Wpisy archiwalne w kategorii
ze zdjęciami
Dystans całkowity: | 8303.70 km (w terenie 300.00 km; 3.61%) |
Czas w ruchu: | 492:33 |
Średnia prędkość: | 16.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Liczba aktywności: | 191 |
Średnio na aktywność: | 43.47 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
Świnoujście - Hel - dzień 3
Środa, 13 sierpnia 2014
Kategoria Świnoujście - Hel 2014, 3. 50-100km, z Gumisiem, ze zdjęciami, z sakwami
km: | 72.33 | km teren: | 0.00 |
czas: | 04:57 | km/h: | 14.61 |
Dzień trzeci przywitał nas słońcem i piękną pogodą. Dobrze było obudzić się w łóżku.
Gdy już się ogarnęliśmy chcieliśmy się pożegnać z gospodarzami, ale nigdzie ich nie było, więc wyruszyliśmy dalej. Po drodze jadąc przez Kołobrzeg spotkaliśmy sakwiarza, który robił nam zdjęcie wczoraj. Zrobiliśmy zakupy i udaliśmy się na plażę na śniadanko. Pomimo dość wczesnej pory plażowiczów było już sporo. Po śniadaniu trzeba było jechać dalej, ale najpierw musieliśmy odbyć poważną rozmowę dotyczącą naszych planów na najbliższe kilka dni. Szczerze mówiąc wtedy przez chwilę myślałam, że Hel pozostanie niespełnionym marzeniem. W końcu wyruszyliśmy i było już lepiej. :)
Widoki wkoło nas jak zwykle piękne, ścieżka rowerowa wzdłuż morza cudowna. A gdy nie jechaliśmy blisko morza to towarzyszyły nam lasy. Humory się poprawiły i jechało się świetnie. W Gąskach zrobiliśmy przerwę koło sklepu, zjedliśmy jakże zdrowe batoniki, czipsy i lody. :P Gumiś zrobił dobry uczynek i dopompował kółko od wózka parze z dzieckiem.
Gdy dojechaliśmy do Mielna, wstąpiliśmy do Polo marketu na zakupy. Marta z Pawłem poszaleli więc dalej jechałam obładowana napojami, a Marta siatkami z jedzeniem, jak czołgi :P
Przejechaliśmy przez Mielno i w Unieściu zjechaliśmy na plażę. Wykąpaliśmy się szybko i od razu się ubrałyśmy, bo było chłodno.
Wyjście z plaży zawsze było najgorsze, zawsze po piachu i pod górę.
Zaraz obok plaży weszliśmy do smażalni i wędzarni ryb na wędzone dorsze. Muszę przyznać, że były pyszne.
Po obiedzie, pojechaliśmy na gofra, Gumiś z Martą zjedli na pół, a ja wzięłam małego loda, bo więcej bym nie dała rady zjeść. Po chwili przerwy tuż obok zrobiliśmy sobie przerwę przy pomniku ku czci tych, którzy nie wrócili z morza.
I oczywiście zdjęcie:
Ruszyliśmy dalej, początkowo było chłodno, ale szybko się rozgrzaliśmy, wyszło znów słońce. Po dojechaniu do Łazów, musieliśmy podjąć decyzję o objechaniu jeziora Bukowo, bo nie było pewności, że przejedziemy od strony morza. Przejechaliśmy kilka miejscowości, kupiliśmy po piwku dla każdego na wieczór i jadąc dalej rozglądaliśmy się powoli za dobrym miejscem na nocleg. Niestety nic nie wydawało się odpowiednie. W końcu tuż przed Bukowem Morskim rozbiliśmy się na wąskim pasie trawy pomiędzy dwoma polami. Na jednym z nich trwały żniwa, rolnicy jeździli koło nas kilka razy, ale nas nie wygonili, więc byliśmy spokojni.
Gdy zrobiło się ciemno, zjedliśmy kolację, ugotowaliśmy zupki i rozmawialiśmy siedząc przy piwku.
Spokój nie trwał jednak zbyt długo, Marta usłyszała "zwierzynę" w krzakach, ale było jeszcze gorzej. Okazało się, że domniemany zwierz to w rzeczywistości myśliwy, który w bardzo nieprzyjemny sposób wygonił nas z tego miejsca grożąc policją. Nie chcąc się z nim kłócić zrobiliśmy najbardziej szaloną rzecz: spakowaliśmy się, złożyliśmy namioty i o 23 po ciemku jechaliśmy dalej szukać miejsca. Wtedy to słowem kluczowym tej wyprawy zostało słowo "PRZYGODA". Sytuacja była tak tragiczna, że aż zabawna. :D
Rozbiliśmy się nieopodal drogi pod lasem, tym razem w jednym namiocie i szybko zasnęliśmy.
Cóż, niewątpliwie był to był szalony dzień, a już na pewno jego zakończenie.
