebawiu rozważałyśmy czy jechać przez Górkę czy prosto do Jezior i wybór padł na Jeziory. Przejechałyśmy koło siedziby WPNu i zjechałyśmy na chwilę do jeziora Góreckiego. W taki dzień jak dzisiaj było mnóstwo ludzi, spacerujących i na rowerach. Co się dziwić, trzeba korzystać. :)
Wróciłyśmy na Grajzerówkę i dojechałyśmy nią do Puszczykowa. Lodziarnia była zamknięta, więc Magda zaproponowała, że pojedziemy do cioci na szybką kawę. Zadzwoniła zapytać czy ktoś jest w domu i o dokładny adres, i pojechałyśmy. Trochę dookoła przez Puszczykowo, żeby pojechać przez lasek. Po drodze przenoszenie rowerów przez tory.
Na zdjęciu Magda z kobzą:
U cioci kawa, pogaduchy i zeszła prawie godzina. W końcu wyjechałyśmy w drogę powrotną do domu. Poprowadziłam ją w Puszczykowie pod górę. Myślałam, że zabije mnie za ten podjazd, ale dzielnie go pokonała.
Potem pojechałyśmy przez las do Grajzerówki, a następnie do jeziora Jarosławieckiego:
Na plaży chwila przerwy i Magda zrobiła mi zdjęcie, bo mało ich mam na blogu. Przeważnie sama robię zdjęcia, więc mnie na nich nie ma.
Dalej już do Rosnówka, gdzie robię szybkie pseudoartystyczne zdjęcie na kładce, a potem już prosto do Chomęcic. Do domu na obiadek.
Cieszę się, że choć na troszkę wyciągnęłam Magdę na rower. :)
Świątecznie
Sobota, 1 listopada 2014
Kategoria ze zdjęciami, z Lotką, WPN, 1. 1-30km
km: | 27.14 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:34 | km/h: | 17.33 |
Ustaliłyśmy z Lotką, że jeśli 1.11 będzie dobra pogoda to obowiązkowo pojedziemy gdzieś rowerem. O 12 byłyśmy na Mszy na cmentarzu i było tak cieplutko, że nie mogłyśmy odpuścić. Po powrocie do domu ogarnęłam się i pojechałam. Gdy wjechałam do Szreniawy, Lotka wyjechała mi naprzeciw. Polną drogą dojechałyśmy do Wir, przejechałyśmy tory i skierowałyśmy się w stronę Grajzerówki. Po drodze zrobiłam zdjęcie kolorowej alei, ale zdjęcie tego nie oddaje :(
Dalej Grajzerówką dojechałyśmy do Jezior i powoli trzeba było wracać, bo Dorota miała jechać z rodzicami do babci. Zjechałyśmy jeszcze do jeziora Góreckiego. Świetnie się jechało po liściach, tylko nie było widać spod nich wystających korzeni. Dojechałyśmy do plaży i zrobiłyśmy chwilę przerwy. Zachwycałyśmy się kolorowymi drzewami i piękną jesienią:
Muszę przyznać, że to miejsce jest piękne o każdej porze roku i uwielbiam je.
Nie miałyśmy dużo czasu, więc ruszyłyśmy w drogę powrotną. Dojechałyśmy do j. Jarosławieckiego, odprowadziłam Lotkę do Szreniawy i sama pojechałam do domu.
Myślę, że to bardzo dobrze rozpoczęty miesiąc. :)
Dalej Grajzerówką dojechałyśmy do Jezior i powoli trzeba było wracać, bo Dorota miała jechać z rodzicami do babci. Zjechałyśmy jeszcze do jeziora Góreckiego. Świetnie się jechało po liściach, tylko nie było widać spod nich wystających korzeni. Dojechałyśmy do plaży i zrobiłyśmy chwilę przerwy. Zachwycałyśmy się kolorowymi drzewami i piękną jesienią:
Muszę przyznać, że to miejsce jest piękne o każdej porze roku i uwielbiam je.
