Wpisy archiwalne w kategorii
ze zdjęciami
Dystans całkowity: | 8303.70 km (w terenie 300.00 km; 3.61%) |
Czas w ruchu: | 492:33 |
Średnia prędkość: | 16.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Liczba aktywności: | 191 |
Średnio na aktywność: | 43.47 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
Malta i stawy
Czwartek, 5 maja 2016
Kategoria 1. 1-30km, geocaching, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 25.36 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:24 | km/h: | 18.12 |
Wybraliśmy się z Michałem na przejażdżkę w jego okolicy. Najpierw w stronę Antoninka i stawów. Fajne ścieżki leśne, pięknie zielono dookoła, no i cudowny zapach wiosennego lasu, a w dodatku to było jeszcze w mieście! :)
Zatrzymaliśmy się jeszcze żebym mogła poszukać jednej skryteczki geo i pojechaliśmy dalej.
Słońce było już coraz niżej i robiło się chłodniej, ale jechało się wyśmienicie. W między czasie do Michała zadzwonił kolega, że wraca z Cytadeli i możemy się spotkać, bo jest nad Maltą przy źródełku. Tak też po kilku minutach spotkaliśmy się z Łukaszem i we trójkę pojechaliśmy dalej objeżdżać dookoła stawy. Naprawdę fajne tereny tam mają. :)
Chłopaki trzymali dobre tempo, ale jak dla mnie akurat, nie męczyłam się bardzo, ale też całkiem lajtowo nie było. :)
Łukasz szalał na tym rowerze i skakał, w pewnym momencie poczuł, że złapał laczka, tak więc mieliśmy przymusowy postój.
Pokręciliśmy się trochę w okolicy i pojechaliśmy jeszcze na kółeczko nad Maltę, a potem odprowadziliśmy Łukasza. Jego tata kupił ostatnio nowy rower, więc Michał musiał go obejrzeć.
Po chwili pogawędki pojechaliśmy do Michała.
Dzięki Wam za wspólną, krótką przejażdżkę! :)
Jednym kołem - dzień 3.
Poniedziałek, 2 maja 2016
Kategoria 3. 50-100km, Majówka 2016 NSR-W i SSJ, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami
km: | 85.95 | km teren: | 0.00 |
czas: | 05:44 | km/h: | 14.99 |
Tej nocy było zdecydowanie cieplej, choć nie widać tego po minie Lotki na zdjęciu poniżej :)
Obudziliśmy się i po chwili wyszło słońce, które momentalnie zaczęło cudownie grzać.
Michał natknął się na szczękę jakiegoś dużego zwierzęcia:
Poranne ogarnięcie się zajęło nam znów sporo czasu. Ze spokojem zjedliśmy śniadanie i zwinęliśmy obóz.
Tak wyglądałyśmy wychodząc z naszej miejscówki:
Na drodze poczuliśmy wiaterek i od razu było o wiele chłodniej, niż na osłoniętej i nasłonecznionej polance. Jechało się jednak dobrze, tylko słoneczko chowało się za chmurami. Z uwagi na to, że w dwa poprzednie dni przejechaliśmy prawie 200 kilometrów, na dziś zostało nam tylko 65 km do Malty (końca szlaku) i dodatkowo 20 do domu.
Dotarliśmy do Szamotuł i wstąpiliśmy do Biedronki na zakupy - ciepłe bagietki czosnkowe były bardzo dobre. :)
Po przerwie ruszyliśmy dalej i niebawem zrobiliśmy krótką sik-pauzę. Zachęcona opowiadaniem Michała, że rower nawet stabilnie stoi w wyrwikółkach, też postawiłam tam mój. Gdy ruszyliśmy, poprosiłam ich, aby następnym razem wybili mi taki pomysł z głowy, bo musiałam poprawić przesunięty czujnik od licznika.
Dalsza droga minęła nam dość przyjemnie i szybko, tylko trochę czasem walczyliśmy z mocnym wiatrem. W Szamotułach zakończyły się czarne oznaczenia szlaku i odtąd były zielone, bo szlak pokrywa się z Transwielkopolską Trasą Rowerową.
Zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby podziwiać i sfotografować dwa żurawie.
Tuż przed Kiekrzem zrobiliśmy ostatnią dłuższą przerwę, najedliśmy się i odpoczęliśmy trochę. Później jechaliśmy przy jeziorze Strzeszyńskim i bardzo przyjemną, leśną ścieżką aż do Rusałki. Dalej szlak prowadził przez miasto, m.in. Park Sołacki i Wzgórze Świętego Wojciecha.
