thewheel

rowerOWOblog rowerowy

animalek z miasta Chomęcice k/Poznania
km:12285.43
km teren:439.70
czas:29d 01h 24m
pr. średnia:17.19 km/h
podjazdy:0 m

Moje rowery

Znajomi

Szukaj

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy animalek.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

ze zdjęciami

Dystans całkowity:8303.70 km (w terenie 300.00 km; 3.61%)
Czas w ruchu:492:33
Średnia prędkość:16.48 km/h
Maksymalna prędkość:56.00 km/h
Liczba aktywności:191
Średnio na aktywność:43.47 km i 2h 38m
Więcej statystyk

Z Michałem do Decathlonu

Sobota, 13 czerwca 2015
km:15.98km teren:0.00
czas:00:44km/h:21.80
Kategoria 1. 1-30km, z Michałem, ze zdjęciami

Michał miał do mnie przyjechać, a po drodze wstąpić do Decathlonu obejrzeć materac. Umówiłam się z nim koło sklepu. Wyjechałam troszkę później niż zamierzałam i nie zdążyłam na czas na miejsce spotkania, więc Michał pojechał kawałek w moją stronę. 
W sklepie miły ochroniarz pozwolił nam wejść z rowerami. Materac bardzo nam się spodobał, ale zakup do przemyślenia, bo cena podobała nam się mniej. 
W drodze powrotnej zamieniliśmy się rowerami w Komornikach. Dla Michała to nic, dla mnie to duża zmiana, bo nigdy nie jechałam na rowerze szosowym. Pierwsze wrażenia bardzo dziwne :P Wąska kieronica, "ucieka", miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę :D

Anna na szosie po raz pierwszy

Anna na szosie po raz pierwszy

Nic takiego jednak się nie stało i w całości dojechałam do domu. :)

Pierścień - dzień 3

Sobota, 6 czerwca 2015
km:56.56km teren:0.00
czas:03:36km/h:15.71
Kategoria 3. 50-100km, WPN, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, Pierścień dookoła Poznania

Obudziliśmy się wyspani, ale stwierdziłam z Michałem, że karimaty są zdecydowanie niewygodne. Namiot był mokry od rosy, dlatego wyjęliśmy wszystkie rzeczy, przenieśliśmy go na środek polany i zaczęliśmy szykować śniadanie.

Namiocik się suszy


Szykowanie śniadania

Wspólne śniadanko

Cudownie smakuje śniadanie na świeżym powietrzu, o ile nikt w nim nie przeszkodzi. Poprzedniego dnia rozbijając się, nie sprawdziliśmy na mapie gdzie jesteśmy. Podjechało do nas dwóch panów terenowym samochodem i poinformowali nas, że to jest Rogaliński Park Krajobrazowy i nie można w tym miejscu biwakować. Zauważyli namiot wystawiony na środek polany. Na szczęście wokół nas było czysto, już się prawie spakowaliśmy i po naszym zapewnieniu, że w przyszłości będziemy bardziej uważni, odjechali. :)

Wyjazd z miejsca noclegu :)

Ciężkie podejście

Zwinęliśmy namiot, przyszedł czas odjazdu. Do domu już blisko. Wśród pięknych starych dębów dojechaliśmy do Rogalinka.

Przed Rogalinkiem

Mniej i bardziej znanymi drogami dojechaliśmy do Mosiny, zgubiliśmy szlak, trochę pokrążyliśmy, ale dojechaliśmy do podjazdu na Osową Górę. Powoli, dzielnie walczyliśmy. :)

Podjazd w Mosinie

Droga była już nam doskonale znana. Długi, piaszczysty zjazd, przejazd w pobliżu jeziora Góreckiego, przez Górkę, Łódź, do Stęszewa. Przy Żabce zrobiliśmy postój, zjedliśmy lody, dokupiliśmy wodę, a Lotka z Michałem dokończyli czipsy. :)

Przerwa przy Żabce w Stęszewie

Jadąc dalej przez miejscowość Wielka Wieś zastanawialiśmy się jak odmienia się tę nazwę. Jadę do... Wielkiej Wsi? :P Może prof. Miodek by pomógł :D
Za Mirosławkami już było widać Tomice:

Przed Tomicami

A z Tomic to już żabi skok do Żarnowca czyli naszej mety, tzn. mety na szlaku, bo jeszcze trzeba było wrócić do domu.
Przy źródełku był czas na obmycie się chłodną, czystą wodą, zdjęcia i radość z przejechania szlaku. Michał zrobił to już kilkakrotnie, ale pierwszy raz rozkładając to na kilka dni. Zarówno dla niego, jak i dla Doroty, była to pierwsza wyprawa ze spaniem w namiocie. Tym bardziej się cieszę, że im się spodobało.