Nie miałyśmy dużo czasu, więc ruszyłyśmy w drogę powrotną. Dojechałyśmy do j. Jarosławieckiego, odprowadziłam Lotkę do Szreniawy i sama pojechałam do domu.
Myślę, że to bardzo dobrze rozpoczęty miesiąc. :)
Na szybko popołudniu.
Wtorek, 28 października 2014
Kategoria z Lotką, WPN, 1. 1-30km
km: | 19.43 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:09 | km/h: | 16.89 |
Udało nam się z Lotką umówić w końcu na rower. Pogoda była ładna, chłodno, ale świeciło słońce. Dni teraz coraz krótsze, więc trzeba się spieszyć. Wyjechałam po 15 z domu i pojechałam po Lotkę do Szreniawy, chwilę poczekałam, aż się ogarnie i ruszyłyśmy tradycyjnie w stronę Jarochy. Przejechałyśmy wzdłuż jeziora i skręciłyśmy w kierunku Trzebawia. Czasu było mało, słońce było już coraz niżej, dlatego pojechałyśmy przez las na Wypalanki. Zjechałyśmy do jeziora, tam chwila przerwy i fotki:
Robiło się szaro więc ruszyłyśmy już w stronę Chomęcic. Po drodze spotkałyśmy wycieczkę rowerową z podstawówki, podziwiam dzieciaki. :)
Lotka odprowadziła mnie, chwilę pogadałyśmy, wyszedł mój tata i zaczął mówić, że za zimno na rower, a potem Dorota pojechała do domu.
Dzięki za szybką przejażdżkę :)
Robiło się szaro więc ruszyłyśmy już w stronę Chomęcic. Po drodze spotkałyśmy wycieczkę rowerową z podstawówki, podziwiam dzieciaki. :)
Lotka odprowadziła mnie, chwilę pogadałyśmy, wyszedł mój tata i zaczął mówić, że za zimno na rower, a potem Dorota pojechała do domu.
Dzięki za szybką przejażdżkę :)
Niedzielna wycieczka
Niedziela, 14 września 2014
Kategoria ze zdjęciami, WPN, 3. 50-100km, z Michałem
km: | 77.34 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:59 | km/h: | 19.42 |
Tego dnia pojechałam z mamą do Konarzewa do kościoła rowerem, a potem na przejażdżkę z Michałem. Przyjechał punktualnie o 12, ale że ja nie byłam gotowa to załapał się na kawałek wczorajszej tarty. Później naprawił usterkę w Lotki rowerze i wyruszyliśmy. Na początku z wiatrem do Konarzewa, dalej przez Trzcielin, Lisówki do Żarnowca, gdzie wjechaliśmy na trasę pierścienia. Jechaliśmy nim przez Tomice, Mirosławki, Wielką Wieś, Stęszew, Górkę i zjechaliśmy do jeziora Kociołek, a potem pojechaliśmy do stacji, do której dojeżdżają drezyny od Mosiny. Okazało się, że jest tam akurat wycieczka i mogliśmy sobie obejrzeć drezyny, a nawet widzieliśmy jak są obracane i szykowane do jazdy w drugą stronę. :)
Po chwili odpoczynku zawróciliśmy do Kociołka, dalej jechaliśmy koło j. Góreckiego i do Puszczykowa. Dłuższa przerwa była w lodziarni, gdzie chyba tradycyjnie w tym roku wciągnęłam loda włoskiego. :) Pożywieni ruszyliśmy dalej przez Puszczykowo i Michał myślał żeby już wracać, ale ja chciałam pojechać dalej więc poprowadziłam drogą, którą ostatnio jechałam z Lotką. Przejechaliśmy koło kościółka, przez lasek, przenieśliśmy rowery przez tory i wyjechaliśmy przy szlaku nadwarciańskim, na który wjechaliśmy. Szlakiem jak zawsze jechało się cudownie, świetna trasa i wspaniałe widoki. Zaczęłam odczuwać zmęczenie, ale mimo to jechało się bardzo dobrze. Ze szlaku zjechaliśmy w Luboniu, trochę dalej niż zwykle zjeżdżam, więc poznałam nowy odcinek. Tam też chwila przerwy przy sklepie, żebym mogła kupić wodę, bo do domu bym nie dojechała. Z Lubonia już przez Komorniki i Rosnowo do Chomęcic.
