Wpisy archiwalne w kategorii
z Michałem
Dystans całkowity: | 6527.09 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 376:57 |
Średnia prędkość: | 16.77 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Liczba aktywności: | 145 |
Średnio na aktywność: | 45.01 km i 2h 41m |
Więcej statystyk |
Wyprawa Nysa Odra - dzień 1. Zaczynamy
Środa, 15 lipca 2015
Kategoria 3. 50-100km, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, Szlak Odra-Nysa 2015
km: | 53.49 | km teren: | 0.00 |
czas: | 04:23 | km/h: | 12.20 |
Nadszedł ten dzień, w którym plany stają się rzeczywistością. :)
Pobudka była bardzo wcześnie, bo przed 4:00. Mieliśmy godzinę na ogarnięcie się, zrobienie kanapek, zapakowanie rowerów i wyjście z domu. Chwilę przed 5 wyjechaliśmy w kierunku dworca:
Poznań powoli budził się do życia, przejazd poszedł nam sprawnie. Na dworcu zjechaliśmy windą z rowerami, ale trzeba było się dostać na odpowiedni peron, nie uśmiechało nam się znosić i wnosić tych rowerów, ani dostać mandatu za przechodzenie górą. Zapytaliśmy więc panów z SOK czy możemy przejść, problemu nie było, sami nas przeprowadzili. :)
Z wejściem do pociągu również nie było problemu, dużo miejsca:
Nie wieszaliśmy rowerów, i dobrze, bo przez całą drogę przybyły tylko 2 rowery więc nasze mogły bez problemu tak stać :)
Po 6,5 godziny jazdy pociągiem wysiedliśmy na stacji Szklarska Poręba Górna.
Na początku czekał nas fajny zjazd, ale potem podjazd prawie do granicy. Żartowałam, że przez te kilka kilometrów będzie trzeba zrobić co najmniej 4 przerwy, ale wystarczyła jedna.
Zjedliśmy po kanapce, coś słodkiego i po 15 minutach pojechaliśmy dalej. I znów pod górę, uff... ciężko, zaczęłam myśleć w co ja się wpakowałam. Za tym podjazdem będzie zjazd, potem następny podjazd, kolana bolały, a sakwy ciągnęły rower w dół. Jakoś tak powoli dojechaliśmy do granicy polsko-czeskiej. Oczywiście fotka:
Przyznam, że jazda była dla mnie momentami bardzo ciężka, ale dawała też wiele radości. Jechaliśmy powoli, pod górkę kilka kilometrów na godzinę. Zaczęło mi brakować lżejszych przełożeń, bo 1-1 i tak było za ciężkie. :D Kilka razy robiliśmy krótkie przerwy, niezbyt długie, żeby się nie zastać.
Gdy zbliżaliśmy się do Nowej Wsi, zaczęliśmy rozglądać się za oznaczeniami gdzie może znajdować się początek szlaku. Zrobiliśmy dłuższą przerwę i w międzyczasie zapytaliśmy miejscowych rowerzystów o Pramen Nisy czyli źródło Nysy Łużyckiej.
Dojechaliśmy do Nowej Wsi, naszym oczom ukazała się tablica informująca o szlaku w językach: czeskim, niemieckim i polskim. Fajnie, ale tłumaczenie na poziomie translatora google.
Dojechaliśmy do źródła, rzeka wypływa z dwóch stron w dole obok dużego głazu, jest tam też kilka tablic informacyjnych i pamiątkowych.
Jest też tablica informująca o wielkim otwarciu pierwszego mostu na rzece, które miało miejsce jakiś czas temu przy udziale mieszkańców wsi, oto on:
Wyjechaliśmy z Nowej Wsi, oznaczenia szlaku były słabe, a wręcz nie było ich w ogóle. Gdyby nie to, że znaliśmy kierunek i Michał miał wgrany ślad w nawigację, pewnie trochę czasu byśmy stracili na studiowaniu map i szukaniu drogi.
Szukaliśmy sklepu, w Nowej wsi był zamknięty, więc pojechaliśmy do Jabłońca. Tam chyba zjechaliśmy ze szlaku kierując się strzałkami do Kauflandu. Zrobiliśmy zakupy i pojechaliśmy dalej, by za miastem poszukać noclegu.