Żarnowiec - miejsce startu i mety

Po powrocie do domu mama zrobiła nam ostatnie pamiątkowe zdjęcie, Lotka pojechała do domu, a my do domu poszliśmy, wykąpać się, najeść i próbować ochłodzić.

Koniec :) Udało się :)

Dziękuję Wam za wspólny trip i mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy! :)

<<< dzień 1      <<< dzień 2

Pierścień - dzień 2

Piątek, 5 czerwca 2015
km:74.46km teren:0.00
czas:04:45km/h:15.67
Kategoria Pierścień dookoła Poznania, 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami

Obudziliśmy się wyspani, słońce pięknie przyświecało i w ogóle było pięknie. :) Gdyby tylko tak spać na materacu, a nie na karimacie... Niestety nie mieliśmy wyboru, tylko trzy karimaty zmieszczą się w namiocie, materace są za szerokie.
Przyszedł czas na poranną toaletę, herbatę, zjedzenie resztek jedzenia od wczoraj i spakowanie namiotu. Postanowiliśmy "porządne śniadanie" zjeść pod najbliższym sklepem. Pierwszy nocleg, pierwszy poranek, więc pakowanie i ogarnianie się do wyjazdu poszło sprawnie, ale bez pośpiechu. :)

Poranek w namiocie


Wyjechaliśmy z miejsca noclegu na szlak i kilkaset metrów dalej było obiecane śniadanko:

Śniadanie koło sklepu


Niebo było bezchmurne, zapowiadał się kolejny słoneczny i upalny dzień - i dobrze, lepiej upał niż deszcz.

Kościół w Dąbrówce Kościelnej

Dokładnie nie pamiętam przez jakie miejscowości jechaliśmy, pamiętam na pewno Bednary, Promno, Promienko, Gorzkie Pole itp. Dużo dróg wśród pól, trochę po lasach. Ogólnie bardzo przyjemnie... i gorąco. Raz mieliśmy potencjalnie niebezpieczną sytuację. Jechaliśmy z górki, po piachu, jeden za drugim. Lotka straciła równowagę, stanęła - Michał gwałtownie zahamował, ja też, ale mimo tego wjechałam mu w sakwę. Na szczęście obyło się bez strat w ludziach i sprzęcie.

Na szlaku

Jechało się jakoś tak ciężko, wszystko fajnie, ale upał dawał się we znaki. Co jak co, ale pogoda nam się udała. :P
Dojechaliśmy do Kostrzyna i pojechaliśmy do Biedronki, wciągnęliśmy pizzerki, lody i uzupełniliśmy zapas picia.

Uzupełnienie płynów

Droga przez mniejsze i większe wioski bardzo fajna, w szczególności na takich asfaltowych odcinkach:

Lotka na trasie

Przed Kórnikiem odcinki mniej przyjemne, dużo polnych, piaszczystych dróg z tarką.

Przerwa w zacienionym lesie

Zrobiliśmy przerwę na podjedzenie drożdżówek, a tak wyglądały Lotki nogi dzięki nieustannemu działaniu słońca. Zdjęcie tego nie odda, ale czerwień była bardzo nasycona. Nazwaliśmy to zjawisko "Ogień w nogach" - tak rowerowo :D



Przy Zamku Kórniku nie zatrzymaliśmy się, zdjęcie zrobione z drogi:

Zamek w Kórniku

Już od dłuższego czasu każdy z nas odczuwał pewną potrzebę, ale nie było gdzie jej załatwić. Trzeba było przejechać przez Kórnik, zrobić zakupy na wieczór, wyjechać za Bnin i dopiero wtedy mogliśmy się zatrzymać. :P