Pogoda dopisała, w sumie była bardziej letnia niż jesienna i momentami było naprawdę upalnie. Dzięki za wycieczkę :)
Po chwili odpoczynku zawróciliśmy do Kociołka, dalej jechaliśmy koło j. Góreckiego i do Puszczykowa. Dłuższa przerwa była w lodziarni, gdzie chyba tradycyjnie w tym roku wciągnęłam loda włoskiego. :) Pożywieni ruszyliśmy dalej przez Puszczykowo i Michał myślał żeby już wracać, ale ja chciałam pojechać dalej więc poprowadziłam drogą, którą ostatnio jechałam z Lotką. Przejechaliśmy koło kościółka, przez lasek, przenieśliśmy rowery przez tory i wyjechaliśmy przy szlaku nadwarciańskim, na który wjechaliśmy. Szlakiem jak zawsze jechało się cudownie, świetna trasa i wspaniałe widoki. Zaczęłam odczuwać zmęczenie, ale mimo to jechało się bardzo dobrze. Ze szlaku zjechaliśmy w Luboniu, trochę dalej niż zwykle zjeżdżam, więc poznałam nowy odcinek. Tam też chwila przerwy przy sklepie, żebym mogła kupić wodę, bo do domu bym nie dojechała. Z Lubonia już przez Komorniki i Rosnowo do Chomęcic.
Pogoda dopisała, w sumie była bardziej letnia niż jesienna i momentami było naprawdę upalnie. Dzięki za wycieczkę :)
Pod wieczór na szybko
Wtorek, 26 sierpnia 2014
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 19.49 | km teren: | 13.00 |
czas: | 00:58 | km/h: | 20.17 |
Lotka zadzwoniła około 16 czy chcę gdzieś jechać. Chciałam, ale pod wieczór miał przyjechać na kawę Gumiś z Michałem i Bartkiem, a jeszcze szybko chciałam upiec placek. Lotka przyjechała do mnie przed 18 i po uporaniu się ze wszystkim o 18.15 wyjechałyśmy. Plan był żeby pojechać tylko przez Rosnówko i Wypalanki, ale w końcu wyszło Rosnówko, Wypalanki, Glinki, Konarzewo i dalej jeszcze przez Głuchowo do Rosnowa. Tam Lotka odbiła na Szreniawę, a ja do domu.
Zdjęcie po drodze:
Zdjęcie po drodze:
Na szybko z Lotką
Sobota, 23 sierpnia 2014
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 32.76 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:58 | km/h: | 16.66 |
Po porannych zakupach szybko się ogarnęłam i pojechałam z Lotką na rower. Niestety czasu nie było dużo, bo po południu szłam na osiemnastkę do kuzynki, a że była już na 17 to trzeba było się ogarnąć jeszcze.
Na początek pojechałam do Szreniawy, chwila u Lotki, potem przykręcenie koszyka na bidon do roweru i ruszyłyśmy tradycyjnie w stronę jeziora Jarosławieckiego. Tam odbiłyśmy w las i przecięłyśmy Grajzerówkę. Dojechałyśmy lasem do Puszczykowa i dalej w kierunku Mosiny. Tam chwila zastanowienia gdzie dalej i w końcu postanowiłyśmy podjechać na Osową Górę.
