thewheel

rowerOWOblog rowerowy

animalek z miasta Chomęcice k/Poznania
km:12285.43
km teren:439.70
czas:29d 01h 24m
pr. średnia:17.19 km/h
podjazdy:0 m

Moje rowery

Znajomi

Szukaj

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy animalek.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

z Michałem

Dystans całkowity:6527.09 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:376:57
Średnia prędkość:16.77 km/h
Maksymalna prędkość:56.00 km/h
Liczba aktywności:145
Średnio na aktywność:45.01 km i 2h 41m
Więcej statystyk

Pierścień - dzień 1

Czwartek, 4 czerwca 2015
km:79.48km teren:0.00
czas:05:02km/h:15.79
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, Pierścień dookoła Poznania

Od jakiegoś czasu myśleliśmy z Michałem o przejechaniu rowerowego Pierścienia dookoła Poznania w 2 lub 3 dni z namiotem. Gdy Lotka usłyszała o naszym pomyśle, również zgłosiła chęć wyjazdu. Pogoda przed długim weekendem była dobra, nocki ciepłe, więc padła decyzja o wyjeździe. Michał przyjechał dzień wcześniej wieczorem, przyjechała też Lotka, której montowaliśmy bagażnik. Było trochę komplikacji, później musiałam się spakować do końca i ostatecznie poszliśmy spać dość późno.
Rano pojechaliśmy do kościoła bo to było akurat święto, później zjedliśmy śniadanie i zjawiła się Lotka. Zapakowaliśmy bagaże na rowery i ustawiliśmy się do wspólnej fotki przed wyjazdem:

Pora ruszyć w drogę


Opuściliśmy Chomęcice:

Wyjeżdżamy z Chomęcic

Jechaliśmy najpierw do Żarnowca, ponieważ tam postanowiliśmy zacząć jazdę szlakiem Pierścienia. 
Po drodze w Lisówkach moment przerwy na poprawienie pasków przy sakwach i pojechaliśmy dalej. 

Lisówki

Przy źródełku nie robiliśmy przerwy, bo było za wcześnie na postój. Pierwszą przerwę zrobiliśmy prawie w Kalwach. Był czas na batoniki, siku i chwilę odpoczynku. Michał zaprezentował jak działa jego gaz pieprzowy, i mimo że stałam zupełnie z drugiej strony w niemałej odległości, to i tak trochę do mnie doleciało z wiatrem. Poczułam momentalnie palenie w oczach, nosie, przełyku i oskrzelach, zaczęłam płakać i smarkać, ogólnie - nie polecam :P Nie wyobrażam sobie dostać tym prosto w twarz.

Krzyż przydrożny

Pierwsza przerwa

Gdy już się trochę ogarnęłam mogliśmy ruszać, wjechaliśmy w teren polno-pustynny :D Trochę się pomęczyliśmy na tym piachu, ale nie było źle. 

Piach, piach, piach - jak na pustyni

Jechaliśmy bez pośpiechu przez Lusówko i Lusowo, wtedy skończyła się moja znajomość okolicy. Niebo było bezchmurne i było bardzo ciepło, prawdziwe lato. Gdzieś za Kiekrzem chciałyśmy przerwę, ale Michał stwierdził, że na poligonie jest fajne miejsce na odpoczynek, więc jechaliśmy dalej. 
Wjazd na poligon bez żadnych problemów, w końcu to długi weekend.

Już na poligonie :)

Zjechaliśmy z głównego asfaltu prowadzącego przez poligon i dojechaliśmy do dawnej miejscowości Glinno - miejsca urodzenia Wojciecha Bogusławskiego.

