thewheel

rowerOWOblog rowerowy

animalek z miasta Chomęcice k/Poznania
km:12285.43
km teren:439.70
czas:29d 01h 24m
pr. średnia:17.19 km/h
podjazdy:0 m

Moje rowery

Znajomi

Szukaj

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy animalek.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

z Lotką

Dystans całkowity:3015.78 km (w terenie 258.50 km; 8.57%)
Czas w ruchu:176:09
Średnia prędkość:16.67 km/h
Maksymalna prędkość:53.80 km/h
Liczba aktywności:84
Średnio na aktywność:35.90 km i 2h 08m
Więcej statystyk

Jednym kołem - dzień 2.

Niedziela, 1 maja 2016
km:96.06km teren:0.00
czas:06:34km/h:14.63
Kategoria 3. 50-100km, Majówka 2016 NSR-W i SSJ, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami

Nocka była zimna i postanowiłam przed następną się cieplej ubrać. Jednak gdy Lotka powiedziała, że założyła na siebie wszystko (czyli 4 długie rękawy) i zmarzła, to zaczęłam rozważać czy nie lepiej wrócić do domu. Lotka jednak tego nie chciała, więc zaczęliśmy szykować się do następnego dnia w trasie. :)

Nocka i poranek taaakie zimne

Zmarznięta Lotka

I znów pakowanie wszystkiego, ogarnięcie się, zjedzenie śniadania, złożenie namiotów itd. zajęło nam dwie godziny. Późno, bo około 11:00 wyruszyliśmy na szlak. Poprzedniego dnia mieliśmy już 30 kilometrów o tej porze. 

Wyjeżdżamy z miejsca noclegu

Po drodze były jakieś zawody, albo pokazy, szalejące samochody zrobiły niezłą kurzawę. Widzów było sporo, ale my pojechaliśmy dalej. 

Jakieś zawody chyba były w Popowie :)

Wyjechaliśmy na szlak, na asfaltową drogę i jadąc sobie spokojnie minęliśmy Wartosław i dotarliśmy do Chojna. Rzuciliśmy okiem na rozkład "jazdy" promu:

Nasz prom, którego nie było

Okazało się, że dobrze zrobiliśmy jadąc tą stroną od Wronek, bo w weekendy prom będzie kursował dopiero od czerwca. Pojechaliśmy dalej i za Chojnem zjechaliśmy w drogę gruntową. Słońce tak grzało, że postanowiłam zdjąć nogawki.

Przebieranie na trasie

Dalej jechaliśmy cały czas polną drogą, często walcząc z piachem. W pewnym momencie poznałam miejsce, w którym byłam na wycieczce w liceum. Michał potwierdził, że też tam kiedyś był i od kilku kilometrów wypatrywał tego miejsca. Zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby zrobić zdjęcie. Przy okazji postoju Michał zjadł bułkę, a ja uzupełniłam sobie bidon.

Bucharzewo

Dopiero przed Sierakowem piaszczysta droga została zastąpiona asfaltem. 

Wjeżdżamy do Sierakowa

Zaczęły się tereny z dużą ilością jezior, a co za tym idzie, nierównym terenem, więc musieliśmy zmagać się z podjazdami. 

Zaczynają się podjazdy

Przez kilka małych wsi jechaliśmy mało ruchliwą drogą asfaltową i w miejscowości Mokrzec szlak poprowadził nas w pole. Znów trzeba było zmagać się z piachem, raz mniejszym, raz większym. W pewnym momencie zsiedliśmy z rowerów by przepchać rowery przez małą pustynię. :P

Już prawie w Międzychodzie

Dotarliśmy do Warty i wzdłuż niej jechaliśmy ostatnimi kilometrami szlaku do Międzychodu.

Nad Wartą, prawie w Międzychodzie

Tak prezentuje się drzewo, na którym został oznaczony początek/koniec zachodniego odcinka Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego.

Koniec (albo początek) Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego w Międzychodzie

Znaleźliśmy sklep, w którym zrobiliśmy zakupy i nieopodal na ławeczce zrobiliśmy przerwę na jedzonko. 