Lotka wyczaiła stację naprawczą, co jest świetnym pomysłem. Zrobiłyśmy tam chwilę przerwy, no i zrobiłam zdjęcie stacji, mojego rowerka i kciuka Lotki uniesionego w górę:
Fajnie było, ale trzeba podjechać. Patrzyłyśmy z podziwem na grupę kolarzy która to zjeżdżała, to znów podjeżdżała i tak w kółko... :P
My na szczęście musiałyśmy podjechać tylko raz. Nie było aż tak źle, tylko po wyprawie jakoś tak na podjazdach mnie łupie w kolanach.. :/
Ale podjechałyśmy i do góry szybka fotka:
Zjazd po kamieniach nie był tak przyjemny, zdecydowanie wolę jechać w drugą stronę. :)
Koło jeziora Kociołek odbiłyśmy w prawo, a po chwili w lewo w kierunku Górki. Dalej przez Trzebaw i Wypalanki do Chomęcic. Lotka wstąpiła na kawę i w przerwach między deszczykiem ruszyła do domu.
Dzięki za wycieczkę :)
Na początek pojechałam do Szreniawy, chwila u Lotki, potem przykręcenie koszyka na bidon do roweru i ruszyłyśmy tradycyjnie w stronę jeziora Jarosławieckiego. Tam odbiłyśmy w las i przecięłyśmy Grajzerówkę. Dojechałyśmy lasem do Puszczykowa i dalej w kierunku Mosiny. Tam chwila zastanowienia gdzie dalej i w końcu postanowiłyśmy podjechać na Osową Górę.
Lotka wyczaiła stację naprawczą, co jest świetnym pomysłem. Zrobiłyśmy tam chwilę przerwy, no i zrobiłam zdjęcie stacji, mojego rowerka i kciuka Lotki uniesionego w górę:
Fajnie było, ale trzeba podjechać. Patrzyłyśmy z podziwem na grupę kolarzy która to zjeżdżała, to znów podjeżdżała i tak w kółko... :P
My na szczęście musiałyśmy podjechać tylko raz. Nie było aż tak źle, tylko po wyprawie jakoś tak na podjazdach mnie łupie w kolanach.. :/
Ale podjechałyśmy i do góry szybka fotka:
Zjazd po kamieniach nie był tak przyjemny, zdecydowanie wolę jechać w drugą stronę. :)
Koło jeziora Kociołek odbiłyśmy w prawo, a po chwili w lewo w kierunku Górki. Dalej przez Trzebaw i Wypalanki do Chomęcic. Lotka wstąpiła na kawę i w przerwach między deszczykiem ruszyła do domu.
Dzięki za wycieczkę :)
Z Lotką by przetestować rower
Czwartek, 21 sierpnia 2014
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 29.99 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:42 | km/h: | 17.64 |
Umówiłyśmy się na rower z Lotką, żeby w końcu mogła wypróbować swoje nowe cudo. Około 17.30 wyjechałam z domu, niezrażona ciemnymi chmurami w okolicy. Dojeżdżając do Szreniawy zrobiłam zdjęcie;
Po dojechaniu do Lotki zabrałyśmy się do przemontowania licznika i lampek. Oczywiście zaczęło lać, ale na szczęście byłyśmy pod dachem. A po deszczu pokazały się dwie piękne tęcze:
Jedną nawet widać na tle domu. :) Rewelacyjny widok, zwłaszcza na żywo!
Później skoczyłyśmy do niej na szybką kawkę i przed 19 wyruszyłyśmy. Najpierw w stronę jeziora Jarosławieckiego, później przez Rosnówko do Trzebawia, a następnie do Górki. Czuć już zbliżającą się jesień i wieczorny chłodek dawał się we znaki.
Dalej zjechałyśmy przy jeziorze Góreckim, gdzie zrobiłam zdjęcie zachodu:
Po wyjechaniu koło siedziby WPNu chciałyśmy pojechać w kierunku Rosnówka, ale spotkałyśmy sporą grupę dzików, Lotka uciekła natychmiast, a ja zrobiłam zdjęcie, ale i tak nie widać za bardzo. :P drugą stroną jeziora Jarosławieckiego dotarłyśmy do Rosnówka, a dalej przez Walerianowo do Rosnowa gdzie się rozdzieliłyśmy i każda z nas samotnie śmignęła do domu. :)
Po dojechaniu do Lotki zabrałyśmy się do przemontowania licznika i lampek. Oczywiście zaczęło lać, ale na szczęście byłyśmy pod dachem. A po deszczu pokazały się dwie piękne tęcze:
Jedną nawet widać na tle domu. :) Rewelacyjny widok, zwłaszcza na żywo!
