thewheel

rowerOWOblog rowerowy

animalek z miasta Chomęcice k/Poznania
km:12285.43
km teren:439.70
czas:29d 01h 24m
pr. średnia:17.19 km/h
podjazdy:0 m

Moje rowery

Znajomi

Szukaj

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy animalek.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

ze zdjęciami

Dystans całkowity:8303.70 km (w terenie 300.00 km; 3.61%)
Czas w ruchu:492:33
Średnia prędkość:16.48 km/h
Maksymalna prędkość:56.00 km/h
Liczba aktywności:191
Średnio na aktywność:43.47 km i 2h 38m
Więcej statystyk

Z Lotką na Rosnówko

Piątek, 29 sierpnia 2014
km:26.18km teren:0.00
czas:01:20km/h:19.64
Kategoria ze zdjęciami, z Lotką, 1. 1-30km
Chciałyśmy z Lotką pojechać gdzieś na szybko, więc Lotka wpadła po mnie i ruszyłyśmy przed siebie bez większego planu. Pojechałyśmy z Chomęcic do Gołusek, dalej chciałyśmy jechać do Palędzia i wjechać gdzieś w las. W Gołuskach jednak pojechałyśmy prosto i wylądowałyśmy na drodze do Plewisk. Jadąc i rozmawiając przejechałyśmy przez Plewiska i Komorniki. Lotka zaproponowała, że pojedziemy do Rosnówka zobaczyć stary most koło torów, który widać od strony Trzebawia. Chciała jechać przez Rosnowo i Walerianowo, ale namówiłam ją, żeby pojechać do Szreniawy i dalej Grajzerówką. Tak więc pojechałyśmy, ale gdy pokonałyśmy górkę w Szreniawie (dlatego Lotka wolała tamtędy nie jechać) to zaczęło kropić. Chciałyśmy odbić do domu Lotki, bo nic nie miałyśmy przeciwdeszczowego, ale po chwili przestało, więc pojechałyśmy dalej. Przez Jarosławiec dojechałyśmy do Rosnówka, ale okazało się, że nie dojedziemy tam gdzie chciałyśmy. Zrobiłyśmy fotę na peronie i pojechałyśmy w stronę domu. 

Na stacji w Rosnówku

Niestety zaczęło padać, więc rozdzieliłyśmy się. Lotka pojechała prosto do domu, ja też, ale po drodze musiałam się zatrzymać, żeby wytłumaczyć komuś drogę. Potem pomknęłam przez pola do domu. :)


Pod wieczór na szybko

Wtorek, 26 sierpnia 2014
km:19.49km teren:13.00
czas:00:58km/h:20.17
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
Lotka zadzwoniła około 16 czy chcę gdzieś jechać. Chciałam, ale pod wieczór miał przyjechać na kawę Gumiś z Michałem i Bartkiem, a jeszcze szybko chciałam upiec placek. Lotka przyjechała do mnie przed 18 i po uporaniu się ze wszystkim o 18.15 wyjechałyśmy. Plan był żeby pojechać tylko przez Rosnówko i Wypalanki, ale w końcu wyszło Rosnówko, Wypalanki, Glinki, Konarzewo i dalej jeszcze przez Głuchowo do Rosnowa. Tam Lotka odbiła na Szreniawę, a ja do domu.

Zdjęcie po drodze:

Pole po żniwach

Kierunek Konarzewo




Z Magdą do Lidla

Sobota, 23 sierpnia 2014
km:10.83km teren:0.00
czas:00:32km/h:20.30
Kategoria 1. 1-30km, transport, ze zdjęciami
W sobotę rano postanowiłyśmy z siostrą pojechać na zakupy do Lidla. Po dojechaniu pod sklep, chciałam zobaczyć jak tam dystans na obu rowerach, w których ustawiałam licznik. Myślałam, że będzie bardzo zbliżony, ale nie aż tak: :P

To się nazywa precyzyjnie ustawione liczniki


Na szybko z Lotką

Sobota, 23 sierpnia 2014
km:32.76km teren:0.00
czas:01:58km/h:16.66
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
Po porannych zakupach szybko się ogarnęłam i pojechałam z Lotką na rower. Niestety czasu nie było dużo, bo po południu szłam na osiemnastkę do kuzynki, a że była już na 17 to trzeba było się ogarnąć jeszcze. 