Gdy już się ogarnęliśmy chcieliśmy się pożegnać z gospodarzami, ale nigdzie ich nie było, więc wyruszyliśmy dalej. Po drodze jadąc przez Kołobrzeg spotkaliśmy sakwiarza, który robił nam zdjęcie wczoraj. Zrobiliśmy zakupy i udaliśmy się na plażę na śniadanko. Pomimo dość wczesnej pory plażowiczów było już sporo. Po śniadaniu trzeba było jechać dalej, ale najpierw musieliśmy odbyć poważną rozmowę dotyczącą naszych planów na najbliższe kilka dni. Szczerze mówiąc wtedy przez chwilę myślałam, że Hel pozostanie niespełnionym marzeniem. W końcu wyruszyliśmy i było już lepiej. :)
Widoki wkoło nas jak zwykle piękne, ścieżka rowerowa wzdłuż morza cudowna. A gdy nie jechaliśmy blisko morza to towarzyszyły nam lasy. Humory się poprawiły i jechało się świetnie. W Gąskach zrobiliśmy przerwę koło sklepu, zjedliśmy jakże zdrowe batoniki, czipsy i lody. :P Gumiś zrobił dobry uczynek i dopompował kółko od wózka parze z dzieckiem.
Gdy dojechaliśmy do Mielna, wstąpiliśmy do Polo marketu na zakupy. Marta z Pawłem poszaleli więc dalej jechałam obładowana napojami, a Marta siatkami z jedzeniem, jak czołgi :P
Przejechaliśmy przez Mielno i w Unieściu zjechaliśmy na plażę. Wykąpaliśmy się szybko i od razu się ubrałyśmy, bo było chłodno.
Wyjście z plaży zawsze było najgorsze, zawsze po piachu i pod górę.
Zaraz obok plaży weszliśmy do smażalni i wędzarni ryb na wędzone dorsze. Muszę przyznać, że były pyszne.
Po obiedzie, pojechaliśmy na gofra, Gumiś z Martą zjedli na pół, a ja wzięłam małego loda, bo więcej bym nie dała rady zjeść. Po chwili przerwy tuż obok zrobiliśmy sobie przerwę przy pomniku ku czci tych, którzy nie wrócili z morza.
I oczywiście zdjęcie:
Ruszyliśmy dalej, początkowo było chłodno, ale szybko się rozgrzaliśmy, wyszło znów słońce. Po dojechaniu do Łazów, musieliśmy podjąć decyzję o objechaniu jeziora Bukowo, bo nie było pewności, że przejedziemy od strony morza. Przejechaliśmy kilka miejscowości, kupiliśmy po piwku dla każdego na wieczór i jadąc dalej rozglądaliśmy się powoli za dobrym miejscem na nocleg. Niestety nic nie wydawało się odpowiednie. W końcu tuż przed Bukowem Morskim rozbiliśmy się na wąskim pasie trawy pomiędzy dwoma polami. Na jednym z nich trwały żniwa, rolnicy jeździli koło nas kilka razy, ale nas nie wygonili, więc byliśmy spokojni.
Gdy zrobiło się ciemno, zjedliśmy kolację, ugotowaliśmy zupki i rozmawialiśmy siedząc przy piwku.
Spokój nie trwał jednak zbyt długo, Marta usłyszała "zwierzynę" w krzakach, ale było jeszcze gorzej. Okazało się, że domniemany zwierz to w rzeczywistości myśliwy, który w bardzo nieprzyjemny sposób wygonił nas z tego miejsca grożąc policją. Nie chcąc się z nim kłócić zrobiliśmy najbardziej szaloną rzecz: spakowaliśmy się, złożyliśmy namioty i o 23 po ciemku jechaliśmy dalej szukać miejsca. Wtedy to słowem kluczowym tej wyprawy zostało słowo "PRZYGODA". Sytuacja była tak tragiczna, że aż zabawna. :D
Rozbiliśmy się nieopodal drogi pod lasem, tym razem w jednym namiocie i szybko zasnęliśmy.
Cóż, niewątpliwie był to był szalony dzień, a już na pewno jego zakończenie.
Świnoujście - Hel - dzień 2
Wtorek, 12 sierpnia 2014
Kategoria Świnoujście - Hel 2014, 3. 50-100km, z Gumisiem, ze zdjęciami, z sakwami
km: | 86.15 | km teren: | 0.00 |
czas: | 05:27 | km/h: | 15.81 |
Pierwsza nocka minęła nam spokojnie. Obudziłam się wypoczęta i wyspana, troszkę było chłodno, ale dzięki ciepłym ubraniom nie zmarzłam. Widok "za oknem" był bardzo przyjemny. A tak prezentowały się nasze namioty:
A tak rowerki:
Poranne ogarnięcie się zajęło nam trochę czasu. Wszystkie rzeczy wyleciały na stół i posegregowane z powrotem do sakw. Zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy herbatę/zupkę i wzięliśmy się za składanie namiotów, które przez ten czas zdążyły przeschnąć. Były mokre od rosy.
W końcu wyruszyliśmy w drogę. Po drodze minęliśmy pola golfowe, na które pewnie nie zwróciłabym uwagi gdyby Paweł o nich nie wspomniał. :P Jechaliśmy główną drogą, głównie przez las. Przejechaliśmy Międzywodzie, a w Dziwnowie zrobiliśmy przerwę na jedzonko. Później przez Dziwnówek, Pobierowo, dotarliśmy do Trzęsacza. Wcześniej ruiny kościoła oglądałam tylko na zdjęciu, więc fajnie było je zobaczyć. Wszystko jest ładnie zabezpieczone, więc jest szansa, że kiedyś zobaczą je moje dzieci. :P
Gumiś poprosił o zrobienie nam zdjęcia rowerzystę, też z sakwami, którego później spotkaliśmy jeszcze nie raz.