Później skoczyłyśmy do niej na szybką kawkę i przed 19 wyruszyłyśmy. Najpierw w stronę jeziora Jarosławieckiego, później przez Rosnówko do Trzebawia, a następnie do Górki. Czuć już zbliżającą się jesień i wieczorny chłodek dawał się we znaki.
Dalej zjechałyśmy przy jeziorze Góreckim, gdzie zrobiłam zdjęcie zachodu:
Po wyjechaniu koło siedziby WPNu chciałyśmy pojechać w kierunku Rosnówka, ale spotkałyśmy sporą grupę dzików, Lotka uciekła natychmiast, a ja zrobiłam zdjęcie, ale i tak nie widać za bardzo. :P drugą stroną jeziora Jarosławieckiego dotarłyśmy do Rosnówka, a dalej przez Walerianowo do Rosnowa gdzie się rozdzieliłyśmy i każda z nas samotnie śmignęła do domu. :)
Przyjemny wieczór
Piątek, 1 sierpnia 2014
Kategoria z Lotką, 2. 30-50km, WPN, ze zdjęciami
km: | 31.09 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:46 | km/h: | 17.60 |
Zgadałyśmy się z Lotką, że przyjedzie do nas i moja siostra podetnie jej grzywkę, a później pojedziemy na rower. Tak też zrobiłyśmy. Jeszcze pijąc kawę u mnie Lotka coś wspomniała o jeziorze Luk koło Rosnówka,a raczej małym jeziorku. Kiedyś tam jechałam, więc zaproponowałam, że możemy tam pojechać. Ruszyłyśmy w kierunku Walerianowa, gdzie zjechałyśmy w polną drogę, było dużo traw ale dało się jechać, no i jeszcze było cały czas delikatnie z górki. :)
Rozglądałam się czy uda się zobaczyć jezioro Szreniawskie, ale udało się dojrzeć tylko tęczę:
I ruszyłyśmy dalej w las:
Po przejechaniu drogi pełnej szyszek i korzeni, a co gorsze obrośniętej pokrzywami dojechałyśmy do jeziorka:
Po chwili przerwy ruszyłyśmy dalej. Z Rosnówka koło Jarochy do Grajzerówki i szukałyśmy zjazdu na tą fajną drogę przez las do Puszczykowa. Udało się bez problemu, wyjechałyśmy w Puszczykowie, tam zjazd z górki. Lotka została w tyle, mimo że nie pedałowałam, ona na koniec musiała, żeby mnie dogonić. W Puszczykowie przejechałyśmy przez lasek i nie wiedziałyśmy gdzie dokładnie jesteśmy, ale kierunek był znany i bez problemu dojechałyśmy do lodziarni. Było już grubo po 20, ale na szczęście było jeszcze otwarte. Wygrzebałam drobiazgi, Lotka mi dołożyła i obie zjadłyśmy pyszne lody. Zaczęło lekko kropić, więc trzeba było się zwijać. :)
Zapomniałam zrobić zdjęcia, więc przy odjeździe robię fotkę słynnego lwa:
Postanawiamy wracać Grajzerówką, w Jeziorach zachwycamy się zachodem słońca i chmurami, żałując że aparaty w telefonach takie słabe, ale cóż, wszystkiego mieć nie można :) Trzeba jeździć i samemu podziwiać. :)
W Szreniawie pogawędka z Lotką, prezentacja jej kamizelek odblaskowych i znów po ciemku wracam do domu. :)
Rozglądałam się czy uda się zobaczyć jezioro Szreniawskie, ale udało się dojrzeć tylko tęczę:
I ruszyłyśmy dalej w las:
Po przejechaniu drogi pełnej szyszek i korzeni, a co gorsze obrośniętej pokrzywami dojechałyśmy do jeziorka:
Po chwili przerwy ruszyłyśmy dalej. Z Rosnówka koło Jarochy do Grajzerówki i szukałyśmy zjazdu na tą fajną drogę przez las do Puszczykowa. Udało się bez problemu, wyjechałyśmy w Puszczykowie, tam zjazd z górki. Lotka została w tyle, mimo że nie pedałowałam, ona na koniec musiała, żeby mnie dogonić. W Puszczykowie przejechałyśmy przez lasek i nie wiedziałyśmy gdzie dokładnie jesteśmy, ale kierunek był znany i bez problemu dojechałyśmy do lodziarni. Było już grubo po 20, ale na szczęście było jeszcze otwarte. Wygrzebałam drobiazgi, Lotka mi dołożyła i obie zjadłyśmy pyszne lody. Zaczęło lekko kropić, więc trzeba było się zwijać. :)