Na początek pojechałam do Szreniawy, chwila u Lotki, potem przykręcenie koszyka na bidon do roweru i ruszyłyśmy tradycyjnie w stronę jeziora Jarosławieckiego. Tam odbiłyśmy w las i przecięłyśmy Grajzerówkę. Dojechałyśmy lasem do Puszczykowa i dalej w kierunku Mosiny. Tam chwila zastanowienia gdzie dalej i w końcu postanowiłyśmy podjechać na Osową Górę. 
Lotka wyczaiła stację naprawczą, co jest świetnym pomysłem. Zrobiłyśmy tam chwilę przerwy, no i zrobiłam zdjęcie stacji, mojego rowerka i kciuka Lotki uniesionego w górę: 

Stacja naprawcza w Mosinie

Fajnie było, ale trzeba podjechać. Patrzyłyśmy z podziwem na grupę kolarzy która to zjeżdżała, to znów podjeżdżała i tak w kółko... :P
My na szczęście musiałyśmy podjechać tylko raz. Nie było aż tak źle, tylko po wyprawie jakoś tak na podjazdach mnie łupie w kolanach.. :/
Ale podjechałyśmy i do góry szybka fotka:

Osowa Góra

Zjazd po kamieniach nie był tak przyjemny, zdecydowanie wolę jechać w drugą stronę. :)
Koło jeziora Kociołek odbiłyśmy w prawo, a po chwili w lewo w kierunku Górki. Dalej przez Trzebaw i Wypalanki do Chomęcic. Lotka wstąpiła na kawę i w przerwach między deszczykiem ruszyła do domu. 
Dzięki za wycieczkę :)


Z Lotką by przetestować rower

Czwartek, 21 sierpnia 2014
km:29.99km teren:0.00
czas:01:42km/h:17.64
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
Umówiłyśmy się na rower z Lotką, żeby w końcu mogła wypróbować swoje nowe cudo. Około 17.30 wyjechałam z domu, niezrażona ciemnymi chmurami w okolicy. Dojeżdżając do Szreniawy zrobiłam zdjęcie;

Ciemne chmury

Po dojechaniu do Lotki zabrałyśmy się do przemontowania licznika i lampek. Oczywiście zaczęło lać, ale na szczęście byłyśmy pod dachem. A po deszczu pokazały się dwie piękne tęcze:

Fenomenalna tęcza, a nawet dwie :)
Jedną nawet widać na tle domu. :) Rewelacyjny widok, zwłaszcza na żywo!

Później skoczyłyśmy do niej na szybką kawkę i przed 19 wyruszyłyśmy. Najpierw w stronę jeziora Jarosławieckiego, później przez Rosnówko do Trzebawia, a następnie do Górki. Czuć już zbliżającą się jesień i wieczorny chłodek dawał się we znaki.

Gdzieś koło Górki

 Dalej zjechałyśmy przy jeziorze Góreckim, gdzie zrobiłam zdjęcie zachodu:

Nad jeziorem Góreckim
 
Po wyjechaniu koło siedziby WPNu chciałyśmy pojechać w kierunku Rosnówka, ale spotkałyśmy sporą grupę dzików, Lotka uciekła natychmiast, a ja zrobiłam zdjęcie, ale i tak nie widać za bardzo. :P drugą stroną jeziora Jarosławieckiego dotarłyśmy do Rosnówka, a dalej przez Walerianowo do Rosnowa gdzie się rozdzieliłyśmy i każda z nas samotnie śmignęła do domu. :)

WYPRAWA ŚWINOUJŚCIE - HEL

Wtorek, 19 sierpnia 2014
km:0.00km teren:0.00
czas:km/h:
Kategoria Świnoujście - Hel 2014, z Gumisiem, ze zdjęciami, z sakwami

Założeniem wyprawy było przejechanie wzdłuż wybrzeża ze Świnoujścia na Hel, jeżeli tylko pozwolą na to kolana wszystkich uczestników, nie załamie się pogoda, albo nie stanie się jeszcze coś innego. Na szczęście cel został osiągnięty, a wyprawę można opisać i streścić w jednym słowie: PRZYGODA! :)
Za nami wiele wspaniałych chwil i mnóstwo cudownych widoków, ale też momentów słabości. 
Dziękuję Marcie i Pawłowi za wspólną wędrówkę naszym pięknym polskim wybrzeżem.