Z Trzęsacz ruszyliśmy ścieżką wzdłuż plaży, którą jechało się wyśmienicie.
Prawda, że przyjemnie to wygląda:
Przez Rewal dotarliśmy do Niechorza, a tam już zaczęły nas gonić chmury, niezbyt miłe.
Chmury i deszcz dogoniły nas w Pogorzelicy. Wstąpiliśmy do małej knajpki, aby przeczekać ulewę i skusiliśmy się na gofry, tylko z bitą śmietaną, bo były drogie, ale niesmaczne. Wraz z nadejściem deszczu zrobiło się chłodno, ale po deszczu zwykle wychodzi słońce. Tak było i tym razem:
W Mrzeżynie postanowiliśmy pojechać na plażę i się wykąpać. Pogoda była już cudowna.
Woda niestety była zimna, ale co tam. Tym razem udało nam się nie zmoczyć włosów i całe szczęście, bo po chwili na plaży znów zaczęły nas gonić chmury:
Ubieraliśmy się w pośpiechu, żeby zdążyć gdzieś się schować. W planach był kebab na obiadokolację, ale w końcu wyszło na pizzę. a to dlatego, że mieli tam najlepsze parasole, które jak nam się wydawało, ochronią nas przed deszczem. Ulewa była przeogromna, rzadko się takie widuje, ale przeżywa się je bardziej jak nie ma się gdzie schować. W pewnym momencie trzeba było uciekać pod daszek, ale miejsca było mało, a chętnych do schowania się dużo. :P
Gumiś wykorzystał to, że stoimy przy kasie i zamówił sobie jeszcze kebaba. :) Gdy przestało lać mogliśmy ruszać, najgorzej założyć na głowę mokry kask - bardzo nieprzyjemne uczucie :P Po tym deszczu zrobiło się już na prawdę zimno. Naszym celem był Kołobrzeg, gdzie mieliśmy zapewniony kawałek ogródka na rozbicie namiotu. Modliliśmy się, żeby nie spotkała nas kolejna ulewa, bo przeczekanie jej oznaczałoby, że nie damy dojechać do celu.
Po dojechaniu do Grzybowa oglądaliśmy zachód słońca na plaży.
Jeszcze w Grzybowie spotkaliśmy się z Bartkiem, Kubą i Zosią u której mieliśmy spać. A później ruszyliśmy do Kołobrzegu, który był już całkiem blisko, ale robiło się ciemno.
Gdy dojechaliśmy pod wskazany adres, bardzo gościnni ludzie zaprosili nas do środka i zaproponowali nam nocleg w domu. Z początku się opieraliśmy, nie chcąc robić kłopotu, ale zgodziliśmy się. Ja po chwili spędzonej w ciepłym domu nie miałam już ochoty wychodzić na zimny dwór i rozbijać namiotu w mokrym ogrodzie. Wróciliśmy tylko na dwór pozapinać rowery i zabrać sakwy.
Podsumowując dzień: trochę wymarzłam na koniec, ale całe szczęście nie zmokliśmy, choć były dwie poważne szanse. :P
Zasnęłam bardzo szybko. :)
Świnoujście - Hel - dzień 1
Poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Kategoria Świnoujście - Hel 2014, 3. 50-100km, z Gumisiem, ze zdjęciami, z sakwami
km: | 66.81 | km teren: | 0.00 |
czas: | 04:36 | km/h: | 14.52 |
Do Gumisia przyjechałam dzień wcześniej wieczorem, żebyśmy wszyscy razem rano wyjechali z Głuchowa na PKP. Pobudka przed 5, szybkie ogarnięcie się, wypicie ciepłej herbaty, zapakowanie sakw na rower i można ruszać. Jeszcze tylko zdjęcie przed wyjazdem i pojechaliśmy.
Wyjechaliśmy w stronę Komornik i dalej już cały czas prosto ulicą Głogowską.
Na dworzec dotarliśmy w porę, ale nie na tyle, żeby wcześniej kupić bilety, dlatego od razu pojechaliśmy na dworzec letni. Na szczęście nie mieliśmy problemów z wejściem do pociągu z rowerami, bo był przedział na "duże bagaże". Na początku było 7 rowerów, potem przybywało i w kulminacyjnym momencie było chyba 11. :P
Podróż ciągnęła się w nieskończoność, zaczęło nam odbijać i marzyliśmy o tym, żeby w końcu wsiąść na rower.
Kiedy już wysiedliśmy z pociągu w Świnoujściu, postanowiliśmy przepłynąć promem na drugą stronę i objechać trochę wyspę Uznam.
Dojechaliśmy najpierw do granicy, a potem jeszcze do Transgranicznej Promenady. Wszędzie było mnóstwo rowerzystów, musiałam się przyzwyczaić do tego widoku. :)
Po objechaniu wyspy powrót promem na drugą stronę i wyjechaliśmy w stronę Międzyzdrojów. Jechało się bardzo dobrze, świeciło słońce i było ciepło. W Międzyzdrojach długo krążyliśmy szukając Alei Gwiazd, stanęliśmy przy mapce koło dworca, ale akurat tam kręcono film. Zostaliśmy poproszeni o zagranie małego epizodu, a właściwie przejechaniu bo "tak fajnie wyglądamy na tych rowerach". Tak zostaliśmy gwiazdami filmu i mogliśmy już spokojnie pojechać na Aleję Gwiazd:
:)
Później każdy miał zrobione foto za wodą :)
No i oczywiście pojechaliśmy na plażę wykąpać się w morzu. Gumiś stwierdził, że niezależnie od pogody będzie się kąpał w morzu każdego dnia. Ja z Martą nie miałyśmy tyle entuzjazmu. Miałyśmy nie moczyć włosów, żeby nie było potem zimno, ale nie udało się.