Przerwa na jedzenie w Międzychodzie

Później pojechaliśmy ku początkowi Szlaku Stu Jezior, który rozpoczynał naszą drogę powrotną. 

Początek Szlaku Stu Jezior (SSJ) - Międzychód

Za Międzychodem jechaliśmy kawałek asfaltem, po czym znów wjechaliśmy w polne drogi. Zaliczyliśmy długi, kamienisty podjazd:

Ciężki podjazd


Po piachu i pod górkę

Oczywiście były również zjazdy. :)

Zjazdy też się zdarzały :)

Po kilkunastu kilometrach piachów wyjechaliśmy na asfalt i niebawerm dotarliśmy do Śremu, żartując, że szybko nam idzie. Po raz drugi tego dnia wjechaliśmy do Sierakowa, tym razem do centrum i przy rynku zrobiliśmy zakupy na wieczór.

Znów wjeżdżamy do Sierakowa - drugi raz tego dnia

Gdy pakowaliśmy zakupy na rower, zagadała do nas pewna pani. Chwilę pogadaliśmy z nią o naszej trasie, o noclegach i sakwach. 
Pojechaliśmy dalej już trochę zmęczeni, ale żeby szukać noclegu musieliśmy wyjechać z Sierakowskiego Parku Krajobrazowego, więc ponad 20 kilometrów. W nogach mieliśmy już 70 km, do tego ciągłe podjazdy, na których Lotka zostawała w tyle. 
Dotarliśmy do Chrzypska Wielkiego, gdzie zjechało się dużo osób, aby podziwiać wiele gatunków tulipanów. My obejrzeliśmy je sobie zza płotu i jechaliśmy dalej. 

Mnóstwo tulipanów w Chrzypsku Wielkim

Było ciężko, ciągle pod górę i już się nie chciało. Przejechaliśmy przez Łężeczki i dotarliśmy do grzybka. Jak przeczytałam w domu jest to Pomnik Borowika, pierwszy na świecie pomnik postawiony w trzecim tysiącleciu. Widok z góry na j. Chrzypskie był wspaniały. Tam też usiedliśmy na chwilę i najedliśmy się, a ja dodatkowo się cieplej ubrałam. 

Pomnik Borowika

Padł nam aparat, dlatego nie będzie więcej zdjęć z tego dnia. 
Po przerwie ruszyliśmy trochę zregenerowani i jechało się zdecydowanie lepiej. Dwie miejscowości dalej, ku wielkiej radości naszym oczom ukazał się drogowskaz z napisem Nojewo. Wiedzieliśmy, że za nim już na pewno nie ma Parku Krajobrazowego i na spokojnie będzie można rozglądać się za noclegiem. Po kilku kilometrach zjechaliśmy z głównej drogi i udało nam się od razu znaleźć fajne miejsce. Było już dosyć późno, więc od razu zabraliśmy się do roboty. Ja rozbiłam nasz namiot, Lotka swój, a Michał rozłożył kuchnię i układał rowery. Później zaczęliśmy szykować kolację, makaron z sosem pomidorowym, który zjedliśmy już prawie po ciemku. W między czasie Michał zadzwonił do Gumisia. Wypiliśmy witaminę, później herbatę i po zapakowaniu wszystkiego do namiotów poszliśmy spać. 
Zdjęcia noclegu będą rano. :)

Dzięki Wam za kolejny, trudny, ale fajny dzień! :)

<<< dzień pierwszy   dzień trzeci >>>

Jednym kołem - dzień 1.

Sobota, 30 kwietnia 2016
km:99.86km teren:0.00
czas:06:22km/h:15.69
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, Majówka 2016 NSR-W i SSJ

Majówka była planowana dość dawno, ale ostateczną decyzję mieliśmy podjąć na ostatnią chwilę, ze względu na pogodę. Ostatnie dwa tygodnie były zimne, często deszczowe i mroźne w nocy. Do ostatniej chwili nie chcieliśmy jechać. Dzień przed postanowiliśmy, że jedziemy, ale na wyjazd zdecydowały się tylko trzy osoby z siedmiu - Lotka, Michał i ja. 
Rano mieliśmy się spotkać z Lotką w Rosnowie o 8:30, ale słabo nam szło ogarnięcie się i załadowanie rowerów, więc zdążyła do nas dotrzeć. W sumie dobrze, bo gumy przytrzymujące jej wór transportowy nie wyglądały solidnie i mój tata poratował ją mocnymi, parcianymi paskami. Gdy już wszystko było gotowe mogliśmy ruszać.