A wszystko można podsumować tak:
7 dni - 3 osoby - 511,82 kilometrów

Cel osiągnięty !!!
Cel osiągnięty !!! © animalek

>>> dzień 1
>>> dzień 2
>>> dzień 3
>>> dzień 4
>>> dzień 5
>>> dzień 6
 >>> dzień 7

Zdjęcia w opisie w większości pochodzą z aparatu Pawła i dziękuję mu za ich udostępnienie. :)

Powstał także filmik z wyprawy, zachęcam do obejrzenia! :)
Wybrzeże 2014 - filmik

Świnoujście - Hel - dzień 7

Niedziela, 17 sierpnia 2014
km:43.87km teren:0.00
czas:03:40km/h:11.97
Kategoria ze zdjęciami, z Gumisiem, 2. 30-50km, Świnoujście - Hel 2014, z sakwami
Ostatni dzień naszej wyprawy zaczął się bardzo leniwie i powoli. Spaliśmy na polu namiotowym, a nie na dziko więc nie było powodu by się spieszyć. Zrobiliśmy sobie śniadanie, później spakowaliśmy rzeczy i ruszyliśmy dalej.

Poranek na polu namiotowym

Wyjechaliśmy z Jastarni i zaraz wjechaliśmy do Juraty, gdzie zjechaliśmy na molo od strony zatoki:

Molo w Juracie

A później pojechaliśmy na plażę od strony morza:

Plaża w Juracie

W końcu wyjechaliśmy z Juraty i niebawem naszym oczom ukazała się wyczekiwana tablica. Dotarliśmy do celu, więc zdjęcia musiały być. Radość była też ogromna, co widać na załączonym obrazku: 

W pizdu na Hel !!! :D

Jak mówi Paweł, wyprawa jest wtedy, kiedy trwa ponad tydzień, ale dla mnie to była prawdziwa wyprawa i bardzo przeżywałam, że nie było wielkich komplikacji i udało nam się osiągnąć cel. 
Do "końcówki Helu" był jeszcze kawałek więc jechaliśmy dalej. W mieście sprawdziliśmy pociągi, statki itd, po mniejszych i większych starciach osiągnęliśmy kompromis w kwestii naszego powrotu. Najpierw statkiem do Gdańska, a potem pociągiem do Poznania. Do statku było trochę czasu, więc zwiedziliśmy trochę Hel. Pojechaliśmy do latarni:

Latarnia na Helu

Ja z Gumisiem weszliśmy do góry, ale na samej górze było trochę tłoczno i przede wszystkim gorąco. Najbardziej podobały mi się schody :P

Wejście na latarnię na Helu

Później pojechaliśmy na cypel i przejechaliśmy promenadą, która jest bardzo fajnie zrobiona. 
Widoki oczywiście wspaniałe:

Plaża na helu

Hel - Początek Polski

A tak prezentowały się nasze rowery podczas przerwy.

Na cyplu

Później musieliśmy już jechać z powrotem do portu, bo przed wejściem na statek chcieliśmy zjeść kebab, ale nie mieli mięsa. Tak więc poczekaliśmy na statek, zapakowaliśmy się i na statku zjedliśmy kanapki.
Podróż statkiem minęła w miarę szybko, nie bujało - jak to w zatoce. 
Wpływając do Gdańska mijaliśmy Westerplatte i za każdym razem poruszający napis:

Westerplatte

Gdy dopłynęliśmy do celu nastąpiło wypakowywanie. Panowie wystawiali rowery jak leci i stawiali je po prosu na chodniku. Trochę to nieprzemyślane, bez ładu i składu, ale cóż. Zapakowaliśmy sakwy na rowery i ruszyliśmy na starówkę. Wstąpiliśmy na obiecanego kebaba do pana Turka, ale wcale nie były super smaczne. :P Jak dla mnie za dużo cebuli, a poza tym zjadłam całego, więc musiał być mały, bo nigdy mi się to nie zdarzyło. :P

Dopłyneliśmi do Gdańska

Trochę się zasiedzieliśmy, więc trzeba było się pospieszyć na dworzec. Gdy podjechał pociąg, od razu zaczęliśmy pakować rowery, mimo że nie mieliśmy biletów. Byle wejść i pojechać, a resztę już się załatwi. :) 
Oczywiście rowery były upchane jeden na drugi, ale nie ma co narzekać. 
Kiedy dojeżdżaliśmy do Poznania Głównego zaczęło padać dosyć mocno. Pomyśleliśmy sobie, że udało nam się uniknąć tyle ulew na wyprawie, a zmokniemy jadąc z Poznania do domu. Na peronie sprawnie zapakowaliśmy bagaż, pożegnaliśmy się ze współtowarzyszami z pociągu i pojechaliśmy.

