thewheel

rowerOWOblog rowerowy

animalek z miasta Chomęcice k/Poznania
km:12285.43
km teren:439.70
czas:29d 01h 24m
pr. średnia:17.19 km/h
podjazdy:0 m

Moje rowery

Znajomi

Szukaj

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy animalek.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

z Lotką

Dystans całkowity:3015.78 km (w terenie 258.50 km; 8.57%)
Czas w ruchu:176:09
Średnia prędkość:16.67 km/h
Maksymalna prędkość:53.80 km/h
Liczba aktywności:84
Średnio na aktywność:35.90 km i 2h 08m
Więcej statystyk

Z Lotką wieczorem

Czwartek, 13 sierpnia 2015
km:30.02km teren:0.00
czas:01:29km/h:20.24
Kategoria z Lotką, 2. 30-50km

Wybrałyśmy się na rower dość późno, już było szaro, ale Lotka w końcu odnalazła swoje lampki, więc nie był to problem.
Zrobiłyśmy objazd po okolicy, najpierw przez Głuchowo, Gołuski, Palędzie, Dopiewiec do Dopiewa gdzie zrobiłyśmy chwilę przerwy.
W Konarzewie na Dopiewskiej spotkałyśmy kota samobójcę :D Najpierw nagle z boku wbiegł mi pod rower, zaplątał się w pedały, a gdy uciekł, wbiegł pod rower Lotce. Chciałyśmy zobaczyć co z nim, ale już uciekł. Mamy nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało. :/
My miałyśmy stan przedzawałowy :P
W Chomęcicach postanowiłam odprowadzić Lotkę, przez Rosnowo i jeszcze Komorniki do Szreniawy. Tak nam się spodobała jazda po ciemku. Jak jest ciepło i z dobrym oświetleniem jest całkiem fajnie.

Dzięki za przejażdżkę.

Ludwikowo

Czwartek, 6 sierpnia 2015
km:34.12km teren:0.00
czas:02:03km/h:16.65
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami

Krótka przejażdżka pod wieczór. Lotka przyjechała do mnie i ruszyłyśmy w kierunku Konarzewa bez celu, na bieżąco ustalałyśmy trasę. Z Konarzewa pojechałyśmy polną drogą do Stęszewa, momentami było trochę piaszczyście, ale nieźle. Ze Stęszewa wyjechałyśmy w kierunku Witobla i przez Łódź dotarłyśmy do Górki, gdzie zrobiłyśmy przerwę:

Mała przerwa w Górce

Ruszyłyśmy dalej i zjechałyśmy do j. Skrzynka szlakiem czerwonym, którym dawno nie jechałyśmy. Wieczór był bardzo ciepły, a tam było wręcz duszno. Koło j. Kociołek zapadła decyzja o podjeździe do Ludwikowa. Lotka zsiadła z roweru, żeby podprowadzić, ja podjechałam. Było lepiej niż myślałam - podjazd jakoś tak szybko się skończył.

Na górze uzupełnienie zapasów wody, obmycie twarzy i ochłoda Ludwiczanką:

Ludwikowo

Po chwili pogawędki z miejscowymi kuracjuszami i naradzie, którą drogą mamy wrócić, podjęłyśmy decyzję i zjechałyśmy tą drogą, którą podjechałyśmy. Koło Kociołka podjechałyśmy w stronę jeziora Góreckiego i zrobiłyśmy przerwę w tradycyjnym już miejscu:

Tradycyjna fotka

Dalej pojechałyśmy wzdłuż jeziora, do Grajzerówki i prosto do Szreniawy. Chwilę pogadałyśmy, pożegnałam się i pojechałam do domu. :)

Na szybko do WPNu

Czwartek, 2 lipca 2015
km:34.72km teren:0.00
czas:01:56km/h:17.96
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami

Udało nam się z Lotką umówić na rower. Michał też się dołączył. Przyjechał do mnie, zjadł obiad, ogarnęliśmy się i po 18 wyjechaliśmy do Szreniawy. Lotka akurat schodziła na dół, wzięła rower i ruszyliśmy w stronę jeziora Jarosławieckiego. Pojechaliśmy w lewo wzdłuż jeziora, przy takiej pogodzie dużo ludzi się kąpało. Chętnie wskoczyłoby się do jeziorka. :) Dalej w kierunku Trzebawia i Górki, dojechaliśmy do czerwonego szlaku wzdłuż jeziora Góreckiego. Jak ja dawno tam nie byłam. :) Przerwę zrobiliśmy w standardowym miejscu. 
Lotka czyściła sobie nóżki:

Czyszczenie nóżek

Michał opowiadał jej jak Mateusz na wyprawie naprawiał rozwalony bagażnik:

Michał tłumaczy coś Lotce

A ja zrobiłam zdjęcie, jak zawsze gdy tam jestem:

Moje miejsce

Ruszyliśmy dalej, przy dyrekcji WPN wisiał jakiś baner o proteście, ale nie przyglądaliśmy się, tylko Grajzerówką pomknęliśmy do Szreniawy, odprowadzić Lotkę do domu. Następnie ja odprowadziłam Michała do Komornik. Przy Lidlu zjedliśmy lody, pożegnaliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę do domu. 

Pierścień - dzień 3

Sobota, 6 czerwca 2015
km:56.56km teren:0.00
czas:03:36km/h:15.71
Kategoria 3. 50-100km, WPN, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, Pierścień dookoła Poznania

Obudziliśmy się wyspani, ale stwierdziłam z Michałem, że karimaty są zdecydowanie niewygodne. Namiot był mokry od rosy, dlatego wyjęliśmy wszystkie rzeczy, przenieśliśmy go na środek polany i zaczęliśmy szykować śniadanie.

Namiocik się suszy


Szykowanie śniadania

Wspólne śniadanko

Cudownie smakuje śniadanie na świeżym powietrzu, o ile nikt w nim nie przeszkodzi. Poprzedniego dnia rozbijając się, nie sprawdziliśmy na mapie gdzie jesteśmy. Podjechało do nas dwóch panów terenowym samochodem i poinformowali nas, że to jest Rogaliński Park Krajobrazowy i nie można w tym miejscu biwakować. Zauważyli namiot wystawiony na środek polany. Na szczęście wokół nas było czysto, już się prawie spakowaliśmy i po naszym zapewnieniu, że w przyszłości będziemy bardziej uważni, odjechali. :)

Wyjazd z miejsca noclegu :)

Ciężkie podejście

Zwinęliśmy namiot, przyszedł czas odjazdu. Do domu już blisko. Wśród pięknych starych dębów dojechaliśmy do Rogalinka.

Przed Rogalinkiem

Mniej i bardziej znanymi drogami dojechaliśmy do Mosiny, zgubiliśmy szlak, trochę pokrążyliśmy, ale dojechaliśmy do podjazdu na Osową Górę. Powoli, dzielnie walczyliśmy. :)

Podjazd w Mosinie

Droga była już nam doskonale znana. Długi, piaszczysty zjazd, przejazd w pobliżu jeziora Góreckiego, przez Górkę, Łódź, do Stęszewa. Przy Żabce zrobiliśmy postój, zjedliśmy lody, dokupiliśmy wodę, a Lotka z Michałem dokończyli czipsy. :)

Przerwa przy Żabce w Stęszewie

Jadąc dalej przez miejscowość Wielka Wieś zastanawialiśmy się jak odmienia się tę nazwę. Jadę do... Wielkiej Wsi? :P Może prof. Miodek by pomógł :D
Za Mirosławkami już było widać Tomice:

Przed Tomicami

A z Tomic to już żabi skok do Żarnowca czyli naszej mety, tzn. mety na szlaku, bo jeszcze trzeba było wrócić do domu.
Przy źródełku był czas na obmycie się chłodną, czystą wodą, zdjęcia i radość z przejechania szlaku. Michał zrobił to już kilkakrotnie, ale pierwszy raz rozkładając to na kilka dni. Zarówno dla niego, jak i dla Doroty, była to pierwsza wyprawa ze spaniem w namiocie. Tym bardziej się cieszę, że im się spodobało.

Żarnowiec - miejsce startu i mety

Po powrocie do domu mama zrobiła nam ostatnie pamiątkowe zdjęcie, Lotka pojechała do domu, a my do domu poszliśmy, wykąpać się, najeść i próbować ochłodzić.