Przy wyjściu z plaży wspólne zdjęcie:
W końcu wyjechaliśmy z Międzyzdrojów główną drogą. Po drodze wstąpiliśmy na klif Gosań, rowery trzeba było podprowadzać pod mega wielką górę, po mega okropnych, stromych niby-schodach. Chciałam w tym momencie zamordować Gumisia za ten pomysł, ale nawet na to nie miałam siły.
Gumiś nie byłby sobą gdyby nie pstryknął fotki. :P
Ale widok na górze zrekompensował wszystkie wysiłki :) Słońce było już nisko i było przepięknie.
Po zejściu i dalej zjechaniu na dół ruszyliśmy dalej, bo chcieliśmy dojechać do miejscowości Wisełka i za nią szukać noclegu.
Znaleźliśmy przydrożny parking koło jeziora Zatorek i tam postanowiliśmy się rozbić. Kolację zjedliśmy przy stole :P Ugotowaliśmy sobie makaron z zupkami.
Po kolacji wskoczyliśmy do namiotów, żeby się wyspać i mieć siły na kolejny dzień. :)
Zdjęcia w opisie w większości pochodzą z aparatu Pawła i dziękuję mu za ich udostępnienie. :)
Wyjechaliśmy w stronę Komornik i dalej już cały czas prosto ulicą Głogowską.
Na dworzec dotarliśmy w porę, ale nie na tyle, żeby wcześniej kupić bilety, dlatego od razu pojechaliśmy na dworzec letni. Na szczęście nie mieliśmy problemów z wejściem do pociągu z rowerami, bo był przedział na "duże bagaże". Na początku było 7 rowerów, potem przybywało i w kulminacyjnym momencie było chyba 11. :P
Podróż ciągnęła się w nieskończoność, zaczęło nam odbijać i marzyliśmy o tym, żeby w końcu wsiąść na rower.
Kiedy już wysiedliśmy z pociągu w Świnoujściu, postanowiliśmy przepłynąć promem na drugą stronę i objechać trochę wyspę Uznam.
Dojechaliśmy najpierw do granicy, a potem jeszcze do Transgranicznej Promenady. Wszędzie było mnóstwo rowerzystów, musiałam się przyzwyczaić do tego widoku. :)
Po objechaniu wyspy powrót promem na drugą stronę i wyjechaliśmy w stronę Międzyzdrojów. Jechało się bardzo dobrze, świeciło słońce i było ciepło. W Międzyzdrojach długo krążyliśmy szukając Alei Gwiazd, stanęliśmy przy mapce koło dworca, ale akurat tam kręcono film. Zostaliśmy poproszeni o zagranie małego epizodu, a właściwie przejechaniu bo "tak fajnie wyglądamy na tych rowerach". Tak zostaliśmy gwiazdami filmu i mogliśmy już spokojnie pojechać na Aleję Gwiazd:
:)
Później każdy miał zrobione foto za wodą :)
No i oczywiście pojechaliśmy na plażę wykąpać się w morzu. Gumiś stwierdził, że niezależnie od pogody będzie się kąpał w morzu każdego dnia. Ja z Martą nie miałyśmy tyle entuzjazmu. Miałyśmy nie moczyć włosów, żeby nie było potem zimno, ale nie udało się.
Przy wyjściu z plaży wspólne zdjęcie:
W końcu wyjechaliśmy z Międzyzdrojów główną drogą. Po drodze wstąpiliśmy na klif Gosań, rowery trzeba było podprowadzać pod mega wielką górę, po mega okropnych, stromych niby-schodach. Chciałam w tym momencie zamordować Gumisia za ten pomysł, ale nawet na to nie miałam siły.
Gumiś nie byłby sobą gdyby nie pstryknął fotki. :P
Ale widok na górze zrekompensował wszystkie wysiłki :) Słońce było już nisko i było przepięknie.
Po zejściu i dalej zjechaniu na dół ruszyliśmy dalej, bo chcieliśmy dojechać do miejscowości Wisełka i za nią szukać noclegu.
Znaleźliśmy przydrożny parking koło jeziora Zatorek i tam postanowiliśmy się rozbić. Kolację zjedliśmy przy stole :P Ugotowaliśmy sobie makaron z zupkami.