Już w Poznaniu na dworcu

Na szczęście przestało padać, no i w Poznaniu było o wiele cieplej niż na wybrzeżu, więc pomimo późnej godziny nie było zimno. Niestety byliśmy potwornie wymęczeni jazdą pociągiem i droga do domu dłużyła się w nieskończoność. 
W Komornikach stwierdziłam, że nie pojadę przez Głuchowo, tylko pożegnałam się z Martą i Pawłem, i przez Rosnowo sama pojechałam prosto do domu. Zmęczona, ale bardzo dumna i szczęśliwa dotarłam do Chomęcic i tak zakończyła się moja wyprawa. 

:)

Jeszcze raz DZIĘKUJĘ Marcie i Pawłowi :)

<<< dzień 6

Świnoujście - Hel - dzień 6

Sobota, 16 sierpnia 2014
km:100.22km teren:0.00
czas:07:20km/h:13.67
Kategoria Świnoujście - Hel 2014, 4. 100-150km, 3. 50-100km, z Gumisiem, ze zdjęciami, z sakwami
Rano pobudka dość wcześnie, szybko się spakowaliśmy i ruszyliśmy w drogę. Powody naszego pośpiechu były trzy: byliśmy blisko ścieżki bardzo widoczni, mieliśmy mało wody, a jeszcze mniej jedzenia. 

Nasz

Ruszyliśmy w końcu i jechaliśmy wzdłuż wydm, za którymi równolegle z nami przesuwały się ciemne chmury. Trasa była bardzo ciekawa, a już na pewno na wyprawę z sakwami, góra, dół, piach, korzenie itd. 

Wydmy w okolicy j. Sarbsko

Jechaliśmy przez piękny las, który zdawał się nie kończyć. W pewnym momencie Gumiś zauważył, że opona w jego tylnym kole jest przetarta. Niestety nie należało to do awarii, które można po prostu naprawić, jechaliśmy więc dalej z dużą ostrożnością. 

Piękne lasy

Gdy zobaczyliśmy drogowskaz wskazujący latarnię, postanowiliśmy tam pojechać. Okazało się, że czekał na nas spory podjazd. Gumiś postanowił powalczyć, a ja z Martą poddałyśmy się i podprowadziłyśmy rowery, co też do łatwych nie należało.
Na górze zjedliśmy po batonie i Paweł z Martą weszli na latarnię. Mieli widok na nadchodzącą ulewę, podobno było widać jak te chmury idą w naszym kierunku:
Widok z latarni Stilo

Nie ma co, widok niezły.
A tutaj widać mnie i rowery:

Widok w dół z latarni Stilo

Gdy schodzili na dół zaczęło kropić, pobiegłyśmy do rowerów zabrać kaski, zdjęłam też mapnik, żeby nie przemókł. I zaczęło lać, jakby się dobrze przyjrzeć to widać na zdjęciu:

Pod latarnią Stilo

I kolejny raz udało nam się uniknąć zmoknięcia! :)
Gdy wyszło słońce zjechaliśmy na dół i wjechaliśmy do malutkiej miejscowości Osetnik, gzie kupiliśmy trochę wody i takie coś z serem. Nie był to szczyt śniadaniowych marzeń, ale na początek musiało wystarczyć.