Dzień 1. Lotka gotowa do drogi

I znów trzeba było przez pierwsze metry przyzwyczaić się do jazdy z obciążeniem. Punktem początkowym naszego szlaku, czyli Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego jest węzeł rowerowy przy Jeziorze Maltańskim, więc tam musieliśmy najpierw dotrzeć. Jechaliśmy trasą, którą zwykle jeżdżę do Michała czyli przez Luboń.

Dzień 1. W Luboniu

Przed Dębiną Lotka powiedziała, że coś jej zgrzyta i stuka w rowerze. Myślałam, że może odpowiedni bieg jej nie wskoczył, ale to nie było to. Zatrzymaliśmy się na chwilę i Michał oglądał rower, nie stwierdzając usterki.

Dzień 1. Pierwsza przerwa techniczna na Dębinie

Naszym zwyczajem zaczęliśmy się nabijać z Lotki (ona z nami :P), że mogłaby jechać z jednym kołem i pewnie by nie zauważyła, więc podziwiamy, że słyszy problem, którego nie ma. Później się okazało, że problem był, ale o tym wieczorem...
Już na początku wyjazd został mianowany nazwą "Jednym kołem..." :D

Dzień 1. Most Rocha

Przy moście Rocha Lotka z Michałem przegłosowali, żeby nie jechać nad Maltę robić zdjęcia przy początku szlaku. Trudno - obiecali, że pojedziemy tam na zakończenie. Szlak prowadzi przez Stare Miasto, dalej przez Wzgórze Świętego Wojciecha, przy Cytadeli i dalej gdzieś tam do Naramowickiej. 

Dzień 1. Stare Miasto

Dzień 1. Wzgórze Świętego Wojciecha

W pewnym momencie dojechaliśmy do znanego nam odcinka drogi, którym jeździmy do Śnieżycowego Jaru.

Dzień 1. Wyjazd z Poznania

Po 30 kilometrach zrobiliśmy pierwszą przerwę regeneracyjną. Słońce świeciło i co najważniejsze grzało bardzo mocno. Byliśmy zadowoleni, że zdecydowaliśmy się jednak pojechać.

Dzień 1. Pierwszy postój

Najedzeni ruszyliśmy dalej znaną nam trasą. Nogi były jeszcze wypoczęte, pogoda dobra, więc jechało się wyśmienicie. Dotarliśmy do Starczanowa i nie zatrzymując się minęliśmy niedawno odwiedzony Śnieżycowy Jar. Jechaliśmy cały czas w terenie, piaski dały nam troszkę w kość, więc kiedy wyjechaliśmy na asfalt, bardzo nas to ucieszyło. 
Za Obornikami (a może to jeszcze było w Obornikach) musieliśmy się obowiązkowo zatrzymać, żeby zrobić zdjęcie cudownej ścieżki rowerowej z drzewem na środku. Jasna część chodnika jest dla pieszych, czerwona dla rowerzystów. Co ciekawe, ścieżka skończyła się kilka metrów dalej, więc dlaczego nie mogła się skończyć już przed drzewem? To pozostanie chyba tajemnicą projektanta. :P

Dzień 1. Gdzie ta ścieżka

W Bąblinie zrobiliśmy sobie kolejną przerwę na odpoczynek i jedzenie.

Dzień 1. Drugi postój - Lotka

Dzień 1. Drugi postój

Dalej jechaliśmy spokojnie asfaltem przez miejscowości o powiązanych nazwach: Bąblin, Bąblinek, Kiszewo, Kiszewko, Stobnica, Stobnicko. A potem przydarzyła się nawet Zielonagóra. :)
W Obrzycku przejechaliśmy na drugą stronę rzeki. Zrezygnowaliśmy z zakupów, decydując, że zrobimy je w następnej miejscowości. Jednak wjechaliśmy do lasu i walcząc z piaskami przebyliśmy prawie 10 kilometrów, aż do Wronek. 