I znów jechaliśmy przez stare miasto, dalej Most Rocha. Około 17:00 dotarliśmy do Węzła Rowerowego nad Jeziorem Maltańskim, czyli końca naszego szlaku. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i pojechaliśmy usiąść sobie na ławeczkę przy jeziorze.
Później ruszyliśmy w stronę domu. Wracaliśmy przez Dębinę i Luboń.
W Komornikach pojechaliśmy na Grajzerówkę i odprowadziliśmy Lotkę do Szreniawy.
Spokojnym tempem dotarliśmy do mnie i tak zakończyła się nasza krótka mini-wyprawa.
Dzięki Wam za towarzystwo i liczę na więcej! :)
Jednym kołem - dzień 2.
Niedziela, 1 maja 2016
Kategoria 3. 50-100km, Majówka 2016 NSR-W i SSJ, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami
km: | 96.06 | km teren: | 0.00 |
czas: | 06:34 | km/h: | 14.63 |
Nocka była zimna i postanowiłam przed następną się cieplej ubrać. Jednak gdy Lotka powiedziała, że założyła na siebie wszystko (czyli 4 długie rękawy) i zmarzła, to zaczęłam rozważać czy nie lepiej wrócić do domu. Lotka jednak tego nie chciała, więc zaczęliśmy szykować się do następnego dnia w trasie. :)
I znów pakowanie wszystkiego, ogarnięcie się, zjedzenie śniadania, złożenie namiotów itd. zajęło nam dwie godziny. Późno, bo około 11:00 wyruszyliśmy na szlak. Poprzedniego dnia mieliśmy już 30 kilometrów o tej porze.
Po drodze były jakieś zawody, albo pokazy, szalejące samochody zrobiły niezłą kurzawę. Widzów było sporo, ale my pojechaliśmy dalej.
Wyjechaliśmy na szlak, na asfaltową drogę i jadąc sobie spokojnie minęliśmy Wartosław i dotarliśmy do Chojna. Rzuciliśmy okiem na rozkład "jazdy" promu:
Okazało się, że dobrze zrobiliśmy jadąc tą stroną od Wronek, bo w weekendy prom będzie kursował dopiero od czerwca. Pojechaliśmy dalej i za Chojnem zjechaliśmy w drogę gruntową. Słońce tak grzało, że postanowiłam zdjąć nogawki.
Dalej jechaliśmy cały czas polną drogą, często walcząc z piachem. W pewnym momencie poznałam miejsce, w którym byłam na wycieczce w liceum. Michał potwierdził, że też tam kiedyś był i od kilku kilometrów wypatrywał tego miejsca. Zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby zrobić zdjęcie. Przy okazji postoju Michał zjadł bułkę, a ja uzupełniłam sobie bidon.
Dopiero przed Sierakowem piaszczysta droga została zastąpiona asfaltem.
Zaczęły się tereny z dużą ilością jezior, a co za tym idzie, nierównym terenem, więc musieliśmy zmagać się z podjazdami.
Przez kilka małych wsi jechaliśmy mało ruchliwą drogą asfaltową i w miejscowości Mokrzec szlak poprowadził nas w pole. Znów trzeba było zmagać się z piachem, raz mniejszym, raz większym. W pewnym momencie zsiedliśmy z rowerów by przepchać rowery przez małą pustynię. :P
Dotarliśmy do Warty i wzdłuż niej jechaliśmy ostatnimi kilometrami szlaku do Międzychodu.
Tak prezentuje się drzewo, na którym został oznaczony początek/koniec zachodniego odcinka Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego.
Znaleźliśmy sklep, w którym zrobiliśmy zakupy i nieopodal na ławeczce zrobiliśmy przerwę na jedzonko.
Później pojechaliśmy ku początkowi Szlaku Stu Jezior, który rozpoczynał naszą drogę powrotną.
Za Międzychodem jechaliśmy kawałek asfaltem, po czym znów wjechaliśmy w polne drogi. Zaliczyliśmy długi, kamienisty podjazd:
Oczywiście były również zjazdy. :)
Po kilkunastu kilometrach piachów wyjechaliśmy na asfalt i niebawerm dotarliśmy do Śremu, żartując, że szybko nam idzie. Po raz drugi tego dnia wjechaliśmy do Sierakowa, tym razem do centrum i przy rynku zrobiliśmy zakupy na wieczór.