Kilka razy zjeżdżaliśmy z drogi, ale miejsca były niedobre - to jakieś podmokłe, tamto zbyt widoczne, albo prawie dobre, bo zbyt strome. Po kilku kilometrach znaleźliśmy miejsce na polance tuż obok drogi, zasłonięte przez pas drzewek i krzaków. Bardzo fajne, ale delikatnie z górki, no cóż... w górach trudno o idealnie poziome miejsce.
Rozbiliśmy namiot, każdy miał swoje 3 minuty w namiocie na "prysznic" chusteczkami nawilżanymi. Później zjedliśmy resztę bułek i do tego cieplutkie zupki. Posprzątaliśmy wokół namiotu i położyliśmy się spać. Już wiedzieliśmy, że całą noc będziemy zjeżdżać w dół :P
Dzień 2. > > >
Rowerowe zakupy
Piątek, 3 lipca 2015
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 31.68 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:36 | km/h: | 19.80 |
Michał już od wiosny wybierał się do Puszczykowa po ciuchy rowerowe. Ciągle coś wypadało, nie było czasu, ale w końcu się udało. Umówiliśmy się w Łęczycy. Michał jechał prosto z pracy, ja z domu, ale tam też zawsze dużo roboty. Wyjechałam trochę później, więc musiał chwilę na mnie poczekać. Stamtąd już razem pojechaliśmy do Puszczykowa, spiesząc się, żeby zdążyć przed zamknięciem sklepu.
Kupiliśmy co trzeba, zostawiliśmy także spodenki do przeszycia. ;) Pojechaliśmy jeszcze do Biedronki na lody frugo, coś do jedzenia i picia. Spędziliśmy tam prawie godzinę. Powrót również przez Łęczycę, gdzie się rozstaliśmy. Ja w Wirach odbiłam na polną drogę prowadzącą prosto do Szreniawy:
Ze Szreniawy już prosto do domu. :)
Na szybko do WPNu
Czwartek, 2 lipca 2015
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 34.72 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:56 | km/h: | 17.96 |
Udało nam się z Lotką umówić na rower. Michał też się dołączył. Przyjechał do mnie, zjadł obiad, ogarnęliśmy się i po 18 wyjechaliśmy do Szreniawy. Lotka akurat schodziła na dół, wzięła rower i ruszyliśmy w stronę jeziora Jarosławieckiego. Pojechaliśmy w lewo wzdłuż jeziora, przy takiej pogodzie dużo ludzi się kąpało. Chętnie wskoczyłoby się do jeziorka. :) Dalej w kierunku Trzebawia i Górki, dojechaliśmy do czerwonego szlaku wzdłuż jeziora Góreckiego. Jak ja dawno tam nie byłam. :) Przerwę zrobiliśmy w standardowym miejscu.
Lotka czyściła sobie nóżki:
Michał opowiadał jej jak Mateusz na wyprawie naprawiał rozwalony bagażnik:
A ja zrobiłam zdjęcie, jak zawsze gdy tam jestem:
Ruszyliśmy dalej, przy dyrekcji WPN wisiał jakiś baner o proteście, ale nie przyglądaliśmy się, tylko Grajzerówką pomknęliśmy do Szreniawy, odprowadzić Lotkę do domu. Następnie ja odprowadziłam Michała do Komornik. Przy Lidlu zjedliśmy lody, pożegnaliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę do domu.
Po 22:00
Środa, 1 lipca 2015
Kategoria 1. 1-30km, z Michałem
km: | 11.01 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:35 | km/h: | 18.87 |
Michał był u mnie i postanowiłam go kawałek odprowadzić. Po 22 wskoczyłam w ciuchy na rower i pojechaliśmy. Początkowo było zimno, później już cieplutko. Pożegnaliśmy się przy rondzie Orła Białego, Michał pojechał w stronę Plewisk, a ja pierwszy raz pojechałam ulicą Kolumba. Jechałam sobie spokojną i pustą drogą. Przez Głuchowo wróciłam do domu.
Fajna taka wieczorna przejażdżka. :)
Od Michała
Niedziela, 28 czerwca 2015
Kategoria 1. 1-30km, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 22.63 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:20 | km/h: | 16.97 |
Do Michała
Sobota, 27 czerwca 2015
Kategoria 1. 1-30km, z Michałem
km: | 22.55 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:14 | km/h: | 18.28 |
Krótko z Michałem
Wtorek, 16 czerwca 2015
Kategoria 1. 1-30km, z Michałem
km: | 13.84 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:40 | km/h: | 20.76 |
Michał przyjechał do mnie i miał jechać do Gumisiów odebrać książkę i Rowertour, które im kiedyś pożyczył. Postanowiłam przejechać się z nim. W domu był Mateusz, dał nam co trzeba i mogliśmy wracać.