Koniec :) Udało się :)

Dziękuję Wam za wspólny trip i mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy! :)

<<< dzień 1      <<< dzień 2

Pierścień - dzień 2

Piątek, 5 czerwca 2015
km:74.46km teren:0.00
czas:04:45km/h:15.67
Kategoria Pierścień dookoła Poznania, 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami

Obudziliśmy się wyspani, słońce pięknie przyświecało i w ogóle było pięknie. :) Gdyby tylko tak spać na materacu, a nie na karimacie... Niestety nie mieliśmy wyboru, tylko trzy karimaty zmieszczą się w namiocie, materace są za szerokie.
Przyszedł czas na poranną toaletę, herbatę, zjedzenie resztek jedzenia od wczoraj i spakowanie namiotu. Postanowiliśmy "porządne śniadanie" zjeść pod najbliższym sklepem. Pierwszy nocleg, pierwszy poranek, więc pakowanie i ogarnianie się do wyjazdu poszło sprawnie, ale bez pośpiechu. :)

Poranek w namiocie


Wyjechaliśmy z miejsca noclegu na szlak i kilkaset metrów dalej było obiecane śniadanko:

Śniadanie koło sklepu


Niebo było bezchmurne, zapowiadał się kolejny słoneczny i upalny dzień - i dobrze, lepiej upał niż deszcz.

Kościół w Dąbrówce Kościelnej

Dokładnie nie pamiętam przez jakie miejscowości jechaliśmy, pamiętam na pewno Bednary, Promno, Promienko, Gorzkie Pole itp. Dużo dróg wśród pól, trochę po lasach. Ogólnie bardzo przyjemnie... i gorąco. Raz mieliśmy potencjalnie niebezpieczną sytuację. Jechaliśmy z górki, po piachu, jeden za drugim. Lotka straciła równowagę, stanęła - Michał gwałtownie zahamował, ja też, ale mimo tego wjechałam mu w sakwę. Na szczęście obyło się bez strat w ludziach i sprzęcie.

Na szlaku

Jechało się jakoś tak ciężko, wszystko fajnie, ale upał dawał się we znaki. Co jak co, ale pogoda nam się udała. :P
Dojechaliśmy do Kostrzyna i pojechaliśmy do Biedronki, wciągnęliśmy pizzerki, lody i uzupełniliśmy zapas picia.

Uzupełnienie płynów

Droga przez mniejsze i większe wioski bardzo fajna, w szczególności na takich asfaltowych odcinkach:

Lotka na trasie

Przed Kórnikiem odcinki mniej przyjemne, dużo polnych, piaszczystych dróg z tarką.

Przerwa w zacienionym lesie

Zrobiliśmy przerwę na podjedzenie drożdżówek, a tak wyglądały Lotki nogi dzięki nieustannemu działaniu słońca. Zdjęcie tego nie odda, ale czerwień była bardzo nasycona. Nazwaliśmy to zjawisko "Ogień w nogach" - tak rowerowo :D



Przy Zamku Kórniku nie zatrzymaliśmy się, zdjęcie zrobione z drogi:

Zamek w Kórniku

Już od dłuższego czasu każdy z nas odczuwał pewną potrzebę, ale nie było gdzie jej załatwić. Trzeba było przejechać przez Kórnik, zrobić zakupy na wieczór, wyjechać za Bnin i dopiero wtedy mogliśmy się zatrzymać. :P

Przerwa za Kórnikiem

Michał

Kiedy już wszystkim ulżyło ruszyliśmy dalej powoli myśląc o noclegu. Dojechaliśmy do Rogalina i nie mogliśmy odpuścić wspólnej foty przy pałacu, poprosiliśmy przechodnia o zrobienie zdjęcia:

Pałac w Rogalinie

Myślałam o tym, żeby dojechać do Rogalinka, ale Michał powiedział, że za Rogalinem zna dobre miejsce na nocleg. Po dokładnej analizie terenu, obejrzeniu miejsca z każdej strony, udało nam się znaleźć odpowiednie. :)

Miejsce na nocleg

Przyszedł czas na rozłożenie namiotu, toaletę (znów każdy miał swoje 3 minuty) i gotowanie kolacji. Szef kuchni polecał makaron z sosem pieczeniowym i kiełbaskę z kurczaka z grilla (jednorazowego)

Gotujemy kolację

Kolacyjka

Kolacja była bardzo smaczna. Gdy już zjedliśmy, posprzątaliśmy po sobie i położyliśmy się w namiocie. Trochę jeszcze pogadaliśmy i poszliśmy spać.