Glinno - miejsce urodzenia Wojciecha Bogusławskiego

Piękna polanka otoczona drzewami zachęcała do dłuższego odpoczynku i mimo że nie byliśmy bardzo zmęczeni, spędziliśmy tam około godziny. :)

Lotka się praży :P

Gdy zaczęliśmy się zbierać, okazało się, że popełniliśmy jeden błąd... No może popełniłyśmy, bo na Michała to nic nie działa :P Otóż nie posmarowałyśmy się kremem z filtrem i ta przerwa dała się naszej skórze we znaki. Ja czułam delikatnie, że jestem opalona, zwłaszcza na rękach, ale u Lotki było gorzej. Nastąpiło smarowanie i pojechaliśmy dalej:

Jedziemy dalej po przerwie

Bagienko :D

Jazda była bardzo przyjemna, było ciepło, ładny asfalt przez las, dookoła zieleń... Cudnie! :)

Jadą, jadą

I tak dojechaliśmy do ruin kościoła w Chojnicy, gdzie zrobiliśmy krótką przerwę:

Dojeżdżamy do ruin kościoła

Ruiny kościoła w Chojnicy

Kawałek dalej Lotka poszła obejrzeć "zameczek", który podobno został wykorzystany podczas kręcenia "Ogniem i mieczem". Zdjęcia całego betonowego tworu nie pokażę bo nie warto :D

Lotka piechur

Kilka kilometrów dalej opuściliśmy poligon, przejechaliśmy przez Biedrusko, Michał wspomniał o starym kasynie, ale postanowiliśmy zajrzeć tam innym razem. Za Biedruskiem rozpoznałam drogę, jechaliśmy tamtędy do Śnieżycowego Jaru w marcu. Droga przez Promnice i dalej jakaś taka niezachęcająca, to piach, to tarka... Zaczęliśmy rozglądać się za sklepem, mając świadomość, że w Boże Ciało otwarte są tylko małe sklepiki i to tylko do wczesnych godzin popołudniowych. Znaleźliśmy jeden od razu po wjeździe do Murowanej Gośliny, kupiliśmy picie, wodę na nocleg i lody. Po niekrótkiej przerwie pojechaliśmy dalej, troszkę zaczęły boleć mnie kolana przez co musiałam wolniej pokonywać podjazdy. Za Murowaną skończył się asfalt i wjechaliśmy w las:

Przez las

Zaczęliśmy myśleć o noclegu i rozglądać się za dobrym miejscem, chcieliśmy jednak przejechać jeszcze trochę. W Zielonce nic ciekawego, postanowiliśmy jechać do Dąbrówki Kościelnej rozglądając się cały czas. Pewna osoba zaczęła marudzić, ale zostało nam kilka kilometrów. 

Dąbrówka Kościelna

W Dąbrówce Kościelnej zjechaliśmy z Pierścienia, odbiliśmy w piękne tereny podziwiając z daleka kościół.
Kawałek dalej znaleźliśmy wspaniałe miejsce, tuż koło łąki, na skraju lasu:

Rowerki

Usunęliśmy szyszki i rozłożyłam z Michałem namiot, Lotka się przyglądała by się nauczyć i móc robić to później. Każdy po kolei miał swoje 5 minut sam na sam z namiotem i chusteczkami nawilżanymi, żeby "iść wziąć prysznic" :D Później rozłożyliśmy sprzęt i ugotowaliśmy kolację - tylko zupki, ale i tak smakowało. :)

Gotujemy wodę :)

Miło i przyjemnie

Wieczór upłynął nam miło i bardzo szybko, mimo że rozbiliśmy się wcześnie, z czego byliśmy bardzo zadowoleni. 

Zachód słońca

O godzinie 22:00 już leżeliśmy w namiocie, zadzwoniliśmy do Gumisia zdać mu relację, później trochę pogadaliśmy i poszliśmy spać.

Pierwszy dzień jak najbardziej udany. :)

dzień 2 >>>     dzień 3 >>>

Bytyń

Niedziela, 31 maja 2015
km:71.84km teren:0.00
czas:03:49km/h:18.82
Kategoria 3. 50-100km, z Michałem, ze zdjęciami, z sakwami

Pierwsza w tym roku mini-wyprawa.
Tata chciał w sobotę wieczorem jechać na ryby. Zarzucił pomysłem, żebyśmy pojechali wcześniej zająć miejsce i rozbić namiot. Pomysł mi się spodobał, Michałowi też. Zapakowaliśmy więc sakwy i worek na rowery, i ruszyliśmy. 
Trasa wyglądała tak: Chomęcice - Konarzewo - Dopiewo - Fiałkowo - Więckowice - Kalwy - Ceradz Dolny - Grzebienisko - Młodasko - Bytyń
Niestety całą drogę jechaliśmy pod wiatr.