Przerwa za Kórnikiem

Michał

Kiedy już wszystkim ulżyło ruszyliśmy dalej powoli myśląc o noclegu. Dojechaliśmy do Rogalina i nie mogliśmy odpuścić wspólnej foty przy pałacu, poprosiliśmy przechodnia o zrobienie zdjęcia:

Pałac w Rogalinie

Myślałam o tym, żeby dojechać do Rogalinka, ale Michał powiedział, że za Rogalinem zna dobre miejsce na nocleg. Po dokładnej analizie terenu, obejrzeniu miejsca z każdej strony, udało nam się znaleźć odpowiednie. :)

Miejsce na nocleg

Przyszedł czas na rozłożenie namiotu, toaletę (znów każdy miał swoje 3 minuty) i gotowanie kolacji. Szef kuchni polecał makaron z sosem pieczeniowym i kiełbaskę z kurczaka z grilla (jednorazowego)

Gotujemy kolację

Kolacyjka

Kolacja była bardzo smaczna. Gdy już zjedliśmy, posprzątaliśmy po sobie i położyliśmy się w namiocie. Trochę jeszcze pogadaliśmy i poszliśmy spać.

Tak minął dzień drugi. :)

<<< dzień 1   dzień 3 >>>

Pierścień - dzień 1

Czwartek, 4 czerwca 2015
km:79.48km teren:0.00
czas:05:02km/h:15.79
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, Pierścień dookoła Poznania

Od jakiegoś czasu myśleliśmy z Michałem o przejechaniu rowerowego Pierścienia dookoła Poznania w 2 lub 3 dni z namiotem. Gdy Lotka usłyszała o naszym pomyśle, również zgłosiła chęć wyjazdu. Pogoda przed długim weekendem była dobra, nocki ciepłe, więc padła decyzja o wyjeździe. Michał przyjechał dzień wcześniej wieczorem, przyjechała też Lotka, której montowaliśmy bagażnik. Było trochę komplikacji, później musiałam się spakować do końca i ostatecznie poszliśmy spać dość późno.
Rano pojechaliśmy do kościoła bo to było akurat święto, później zjedliśmy śniadanie i zjawiła się Lotka. Zapakowaliśmy bagaże na rowery i ustawiliśmy się do wspólnej fotki przed wyjazdem:

Pora ruszyć w drogę


Opuściliśmy Chomęcice:

Wyjeżdżamy z Chomęcic

Jechaliśmy najpierw do Żarnowca, ponieważ tam postanowiliśmy zacząć jazdę szlakiem Pierścienia. 
Po drodze w Lisówkach moment przerwy na poprawienie pasków przy sakwach i pojechaliśmy dalej. 

Lisówki

Przy źródełku nie robiliśmy przerwy, bo było za wcześnie na postój. Pierwszą przerwę zrobiliśmy prawie w Kalwach. Był czas na batoniki, siku i chwilę odpoczynku. Michał zaprezentował jak działa jego gaz pieprzowy, i mimo że stałam zupełnie z drugiej strony w niemałej odległości, to i tak trochę do mnie doleciało z wiatrem. Poczułam momentalnie palenie w oczach, nosie, przełyku i oskrzelach, zaczęłam płakać i smarkać, ogólnie - nie polecam :P Nie wyobrażam sobie dostać tym prosto w twarz.

Krzyż przydrożny

Pierwsza przerwa

Gdy już się trochę ogarnęłam mogliśmy ruszać, wjechaliśmy w teren polno-pustynny :D Trochę się pomęczyliśmy na tym piachu, ale nie było źle. 

Piach, piach, piach - jak na pustyni

Jechaliśmy bez pośpiechu przez Lusówko i Lusowo, wtedy skończyła się moja znajomość okolicy. Niebo było bezchmurne i było bardzo ciepło, prawdziwe lato. Gdzieś za Kiekrzem chciałyśmy przerwę, ale Michał stwierdził, że na poligonie jest fajne miejsce na odpoczynek, więc jechaliśmy dalej. 
Wjazd na poligon bez żadnych problemów, w końcu to długi weekend.

Już na poligonie :)

Zjechaliśmy z głównego asfaltu prowadzącego przez poligon i dojechaliśmy do dawnej miejscowości Glinno - miejsca urodzenia Wojciecha Bogusławskiego.