Po kolacji wskoczyliśmy do namiotów, żeby się wyspać i mieć siły na kolejny dzień. :)
Zdjęcia w opisie w większości pochodzą z aparatu Pawła i dziękuję mu za ich udostępnienie. :)
Przyjemny wieczór
Piątek, 1 sierpnia 2014
Kategoria z Lotką, 2. 30-50km, WPN, ze zdjęciami
km: | 31.09 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:46 | km/h: | 17.60 |
Zgadałyśmy się z Lotką, że przyjedzie do nas i moja siostra podetnie jej grzywkę, a później pojedziemy na rower. Tak też zrobiłyśmy. Jeszcze pijąc kawę u mnie Lotka coś wspomniała o jeziorze Luk koło Rosnówka,a raczej małym jeziorku. Kiedyś tam jechałam, więc zaproponowałam, że możemy tam pojechać. Ruszyłyśmy w kierunku Walerianowa, gdzie zjechałyśmy w polną drogę, było dużo traw ale dało się jechać, no i jeszcze było cały czas delikatnie z górki. :)
Rozglądałam się czy uda się zobaczyć jezioro Szreniawskie, ale udało się dojrzeć tylko tęczę:
I ruszyłyśmy dalej w las:
Po przejechaniu drogi pełnej szyszek i korzeni, a co gorsze obrośniętej pokrzywami dojechałyśmy do jeziorka:
Po chwili przerwy ruszyłyśmy dalej. Z Rosnówka koło Jarochy do Grajzerówki i szukałyśmy zjazdu na tą fajną drogę przez las do Puszczykowa. Udało się bez problemu, wyjechałyśmy w Puszczykowie, tam zjazd z górki. Lotka została w tyle, mimo że nie pedałowałam, ona na koniec musiała, żeby mnie dogonić. W Puszczykowie przejechałyśmy przez lasek i nie wiedziałyśmy gdzie dokładnie jesteśmy, ale kierunek był znany i bez problemu dojechałyśmy do lodziarni. Było już grubo po 20, ale na szczęście było jeszcze otwarte. Wygrzebałam drobiazgi, Lotka mi dołożyła i obie zjadłyśmy pyszne lody. Zaczęło lekko kropić, więc trzeba było się zwijać. :)
Zapomniałam zrobić zdjęcia, więc przy odjeździe robię fotkę słynnego lwa:
Postanawiamy wracać Grajzerówką, w Jeziorach zachwycamy się zachodem słońca i chmurami, żałując że aparaty w telefonach takie słabe, ale cóż, wszystkiego mieć nie można :) Trzeba jeździć i samemu podziwiać. :)
W Szreniawie pogawędka z Lotką, prezentacja jej kamizelek odblaskowych i znów po ciemku wracam do domu. :)
Rozglądałam się czy uda się zobaczyć jezioro Szreniawskie, ale udało się dojrzeć tylko tęczę:
I ruszyłyśmy dalej w las:
Po przejechaniu drogi pełnej szyszek i korzeni, a co gorsze obrośniętej pokrzywami dojechałyśmy do jeziorka:
Po chwili przerwy ruszyłyśmy dalej. Z Rosnówka koło Jarochy do Grajzerówki i szukałyśmy zjazdu na tą fajną drogę przez las do Puszczykowa. Udało się bez problemu, wyjechałyśmy w Puszczykowie, tam zjazd z górki. Lotka została w tyle, mimo że nie pedałowałam, ona na koniec musiała, żeby mnie dogonić. W Puszczykowie przejechałyśmy przez lasek i nie wiedziałyśmy gdzie dokładnie jesteśmy, ale kierunek był znany i bez problemu dojechałyśmy do lodziarni. Było już grubo po 20, ale na szczęście było jeszcze otwarte. Wygrzebałam drobiazgi, Lotka mi dołożyła i obie zjadłyśmy pyszne lody. Zaczęło lekko kropić, więc trzeba było się zwijać. :)
Zapomniałam zrobić zdjęcia, więc przy odjeździe robię fotkę słynnego lwa:
Postanawiamy wracać Grajzerówką, w Jeziorach zachwycamy się zachodem słońca i chmurami, żałując że aparaty w telefonach takie słabe, ale cóż, wszystkiego mieć nie można :) Trzeba jeździć i samemu podziwiać. :)
W Szreniawie pogawędka z Lotką, prezentacja jej kamizelek odblaskowych i znów po ciemku wracam do domu. :)
WPN i Puszczykowo
Wtorek, 29 lipca 2014
Kategoria 3. 50-100km, WPN, z Gumisiem, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 53.49 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:03 | km/h: | 17.54 |
Tego dnia umówiłam się z Gumisiem na rower jak tylko uporam się z zaległościami na blogu. On też stwierdził, że opisze chociaż Warszawę i pojedziemy. Wyszło na to że po obiedzie wyruszyliśmy w stronę WPN-u z głównym celem w Puszczykowie, którym był sklep rowerowy. Ruszyliśmy w stronę Szreniawy i dalej Grajzerówką do j. Jarosławieckiego, tam okrążenie wokół jeziora, jechałam tam w zeszłym roku i teraz żałowałam, że tak długo mnie tam nie było, mimo że kilka razy trzeba było przenosić rowery nad leżącymi drzewami. Potem ruszyliśmy znów Grajzerówką do Jezior i zjechaliśmy do jeziora Góreckiego. Tam zrobiliśmy chwilę przerwy, żeby zgadać się z Lotką, która miała do nas dojechać.