Dzień 1. Szybka sik-pauza

Dzień 1. Dojeżdżamy do Wronek

We Wronkach zrobiliśmy zakupy, głównie woda do gotowania i bułki na dzień następny. Zapytaliśmy też pewną panią o prom w Chojnie, ale powiedziała, że w weekend by nie ryzykowała. Mieliśmy do wyboru przejechać we Wronkach na drugą stronę rzeki i do Chojna nie jechać po naszym szlaku, albo jechać szlakiem do Chojna, bez pewności, że tam przedostaniemy się na drugą stronę rzeki - wybraliśmy opcję pierwszą. 
Wyjechaliśmy z Wronek i po kilku kilometrach zjechaliśmy w boczną drogę, aby poszukać noclegu. Michał znalazł świetne miejsce, polankę między sosenkami.

Dzień 1. Nocleg znaleziony

Uprzątnęliśmy szyszki, rozbiliśmy namioty i wzięliśmy się za ogarnięcie siebie i posiłku. Na kolację zjedliśmy tortellini z grzybami z sosem pomidorowym z mozarellą. Pysznie smakowało po takim dniu i to jeszcze siedząc przy namiocie. Uwielbiam taki klimat! :)
Przy spinaniu rowerów przez Michała okazało się co było przyczyną stukania w Lotki rowerze. Otóż zapomniała dokręcić śrubki łączące bagażnik z blaszkami, dzięki którym można go było zamocować do jej roweru. Niewyobrażalne, niemożliwe - ale jednak. I nie na wyrost okazały się nasze żarty, że dojechałaby pewnie z jednym kołem i nie zauważyła tego po drodze :D

Dzień 1. Zachód słońca

Lotka przyszła do naszego namiotu, trochę pogadaliśmy i poszła do siebie. Ubrani w ciepłe rzeczy i szczelnie zamknięci w śpiwory poszliśmy spać, mając nadzieję, że nie zamarzniemy całkowicie. :P

dzień drugi >>>

Wieczorny Jarosławiec

Środa, 20 kwietnia 2016
km:19.70km teren:0.00
czas:01:09km/h:17.13
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami

Mimo wiatru i chłodu umówiłyśmy się z Lotką na krótką przejażdżkę. Zanim się zebrałam i wyjechałam z domu, minęło sporo czasu. Musiałam ogarnąć łańcuch, który po sobotniej deszczowej jeździe pokrył się pomarańczowym nalotem :P Później cofnęłam się do domu, żeby założyć dodatkowe portki, bo było mi zimno. Chwilę po 19:00 wyjechałam z domu w stronę Szreniawy, po drodze robiąc fotki:

W tle Rosnowo

Zachód słońca

Lotkę spotkałam w Szreniawie koło Muzeum. Pojechałyśmy przez las kierując się początkowo na Puszczykowo, później w kierunku Jarosławca. W lesie robi się cudownie zielono, fajnie się jechało, wiaterek tam nie docierał. 

W lesie się pięknie zieleni

Przejechałyśmy kawałek Grajzerówką i pojechałyśmy do jeziora Jarosławieckiego, tam zrobiłyśmy krótką przerwę. Tam dwójka rowerzystów męczyła się z wymianą dętki. Zagadali do nas czy będziemy się kąpać, ale powiedziałyśmy, że preferujemy samą jazdę na rowerze, a do jeziorka wskoczymy za kilka miesięcy. 

Awaria nad Jarosławcem

Jezioro Jarosławieckie

Jezioro Jarosławieckie

Posiedziałyśmy tam chwilę i pojechałyśmy dalej, drugą stroną jeziora do Rosnówka. Gdy wyjechałyśmy z lasu na pole, zaczęło mocno wiać. W Rosnówku jechałyśmy pod lasem, a potem przez kładkę i wyjechałyśmy na polną w kierunku Chomęcic, już tak bardzo nie wiało. 
Lotka wstąpiła do mnie na herbatę. Żartowałam, że jeszcze nie jest ciemno, więc nie wypada, żeby już jechała do domu. Odjechała około 22:00, tradycyjnie już po ciemku. :P