Tak minął dzień drugi. :)

<<< dzień 1   dzień 3 >>>

Pierścień - dzień 1

Czwartek, 4 czerwca 2015
km:79.48km teren:0.00
czas:05:02km/h:15.79
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, Pierścień dookoła Poznania

Od jakiegoś czasu myśleliśmy z Michałem o przejechaniu rowerowego Pierścienia dookoła Poznania w 2 lub 3 dni z namiotem. Gdy Lotka usłyszała o naszym pomyśle, również zgłosiła chęć wyjazdu. Pogoda przed długim weekendem była dobra, nocki ciepłe, więc padła decyzja o wyjeździe. Michał przyjechał dzień wcześniej wieczorem, przyjechała też Lotka, której montowaliśmy bagażnik. Było trochę komplikacji, później musiałam się spakować do końca i ostatecznie poszliśmy spać dość późno.
Rano pojechaliśmy do kościoła bo to było akurat święto, później zjedliśmy śniadanie i zjawiła się Lotka. Zapakowaliśmy bagaże na rowery i ustawiliśmy się do wspólnej fotki przed wyjazdem:

Pora ruszyć w drogę


Opuściliśmy Chomęcice:

Wyjeżdżamy z Chomęcic

Jechaliśmy najpierw do Żarnowca, ponieważ tam postanowiliśmy zacząć jazdę szlakiem Pierścienia. 
Po drodze w Lisówkach moment przerwy na poprawienie pasków przy sakwach i pojechaliśmy dalej. 

Lisówki

Przy źródełku nie robiliśmy przerwy, bo było za wcześnie na postój. Pierwszą przerwę zrobiliśmy prawie w Kalwach. Był czas na batoniki, siku i chwilę odpoczynku. Michał zaprezentował jak działa jego gaz pieprzowy, i mimo że stałam zupełnie z drugiej strony w niemałej odległości, to i tak trochę do mnie doleciało z wiatrem. Poczułam momentalnie palenie w oczach, nosie, przełyku i oskrzelach, zaczęłam płakać i smarkać, ogólnie - nie polecam :P Nie wyobrażam sobie dostać tym prosto w twarz.

Krzyż przydrożny

Pierwsza przerwa

Gdy już się trochę ogarnęłam mogliśmy ruszać, wjechaliśmy w teren polno-pustynny :D Trochę się pomęczyliśmy na tym piachu, ale nie było źle. 

Piach, piach, piach - jak na pustyni

Jechaliśmy bez pośpiechu przez Lusówko i Lusowo, wtedy skończyła się moja znajomość okolicy. Niebo było bezchmurne i było bardzo ciepło, prawdziwe lato. Gdzieś za Kiekrzem chciałyśmy przerwę, ale Michał stwierdził, że na poligonie jest fajne miejsce na odpoczynek, więc jechaliśmy dalej. 
Wjazd na poligon bez żadnych problemów, w końcu to długi weekend.

Już na poligonie :)

Zjechaliśmy z głównego asfaltu prowadzącego przez poligon i dojechaliśmy do dawnej miejscowości Glinno - miejsca urodzenia Wojciecha Bogusławskiego.