Zapomniałam zrobić zdjęcia, więc przy odjeździe robię fotkę słynnego lwa:
Postanawiamy wracać Grajzerówką, w Jeziorach zachwycamy się zachodem słońca i chmurami, żałując że aparaty w telefonach takie słabe, ale cóż, wszystkiego mieć nie można :) Trzeba jeździć i samemu podziwiać. :)
W Szreniawie pogawędka z Lotką, prezentacja jej kamizelek odblaskowych i znów po ciemku wracam do domu. :)
WPN i Puszczykowo
Wtorek, 29 lipca 2014
Kategoria 3. 50-100km, WPN, z Gumisiem, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 53.49 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:03 | km/h: | 17.54 |
Tego dnia umówiłam się z Gumisiem na rower jak tylko uporam się z zaległościami na blogu. On też stwierdził, że opisze chociaż Warszawę i pojedziemy. Wyszło na to że po obiedzie wyruszyliśmy w stronę WPN-u z głównym celem w Puszczykowie, którym był sklep rowerowy. Ruszyliśmy w stronę Szreniawy i dalej Grajzerówką do j. Jarosławieckiego, tam okrążenie wokół jeziora, jechałam tam w zeszłym roku i teraz żałowałam, że tak długo mnie tam nie było, mimo że kilka razy trzeba było przenosić rowery nad leżącymi drzewami. Potem ruszyliśmy znów Grajzerówką do Jezior i zjechaliśmy do jeziora Góreckiego. Tam zrobiliśmy chwilę przerwy, żeby zgadać się z Lotką, która miała do nas dojechać.
Gumiś stęsknił się za tym miejscem i był zachwycony, że znów tu wrócił:
I ja zgadzam się z tym, że tu jest cudownie, chociaż zdjęcie wcale tego nie oddaje:
Po ustaleniu z Lotką, że mamy jechać do Puszczykowa, a ona dojedzie do nas, ruszyliśmy przed siebie. Najpierw w kierunku Kociołka i dalej podjazd na Osową Górę. Później Gumiś uparł się, że pokaże mi trasę downhillową i choć jechaliśmy najłatwiejszą trasą, to i tak nie umiałam zjechać z tych górek. :P
Zjechaliśmy gdzieś w Mosinie i już prosto do Puszczykowa. Wstąpiliśmy na chwilę na słynne lody. :)
Po dojechaniu do sklepu Gumiś poszedł do sklepu, a ja czekałam przed, co wcale mi nie przeszkadzało, bo przed sklepem był rozłożony namiot i leżaczki:
Poczekaliśmy jeszcze trochę, ja poszłam do biedronki i akurat przyjechała Lotka. Gumiś szybko dopompował jej koło i musieliśmy ruszać szybko w stronę domu, bo z przeciwnego kierunku szły chmury i grzmiało dość mocno. Gumiś prowadził, z różnym skutkiem. :P W końcu obraliśmy dobry kierunek, jechaliśmy po bezdrożach i lasach. Lotka narzekała na takie trasy i tempo, a Gumiś jej cisnął, że nie daje rady przez fajki. Zabawne było to ich przekomarzanie :D
Jechało się przyjemnie, tylko pod koniec już trochę czułam kolana na podjazdach. Przed Szreniawą przecięliśmy Grajzerówkę i jechaliśmy koło wieży widokowej. Wyjechaliśmy blisko domu Lotki, więc stanęliśmy pod blokiem, a ona poszła na chwilę po wodę. Gumiś oczywiście gdzieś dzwonił, więc ja też skorzystałam z okazji i zadzwoniłam do Miłosza bo obiecałam mu zabrać go na rower.