Dzięki za wycieczkę, może w piątek znów się uda pojechać. :)


Objazd po okolicy

Środa, 6 kwietnia 2016
km:25.31km teren:0.00
czas:01:31km/h:16.69
Kategoria ze zdjęciami, z Lotką, WPN, 1. 1-30km

Napisałam do Lotki, czy popołudniu znajdzie chwilę na rower i odpowiedź była twierdząca. Po 17:00, gdy miałam zacząć się szykować, zobaczyłam, że nadciągają ciemne chmury i zaraz zaczęło padać. Po telefonicznej naradzie zdecydowałyśmy, że jeśli tylko przestanie, to ruszamy. Po kilkunastu minutach po deszczu zostały kałuże i zaświeciło słońce.
Wyjechałam chwilę po osiemnastej. Dotarłam do Lotki i razem pojechałyśmy do WPN-u na mały objazd po okolicy. Najpierw do jeziora Jarosławieckiego, dalej do Jezior i jeziora Góreckiego:

Moje miejsce 3

Zarządziłam postój w tradycyjnym miejscu, dzisiaj było pusto i przyjemnie cicho, nie tak jak podczas ostatniej wycieczki
Wjechałyśmy na PdP, którym dotarłyśmy do Górki, oglądając zachód słońca.

Zachód słońca w Górce

Z Górki przez Trzebaw pojechałyśmy do Rosnówka, przecięłyśmy DK5 i pod lasem dojechałyśmy do kładki. Tam pooglądałyśmy chwilę nurkujące łabędzie i ruszyłyśmy do mnie.

Łabędzie na jeziorze w Rosnówku

Na kładce w Rosnówku

Lotka wstąpiła do mnie na kawkę, trochę pogadałyśmy i już po ciemku pojechała do domu.
Dzięki za przejażdżkę! :)


Wycieczka do Kórnika

Niedziela, 3 kwietnia 2016
km:75.07km teren:0.00
czas:04:27km/h:16.87
Kategoria 3. 50-100km, WPN, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami

W głowie zrodził się plan na wykorzystanie prognozowanej dobrej pogody na niedzielę. Wymyśliłam z Michałem wycieczkę do Kórnika.
Rano pojechałam do kościoła, a po powrocie zajęłam się szykowaniem jedzenia na drogę. Postanowiłam usmażyć kotlety, żebyśmy mogli na trasie coś zjeść w porze obiadowej. W międzyczasie Lotka dała znać, że też jedzie z nami. Przyjechał po mnie Michał, więc posprzątałam w kuchni i poszłam się przebrać. Chwilę po 12:00 wyruszyliśmy w drogę:

Pierwszy kilometr

Lotka czekała na nas pod blokiem i dalej pojechaliśmy już w trójkę.

Jedziemy już razem z Lotką

Dojechaliśmy do j. Jarosławieckiego, wjechaliśmy na Grajzerówkę, by po chwili zjechać w las zgodnie z oznaczeniami czerwonego szlaku. Na chwilę zatrzymaliśmy się przy grobach powstańców z 1848 roku.

Groby powstańców z 1848 roku

Dojechaliśmy do Puszczykowa i przy lodziarni Lotka chciała wstąpić na lody, jednak zdecydowaliśmy, że szkoda czasu i jedziemy dalej, może w drodze powrotnej. 

Most w Rogalinku

Rogalinek (w tle kościół)

Przejechaliśmy przez Rogalinek i wyjechaliśmy na drogę w kierunku Rogalina, oglądając stare dęby.

Stare dęby

Nieopodal miejsca gdzie spaliśmy w zeszłym roku jadąc Pierścień, znaleźliśmy idealną miejscówkę na dłuższą przerwę. Rozsiedliśmy się i zjedliśmy kotlety ze smakiem. Nieskromnie przyznam, że wyszły mi bardzo dobre. Słońce grzało mocno, tak że Michał siedział bez koszulki.

Długa przerwa


Rogalin

Posiedzieliśmy tam 40 minut i zaczęliśmy się zbierać do odjazdu.