Glinno - miejsce urodzenia Wojciecha Bogusławskiego

Piękna polanka otoczona drzewami zachęcała do dłuższego odpoczynku i mimo że nie byliśmy bardzo zmęczeni, spędziliśmy tam około godziny. :)

Lotka się praży :P

Gdy zaczęliśmy się zbierać, okazało się, że popełniliśmy jeden błąd... No może popełniłyśmy, bo na Michała to nic nie działa :P Otóż nie posmarowałyśmy się kremem z filtrem i ta przerwa dała się naszej skórze we znaki. Ja czułam delikatnie, że jestem opalona, zwłaszcza na rękach, ale u Lotki było gorzej. Nastąpiło smarowanie i pojechaliśmy dalej:

Jedziemy dalej po przerwie

Bagienko :D

Jazda była bardzo przyjemna, było ciepło, ładny asfalt przez las, dookoła zieleń... Cudnie! :)

Jadą, jadą

I tak dojechaliśmy do ruin kościoła w Chojnicy, gdzie zrobiliśmy krótką przerwę:

Dojeżdżamy do ruin kościoła

Ruiny kościoła w Chojnicy

Kawałek dalej Lotka poszła obejrzeć "zameczek", który podobno został wykorzystany podczas kręcenia "Ogniem i mieczem". Zdjęcia całego betonowego tworu nie pokażę bo nie warto :D

Lotka piechur

Kilka kilometrów dalej opuściliśmy poligon, przejechaliśmy przez Biedrusko, Michał wspomniał o starym kasynie, ale postanowiliśmy zajrzeć tam innym razem. Za Biedruskiem rozpoznałam drogę, jechaliśmy tamtędy do Śnieżycowego Jaru w marcu. Droga przez Promnice i dalej jakaś taka niezachęcająca, to piach, to tarka... Zaczęliśmy rozglądać się za sklepem, mając świadomość, że w Boże Ciało otwarte są tylko małe sklepiki i to tylko do wczesnych godzin popołudniowych. Znaleźliśmy jeden od razu po wjeździe do Murowanej Gośliny, kupiliśmy picie, wodę na nocleg i lody. Po niekrótkiej przerwie pojechaliśmy dalej, troszkę zaczęły boleć mnie kolana przez co musiałam wolniej pokonywać podjazdy. Za Murowaną skończył się asfalt i wjechaliśmy w las:

Przez las

Zaczęliśmy myśleć o noclegu i rozglądać się za dobrym miejscem, chcieliśmy jednak przejechać jeszcze trochę. W Zielonce nic ciekawego, postanowiliśmy jechać do Dąbrówki Kościelnej rozglądając się cały czas. Pewna osoba zaczęła marudzić, ale zostało nam kilka kilometrów. 

Dąbrówka Kościelna

W Dąbrówce Kościelnej zjechaliśmy z Pierścienia, odbiliśmy w piękne tereny podziwiając z daleka kościół.
Kawałek dalej znaleźliśmy wspaniałe miejsce, tuż koło łąki, na skraju lasu:

Rowerki

Usunęliśmy szyszki i rozłożyłam z Michałem namiot, Lotka się przyglądała by się nauczyć i móc robić to później. Każdy po kolei miał swoje 5 minut sam na sam z namiotem i chusteczkami nawilżanymi, żeby "iść wziąć prysznic" :D Później rozłożyliśmy sprzęt i ugotowaliśmy kolację - tylko zupki, ale i tak smakowało. :)

Gotujemy wodę :)

Miło i przyjemnie

Wieczór upłynął nam miło i bardzo szybko, mimo że rozbiliśmy się wcześnie, z czego byliśmy bardzo zadowoleni. 

Zachód słońca

O godzinie 22:00 już leżeliśmy w namiocie, zadzwoniliśmy do Gumisia zdać mu relację, później trochę pogadaliśmy i poszliśmy spać.

Pierwszy dzień jak najbardziej udany. :)

dzień 2 >>>     dzień 3 >>>

Z Lotką

Piątek, 29 maja 2015
km:45.55km teren:0.00
czas:02:34km/h:17.75
Kategoria 2. 30-50km, z Lotką

Po długiej przerwie wyszłyśmy z Lotką na rower. To ona przyjechała po mnie, musiała chwilę poczekać, wypiła kawę, później jeszcze dopompowanie jej dętki i w końcu pojechałyśmy. Najpierw do Gołusek, tam postanowiłyśmy częściowo jechać czerwonym szlakiem, którym jechałam już kiedyś.