Po zaspokojeniu głodu znów wjechaliśmy w las. Pogoda była w porządku, tylko temperatura dziwna. W krótkim rękawie trochę chłodno, a jak coś się założyło na wierzch to za gorąco. Co chwilę robiliśmy przerwy, żeby się ubrać i rozebrać. :P

Przerwa w lesie

Podczas jednej z przerw w lesie zza naszych pleców wyłonił się Krzysiek, tak więc dalej jechaliśmy w czwórkę. Gdy wyjechaliśmy na asfalt zrobiliśmy przerwę techniczną i zamianę opon Gumisia z przodu na tył i odwrotnie, żeby zmniejszyć obciążenie tej uszkodzonej. Nasz towarzysz patrzył z nutką zazdrości na naszą szybką współpracę, bo on był sam :P Podczas gdy Gumiś przekładał dętki my skorzystałyśmy z chwili i posmarowałyśmy sobie łańcuchy, a potem napompowałyśmy po jednym kole Pawła. Gdy wszystko było już gotowe ruszyliśmy dalej.

Przerwa techniczna

Jechaliśmy przez Kopalino, Lubiatowo i chcieliśmy dojechać do Białogóry, ale nie wiedzieliśmy którędy. Ani nasze GPSy w telefonach, ani mapa Krzyska nie pomogły. W końcu zapytaliśmy o drogę rowerzystę, gdy nam tłumaczył zbytnio nie słuchałam, Marta podobnie :P Miałyśmy przecież dwóch chłopaków, którzy analizowali trasę na mapie. To był błąd, bo kiedy ruszyliśmy dalej zaczęliśmy krążyć po lasach i pogubiliśmy się. I na dobrą trasę wyprowadził nas nie kto inny, tylko Marta, patrząc na słońce, którego prawie nie było widać za chmurami. :) Ta sama Marta, która siedząc ze mną na plaży pytała, w którą stronę jest Hel. :P W końcu wyjechaliśmy na dobrą drogę, nasz towarzysz się odłączył. Ciekawe jak długo jeszcze błądził. My dojechaliśmy do Białogóry, zrobiliśmy zakupy, zjedliśmy po lodzie, batoniku, wypiliśmy sok, a później Gumiś kupił po kiełbasie, które zjedliśmy od razu. :P

Nie ma to jak kiełbasa

Dalej jechaliśmy przez Dębki, przed Karwieńskimi Błotami Drugimi wiało tak bardzo z boku, że myślałam, że wpadnę do rzeczki płynącej wzdłuż drogi. :P W miejscowości zatrzymaliśmy się na chwilę, ale śmierdziało od kanału, więc pojechaliśmy do Karwii, gdzie wjechalismy na drogę nr 215, którą chcieliśmy dojechać do Władysławowa. Planowaliśmy rozbić się na polu namiotowym w miarę wcześnie i pójść na plażę. 

Tym szlakiem się najczęściej kierowaliśmy
Tym szlakiem się najczęściej kierowaliśmy.

Droga była dość ruchliwa i niezbyt ciekawa, ale najgorzej było w Jastrzębiej Górze - wąsko, ruchliwie i jeszcze niemiłosiernie długi podjazd. Pojechaliśmy pod "Gwiazdę Północy" czyli najdalej wysunięty na północ punkt Polski i zrobiliśmy wspólną fotkę. Gumiś i Marta w pięknych strojach. :)



Jechaliśmy dalej, droga zamieniła się na drogę z kostki (okropne), były podjazdy, zjazdy i tak dotarliśmy do Władysławowa. Wstąpiliśmy na pole namiotowe zapytać o cenę, ale pojechaliśmy dalej szukać czegoś innego. Jakoś tak wyszło, że przejechaliśmy przez Władysławowo i po małym starciu postanowiliśmy nie cofać się tylko jechać jeszcze kilka kilometrów do Chałup. 
Tak oto pierwszy raz znalazłam się na Półwyspie Helskim, przyznam szczerze, było bardzo ładnie. :)

Już na Półwyspie Helskim

W Chałupach zero szans na znalezienie miejsca na polu namiotowym, więc jechaliśmy dalej. W Kuźnicy podobnie jak w Chałupach, trzeba było dojechać do Jastarni. Gumiś po drodze zrobił mi zdjęcie, które bardzo mi się podoba :)

Gumiś robi zdjęcia nawet jadąc :)

Po Jastarni krążyliśmy trochę szukając odpowiedniego pola namiotowego, Marta dzwoniła do mamy która nam wyszukała kilka w internecie. W końcu trafiliśmy na pole "Pod Cyprysami". Szybko rozbiliśmy jeden namiot, włożyliśmy do niego sakwy i rowerami pojechaliśmy na miasto na gofry, potem na zakupy i tak wybiło nam 100 km tego dnia. Bez sakw jechało się cudownie lekko.