Glinno - miejsce urodzenia Wojciecha Bogusławskiego

Piękna polanka otoczona drzewami zachęcała do dłuższego odpoczynku i mimo że nie byliśmy bardzo zmęczeni, spędziliśmy tam około godziny. :)

Lotka się praży :P

Gdy zaczęliśmy się zbierać, okazało się, że popełniliśmy jeden błąd... No może popełniłyśmy, bo na Michała to nic nie działa :P Otóż nie posmarowałyśmy się kremem z filtrem i ta przerwa dała się naszej skórze we znaki. Ja czułam delikatnie, że jestem opalona, zwłaszcza na rękach, ale u Lotki było gorzej. Nastąpiło smarowanie i pojechaliśmy dalej:

Jedziemy dalej po przerwie

Bagienko :D

Jazda była bardzo przyjemna, było ciepło, ładny asfalt przez las, dookoła zieleń... Cudnie! :)

Jadą, jadą

I tak dojechaliśmy do ruin kościoła w Chojnicy, gdzie zrobiliśmy krótką przerwę:

Dojeżdżamy do ruin kościoła

Ruiny kościoła w Chojnicy

Kawałek dalej Lotka poszła obejrzeć "zameczek", który podobno został wykorzystany podczas kręcenia "Ogniem i mieczem". Zdjęcia całego betonowego tworu nie pokażę bo nie warto :D

Lotka piechur

Kilka kilometrów dalej opuściliśmy poligon, przejechaliśmy przez Biedrusko, Michał wspomniał o starym kasynie, ale postanowiliśmy zajrzeć tam innym razem. Za Biedruskiem rozpoznałam drogę, jechaliśmy tamtędy do Śnieżycowego Jaru w marcu. Droga przez Promnice i dalej jakaś taka niezachęcająca, to piach, to tarka... Zaczęliśmy rozglądać się za sklepem, mając świadomość, że w Boże Ciało otwarte są tylko małe sklepiki i to tylko do wczesnych godzin popołudniowych. Znaleźliśmy jeden od razu po wjeździe do Murowanej Gośliny, kupiliśmy picie, wodę na nocleg i lody. Po niekrótkiej przerwie pojechaliśmy dalej, troszkę zaczęły boleć mnie kolana przez co musiałam wolniej pokonywać podjazdy. Za Murowaną skończył się asfalt i wjechaliśmy w las:

Przez las

Zaczęliśmy myśleć o noclegu i rozglądać się za dobrym miejscem, chcieliśmy jednak przejechać jeszcze trochę. W Zielonce nic ciekawego, postanowiliśmy jechać do Dąbrówki Kościelnej rozglądając się cały czas. Pewna osoba zaczęła marudzić, ale zostało nam kilka kilometrów. 

Dąbrówka Kościelna

W Dąbrówce Kościelnej zjechaliśmy z Pierścienia, odbiliśmy w piękne tereny podziwiając z daleka kościół.
Kawałek dalej znaleźliśmy wspaniałe miejsce, tuż koło łąki, na skraju lasu:

Rowerki

Usunęliśmy szyszki i rozłożyłam z Michałem namiot, Lotka się przyglądała by się nauczyć i móc robić to później. Każdy po kolei miał swoje 5 minut sam na sam z namiotem i chusteczkami nawilżanymi, żeby "iść wziąć prysznic" :D Później rozłożyliśmy sprzęt i ugotowaliśmy kolację - tylko zupki, ale i tak smakowało. :)

Gotujemy wodę :)

Miło i przyjemnie

Wieczór upłynął nam miło i bardzo szybko, mimo że rozbiliśmy się wcześnie, z czego byliśmy bardzo zadowoleni. 

Zachód słońca

O godzinie 22:00 już leżeliśmy w namiocie, zadzwoniliśmy do Gumisia zdać mu relację, później trochę pogadaliśmy i poszliśmy spać.