Gdy pakowaliśmy zakupy na rower, zagadała do nas pewna pani. Chwilę pogadaliśmy z nią o naszej trasie, o noclegach i sakwach.
Pojechaliśmy dalej już trochę zmęczeni, ale żeby szukać noclegu musieliśmy wyjechać z Sierakowskiego Parku Krajobrazowego, więc ponad 20 kilometrów. W nogach mieliśmy już 70 km, do tego ciągłe podjazdy, na których Lotka zostawała w tyle.
Dotarliśmy do Chrzypska Wielkiego, gdzie zjechało się dużo osób, aby podziwiać wiele gatunków tulipanów. My obejrzeliśmy je sobie zza płotu i jechaliśmy dalej.
Było ciężko, ciągle pod górę i już się nie chciało. Przejechaliśmy przez Łężeczki i dotarliśmy do grzybka. Jak przeczytałam w domu jest to Pomnik Borowika, pierwszy na świecie pomnik postawiony w trzecim tysiącleciu. Widok z góry na j. Chrzypskie był wspaniały. Tam też usiedliśmy na chwilę i najedliśmy się, a ja dodatkowo się cieplej ubrałam.
Padł nam aparat, dlatego nie będzie więcej zdjęć z tego dnia.
Po przerwie ruszyliśmy trochę zregenerowani i jechało się zdecydowanie lepiej. Dwie miejscowości dalej, ku wielkiej radości naszym oczom ukazał się drogowskaz z napisem Nojewo. Wiedzieliśmy, że za nim już na pewno nie ma Parku Krajobrazowego i na spokojnie będzie można rozglądać się za noclegiem. Po kilku kilometrach zjechaliśmy z głównej drogi i udało nam się od razu znaleźć fajne miejsce. Było już dosyć późno, więc od razu zabraliśmy się do roboty. Ja rozbiłam nasz namiot, Lotka swój, a Michał rozłożył kuchnię i układał rowery. Później zaczęliśmy szykować kolację, makaron z sosem pomidorowym, który zjedliśmy już prawie po ciemku. W między czasie Michał zadzwonił do Gumisia. Wypiliśmy witaminę, później herbatę i po zapakowaniu wszystkiego do namiotów poszliśmy spać.
Zdjęcia noclegu będą rano. :)
Dzięki Wam za kolejny, trudny, ale fajny dzień! :)
Jednym kołem - dzień 1.
Sobota, 30 kwietnia 2016
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, Majówka 2016 NSR-W i SSJ
km: | 99.86 | km teren: | 0.00 |
czas: | 06:22 | km/h: | 15.69 |
Majówka była planowana dość dawno, ale ostateczną decyzję mieliśmy podjąć na ostatnią chwilę, ze względu na pogodę. Ostatnie dwa tygodnie były zimne, często deszczowe i mroźne w nocy. Do ostatniej chwili nie chcieliśmy jechać. Dzień przed postanowiliśmy, że jedziemy, ale na wyjazd zdecydowały się tylko trzy osoby z siedmiu - Lotka, Michał i ja.
Rano mieliśmy się spotkać z Lotką w Rosnowie o 8:30, ale słabo nam szło ogarnięcie się i załadowanie rowerów, więc zdążyła do nas dotrzeć. W sumie dobrze, bo gumy przytrzymujące jej wór transportowy nie wyglądały solidnie i mój tata poratował ją mocnymi, parcianymi paskami. Gdy już wszystko było gotowe mogliśmy ruszać.
I znów trzeba było przez pierwsze metry przyzwyczaić się do jazdy z obciążeniem. Punktem początkowym naszego szlaku, czyli Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego jest węzeł rowerowy przy Jeziorze Maltańskim, więc tam musieliśmy najpierw dotrzeć. Jechaliśmy trasą, którą zwykle jeżdżę do Michała czyli przez Luboń.
Przed Dębiną Lotka powiedziała, że coś jej zgrzyta i stuka w rowerze. Myślałam, że może odpowiedni bieg jej nie wskoczył, ale to nie było to. Zatrzymaliśmy się na chwilę i Michał oglądał rower, nie stwierdzając usterki.