Wieczorny objazd Jastarnii

Po powrocie ugotowaliśmy sobie makaron, wypiliśmy po piwie i poszliśmy spać.

Dzień znów męczący, ale udany. I po raz kolejny nie zmokliśmy chociaż były spore szanse. A Hel już tuż, tuż... :)

<<< dzień 5  dzień 7 >>>

Świnoujście - Hel - dzień 5

Piątek, 15 sierpnia 2014
km:75.54km teren:0.00
czas:06:12km/h:12.18
Kategoria Świnoujście - Hel 2014, 3. 50-100km, z Gumisiem, ze zdjęciami, z sakwami
Rano obudziło nas słońce, mój namiot był suchutki i byłam wyspana. Moi "sąsiedzi" niestety nie spali tak dobrze, bo uchodziło im powietrze z materaca. :/ Postanowiliśmy zwinąć szybko nasz obóz i ruszyć w trasę, a śniadanie zjeść gdzieś po drodze.
Na zdjęciu widać jak wychodzę z ukrycia na ścieżkę:

Wyjście z miejsca noclegu

Jechaliśmy głównie drogami z betonowych płyt i polnymi. Na początku, jak widać, pogoda była ładna, ale zaczęło się chmurzyć, więc śniadanko musiało poczekać.

Ruszamy

Uciekając przed chmurami dotarliśmy do Rowów, schowaliśmy się przed deszczem i Marta z Gumisiem rozegrali rundę cymbergaja. 

W czasie deszczu dzieci się nudzą... :P

Kiedy przestało padać wyjechaliśmy spod dachu i okazało się, że prawdziwy deszcz dopiero się zbliża. Zaraz obok na szczęście był wielki, murowany przystanek z porządnym dachem. Zmieściliśmy się tam my, nasze rowery i inni chowający się przed deszczem. Przyszła pora na śniadanie. Były kanapki z ogórkiem, a nawet kaszka na ciepło. Spędziliśmy tam chyba około godziny bo padało (i grzmiało) nieźle.

Bo na wyprawie każdy staje się Tyrolem
Bo na wyprawie każdy staje się Tyrolem... :D

Kiedy w końcu ciut się wypogodziło ruszyliśmy dalej i wjechaliśmy do Słowińskiego Parku Narodowego, za wstęp musieliśmy zapłacić. Dobrze, że po WPN-ie mogę jeździć za darmo :P Po deszczu drzewa były mokre i cały czas na nas kapało, ale gorsze było błoto, przez które momentami było na prawdę ciężko.
Tak prezentowały się nasze rowery podczas jednej z przerw:

W Słowińskim Parku Narodowym

Dojechaliśmy do punktu widokowego nad jeziorem Gardno:

Punkt widokowy - jezioro Gardno

Gdzieś przed Smołdzinem mamy dylemat co do trasy, grupa świątecznych rowerzystów jedzie dookoła, żeby uniknąć drogi z mega kałużami. My oczywiście jedziemy prosto. Droga przez 500 metrów wyglądała mniej więcej tak:

Bez ryzyka nie ma zabawy :P

W końcu dojechaliśmy do miejscowości i zrobiliśmy sobie przerwę koło wielskiego sklepu. Dalej dotarliśmy do miejscowości Kluki, w której można podziwiać starą, kaszubską architekturę - tzw. "domy w kratę". W Klukach też zrobiliśmy podgląd mapy, ale nie było wyboru - droga tylko jedna. Wyjechaliśmy z miejscowości i zauważyliśmy tabliczkę z napisem, którego nie pamiętam dokładnie, ale w stylu: "Uwaga, nawierzchnia częściowo uszkodzona". Jednak nie było innego wyjścia. Droga okazała się trawiasto-błotnista, ciężko się tym jechało:

Bagno, bagno, bagno

Po ujechaniu niemałego odcinka wjechaliśmy na łąkę i droga totalnie się skończyła, wcale nie dało się jechać, więc zawróciliśmy. Spotkaliśmy Krzysztofa, którego widzieliśmy już kilka razy i razem z nim dojechaliśmy do wspomnianej tabliczki, tyle, że tym razem odbiliśmy w bok. Droga była miejscami okropna, koła zanurzały się nawet do połowy w czarnym błocie.
Tak wyglądał rower Gumisia:

Jedno wielkie bagno, a pośrodku my. Gdzieś koło j. Łebsko

Jechaliśmy dzielnie dalej, ale wszyscy marzyli o tym, żeby w końcu wyjechać z tego bagna. Trzeba jednak przyznać, że było tam mega pięknie, choć wtedy chyba o tym nie myśleliśmy.