Przed Więckowicami

Michał

W środku lasu

Na mecie okazało się, że pożądane miejsce jest zajęte, trzeba było szukać dalej, na dodatek zaczęło padać i wiać coraz mocniej. Jechaliśmy wzdłuż jeziora, szukając odpowiedniego miejsca i znów wyszło słońce. 

Jezioro Bytyńskie

Po wielu konsultacjach telefonicznych i mailowych z tatą udało nam się wybrać dobre miejsce. Rozbiliśmy namiot, Michał pojechał do sklepu po wodę, a ja zajęłam się ogarnięciem rzeczy i dmuchaniem materaca. 

Taka ładna plaża

Kiedy wrócił, zajęliśmy się gotowaniem obiadu. Kuchnia wydała makaron z sosem pomidorowym i gołąbki. W takim miejscu wszystko smakuje. :)

Gotujemy obiadek

Nasza miejscówka

Później przyjechali rodzice i wuja Piotr z Miłoszem. Wieczór mijał przyjemnie i szybko. Mogliśmy obejrzeć piękny zachód słońca nad jeziorem:

Piękny zachód słońca nad jeziorem

Wieczorem rozpaliliśmy ognisko i pierwszy raz w tym roku miałam okazję zjeść kiełbaskę pieczoną na ogniu, kolejny rarytas tego dnia. :)

Kiełbaski pieczone nad ogniskiem

Tuż przed naszym pójściem spać tata miał duże branie, co zaowocowało duuużym węgorzem. Piękny okaz. :)

Niezły okaz węgorza


Poranek nad jeziorem oczywiście piękny: 

Poranek nad jeziorem

Popołudniu przyszedł czas na powrót. Zamiast jechać przez Kalwy, pojechaliśmy przez Brzozę i Niepruszewo, żeby ominąć piaszczyste drogi. Co prawda kilka kilometrów nadrobiliśmy, ale jechało się lepiej. Niestety powrót też był pod wiatr. Zajechaliśmy do domu zmęczeni, ale zadowoleni z tego weekendu.

Dystans: sobota 34,5 km, niedziela 37 km :)

Dziewicza Góra

Niedziela, 3 maja 2015
km:93.50km teren:0.00
czas:km/h:
Kategoria 3. 50-100km, z Michałem, ze zdjęciami

Trzeci dzień majowego weekendu postanowiliśmy wykorzystać na wycieczkę w rejony Michała. Zwykle to on przyjeżdżał do mnie i tutaj jeździliśmy, więc pora to zmienić. Trochę czasu minęło zanim się ogarnęłam i wyjechałam z domu, później jeszcze wykolejony tramwaj w Poznaniu, ale w końcu dotarłam. Zostawiliśmy mój rower w piwnicy i poszliśmy wypić kawkę, jego rodziców nie było, też pojechali na rowery. :)
Wyjechaliśmy po posileniu się. Nie będę dokładnie opisywać trasy, bo to nie ja byłam przewodnikiem.
Pamiętam, że na początku pojechaliśmy w stronę cmentarza na Miłostowie - jest naprawdę ogromny. Później wyjechaliśmy w las i trochę się pogubiliśmy, ścieżka się skończyła i trzeba było się cofać. Przecięliśmy ul. Bałtycką i zjechaliśmy kawałek z trasy bo Michał chciał mi pokazać strzelnicę, gdzie w dzieciństwie przychodził z tatą zbierać łuski. :)

Początek trasy

Jechało się bardzo przyjemnie przez las, zrobiło się na tyle ciepło, że musiałam zdjąć jedną warstwę spod spodu. Czekał nas przejazd pod torami kolejowymi, trzeba było się schylić, ale gorsze były kamienie, na których opony się ześlizgiwały. 

Ciężko było przejechać

Lekko otarłam sobie rękę, ale tylko naskórek, więc jechaliśmy dalej. Niestety po kilku kilometrach musieliśmy przejechać koło pola rzepaku - żółtego śmierdziela :P Na szczęście nie było upału i powiewało trochę, więc nie było czuć tak mocno.

Śmierdziel daje o sobie znać

Jadąc przez ładne okolice (pomijając rzepak) dotarliśmy do Kicina i zrobiliśmy moment przerwy przy drewnianym kościele.