Pierwszy dzień jak najbardziej udany. :)

dzień 2 >>>     dzień 3 >>>

Bytyń

Niedziela, 31 maja 2015
km:71.84km teren:0.00
czas:03:49km/h:18.82
Kategoria 3. 50-100km, z Michałem, ze zdjęciami, z sakwami

Pierwsza w tym roku mini-wyprawa.
Tata chciał w sobotę wieczorem jechać na ryby. Zarzucił pomysłem, żebyśmy pojechali wcześniej zająć miejsce i rozbić namiot. Pomysł mi się spodobał, Michałowi też. Zapakowaliśmy więc sakwy i worek na rowery, i ruszyliśmy. 
Trasa wyglądała tak: Chomęcice - Konarzewo - Dopiewo - Fiałkowo - Więckowice - Kalwy - Ceradz Dolny - Grzebienisko - Młodasko - Bytyń
Niestety całą drogę jechaliśmy pod wiatr.

Przed Więckowicami

Michał

W środku lasu

Na mecie okazało się, że pożądane miejsce jest zajęte, trzeba było szukać dalej, na dodatek zaczęło padać i wiać coraz mocniej. Jechaliśmy wzdłuż jeziora, szukając odpowiedniego miejsca i znów wyszło słońce. 

Jezioro Bytyńskie

Po wielu konsultacjach telefonicznych i mailowych z tatą udało nam się wybrać dobre miejsce. Rozbiliśmy namiot, Michał pojechał do sklepu po wodę, a ja zajęłam się ogarnięciem rzeczy i dmuchaniem materaca. 

Taka ładna plaża

Kiedy wrócił, zajęliśmy się gotowaniem obiadu. Kuchnia wydała makaron z sosem pomidorowym i gołąbki. W takim miejscu wszystko smakuje. :)

Gotujemy obiadek

Nasza miejscówka

Później przyjechali rodzice i wuja Piotr z Miłoszem. Wieczór mijał przyjemnie i szybko. Mogliśmy obejrzeć piękny zachód słońca nad jeziorem:

Piękny zachód słońca nad jeziorem

Wieczorem rozpaliliśmy ognisko i pierwszy raz w tym roku miałam okazję zjeść kiełbaskę pieczoną na ogniu, kolejny rarytas tego dnia. :)

Kiełbaski pieczone nad ogniskiem

Tuż przed naszym pójściem spać tata miał duże branie, co zaowocowało duuużym węgorzem. Piękny okaz. :)

Niezły okaz węgorza


Poranek nad jeziorem oczywiście piękny: 

Poranek nad jeziorem

Popołudniu przyszedł czas na powrót. Zamiast jechać przez Kalwy, pojechaliśmy przez Brzozę i Niepruszewo, żeby ominąć piaszczyste drogi. Co prawda kilka kilometrów nadrobiliśmy, ale jechało się lepiej. Niestety powrót też był pod wiatr. Zajechaliśmy do domu zmęczeni, ale zadowoleni z tego weekendu.

Dystans: sobota 34,5 km, niedziela 37 km :)

WPN z Martą, Lotką i Gumisiem

Piątek, 8 maja 2015
km:45.55km teren:0.00
czas:02:34km/h:17.75
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Gumisiem, z Lotką, ze zdjęciami

Początkowo Marta z Pawłem mieli przyjechać do mnie wcześniej na kawę, a później mieliśmy zgarnąć Lotkę i pojechać gdzieś razem. Wyszło jednak inaczej. Najpierw pojechałam po Dorotę do Szreniawy, dalej Grajzerówką i przez las dotarłyśmy do Puszczykowa. Koło lodziarni czekali na nas Marta i Paweł. Z Puszczykowa jechaliśmy żółtym szlakiem. Wiedziałam, że taki istnieje, ale nie jechałam nim nigdy, a jest bardzo przyjemny. Wyjechaliśmy na Grajzerówkę koło parkingu przy Jarosławcu. Pojechaliśmy dalej do Jezior, zjechaliśmy do j. Góreckiego i w etatowym już miejscu zrobiliśmy przerwę.

Etatowe miejsce :)

Przerwa :)

Ruszyliśmy dalej i odcinkiem pierścienia dotarliśmy do Górki.

Lotkiewicz :)

Dojeżdżamy do Górki :)

W Łodzi zjechaliśmy ze szlaku i pojechaliśmy do Trzebawia, gdzie zrobiliśmy przerwę przed domem Marty cioci, którą poszła na chwilę odwiedzić.