Gumiś stęsknił się za tym miejscem i był zachwycony, że znów tu wrócił:
I ja zgadzam się z tym, że tu jest cudownie, chociaż zdjęcie wcale tego nie oddaje:
Po ustaleniu z Lotką, że mamy jechać do Puszczykowa, a ona dojedzie do nas, ruszyliśmy przed siebie. Najpierw w kierunku Kociołka i dalej podjazd na Osową Górę. Później Gumiś uparł się, że pokaże mi trasę downhillową i choć jechaliśmy najłatwiejszą trasą, to i tak nie umiałam zjechać z tych górek. :P
Zjechaliśmy gdzieś w Mosinie i już prosto do Puszczykowa. Wstąpiliśmy na chwilę na słynne lody. :)
Po dojechaniu do sklepu Gumiś poszedł do sklepu, a ja czekałam przed, co wcale mi nie przeszkadzało, bo przed sklepem był rozłożony namiot i leżaczki:
Poczekaliśmy jeszcze trochę, ja poszłam do biedronki i akurat przyjechała Lotka. Gumiś szybko dopompował jej koło i musieliśmy ruszać szybko w stronę domu, bo z przeciwnego kierunku szły chmury i grzmiało dość mocno. Gumiś prowadził, z różnym skutkiem. :P W końcu obraliśmy dobry kierunek, jechaliśmy po bezdrożach i lasach. Lotka narzekała na takie trasy i tempo, a Gumiś jej cisnął, że nie daje rady przez fajki. Zabawne było to ich przekomarzanie :D
Jechało się przyjemnie, tylko pod koniec już trochę czułam kolana na podjazdach. Przed Szreniawą przecięliśmy Grajzerówkę i jechaliśmy koło wieży widokowej. Wyjechaliśmy blisko domu Lotki, więc stanęliśmy pod blokiem, a ona poszła na chwilę po wodę. Gumiś oczywiście gdzieś dzwonił, więc ja też skorzystałam z okazji i zadzwoniłam do Miłosza bo obiecałam mu zabrać go na rower.
W Rosnówku:
Po powrocie Lotki ruszyliśmy przez Rosnówko do Chomęcic, żeby zgarnąć Miłosza. Był już u mnie, ale chyba zwątpił, czy może z nami jechać. Robiło się już późno, więc kazałam mu założyć kamizelkę, wypiliśmy po szklance zimnego kompociku i ruszyliśmy odprowadzić Gumisia do Głuchowa. Po drodze Paweł z Miłoszem się ścigali, co dawało młodemu niemałą frajdę. :)
Od Gumisia pojechaliśmy polną drogą do Konarzewa i powrót już asfaltem do Chomęcic. Odstawiłyśmy Miłosza do domu, akurat ciocia była na dworze, więc chwilę pogadałyśmy i pojechałyśmy dalej. Odprowadziłam Lotkę do Walerianowa i szybciutko śmignęłam z powrotem domu.
Dzięki wszystkim za wycieczkę. :)
Gumiś stęsknił się za tym miejscem i był zachwycony, że znów tu wrócił:
I ja zgadzam się z tym, że tu jest cudownie, chociaż zdjęcie wcale tego nie oddaje:
Po ustaleniu z Lotką, że mamy jechać do Puszczykowa, a ona dojedzie do nas, ruszyliśmy przed siebie. Najpierw w kierunku Kociołka i dalej podjazd na Osową Górę. Później Gumiś uparł się, że pokaże mi trasę downhillową i choć jechaliśmy najłatwiejszą trasą, to i tak nie umiałam zjechać z tych górek. :P
Zjechaliśmy gdzieś w Mosinie i już prosto do Puszczykowa. Wstąpiliśmy na chwilę na słynne lody. :)
Po dojechaniu do sklepu Gumiś poszedł do sklepu, a ja czekałam przed, co wcale mi nie przeszkadzało, bo przed sklepem był rozłożony namiot i leżaczki:
Poczekaliśmy jeszcze trochę, ja poszłam do biedronki i akurat przyjechała Lotka. Gumiś szybko dopompował jej koło i musieliśmy ruszać szybko w stronę domu, bo z przeciwnego kierunku szły chmury i grzmiało dość mocno. Gumiś prowadził, z różnym skutkiem. :P W końcu obraliśmy dobry kierunek, jechaliśmy po bezdrożach i lasach. Lotka narzekała na takie trasy i tempo, a Gumiś jej cisnął, że nie daje rady przez fajki. Zabawne było to ich przekomarzanie :D
Jechało się przyjemnie, tylko pod koniec już trochę czułam kolana na podjazdach. Przed Szreniawą przecięliśmy Grajzerówkę i jechaliśmy koło wieży widokowej. Wyjechaliśmy blisko domu Lotki, więc stanęliśmy pod blokiem, a ona poszła na chwilę po wodę. Gumiś oczywiście gdzieś dzwonił, więc ja też skorzystałam z okazji i zadzwoniłam do Miłosza bo obiecałam mu zabrać go na rower.
W Rosnówku:
Po powrocie Lotki ruszyliśmy przez Rosnówko do Chomęcic, żeby zgarnąć Miłosza. Był już u mnie, ale chyba zwątpił, czy może z nami jechać. Robiło się już późno, więc kazałam mu założyć kamizelkę, wypiliśmy po szklance zimnego kompociku i ruszyliśmy odprowadzić Gumisia do Głuchowa. Po drodze Paweł z Miłoszem się ścigali, co dawało młodemu niemałą frajdę. :)
Od Gumisia pojechaliśmy polną drogą do Konarzewa i powrót już asfaltem do Chomęcic. Odstawiłyśmy Miłosza do domu, akurat ciocia była na dworze, więc chwilę pogadałyśmy i pojechałyśmy dalej. Odprowadziłam Lotkę do Walerianowa i szybciutko śmignęłam z powrotem domu.