Koniec przerwy

Przejechaliśmy w pobliżu pałacu w Rogalinie, cały czas kierując się czerwonym szlakiem. Dwa razy musieliśmy obejść dookoła płotu, bo bramki były zamknięte. Szlak prowadził polnymi i leśnymi drogami dookoła, przez Daszewice i inne miejscowości. Jechaliśmy długą prostą drogą przez pola i las, aż dotarliśmy do Daszewic i zgubiliśmy szlak, który później sam się odnalazł. Bez problemów, ale późno dojechaliśmy do Kórnika.

Dojechaliśmy do Kórnika

Wstąpiliśmy do Biedronki, żeby dokupić picie i pojechaliśmy koło zamku, zrobić sobie fotkę. Po chwili ruszyliśmy, żeby przy drodze wzdłuż jeziora znaleźć ławkę, na której moglibyśmy usiąść i się posilić.

Zamek w Kórniku

Po przerwie ruszyliśmy dalej, trasą znaną nam również z zeszłorocznego pierścienia. Jechało się dobrze i szybko, w przeciwieństwie do drogi w tamtą stronę, nie było pod wiatr. 

Prawie w Niwce

Kolejne miejscowości mijaliśmy szybko i w Puszczykowie Lotka znów wspomniała o lodach. Ale kolejka była jeszcze większa, niż przedtem i rzut oka na nią od razu zniechęcił do postoju. :P Pojechaliśmy dalej, czekał nas podjazd i przez WPN dotarliśmy do Grajzerówki, przecięliśmy ją i dojechaliśmy do Jeziora Jarosławieckiego. 


Ostatnia przerwa nad jeziorem Jarosławieckim

Zrobiliśmy sobie ostatnią, krótką przerwę, usiedliśmy i pogadaliśmy chwilę. Dalej pojechaliśmy już prosto do Szreniawy gdzie rozstaliśmy się z Lotką.

Szreniawa

W miejscu gdzie się rozstawaliśmy, spojrzałam na licznik, który wskazywał przejechane 600 km w tym roku. :)

W Szreniawie wybiło 600 km w tym roku :)

Dziękuję Wam za wspólną, udaną wycieczkę! Oby takich było więcej. :)


Śnieżycowy Jar

Sobota, 19 marca 2016
km:68.35km teren:0.00
czas:04:31km/h:15.13
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami

Ta wycieczka w planach była już dość długo, choć nie było pewności czy w ogóle dojdzie do skutku. Śnieżyca wiosenna kwitnie w Śnieżycowym Jarze bardzo krótko, a wyjazd uzależniony był głównie od pogody. Ta szczęśliwie była dobra.
Mieliśmy jechać w trójkę - ja, Michał i Lotka. Od Michała jest zdecydowanie bliżej, niż od nas, więc ja przyjechałam do niego w piątek, a Lotka rano zapakowała rower w samochód i również dotarła na osiedle Warszawskie. Byliśmy już gotowi, gdy wyjeżdżała z domu, więc przejechaliśmy się nad Maltę i gdy dotarła do nas, mieliśmy na licznikach po pięć kilometrów. Chwila na wypakowanie roweru, złożenie, dopompowanie i mogliśmy ruszać.

Jeszcze w Poznaniu

Początkowo jechaliśmy przez miasto, najpierw ścieżką rowerową, później trochę ulicą i w końcu wyjechaliśmy na mniej ruchliwe drogi. Dalej jechaliśmy cały czas Nadwarciańskim Szlakiem Rowerowym. Zdarzały się momenty, że szlak był zakorkowany i nie było jak wyprzedzić całej grupy.

Korki nawet na szlaku

Jechało się dobrze, wiatr głównie nam sprzyjał i nie zrobiliśmy żadnej przerwy, aż do Starczanowa. Dotarliśmy do Śnieżycowego Jaru i zanim ujrzeliśmy choć jedną śnieżycę to spotkaliśmy już całe tłumy ludzi.

Rezerwat

Miejsce stało się popularne i chyba trochę szkoda, bo przybywa tam coraz więcej ludzi, którzy nie potrafią uszanować tego pięknego widoku. Najwyraźniej trzymanie się wyznaczonej ścieżki jest zbyt trudne dla niektórych, a zrobienie własnego "artystycznego" zdjęcia jest ważniejsze, niż pojedyncze podeptane kwiatki...