W Rosnówku:
Po powrocie Lotki ruszyliśmy przez Rosnówko do Chomęcic, żeby zgarnąć Miłosza. Był już u mnie, ale chyba zwątpił, czy może z nami jechać. Robiło się już późno, więc kazałam mu założyć kamizelkę, wypiliśmy po szklance zimnego kompociku i ruszyliśmy odprowadzić Gumisia do Głuchowa. Po drodze Paweł z Miłoszem się ścigali, co dawało młodemu niemałą frajdę. :)
Od Gumisia pojechaliśmy polną drogą do Konarzewa i powrót już asfaltem do Chomęcic. Odstawiłyśmy Miłosza do domu, akurat ciocia była na dworze, więc chwilę pogadałyśmy i pojechałyśmy dalej. Odprowadziłam Lotkę do Walerianowa i szybciutko śmignęłam z powrotem domu.
Dzięki wszystkim za wycieczkę. :)
Gumiś stęsknił się za tym miejscem i był zachwycony, że znów tu wrócił:
I ja zgadzam się z tym, że tu jest cudownie, chociaż zdjęcie wcale tego nie oddaje:
Po ustaleniu z Lotką, że mamy jechać do Puszczykowa, a ona dojedzie do nas, ruszyliśmy przed siebie. Najpierw w kierunku Kociołka i dalej podjazd na Osową Górę. Później Gumiś uparł się, że pokaże mi trasę downhillową i choć jechaliśmy najłatwiejszą trasą, to i tak nie umiałam zjechać z tych górek. :P
Zjechaliśmy gdzieś w Mosinie i już prosto do Puszczykowa. Wstąpiliśmy na chwilę na słynne lody. :)
Po dojechaniu do sklepu Gumiś poszedł do sklepu, a ja czekałam przed, co wcale mi nie przeszkadzało, bo przed sklepem był rozłożony namiot i leżaczki:
Poczekaliśmy jeszcze trochę, ja poszłam do biedronki i akurat przyjechała Lotka. Gumiś szybko dopompował jej koło i musieliśmy ruszać szybko w stronę domu, bo z przeciwnego kierunku szły chmury i grzmiało dość mocno. Gumiś prowadził, z różnym skutkiem. :P W końcu obraliśmy dobry kierunek, jechaliśmy po bezdrożach i lasach. Lotka narzekała na takie trasy i tempo, a Gumiś jej cisnął, że nie daje rady przez fajki. Zabawne było to ich przekomarzanie :D
Jechało się przyjemnie, tylko pod koniec już trochę czułam kolana na podjazdach. Przed Szreniawą przecięliśmy Grajzerówkę i jechaliśmy koło wieży widokowej. Wyjechaliśmy blisko domu Lotki, więc stanęliśmy pod blokiem, a ona poszła na chwilę po wodę. Gumiś oczywiście gdzieś dzwonił, więc ja też skorzystałam z okazji i zadzwoniłam do Miłosza bo obiecałam mu zabrać go na rower.