Zaproponowałam, żeby wrócić polną drogą do Chomęcic i tak też zrobiliśmy. W Chomęcicach na asfalcie jechaliśmy może 25km/h, Michał mnie popchnął i zapytał czy rozpędzimy się do 35 :P Ja się tak rozpędziłam, że jechałam 45 km/h ! :D
Dojechałam do domu, poczekałam na Michała i tak zakończyła się nasza krótka "wycieczka" :)
Z Michałem do Decathlonu
Sobota, 13 czerwca 2015
Kategoria 1. 1-30km, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 15.98 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:44 | km/h: | 21.80 |
Michał miał do mnie przyjechać, a po drodze wstąpić do Decathlonu obejrzeć materac. Umówiłam się z nim koło sklepu. Wyjechałam troszkę później niż zamierzałam i nie zdążyłam na czas na miejsce spotkania, więc Michał pojechał kawałek w moją stronę.
W sklepie miły ochroniarz pozwolił nam wejść z rowerami. Materac bardzo nam się spodobał, ale zakup do przemyślenia, bo cena podobała nam się mniej.
W drodze powrotnej zamieniliśmy się rowerami w Komornikach. Dla Michała to nic, dla mnie to duża zmiana, bo nigdy nie jechałam na rowerze szosowym. Pierwsze wrażenia bardzo dziwne :P Wąska kieronica, "ucieka", miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę :D
Nic takiego jednak się nie stało i w całości dojechałam do domu. :)
Pierścień - dzień 3
Sobota, 6 czerwca 2015
Kategoria 3. 50-100km, WPN, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, Pierścień dookoła Poznania
km: | 56.56 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:36 | km/h: | 15.71 |
Obudziliśmy się wyspani, ale stwierdziłam z Michałem, że karimaty są zdecydowanie niewygodne. Namiot był mokry od rosy, dlatego wyjęliśmy wszystkie rzeczy, przenieśliśmy go na środek polany i zaczęliśmy szykować śniadanie.
Cudownie smakuje śniadanie na świeżym powietrzu, o ile nikt w nim nie przeszkodzi. Poprzedniego dnia rozbijając się, nie sprawdziliśmy na mapie gdzie jesteśmy. Podjechało do nas dwóch panów terenowym samochodem i poinformowali nas, że to jest Rogaliński Park Krajobrazowy i nie można w tym miejscu biwakować. Zauważyli namiot wystawiony na środek polany. Na szczęście wokół nas było czysto, już się prawie spakowaliśmy i po naszym zapewnieniu, że w przyszłości będziemy bardziej uważni, odjechali. :)
Zwinęliśmy namiot, przyszedł czas odjazdu. Do domu już blisko. Wśród pięknych starych dębów dojechaliśmy do Rogalinka.
Mniej i bardziej znanymi drogami dojechaliśmy do Mosiny, zgubiliśmy szlak, trochę pokrążyliśmy, ale dojechaliśmy do podjazdu na Osową Górę. Powoli, dzielnie walczyliśmy. :)
Droga była już nam doskonale znana. Długi, piaszczysty zjazd, przejazd w pobliżu jeziora Góreckiego, przez Górkę, Łódź, do Stęszewa. Przy Żabce zrobiliśmy postój, zjedliśmy lody, dokupiliśmy wodę, a Lotka z Michałem dokończyli czipsy. :)
Jadąc dalej przez miejscowość Wielka Wieś zastanawialiśmy się jak odmienia się tę nazwę. Jadę do... Wielkiej Wsi? :P Może prof. Miodek by pomógł :D
Za Mirosławkami już było widać Tomice:
A z Tomic to już żabi skok do Żarnowca czyli naszej mety, tzn. mety na szlaku, bo jeszcze trzeba było wrócić do domu.
Przy źródełku był czas na obmycie się chłodną, czystą wodą, zdjęcia i radość z przejechania szlaku. Michał zrobił to już kilkakrotnie, ale pierwszy raz rozkładając to na kilka dni. Zarówno dla niego, jak i dla Doroty, była to pierwsza wyprawa ze spaniem w namiocie. Tym bardziej się cieszę, że im się spodobało.
Po powrocie do domu mama zrobiła nam ostatnie pamiątkowe zdjęcie, Lotka pojechała do domu, a my do domu poszliśmy, wykąpać się, najeść i próbować ochłodzić.