Rezerwat

Na mnie śnieżyce nie zrobiły aż takiego wrażenia jak w zeszłym roku, ale to pewnie dlatego, że widziałam je kolejny raz, poza tym było pochmurno i pozostało też dość dużo suchych liści, które je przykrywały. Niemniej jest to widok godny zobaczenia i fantastyczny powód do rowerowej wycieczki. :)

Rezerwat

Śnieżyca wiosenna

Śnieżyca wiosenna

Rezerwat

Gdy już się napatrzyliśmy i zrobiliśmy kilka fotek, pojechaliśmy nad Wartę, by usiąść, coś zjeść, łyknąć herbatki i odpocząć przed drogą powrotną.

Warta

Regeneracyjna przerwa nad rzeką

Zregenerowani ruszyliśmy dalej. Trochę pokrążyliśmy po lesie i wróciliśmy na drogę, którą przyjechaliśmy. Jechało się trochę gorzej - wiatr teraz często wiał w twarz. Wyszło słońce i zrobiło się ciepło. Wszyscy byliśmy troszkę zmęczeni, ale najbardziej Lotka, dlatego ostatnie kilometry przez las jechaliśmy spokojnym tempem. W mieście, na asfalcie i ścieżkach rowerowych jakby odzyskała siły. :P Postanowiliśmy przejechać się odcinkiem Wartostrady. Piękna ścieżka, równy asfalt. Niestety piękna była też nasza wywrotka. Lotka przejechała po tej idealnej nawierzchni, ja wylądowałam pomiędzy dwoma rowerami. Niestety nie obyło się bez strat w odzieży i sprzęcie oraz obdartego kolana Lotki. :(
Dalej już pojechaliśmy do Michała, gdzie opatrzyłyśmy ranę i wypiliśmy kawkę.

Dzięki Wam za fajną wycieczkę :)
Szkoda tylko tej gleby już prawie na mecie. 

Kolejna krótka wycieczka po okolicy

Czwartek, 25 lutego 2016
km:24.35km teren:0.00
czas:01:28km/h:16.60
Kategoria 1. 1-30km, z Lotką

Po południu zastanawiałam się czy zaproponować Lotce wyjście na rower, ale pogoda rozwiała moje wątpliwości - zaczął padać śnieg. Jednak godzinę później znów świeciło słońce i napisałam smsa. Uszykowałyśmy się więc i o 17:45 byłam gotowa do wyjazdu, rower też:

Rower gotowy do drogi :)

Wyjechałam w stronę Lotki i spotkałam ją pomiędzy Chomęcicami, a Rosnowem. Zrobiłyśmy kolejny już wieczorny objazd po okolicznych miejscowościach. Trasa to Głuchowo, Gołuski, Plewiska, Głuchowo, Komorniki, Szreniawa, Rosnowo. Jechało się bardzo przyjemnie, było dość chłodno, ale w porządku.

Dzięki za kolejną przejażdżkę, jakże podobną do poprzednich. :)

Po okolicy z Lotką

Piątek, 19 lutego 2016
km:23.75km teren:0.00
czas:01:23km/h:17.17
Kategoria 1. 1-30km, z Lotką

Wybrałam się na rower z Lotką, kolejny raz dość późno. O 17:30 wyjechałam z domu, było już szaro, ale jeszcze nie ciemno. Pomyślałam sobie, że miesiąc temu tak było, gdy wyjeżdżałam 1,5h wcześniej.

Lotka

W Szreniawie poczekałam kilka minut na Dorotę, zrobiłam jedno fatalne zdjęcie xD i razem ruszyłyśmy w drogę. Już było ciemno, ale byłyśmy świadome, że tak będzie. Jakiś czas temu przekonałyśmy się, że jazda po zmroku także należy do przyjemnych, nawet gdy nie jest zbyt ciepło. Pojechałyśmy początkowo tak, jak ostatnim razem - Grajzerówką do Komornik. Jednak zamiast do Rosnowa odbiłyśmy w drugą stronę. Spotkałyśmy moją mamę, czekającą na autobus i chwilę z nią pogadałyśmy. Trzeba było ruszać, bo wiatr był zimny i przenikliwy, więc momentalnie zmarzłyśmy. Rozgrzałyśmy się gdy pojechałyśmy dalej i w Głuchowie postanowiłyśmy pojechać przez Gołuski, Palędzie, Dopiewiec i Konarzewo, żeby trochę wydłużyć trasę. Kilometry uciekały szybko, więc Lotka weszła do mnie na kawę, żeby dokończyć pogaduchy. Po kawce ubrała się i samotnie pojechała do domu. :)