Naszym zwyczajem zaczęliśmy się nabijać z Lotki (ona z nami :P), że mogłaby jechać z jednym kołem i pewnie by nie zauważyła, więc podziwiamy, że słyszy problem, którego nie ma. Później się okazało, że problem był, ale o tym wieczorem...
Już na początku wyjazd został mianowany nazwą "Jednym kołem..." :D
Przy moście Rocha Lotka z Michałem przegłosowali, żeby nie jechać nad Maltę robić zdjęcia przy początku szlaku. Trudno - obiecali, że pojedziemy tam na zakończenie. Szlak prowadzi przez Stare Miasto, dalej przez Wzgórze Świętego Wojciecha, przy Cytadeli i dalej gdzieś tam do Naramowickiej.
W pewnym momencie dojechaliśmy do znanego nam odcinka drogi, którym jeździmy do Śnieżycowego Jaru.
Po 30 kilometrach zrobiliśmy pierwszą przerwę regeneracyjną. Słońce świeciło i co najważniejsze grzało bardzo mocno. Byliśmy zadowoleni, że zdecydowaliśmy się jednak pojechać.
Najedzeni ruszyliśmy dalej znaną nam trasą. Nogi były jeszcze wypoczęte, pogoda dobra, więc jechało się wyśmienicie. Dotarliśmy do Starczanowa i nie zatrzymując się minęliśmy niedawno odwiedzony Śnieżycowy Jar. Jechaliśmy cały czas w terenie, piaski dały nam troszkę w kość, więc kiedy wyjechaliśmy na asfalt, bardzo nas to ucieszyło.
Za Obornikami (a może to jeszcze było w Obornikach) musieliśmy się obowiązkowo zatrzymać, żeby zrobić zdjęcie cudownej ścieżki rowerowej z drzewem na środku. Jasna część chodnika jest dla pieszych, czerwona dla rowerzystów. Co ciekawe, ścieżka skończyła się kilka metrów dalej, więc dlaczego nie mogła się skończyć już przed drzewem? To pozostanie chyba tajemnicą projektanta. :P
W Bąblinie zrobiliśmy sobie kolejną przerwę na odpoczynek i jedzenie.
Dalej jechaliśmy spokojnie asfaltem przez miejscowości o powiązanych nazwach: Bąblin, Bąblinek, Kiszewo, Kiszewko, Stobnica, Stobnicko. A potem przydarzyła się nawet Zielonagóra. :)
W Obrzycku przejechaliśmy na drugą stronę rzeki. Zrezygnowaliśmy z zakupów, decydując, że zrobimy je w następnej miejscowości. Jednak wjechaliśmy do lasu i walcząc z piaskami przebyliśmy prawie 10 kilometrów, aż do Wronek.
We Wronkach zrobiliśmy zakupy, głównie woda do gotowania i bułki na dzień następny. Zapytaliśmy też pewną panią o prom w Chojnie, ale powiedziała, że w weekend by nie ryzykowała. Mieliśmy do wyboru przejechać we Wronkach na drugą stronę rzeki i do Chojna nie jechać po naszym szlaku, albo jechać szlakiem do Chojna, bez pewności, że tam przedostaniemy się na drugą stronę rzeki - wybraliśmy opcję pierwszą.
Wyjechaliśmy z Wronek i po kilku kilometrach zjechaliśmy w boczną drogę, aby poszukać noclegu. Michał znalazł świetne miejsce, polankę między sosenkami.
Uprzątnęliśmy szyszki, rozbiliśmy namioty i wzięliśmy się za ogarnięcie siebie i posiłku. Na kolację zjedliśmy tortellini z grzybami z sosem pomidorowym z mozarellą. Pysznie smakowało po takim dniu i to jeszcze siedząc przy namiocie. Uwielbiam taki klimat! :)
Przy spinaniu rowerów przez Michała okazało się co było przyczyną stukania w Lotki rowerze. Otóż zapomniała dokręcić śrubki łączące bagażnik z blaszkami, dzięki którym można go było zamocować do jej roweru. Niewyobrażalne, niemożliwe - ale jednak. I nie na wyrost okazały się nasze żarty, że dojechałaby pewnie z jednym kołem i nie zauważyła tego po drodze :D
Lotka przyszła do naszego namiotu, trochę pogadaliśmy i poszła do siebie. Ubrani w ciepłe rzeczy i szczelnie zamknięci w śpiwory poszliśmy spać, mając nadzieję, że nie zamarzniemy całkowicie. :P
Z Martą i Pawłem
Środa, 27 kwietnia 2016
Kategoria 1. 1-30km, z Gumisiem, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 27.38 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:26 | km/h: | 19.10 |
Kolejny raz udało nam się wyjść w czwórkę na rower. Gumiś z Martą przyjechali do mnie, był u mnie też Michał i po chwili ruszyliśmy razem. Trasa krótka, prowadziła przez Konarzewo, Trzcielin, Lisówki do Żarnowca. Przy źródełku zrobiliśmy chwilę przerwy na pogawędkę. Ruszyliśmy dalej, bo zimno było. Przez Podłoziny, Dopiewo, Dopiewiec, Palędzie i Gołuski dotarliśmy do Głuchowa i wstąpiliśmy do Gumisia na kawę/herbatę.