Dzięki wszystkim za wycieczkę. :)
Do Lubonia po raz drugi
Poniedziałek, 28 lipca 2014
Kategoria 1. 1-30km, transport, ze zdjęciami
km: | 18.00 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:48 | km/h: | 22.50 |
Tata poprosił mnie, żebym pojechała zawieźć kolejne zwolnienie i jakąś kartkę. Tak więc pojechałam tą samą trasą co ostatnio. Dziś tak nie wiało, więc jechało się lepiej, ale było strasznie gorąco.
Przed Luboniem niespodzianka na drodze:
Jakoś udało się przejechać bokiem. Do firmy dojechałam o 15.01 i było już zamknięte, więc jutro czeka mnie taka sama podróż jeszcze raz xD Nie pozostaje mi nic innego jak spokojnie wrócić do domu... :)
Przed Luboniem niespodzianka na drodze:
Jakoś udało się przejechać bokiem. Do firmy dojechałam o 15.01 i było już zamknięte, więc jutro czeka mnie taka sama podróż jeszcze raz xD Nie pozostaje mi nic innego jak spokojnie wrócić do domu... :)
Oglądamy rower :)
Piątek, 25 lipca 2014
Kategoria 2. 30-50km, z Gumisiem, z Lotką, ze zdjęciami, WPN
km: | 32.64 | km teren: | 4.50 |
czas: | 01:45 | km/h: | 18.65 |
Ostatnio zgadaliśmy się, że Gumiś może sprzedać Lotce rower, więc pojechałyśmy do niego obejrzeć to cudo.
Po południu czekałam na Lotkę, a że byłam uszykowana to wyjechałam po nią do Rosnowa. Wstąpiłyśmy na kawkę do mnie, bo miałyśmy jeszcze trochę czasu do umówionej z Pawłem godziny. :)
Oczywiście standardowo zaczęły się zbierać ciemne chmury, ale pojechałyśmy w końcu. U Gumisia oględziny roweru, przejażdżki i negocjacje.
Lotka się przymierzała do roweru:
Uśmiech był, więc chyba pasuje:
Potem jeszcze pogawędka z Martą, Gumiś pokazywał Lotce rozmiary kół, opony itd. więc po chwili u Gumisia przed domem była cała wystawa rowerów. Mój i Lotki, nowy oglądany, Marty, Gumisia, szosa i nawet rower mamy Pawła z super licznikiem z Biedronki :)
W końcu pojechałyśmy dalej w stronę Gołusek, dalej przez Palędzie i Dopiewiec do Dopiewa, gdzie zrobiłyśmy przerwę przy sklepie. Lotka poszalała i postawiła po batonie :) Później pojechałyśmy przez Konarzewo, Glinki, Wypalanki do Rosnówka. Po chwili namysłu pojechałyśmy przez Walerianowo do Rosnowa gdzie się rozstajemy i w końcu wracamy do domu kiedy nie jest całkiem ciemno :)
Po południu czekałam na Lotkę, a że byłam uszykowana to wyjechałam po nią do Rosnowa. Wstąpiłyśmy na kawkę do mnie, bo miałyśmy jeszcze trochę czasu do umówionej z Pawłem godziny. :)
Oczywiście standardowo zaczęły się zbierać ciemne chmury, ale pojechałyśmy w końcu. U Gumisia oględziny roweru, przejażdżki i negocjacje.
Lotka się przymierzała do roweru:
Uśmiech był, więc chyba pasuje:
Potem jeszcze pogawędka z Martą, Gumiś pokazywał Lotce rozmiary kół, opony itd. więc po chwili u Gumisia przed domem była cała wystawa rowerów. Mój i Lotki, nowy oglądany, Marty, Gumisia, szosa i nawet rower mamy Pawła z super licznikiem z Biedronki :)
W końcu pojechałyśmy dalej w stronę Gołusek, dalej przez Palędzie i Dopiewiec do Dopiewa, gdzie zrobiłyśmy przerwę przy sklepie. Lotka poszalała i postawiła po batonie :) Później pojechałyśmy przez Konarzewo, Glinki, Wypalanki do Rosnówka. Po chwili namysłu pojechałyśmy przez Walerianowo do Rosnowa gdzie się rozstajemy i w końcu wracamy do domu kiedy nie jest całkiem ciemno :)
Deszczowo i niepewnie
Wtorek, 22 lipca 2014
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 25.26 | km teren: | 9.00 |
czas: | 01:26 | km/h: | 17.62 |
Od rana był mega upał, po południu przyjechała do mnie Lotka i miałyśmy ruszyć na rower. Wyjechałyśmy, ale po pół kilometra zawróciłyśmy, bo zaczęło padać, a dokładniej mówiąc lać. Dlatego zrobiłyśmy sobie mały powrót do dzieciństwa i poszłyśmy do namiotu grać w karty :)
Gdy trochę się wypogodziło postanawiamy ruszyć tyłki.