Dzięki za kolejną przejażdżkę. :)

Ósemka z Lotką

Piątek, 5 lutego 2016
km:17.01km teren:0.00
czas:01:03km/h:16.20
Kategoria 1. 1-30km, z Lotką, ze zdjęciami

Kolejna krótka wycieczka z Lotką po okolicznych wioskach. Po 17:00 gdy już było prawie ciemno byłam gotowa do drogi:

Gotowa do drogi!

Spokojnym tempem dojechałam do Szreniawy. Musiałam chwilę na Lotkę poczekać, a gdy miała już wyciągnąć rower, stwierdziła, że musi trochę dopompować:

A Lotka niegotowa :P

Gdy już się ze wszystkim uporała, przez chwilę zastanawiałyśmy się gdzie pojechać i ruszyłyśmy. Zrobiłyśmy sobie małą ósemkę po okolicy. Komorniki - Rosnowo - Walerianowo - Rosnówko - Chomęcice. Lotka wjechała do mnie na herbatkę, trochę pogadałyśmy i samotnie pojechała do domu.
Kolejna krótka wycieczka, ale ponownie dziękuję! :)

Zimowo nad jezioro Jarosławieckie

Piątek, 22 stycznia 2016
km:16.64km teren:0.00
czas:01:09km/h:14.47
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
Umówiłam się na szybki rower z Lotką, miałyśmy jechać jak najwcześniej, żeby złapać choć resztki słońca. Wyjechałam o 15:30, wcześniej niż we wtorek i było to widać po pozycji słońca na niebie:

Jeszcze trochę do zachodu słońca

Dojechałam do Szreniawy i wiedząc, że Lotka jest niegotowa zatrzymałam się jeszcze na moment, żeby zrobić kolejne zdjęcie:

Szreniawa - DK5

Za Lotką musiałam niestety czekać, weszłam na chwilę do niej, ale było mi za gorąco, więc wyszłam i czekałam na klatce. Pomogłam jej wystawić rower z piwnicy, gdy ona wróciła do domu po licznik. Gdy w końcu wyjechałyśmy ze Szreniawy, słońce już zachodziło:

Słońce już zachodzi

Lotka i jej rower

Jechałyśmy uważnie, ale raz lekko straciłam równowagę i prawie wjechałam w moją towarzyszkę. Później ona prawie się przewróciła na lodzie przed wjazdem na plażę nad jeziorem Jarosławieckim.
Tam zrobiłyśmy chwilę przerwy:

Lotka sprawdza wytrzymałość lodu na j. Jarosławieckim

Nie zabawiłyśmy tam długo, nie pora na długie przerwy, żeby było ciepło, trzeba jechać. Przy wyjeździe z plaży musiałyśmy podprowadzić rowery pod górkę, połączenie kamieni z lodem nie było sprzyjające. Wyjechałyśmy na drogę z płyt w stronę Grajzerówki, tam lodowo-śnieżne koleiny sprawiły, że co chwilę były poślizgi i zeskakiwanie z roweru w biegu :P Było zabawnie i na szczęście nic nam się nie stało. Samą Grajzerowką jechało się bardzo dobrze, nawierzchnia była sucha, a kierowcy bardzo uważni. Dojechałyśmy do Szreniawy:

Już prawie ciemno

Było już prawie ciemno, ale oświetlenie działało bez zarzutu. Odcinek pod lasem musiałyśmy przejechać powoli, bo było ślisko, więc zrobiło mi się chłodno. Pożegnałam się z Lotką i szybko ruszyłam do domu, żeby się rozgrzać.

Dzięki za kolejną, krótką, ale bardzo miłą wycieczkę!