Później Michał mnie odprowadził, wszedł na chwilę zabrać rzeczy i pojechał do domu.
Dzięki Wam za wspólną, wieczorną przejażdżkę. :)
Zimna niedziela
Niedziela, 24 kwietnia 2016
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 15.98 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:59 | km/h: | 16.25 |
Dziś po powrocie z kościoła stwierdziliśmy, że mimo chłodu przejedziemy się na krótką wycieczkę po okolicy. Wypiliśmy kawkę i zaczęliśmy się przebierać w ciuchy rowerowe. Świeciło słońce, ale krążyły też ciemne chmury. Gdy już wychodziliśmy z domu, zaczęło lekko kropić, ale po chwili przestało. Ruszyliśmy i przez wiatr było nam bardzo zimno.
Spokojnym tempem dojechaliśmy do jeziora Chomęcickiego i tam zatrzymaliśmy się na chwilę.
Pojechaliśmy dalej w stronę Rosnówka, kierując się zielonym szlakiem rowerowym. W okolicy jeziora Jarosławieckiego zatrzymaliśmy się na chwilę w lesie bo tak tam było pięknie. Zrobione kilka zdjęć i filmik, na którym słychać śpiew ptaków i pojechaliśmy dalej.
Na polnej drodze znów wiało i znów było zimno. Dojechaliśmy do Szreniawy i dalej walcząc z wiatrem do domu.
Jakiś czas po naszym powrocie przez chwilę padał śnieg. Dobrze, że już byliśmy w ciepłym domku. :)
Dziękuję Kochanie za przejażdżkę :*
Wieczorny Jarosławiec
Środa, 20 kwietnia 2016
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 19.70 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:09 | km/h: | 17.13 |
Mimo wiatru i chłodu umówiłyśmy się z Lotką na krótką przejażdżkę. Zanim się zebrałam i wyjechałam z domu, minęło sporo czasu. Musiałam ogarnąć łańcuch, który po sobotniej deszczowej jeździe pokrył się pomarańczowym nalotem :P Później cofnęłam się do domu, żeby założyć dodatkowe portki, bo było mi zimno. Chwilę po 19:00 wyjechałam z domu w stronę Szreniawy, po drodze robiąc fotki:
Lotkę spotkałam w Szreniawie koło Muzeum. Pojechałyśmy przez las kierując się początkowo na Puszczykowo, później w kierunku Jarosławca. W lesie robi się cudownie zielono, fajnie się jechało, wiaterek tam nie docierał.
Przejechałyśmy kawałek Grajzerówką i pojechałyśmy do jeziora Jarosławieckiego, tam zrobiłyśmy krótką przerwę. Tam dwójka rowerzystów męczyła się z wymianą dętki. Zagadali do nas czy będziemy się kąpać, ale powiedziałyśmy, że preferujemy samą jazdę na rowerze, a do jeziorka wskoczymy za kilka miesięcy.
Posiedziałyśmy tam chwilę i pojechałyśmy dalej, drugą stroną jeziora do Rosnówka. Gdy wyjechałyśmy z lasu na pole, zaczęło mocno wiać. W Rosnówku jechałyśmy pod lasem, a potem przez kładkę i wyjechałyśmy na polną w kierunku Chomęcic, już tak bardzo nie wiało.