Bagna ciąg dalszy

Kiedy dojechaliśmy do drewnianych drogowskazów okazało się, że do miejscowości z której przyjechaliśmy było 1,5 km,a mi wydawało się że tysiąc. :P Za namową Krzycha zrezygnowaliśmy ze skrętu w stronę Łeby, bo podobno tam było jeszcze gorzej. Jechaliśmy dookoła, ale droga stała się w końcu normalną, polną i przejezdną. W końcu wyjechaliśmy na asfalt, który dawno aż tak nas nie cieszył. Dojechaliśmy do Izbicy, później skierowaliśmy się w stronę miejscowości Gać. Minęliśmy Łebę, ale nie tę, do której zmierzaliśmy:

To jeszcze nie ta Łeba :P

Pogoda zaczęła się psuć, więc rozglądaliśmy się za miejscem, w którym można by przeczekać deszcz. I kolejny raz na tej wyprawie udało nam się uniknąć zmoknięcia, bo po wjechaniu do lasu schowaliśmy się pod taką wiatą: 

Schronienie przed deszczem

Nasz towarzysz pojechał dalej, a my zrobiliśmy sobie jedzonko. Szczerze mówiąc już byłam wykończona, na dodatek zrobiło się chłodno. 
Po przerwie ruszyliśmy przez lasy, było trochę piachu, ale w końcu przejechaliśmy Żarnowską i mijając po lewej jezioro Łebsko kierowaliśmy się na Łebę.

Jezioro Łebsko

W Łebie pojechaliśmy na plażę, było zimno, ludzie chodzili w bluzach i kurtkach, ale Paweł postanowił się wykąpać. 

Na plaży w Łebie

Rozważaliśmy spanie na polu namiotowym - Gumiś chciał, Marta nie, a mi było wszystko jedno, byle tylko szybko znaleźć się w namiocie, w ciepłym śpiworku. Byłam zmęczona, czułam się źle, chyba miałam gorączkę, a co za tym idzie paskudny humor. Trochę się wszyscy o to pokłóciliśmy, ale w końcu wyjechaliśmy za miasto i rozbiliśmy się znów blisko ścieżki R-10 nad j. Sarbsko. Postanowiliśmy rozbić tylko jeden namiot, żeby rano szybciej go złożyć i odjechać. Okazało się, że nasze zapasy wody były bardzo małe, a zapomnieliśmy kupić zajęci kłóceniem się. Zagotowaliśmy więc tylko trochę na gorące kubki i zrobiliśmy kanapki. Marta sklejała materac, który i tak się rozkleił kiedy Paweł na niego wlazł. Czekała ich nocka na twardym :(

Dzień był mega męczący, jazda głównie w wymagającym terenie, ale na pewno pasuje do niego po raz kolejny słowo: PRZYGODA! :)

<<< dzień 4  dzień 6 >>>

Świnoujście - Hel - dzień 4

Czwartek, 14 sierpnia 2014
km:66.90km teren:0.00
czas:04:17km/h:15.62
Kategoria Świnoujście - Hel 2014, 3. 50-100km, z Gumisiem, ze zdjęciami, z sakwami
Rano padał deszcz, właściwie już w nocy padało. Chcieliśmy zwinąć się wcześniej, bo byliśmy tuż koło drogi, ale przez deszcz mogliśmy pospać dłużej. Zjedliśmy śniadanie w namiocie, a gdy przestało padać szybko zwinęliśmy namiot. Już wyobrażałam sobie jak rozbijam wieczorem taki mokry. :/

Pobudka

Gdy ruszaliśmy już świeciło słońce. Jednak pojawił się kolejny problem - licznik Marty nie działał, mimo prób jego reanimacji nie udało się go uruchomić. W czasie jazdy znów zaczęło padać, zatrzymaliśmy się na przystanku, żeby założyć ciuchy przeciwdeszczowe, ale gdy ruszyliśmy to przestało, więc znów się rozbieraliśmy. W Darłowie zrobiliśmy zakupy w Biedronce i pojechaliśmy dalej. Za miastem zrobiliśmy postój aby sprawdzić mapę i spotkaliśmy trzech kolarzy jadących z sakwami dookoła Polski, którzy poprosili nas o wspólne zdjęcie. Brali oni udział w Rajdzie Rowerowym Dookoła Polski Szlakiem Porozumień Sierpniowych. Załapaliśmy się nawet na zdjęcie, które można zobaczyć tutaj.