Wyjazd z Trzebawia

Dalej pojechaliśmy w stronę Stęszewa i skierowaliśmy się na Wypalanki.

Przed Wypalankami

Marta

W Chomęcicach się rozdzieliliśmy, Marta z Gumisiem pojechali do Głuchowa, a ja z Lotką w swoją stronę.

Dzięki za wspólną wycieczkę! :)

Dziewicza Góra

Niedziela, 3 maja 2015
km:93.50km teren:0.00
czas:km/h:
Kategoria 3. 50-100km, z Michałem, ze zdjęciami

Trzeci dzień majowego weekendu postanowiliśmy wykorzystać na wycieczkę w rejony Michała. Zwykle to on przyjeżdżał do mnie i tutaj jeździliśmy, więc pora to zmienić. Trochę czasu minęło zanim się ogarnęłam i wyjechałam z domu, później jeszcze wykolejony tramwaj w Poznaniu, ale w końcu dotarłam. Zostawiliśmy mój rower w piwnicy i poszliśmy wypić kawkę, jego rodziców nie było, też pojechali na rowery. :)
Wyjechaliśmy po posileniu się. Nie będę dokładnie opisywać trasy, bo to nie ja byłam przewodnikiem.
Pamiętam, że na początku pojechaliśmy w stronę cmentarza na Miłostowie - jest naprawdę ogromny. Później wyjechaliśmy w las i trochę się pogubiliśmy, ścieżka się skończyła i trzeba było się cofać. Przecięliśmy ul. Bałtycką i zjechaliśmy kawałek z trasy bo Michał chciał mi pokazać strzelnicę, gdzie w dzieciństwie przychodził z tatą zbierać łuski. :)

Początek trasy

Jechało się bardzo przyjemnie przez las, zrobiło się na tyle ciepło, że musiałam zdjąć jedną warstwę spod spodu. Czekał nas przejazd pod torami kolejowymi, trzeba było się schylić, ale gorsze były kamienie, na których opony się ześlizgiwały. 

Ciężko było przejechać

Lekko otarłam sobie rękę, ale tylko naskórek, więc jechaliśmy dalej. Niestety po kilku kilometrach musieliśmy przejechać koło pola rzepaku - żółtego śmierdziela :P Na szczęście nie było upału i powiewało trochę, więc nie było czuć tak mocno.

Śmierdziel daje o sobie znać

Jadąc przez ładne okolice (pomijając rzepak) dotarliśmy do Kicina i zrobiliśmy moment przerwy przy drewnianym kościele.

Kościół w Kicinie

Kawałek wjechaliśmy w las, Michał nastraszył mnie okropnym podjazdem, który wcale nie był taki zły :P W jednym tylko momencie podprowadziłam kilka metrów, bo nie dałam rady na korzeniach. Myślę, że następnym razem, kiedy już znam drogę, pójdzie mi lepiej. :)

Podjazd zbyt ciężki

Na samej górze przerwa i odpoczynek. Nie wchodziliśmy na wieżę, nie było gdzie zostawić rowerów, dlatego postanowiliśmy, że zrobimy to innym razem.

Dziewicza Góra

Na Dziewiczej Górze nie było gdzie usiąść, więc zjechaliśmy na dół i jechaliśmy dalej. Po kilku kilometrach zrobiliśmy dłuższą przerwę na ławeczkach w lesie. Zjedliśmy całą czekoladę i bawiliśmy się aparatami. Jednym z efektów jest to zdjęcie:

Piękni i młodzi

Mimo, że mamy odciski kasków na czołach to i tak uważam, że jest bardzo ładne. :)

Kościół w Wierzenicy

W końcu pojechaliśmy dalej, w Wierzenicy podjechaliśmy do kościoła i do Dworku Cieszkowskich, ale ruszaliśmy do domu, bo robiło się późno, a żołądki domagały się obiadu. :D

Powrót do domu

Koło Nowego ZOO

Jechaliśmy koło jeziora Swarzędzkiego, okolice Antoninka, później wzdłuż Nowego ZOO, aż dotarliśmy do końcowej stacji Maltanki i zaczęłam znów rozpoznawać miejsca, przez które jechaliśmy.