Dziękuję Wam za wspólny trip i mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy! :)
<<< dzień 1 <<< dzień 2
Pierścień - dzień 2
Piątek, 5 czerwca 2015
Kategoria Pierścień dookoła Poznania, 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami
km: | 74.46 | km teren: | 0.00 |
czas: | 04:45 | km/h: | 15.67 |
Obudziliśmy się wyspani, słońce pięknie przyświecało i w ogóle było pięknie. :) Gdyby tylko tak spać na materacu, a nie na karimacie... Niestety nie mieliśmy wyboru, tylko trzy karimaty zmieszczą się w namiocie, materace są za szerokie.
Przyszedł czas na poranną toaletę, herbatę, zjedzenie resztek jedzenia od wczoraj i spakowanie namiotu. Postanowiliśmy "porządne śniadanie" zjeść pod najbliższym sklepem. Pierwszy nocleg, pierwszy poranek, więc pakowanie i ogarnianie się do wyjazdu poszło sprawnie, ale bez pośpiechu. :)
Wyjechaliśmy z miejsca noclegu na szlak i kilkaset metrów dalej było obiecane śniadanko:
Niebo było bezchmurne, zapowiadał się kolejny słoneczny i upalny dzień - i dobrze, lepiej upał niż deszcz.
Dokładnie nie pamiętam przez jakie miejscowości jechaliśmy, pamiętam na pewno Bednary, Promno, Promienko, Gorzkie Pole itp. Dużo dróg wśród pól, trochę po lasach. Ogólnie bardzo przyjemnie... i gorąco. Raz mieliśmy potencjalnie niebezpieczną sytuację. Jechaliśmy z górki, po piachu, jeden za drugim. Lotka straciła równowagę, stanęła - Michał gwałtownie zahamował, ja też, ale mimo tego wjechałam mu w sakwę. Na szczęście obyło się bez strat w ludziach i sprzęcie.
Jechało się jakoś tak ciężko, wszystko fajnie, ale upał dawał się we znaki. Co jak co, ale pogoda nam się udała. :P
Dojechaliśmy do Kostrzyna i pojechaliśmy do Biedronki, wciągnęliśmy pizzerki, lody i uzupełniliśmy zapas picia.
Droga przez mniejsze i większe wioski bardzo fajna, w szczególności na takich asfaltowych odcinkach:
Przed Kórnikiem odcinki mniej przyjemne, dużo polnych, piaszczystych dróg z tarką.
Zrobiliśmy przerwę na podjedzenie drożdżówek, a tak wyglądały Lotki nogi dzięki nieustannemu działaniu słońca. Zdjęcie tego nie odda, ale czerwień była bardzo nasycona. Nazwaliśmy to zjawisko "Ogień w nogach" - tak rowerowo :D
Przy Zamku Kórniku nie zatrzymaliśmy się, zdjęcie zrobione z drogi:
Już od dłuższego czasu każdy z nas odczuwał pewną potrzebę, ale nie było gdzie jej załatwić. Trzeba było przejechać przez Kórnik, zrobić zakupy na wieczór, wyjechać za Bnin i dopiero wtedy mogliśmy się zatrzymać. :P
Kiedy już wszystkim ulżyło ruszyliśmy dalej powoli myśląc o noclegu. Dojechaliśmy do Rogalina i nie mogliśmy odpuścić wspólnej foty przy pałacu, poprosiliśmy przechodnia o zrobienie zdjęcia:
Myślałam o tym, żeby dojechać do Rogalinka, ale Michał powiedział, że za Rogalinem zna dobre miejsce na nocleg. Po dokładnej analizie terenu, obejrzeniu miejsca z każdej strony, udało nam się znaleźć odpowiednie. :)
Przyszedł czas na rozłożenie namiotu, toaletę (znów każdy miał swoje 3 minuty) i gotowanie kolacji. Szef kuchni polecał makaron z sosem pieczeniowym i kiełbaskę z kurczaka z grilla (jednorazowego)
Kolacja była bardzo smaczna. Gdy już zjedliśmy, posprzątaliśmy po sobie i położyliśmy się w namiocie. Trochę jeszcze pogadaliśmy i poszliśmy spać.
Tak minął dzień drugi. :)
<<< dzień 1 dzień 3 >>>
Tak minął dzień drugi. :)
<<< dzień 1 dzień 3 >>>