Lotka wstąpiła do mnie na herbatę. Żartowałam, że jeszcze nie jest ciemno, więc nie wypada, żeby już jechała do domu. Odjechała około 22:00, tradycyjnie już po ciemku. :P
Dzięki za wycieczkę, może w piątek znów się uda pojechać. :)
Pierwszy raz w tym roku z Martą i Gumisiem
Sobota, 16 kwietnia 2016
Kategoria 3. 50-100km, z Gumisiem, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 51.51 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:02 | km/h: | 16.98 |
Umówiliśmy się na rower we czwórkę, czyli ja z Michałem i Marta z Gumisiem. Gumiś miał rower u Marty i ograniczony czas, więc pojechał tam autem, a my rowerami pojechaliśmy na Dębiec. U Marty pod blokiem okazało się, że są niegotowi i musieliśmy czekać prawie pół godziny. W końcu zeszli na dół z rowerami i po chwili pojechaliśmy. Najpierw w stronę Dębiny, gdzie objechaliśmy trochę dookoła różnymi ścieżkami, później NSR-em. Kawałek jechaliśmy Wartostradą, oczywiście trzeba było znieść rowery po schodach. :P Na Śródce była chwila przerwy, bo Gumiś chciał zobaczyć malowidło na ścianie jednego budynku. Później zrobiliśmy kółko wokół Malty, robiąc przerwę na pogawędkę przy Źródełku. Pożegnaliśmy się przy Węźle Rowerowym, Marta z Gumisiem pojechali do niej, a my do Michała. Chcieliśmy wypić kawę i pojechać do mnie, ale niebo się zachmurzyło i gdy już mieliśmy wyjeżdżać, zaczęło kropić. Podjęliśmy decyzję, że założymy pelerynki i pojedziemy. Padało tylko delikatnie, jechało się dobrze. Jednak w Luboniu zaczęło wiać i padać mocniej. W pelerynce było mi ciepło, ale dla Michała jazda była trochę zbyt wolna i chciał jechać szybciej. W Komornikach powiedziałam, żeby pojechał szybciej, a ja sobie sama dojadę. Gdy dotarłam do domu, on zdążył schować rower, też szybko schowałam swój i poszłam do domu się przebrać. Peleryna, którą moja mama testowała w ulewie sprawdziła się świetnie, ale teraz przepuściła mi trochę wody na rękawach. Wniosek jest taki, że nadaje się na krótki, półgodzinny dojazd do domu w dużym deszczu, ale przy dłuższej jeździe już nie jest tak kolorowo.
Padało jeszcze przez kilka godzin, ale pod wieczór wyszło piękne słońce. :)
Więcej zdjęć miało być, może uzupełnię opis, jeśli Gumiś udostępni mi zdjęcia ze swojego aparatu. :)
Do Puszczykowa na rowerowe zakupy
Piątek, 15 kwietnia 2016
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 36.46 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:52 | km/h: | 19.53 |
Po dwóch nieudanych próbach pojechania po nowe spodenki do Puszczykowa, w końcu nam się udało tam wybrać. Michał jechał z pracy, a ja stałą trasą jechałam w jego kierunku. Spotkaliśmy się na Dębinie i zrobiliśmy chwilkę przerwy, bo chciałam zjeść batona. Później żwawo ruszyliśmy w stronę Puszczykowa, nie zatrzymując się nigdzie, bo zostało niewiele czasu do zamknięcia sklepu. Zachmurzone niebo też groziło cały czas mniejszym lub większym opadem.
Dotarliśmy do sklepu i mieliśmy prawie pół godziny do zamknięcia, więc ze spokojem przymierzyłam portki. Jedne kupiłam sobie takie jak mam, dobre i sprawdzone. Drugie z damską wkładką - kiedyś trzeba spróbować i przekonać się czy będzie wygodniejsza. :)
Po zakupach wsiedliśmy na rowery i wracaliśmy przez WPN. W lesie już zaczyna się pięknie zielenić.
Przez Grajzerówkę dotarliśmy do Szreniawy, dalej do domu. Pół kilometra przed domem zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, a później już na dobre się rozpadało.
Po Michała
Piątek, 8 kwietnia 2016
Kategoria 2. 30-50km, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 32.16 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:41 | km/h: | 19.10 |
Michał miał przyjechać do mnie po pracy, więc postanowiłam, że po niego pojadę. Jechałam przez Luboń, Dębinę i pierwszy raz przez nowy most na Starołękę:
Dotarłam miejsca, w którym pracuje Michał i musiałam poczekać kilka minut, aż się przebierze i wyjdzie. :)
Razem wracaliśmy również przez Luboń i Komorniki do domu.