Obiad po takiej wycieczce smakował wyśmienicie. :)

Wieczorem znów wsiedliśmy na rowery i Michał odprowadził mnie do Komornik. Przy Lidlu chwila rozmowy i każde z nas odjechało w swoją stronę. 

Dziękuję za wycieczkę :*

Z Lotką i Michałem

Sobota, 2 maja 2015
km:22.34km teren:0.00
czas:01:14km/h:18.11
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami
Na weekend byliśmy umówieni na grę w Monopol i nie tylko. Początkowo mieliśmy grać u Michała, później u Lotki, wypadło na koniec, że jednak u mnie. :)
Przed graniem wybraliśmy się na krótki rower. Michał przyjechał do mnie, później przyjechała po nas Lotka i ruszyliśmy w kierunku Wypalanek. Michał chciał pojechać do powojennych grobów w lesie:

Mogiły w lesie

Obok grobów prowadzi zielony szlak, który przy DK5 jest przerwany, po obu stronach drogi jest płot i brama, ale zamknięta. Jeśli jednak bardzo się chce to przejechać można tuż obok przejściem dla zwierząt:

Przejście dla zwierząt

Już kiedyś tam byłyśmy z Lotką, ale od drugiej strony. Szlakiem dotarliśmy do Stęszewa, dwa razy po drodze zastanawiając się gdzie jechać, bo oznaczenia były niekompletne.

Zabawy z aparatem

Zrobiliśmy koło Żabki przerwę na lody i podjęliśmy decyzję, że wracamy główną drogą bo tak będzie najszybciej:

W drodze do Szreniawy DK5

W Szreniawie Lotka skręciła do domu, a my pojechaliśmy do Chomęcic.

Po Michała do Plewisk

Piątek, 1 maja 2015
km:17.69km teren:0.00
czas:00:55km/h:19.30
Kategoria 1. 1-30km, z Michałem, ze zdjęciami
Dostaliśmy z Michałem zaproszenie na grilla do Głuchowa, więc miał przyjechać do mnie rowerem, żebyśmy mogli razem pojechać samochodem ode mnie. Pogoda była tak wspaniała, że postanowiłam wyjechać po niego. Ruszyłam z domu, po drodze zadzwoniłam, żeby zapytać, którą droga jedzie. Przez Rosnowo i Komorniki dotarłam do Plewisk, tam się spotkaliśmy.
W drugą stronę niestety trochę pod wiatr. Zaproponowałam, żeby nie wracać tak jak przyjechałam, tylko polami i Michał się zgodził. W połowie drogi do Głuchowa zatrzymaliśmy się na chwilę koło rzeczki, żeby zrobić zdjęcia:

Wirynka między Plewiskami, a Głuchowem

A oto ja nad Wirynką

Ruszyliśmy dalej, przejazd przez Głuchowo i polnymi drogami dotarliśmy do Chomęcic.
Weekend majowy, który miał być deszczowy, rozpoczęty krótką bo krótką, ale słoneczną wycieczką. :)

Z mamą

Niedziela, 26 kwietnia 2015
km:24.85km teren:0.00
czas:01:35km/h:15.69
Kategoria 1. 1-30km, WPN, ze zdjęciami
Po wcześniejszej samotnej przejażdżce przyszedł czas na wycieczkę z mamą. Zjadłam obiad i ruszyłyśmy w stronę Konarzewa, żeby na cmentarzu podlać kwiatki. Spotkałyśmy wuja i ciocię z dwuletnim kuzynem, który dzielnie pomagał nam nosić wodę. :) W końcu ruszyłyśmy w drogę powrotną. Skręciłyśmy koło parku i pojechałyśmy przez Glinki na Wypalanki. Mama chciała pojechać na plażę zobaczyć jak teraz to wszystko wygląda. Po drodze spotkałyśmy parę łabędzi, oto fotka:

Jezioro Chomęcickie

A to mamusia i jej kobza:

Mama i kobza

Mama miała chęć jechać dalej więc pojechałyśmy do Rosnówka przez las i dalej do jeziora Jarosławieckiego:

Jezioro Jarosławieckie

Na plaży dłuższa przerwa, wiatr się uspokoił i zrobiło się przyjemnie ciepło. Powrót przez Rosnówko i polną drogą do Chomęcic.
Na prawdę fajnie było pojechać z mamą! :)