Kościół w Kicinie

Kawałek wjechaliśmy w las, Michał nastraszył mnie okropnym podjazdem, który wcale nie był taki zły :P W jednym tylko momencie podprowadziłam kilka metrów, bo nie dałam rady na korzeniach. Myślę, że następnym razem, kiedy już znam drogę, pójdzie mi lepiej. :)

Podjazd zbyt ciężki

Na samej górze przerwa i odpoczynek. Nie wchodziliśmy na wieżę, nie było gdzie zostawić rowerów, dlatego postanowiliśmy, że zrobimy to innym razem.

Dziewicza Góra

Na Dziewiczej Górze nie było gdzie usiąść, więc zjechaliśmy na dół i jechaliśmy dalej. Po kilku kilometrach zrobiliśmy dłuższą przerwę na ławeczkach w lesie. Zjedliśmy całą czekoladę i bawiliśmy się aparatami. Jednym z efektów jest to zdjęcie:

Piękni i młodzi

Mimo, że mamy odciski kasków na czołach to i tak uważam, że jest bardzo ładne. :)

Kościół w Wierzenicy

W końcu pojechaliśmy dalej, w Wierzenicy podjechaliśmy do kościoła i do Dworku Cieszkowskich, ale ruszaliśmy do domu, bo robiło się późno, a żołądki domagały się obiadu. :D

Powrót do domu

Koło Nowego ZOO

Jechaliśmy koło jeziora Swarzędzkiego, okolice Antoninka, później wzdłuż Nowego ZOO, aż dotarliśmy do końcowej stacji Maltanki i zaczęłam znów rozpoznawać miejsca, przez które jechaliśmy.

Obiad po takiej wycieczce smakował wyśmienicie. :)

Wieczorem znów wsiedliśmy na rowery i Michał odprowadził mnie do Komornik. Przy Lidlu chwila rozmowy i każde z nas odjechało w swoją stronę. 

Dziękuję za wycieczkę :*

Z Lotką i Michałem

Sobota, 2 maja 2015
km:22.34km teren:0.00
czas:01:14km/h:18.11
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami
Na weekend byliśmy umówieni na grę w Monopol i nie tylko. Początkowo mieliśmy grać u Michała, później u Lotki, wypadło na koniec, że jednak u mnie. :)
Przed graniem wybraliśmy się na krótki rower. Michał przyjechał do mnie, później przyjechała po nas Lotka i ruszyliśmy w kierunku Wypalanek. Michał chciał pojechać do powojennych grobów w lesie:

Mogiły w lesie

Obok grobów prowadzi zielony szlak, który przy DK5 jest przerwany, po obu stronach drogi jest płot i brama, ale zamknięta. Jeśli jednak bardzo się chce to przejechać można tuż obok przejściem dla zwierząt:

Przejście dla zwierząt

Już kiedyś tam byłyśmy z Lotką, ale od drugiej strony. Szlakiem dotarliśmy do Stęszewa, dwa razy po drodze zastanawiając się gdzie jechać, bo oznaczenia były niekompletne.

Zabawy z aparatem

Zrobiliśmy koło Żabki przerwę na lody i podjęliśmy decyzję, że wracamy główną drogą bo tak będzie najszybciej:

W drodze do Szreniawy DK5

W Szreniawie Lotka skręciła do domu, a my pojechaliśmy do Chomęcic.

Po Michała do Plewisk

Piątek, 1 maja 2015
km:17.69km teren:0.00
czas:00:55km/h:19.30
Kategoria 1. 1-30km, z Michałem, ze zdjęciami
Dostaliśmy z Michałem zaproszenie na grilla do Głuchowa, więc miał przyjechać do mnie rowerem, żebyśmy mogli razem pojechać samochodem ode mnie. Pogoda była tak wspaniała, że postanowiłam wyjechać po niego. Ruszyłam z domu, po drodze zadzwoniłam, żeby zapytać, którą droga jedzie. Przez Rosnowo i Komorniki dotarłam do Plewisk, tam się spotkaliśmy.
W drugą stronę niestety trochę pod wiatr. Zaproponowałam, żeby nie wracać tak jak przyjechałam, tylko polami i Michał się zgodził. W połowie drogi do Głuchowa zatrzymaliśmy się na chwilę koło rzeczki, żeby zrobić zdjęcia:

Wirynka między Plewiskami, a Głuchowem

A oto ja nad Wirynką

Ruszyliśmy dalej, przejazd przez Głuchowo i polnymi drogami dotarliśmy do Chomęcic.
Weekend majowy, który miał być deszczowy, rozpoczęty krótką bo krótką, ale słoneczną wycieczką. :)

Rybojedzko

Sobota, 25 kwietnia 2015
km:31.46km teren:0.00
czas:01:31km/h:20.74
Kategoria 2. 30-50km, z Michałem, ze zdjęciami
Od samego rana słońce było przepiękne i było cudownie ciepło, ale trochę sobotnich obowiązków nie pozwoliło od razu iść na rower. Michał przyjechał do mnie i wyjechaliśmy dopiero około 14. Najpierw w kierunku Konarzewa, niestety pod wiatr, więc jechaliśmy spokojnym tempem. Dalej przez Trzcielin i Lisówki dotarliśmy do Żarnowca i zrobiliśmy sobie długą przerwę przy źródełku. Pięknie! :)
Przed odjazdem jeszcze poszliśmy do rzeczki i zrobiliśmy sobie zdjęcie:

Żarnowiec

Nie mieliśmy za dużo czasu, mama planowała grilla na obiad więc trzeba było wrócić wcześnie. Postanowiliśmy pojechać do Rybojedzka i wrócić. Tak też zrobiliśmy. W Rybojedzku wjechaliśmy na ROD, bo chciałam Michałowi pokazać działkę Martyny. Bardzo mu się spodobało. :)
Wyjechaliśmy od drugiej strony i Michał pstryknął mi fotę przy żwirowni:

Żwirownia w Rybojedzku

Plaża w Rybojedzku

Pojechaliśmy na chwilę nad jezioro i po krótkiej przerwie pojechaliśmy do domu.

Grill po rowerku

Po rowerku wszystko smakuje dobrze, a grill na świeżym powietrzu to już w ogóle fenomenalna sprawa! :)

Zawalone wiadukty

Sobota, 25 kwietnia 2015
km:27.06km teren:0.00
czas:01:29km/h:18.24
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami
Po wcześniejszej wycieczce z Michałem nadszedł czas na dalszą jazdę, dołączyła do nas Lotka. Przyjechała jak skończyliśmy jeść, nic nie chciała, więc wypiliśmy tylko kawkę. Potem zajęliśmy się "profesjonalnym montażem" oświetlenia, bo swoje zapodziała gdzieś w trakcie remontu. Dałam jej starą, ułamaną lampkę, a efekt pracy był taki: :D



W końcu ruszyliśmy:

Ruszyliśmy wreszcie

Z Chomęcic pojechaliśmy polną drogą w kierunku Rosnówka, Michał chciał dojechać do kładki z innej strony niż zwykle, więc proszę bardzo. Na kładce akurat udało nam się zobaczyć lądujące łabędzie:

Łabędzie w Rosnówku

Dalej pojechaliśmy przez las i wyjechaliśmy w Trzebawiu, Michał wspomniał o zawalonym wiadukcie kolejowym, który widać od szosy. My się wybierałyśmy tam od zeszłego roku, więc postanowiliśmy tam pojechać wzdłuż pola przez młody lasek:

Jazda między drzewami

Udało nam się

Chwila przerwy

Zawalony most

Na moście zrobiliśmy sobie chwilę przerwy, zastanawiając się gdzie jechać dalej. Chmurzyło się i obawialiśmy się zmoknięcia. Chcieliśmy pojechać do Szreniawy, żeby zobaczyć drugi stary, zawalony wiadukt w lesie. Podjechaliśmy kawałek główną do Rosnówka, kilka kropel deszczu spadło i zaraz przestało. :) Jechaliśmy wzdłuż jeziora Jarosławieckiego, kawałek Grajzerówką i przez las do Wir.

Jedziemy przez las

W Wirach skręciliśmy w stronę Szreniawy i jadąc wzdłuż torów dotarliśmy do kolejnego zawalonego wiaduktu. Tam dłuższa przerwa, bo według rozkładu miał niedługo jechać pociąg.