Przypadkowe spotkanie z sakwiarzami

Po chwili wymiany naszych doświadczeń z sakwami, oni ruszają pod wiatr w kierunku, z którego my przyjechaliśmy, a my skręcamy na Cisowo, żeby dojechać do morza. No i mieliśmy pod wiatr, a dodatkowo pod górę. Zostałam z tyłu, było masakrycznie, ale powoli, bez pośpiechu podjechałam do góry i czekałam na resztę ciężko dysząc. :P Gdy dojechaliśmy do morza zrobiliśmy chwilę przerwy na przecudownej plaży, wiało, więc fale były dość spore. Ale kąpiel była zabroniona z powodu jakiejś niebezpiecznej konstrukcji pod wodą. Wjechaliśmy na ścieżkę pomiędzy morzem, a jeziorem i widoki były wspaniałe.
   
Morze na lewo:

Widok na morze ze ścieżki przy jeziorze Kopań

I jezioro na prawo:

Jezioro Kopań

Przed Jarosławcem przez las prowadzi bardzo szeroki asfalt, który idealnie nadawał się do ćwiczenia jazdy bez trzymanki z sakwami. W sumie szło to lepiej niż można by się spodziewać. W Jarosławcu odbiliśmy od morza, jechaliśmy koło jeziora Wicko, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę i pojechaliśmy do Łącka, gdzie zrobiliśmy przerwę na posiłek. Gumiś poszedł do sklepu i kupił pomidorki, więc kanapki były jeszcze lepsze. 
Ruszyliśmy dalej i przez mniejsze miejscowości dotarliśmy do drogi 203, którą dojechaliśmy do Ustki.

Wjeżdżamy do Ustki

W Ustce udaliśmy się do Biedronki i zrobiliśmy zakupy, pamiętając, że następnego dnia będzie święto i większe sklepy będą pozamykane. Gumiś i Marta poszli na zakupy, ja skorzystałam z chwili i zadzwoniłam do rodzinki. 
Później pojechaliśmy na plażę:

Plażing w Ustce musi być

Było chłodno więc zrezygnowałam z kąpieli. Na plaży spędziliśmy jednak dużo czasu zajadając się Hitami. :P
Później Gumiś z Martą poszli na krótki spacer po plaży, a gdy odjeżdżaliśmy, słońce już powoli zachodziło. Jechaliśmy kawałek plażą. Widok był wspaniały:

Cudowny widok na plaży w Ustce

Wyjechaliśmy z Ustki i miejsce na nocleg znaleźliśmy przy szlaku R-10 licząc na to, że myśliwi nie będą tutaj polować. xD
Pierwszy raz było to ważne kryterium podczas szukania noclegu. Ja z Martą poszłyśmy rozłożyć namioty (mój niestety mokry), a Paweł przy samym szlaku zaczął gotować makaron. Robiło się powoli ciemno. Gdy wróciłyśmy, ja zrobiłam sos i dokończyłam kolację, a oni poszli zanieść sakwy. Gdy wrócili wymieszaliśmy wszystko i zjedliśmy obłędnie duże porcje naszego dania.

Pyszna kolacja

Na wyprawie zwykły groszek dodany do makaronu i sosu z paczki czyni z niego wykwintne danie i smakuje wspaniale. Po jedzeniu umyliśmy garnki i poszliśmy do skrytych za drzewami namiotów. Mgła była mega gęsta i obawiałam się, że jest zbyt wilgotno, żeby mój namiot wysechł.
Podsumowując, dzień był udany: widoki piękne, znów nie zmokliśmy, zero awarii i żadnych niemiłych przygód. :)

<<< dzień 3  dzień 5 >>>