W Rosnówku:
Po powrocie Lotki ruszyliśmy przez Rosnówko do Chomęcic, żeby zgarnąć Miłosza. Był już u mnie, ale chyba zwątpił, czy może z nami jechać. Robiło się już późno, więc kazałam mu założyć kamizelkę, wypiliśmy po szklance zimnego kompociku i ruszyliśmy odprowadzić Gumisia do Głuchowa. Po drodze Paweł z Miłoszem się ścigali, co dawało młodemu niemałą frajdę. :)
Od Gumisia pojechaliśmy polną drogą do Konarzewa i powrót już asfaltem do Chomęcic. Odstawiłyśmy Miłosza do domu, akurat ciocia była na dworze, więc chwilę pogadałyśmy i pojechałyśmy dalej. Odprowadziłam Lotkę do Walerianowa i szybciutko śmignęłam z powrotem domu.
Dzięki wszystkim za wycieczkę. :)
Oglądamy rower :)
Piątek, 25 lipca 2014
Kategoria 2. 30-50km, z Gumisiem, z Lotką, ze zdjęciami, WPN
km: | 32.64 | km teren: | 4.50 |
czas: | 01:45 | km/h: | 18.65 |
Ostatnio zgadaliśmy się, że Gumiś może sprzedać Lotce rower, więc pojechałyśmy do niego obejrzeć to cudo.
Po południu czekałam na Lotkę, a że byłam uszykowana to wyjechałam po nią do Rosnowa. Wstąpiłyśmy na kawkę do mnie, bo miałyśmy jeszcze trochę czasu do umówionej z Pawłem godziny. :)
Oczywiście standardowo zaczęły się zbierać ciemne chmury, ale pojechałyśmy w końcu. U Gumisia oględziny roweru, przejażdżki i negocjacje.
Lotka się przymierzała do roweru:
Uśmiech był, więc chyba pasuje:
Potem jeszcze pogawędka z Martą, Gumiś pokazywał Lotce rozmiary kół, opony itd. więc po chwili u Gumisia przed domem była cała wystawa rowerów. Mój i Lotki, nowy oglądany, Marty, Gumisia, szosa i nawet rower mamy Pawła z super licznikiem z Biedronki :)
W końcu pojechałyśmy dalej w stronę Gołusek, dalej przez Palędzie i Dopiewiec do Dopiewa, gdzie zrobiłyśmy przerwę przy sklepie. Lotka poszalała i postawiła po batonie :) Później pojechałyśmy przez Konarzewo, Glinki, Wypalanki do Rosnówka. Po chwili namysłu pojechałyśmy przez Walerianowo do Rosnowa gdzie się rozstajemy i w końcu wracamy do domu kiedy nie jest całkiem ciemno :)
Po południu czekałam na Lotkę, a że byłam uszykowana to wyjechałam po nią do Rosnowa. Wstąpiłyśmy na kawkę do mnie, bo miałyśmy jeszcze trochę czasu do umówionej z Pawłem godziny. :)
Oczywiście standardowo zaczęły się zbierać ciemne chmury, ale pojechałyśmy w końcu. U Gumisia oględziny roweru, przejażdżki i negocjacje.
Lotka się przymierzała do roweru:
Uśmiech był, więc chyba pasuje:
Potem jeszcze pogawędka z Martą, Gumiś pokazywał Lotce rozmiary kół, opony itd. więc po chwili u Gumisia przed domem była cała wystawa rowerów. Mój i Lotki, nowy oglądany, Marty, Gumisia, szosa i nawet rower mamy Pawła z super licznikiem z Biedronki :)
W końcu pojechałyśmy dalej w stronę Gołusek, dalej przez Palędzie i Dopiewiec do Dopiewa, gdzie zrobiłyśmy przerwę przy sklepie. Lotka poszalała i postawiła po batonie :) Później pojechałyśmy przez Konarzewo, Glinki, Wypalanki do Rosnówka. Po chwili namysłu pojechałyśmy przez Walerianowo do Rosnowa gdzie się rozstajemy i w końcu wracamy do domu kiedy nie jest całkiem ciemno :)