Czekając na pociąg

Czekaliśmy, czekaliśmy, aż zrobiło nam się chłodno, a pociąg nie jechał. Pojechaliśmy dalej i kilka minut później przejechał obok nas. :P 
Dojechaliśmy do Szreniawy, odprowadziliśmy Lotkę i chwilę pogadaliśmy. Obok coś zrobiło "meee" i okazało się, że któryś z sąsiadów ma kozę, która przyjaźni się z królikiem :P

Koza i jej przyjaciel królik

Zrobiliśmy zdjęcie, pożegnaliśmy się i już w dwójkę pojechaliśmy do Chomęcic.
Dziękuję Wam za wspólną przejażdżkę! :)

Wyjazd po Michała

Piątek, 24 kwietnia 2015
km:9.99km teren:0.00
czas:00:31km/h:19.33
Kategoria 1. 1-30km, z Michałem, ze zdjęciami
Michał jechał do mnie rowerem, więc postanowiłam po niego wyjechać :)
Dojechałem do Komornik prawie do Lidla i Michał już był. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy stawku w Rosnowie, bo wcześniej widziałam tam łabędzia - nadal tam był:

Stawek w Rosnowie

Ja nie chciałam pozować do zdjęć tak jak on :P

Ruszamy

Po chwili ruszyliśmy dalej, już prosto do mnie.

Szybko pod wieczór

Wtorek, 21 kwietnia 2015
km:36.30km teren:0.00
czas:01:41km/h:21.56
Kategoria 2. 30-50km, z Gumisiem, z Michałem, ze zdjęciami
Michał miał do mnie przyjechać dość późno, mimo to pomyślałam, że możemy gdzieś pojechać na szybko i niedaleko. Pomyślałam też o Gumisiu, który zgodził się pojechać z nami. Oczywiście z planowanych 15 kilometrów zrobiło się odrobinkę więcej. :P
Przed 19 przyjechał do mnie Michał, chwilę później dotarł Gumiś, ogarnęłam się i pojechaliśmy. 
Trasa w dużej mierze w terenie, ale tempo też było niezłe. Paweł gnał do przodu cały czas... :P
Jechaliśmy przez Wypalanki do Konarzewa, polną drogą w kierunku Stęszewa, odbiliśmy do Trzcielina, a następnie w kierunku Lisówek.
Po drodze Gumiś starał się zrobić nam ładną fotkę i oto jest:

Fot. Paweł Gumny

Dojechaliśmy do Żarnowca i tam zrobiliśmy krótką przerwę. Dalej przez Dopiewo, Dopiewiec, Palędzie i Gołuski dojechaliśmy do Głuchowa, odprowadziliśmy Gumisia i pojechaliśmy w stronę Chomęcic, zatrzymując się po drodze by zrobić zdjęcie:

Powrót z Głuchowa

Co prawda brak światła + telef zdjęcie, ale widoczek był przepiękny. :)

Dziękuję Wam za wspólny wyjazd! :)

Popołudniowo z Michałem

Czwartek, 16 kwietnia 2015
km:32.58km teren:0.00
czas:01:45km/h:18.62
Kategoria ze zdjęciami, z Michałem, WPN, 2. 30-50km
Umówiłam się z Michałem na popołudnie, początkowo miejscem spotkania był Luboń, ale nie wyrobiłam się i zdążyłam dojechać do Komornik. Jadąc już razem skierowaliśmy się w stronę Wir, a dalej do Puszczykowa. Tam krótka przerwa koło stacji i zdjęcie z cyklu "nie rób mi zdjęć!" :P

Na dworcu w Puszczykowie

Dworzec w Puszczykowie

Pojechaliśmy dalej, było jeszcze w miarę ciepło, więc zjechaliśmy na chwilę do Warty. Tam kilka zdjęć, trochę jedzenia i wracaliśmy bo słońce schowało się za drzewa to zrobiło się zimno.

Warta - NSR

A oto my - piękni i młodzi

Anna wlazła na drzewo

Przed odjazdem jeszcze wdrapaliśmy się na drzewo. :)
Z Puszczykowa pojechaliśmy przez las i pole do Wir, a następnie do Komornik odebrać moją mamę z pracy. Później już we troje wracaliśmy do Chomęcic.