Lotka już wyszła:
A ja jeszcze poleżałam: xD
W końcu wyjechałyśmy. Z Chomęcic polną drogą do Rosnówka, przejechałyśmy przez główną drogę i dalej koło j. Jarosławieckiego i do Jezior, po drodze przerwa na toaletę i prawie zgubiłam telefon. Z Jezior jechałyśmy Grajzerówką do Szreniawy, robiło się ciemno, więc musiałyśmy bardzo uważać. Potem już ze Szreniawy samotnie, szybko do domu. :)
I znów wyszło po ciemku, ostatnio jakoś tylko tak nam wychodzi. :P
Gdy trochę się wypogodziło postanawiamy ruszyć tyłki.
Lotka już wyszła:
A ja jeszcze poleżałam: xD
W końcu wyjechałyśmy. Z Chomęcic polną drogą do Rosnówka, przejechałyśmy przez główną drogę i dalej koło j. Jarosławieckiego i do Jezior, po drodze przerwa na toaletę i prawie zgubiłam telefon. Z Jezior jechałyśmy Grajzerówką do Szreniawy, robiło się ciemno, więc musiałyśmy bardzo uważać. Potem już ze Szreniawy samotnie, szybko do domu. :)
I znów wyszło po ciemku, ostatnio jakoś tylko tak nam wychodzi. :P
Wieczorkiem z Lotką
Niedziela, 20 lipca 2014
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 26.37 | km teren: | 14.50 |
czas: | 01:27 | km/h: | 18.18 |
Upał był dziś niemiłosierny, więc dopiero pod wieczór postanawiamy z Lotką gdzieś pojechać. Jako że ją bolą nogi po rozdawaniu ulotek poprzedniego dnia, to ja przyjeżdżam po nią. Ruszamy tradycyjnie w kierunku Jarosławieckiego, po drodze widzimy zwierzęta podobne do jeleni, ale z większą żuchwą, nie wiemy co to było. Dojeżdżamy do jeziora, jedziemy wzdłuż i dalej do Grajzerówki, koło pałacu w Jeziorach skręcamy w lewo i po chwili zjeżdżamy do j. Góreckiego.
Korzystam z działającego telefonu i robię zdjęcia:
Ruszamy dalej, skręcamy w prawo w pierścień, zaczął się piach więc trzeba się mocno trzymać. Docieramy do Górki gdzie odbijamy na Trzebaw, tu znowu na drodze jest lekka tarka.
Zdjęcie Lotki:
Przejeżdżamy przez Trzebaw i jedziemy do Rosnówka, jest większa tarka i piach, Lotce się nie chce już, ale gdy dostrzega dużego dzika i małe dziczki to dostaje turbo przyspieszenie. :P Dzik zauważając nas od razu ucieka.
Z Rosnówka mkniemy szybko do Szreniawy i wpadamy na szybkiego grilla, którego zrobił Lotki tata.
Do domu wracam już po ciemku, ale ze światłami i jeszcze pożyczyli mi kamizelkę odblaskową. :)
Dzięki za szybką wycieczkę. :)
Chomęcice - Rosnowo - Jarosławiec - Jeziory - Górka - Trzebaw - Rosnówko - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice
Link do Endomondo
Korzystam z działającego telefonu i robię zdjęcia:
Ruszamy dalej, skręcamy w prawo w pierścień, zaczął się piach więc trzeba się mocno trzymać. Docieramy do Górki gdzie odbijamy na Trzebaw, tu znowu na drodze jest lekka tarka.
Zdjęcie Lotki:
Przejeżdżamy przez Trzebaw i jedziemy do Rosnówka, jest większa tarka i piach, Lotce się nie chce już, ale gdy dostrzega dużego dzika i małe dziczki to dostaje turbo przyspieszenie. :P Dzik zauważając nas od razu ucieka.
Z Rosnówka mkniemy szybko do Szreniawy i wpadamy na szybkiego grilla, którego zrobił Lotki tata.
Do domu wracam już po ciemku, ale ze światłami i jeszcze pożyczyli mi kamizelkę odblaskową. :)
Dzięki za szybką wycieczkę. :)
Chomęcice - Rosnowo - Jarosławiec - Jeziory - Górka - Trzebaw - Rosnówko - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice
Link do Endomondo
Po telefon do Auchan
Piątek, 18 lipca 2014
Kategoria transport, ze zdjęciami, 1. 1-30km
km: | 15.90 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:41 | km/h: | 23.26 |
Pod wieczór pojechałam do Auchan odebrać z Plusa mój telefon. Oddałam go tydzień temu na gwarancję, bo siadło oprogramowanie i nie mogłam m.in. robić zdjęć, więc na bloga musiałam brać zdjęcia od siostry, albo Lotki.
Jechałam przez Rosnowo i Komorniki, było już przyjemnie, nie za gorąco. :) Załatwiłam sprawę szybko i wróciłam do domu.
Po drodze zauważyłam, że pękło 1000 km w tym sezonie, więc po powrocie próba telefonu, a właściwie aparatu i oto dokumentacja:
Chomęcice - Rosnowo - Komorniki - Rosnowo - Chomęcice
Jechałam przez Rosnowo i Komorniki, było już przyjemnie, nie za gorąco. :) Załatwiłam sprawę szybko i wróciłam do domu.
Po drodze zauważyłam, że pękło 1000 km w tym sezonie, więc po powrocie próba telefonu, a właściwie aparatu i oto dokumentacja:
Chomęcice - Rosnowo - Komorniki - Rosnowo - Chomęcice