Szlak czerwony dookoła Dopiewa

Jechałyśmy nim przez las i nagle okazało się, że przeoczyłyśmy jakiś skręt i wyjechałyśmy w kierunku Dopiewca. :D No nic, jechałyśmy dalej. W Dopiewie przerwa przy sklepie na lody i coś słodkiego. Kiedy ruszyłyśmy spostrzegłyśmy ciemne chmury zwiastujące deszcz, na szczęście dosyć daleko. Przez Konarzewo wróciłyśmy do mnie, chwila rozmowy, dałam jej kask od Gumisia i odprowadziłam ją. 
Gdy byłam w Szreniawie, zaczęło padać, ale prawie przestało. Nie zmokłam w drodze do domu. :)

Dzięki! :)

WPN z Martą, Lotką i Gumisiem

Piątek, 8 maja 2015
km:45.55km teren:0.00
czas:02:34km/h:17.75
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Gumisiem, z Lotką, ze zdjęciami

Początkowo Marta z Pawłem mieli przyjechać do mnie wcześniej na kawę, a później mieliśmy zgarnąć Lotkę i pojechać gdzieś razem. Wyszło jednak inaczej. Najpierw pojechałam po Dorotę do Szreniawy, dalej Grajzerówką i przez las dotarłyśmy do Puszczykowa. Koło lodziarni czekali na nas Marta i Paweł. Z Puszczykowa jechaliśmy żółtym szlakiem. Wiedziałam, że taki istnieje, ale nie jechałam nim nigdy, a jest bardzo przyjemny. Wyjechaliśmy na Grajzerówkę koło parkingu przy Jarosławcu. Pojechaliśmy dalej do Jezior, zjechaliśmy do j. Góreckiego i w etatowym już miejscu zrobiliśmy przerwę.

Etatowe miejsce :)

Przerwa :)

Ruszyliśmy dalej i odcinkiem pierścienia dotarliśmy do Górki.

Lotkiewicz :)

Dojeżdżamy do Górki :)

W Łodzi zjechaliśmy ze szlaku i pojechaliśmy do Trzebawia, gdzie zrobiliśmy przerwę przed domem Marty cioci, którą poszła na chwilę odwiedzić.

Wyjazd z Trzebawia

Dalej pojechaliśmy w stronę Stęszewa i skierowaliśmy się na Wypalanki.

Przed Wypalankami

Marta

W Chomęcicach się rozdzieliliśmy, Marta z Gumisiem pojechali do Głuchowa, a ja z Lotką w swoją stronę.

Dzięki za wspólną wycieczkę! :)

Z Lotką i Michałem

Sobota, 2 maja 2015
km:22.34km teren:0.00
czas:01:14km/h:18.11
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami
Na weekend byliśmy umówieni na grę w Monopol i nie tylko. Początkowo mieliśmy grać u Michała, później u Lotki, wypadło na koniec, że jednak u mnie. :)
Przed graniem wybraliśmy się na krótki rower. Michał przyjechał do mnie, później przyjechała po nas Lotka i ruszyliśmy w kierunku Wypalanek. Michał chciał pojechać do powojennych grobów w lesie:

Mogiły w lesie

Obok grobów prowadzi zielony szlak, który przy DK5 jest przerwany, po obu stronach drogi jest płot i brama, ale zamknięta. Jeśli jednak bardzo się chce to przejechać można tuż obok przejściem dla zwierząt:

Przejście dla zwierząt

Już kiedyś tam byłyśmy z Lotką, ale od drugiej strony. Szlakiem dotarliśmy do Stęszewa, dwa razy po drodze zastanawiając się gdzie jechać, bo oznaczenia były niekompletne.

Zabawy z aparatem

Zrobiliśmy koło Żabki przerwę na lody i podjęliśmy decyzję, że wracamy główną drogą bo tak będzie najszybciej:

W drodze do Szreniawy DK5

W Szreniawie Lotka skręciła do domu, a my pojechaliśmy do Chomęcic.

Zawalone wiadukty

Sobota, 25 kwietnia 2015
km:27.06km teren:0.00
czas:01:29km/h:18.24
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami
Po wcześniejszej wycieczce z Michałem nadszedł czas na dalszą jazdę, dołączyła do nas Lotka. Przyjechała jak skończyliśmy jeść, nic nie chciała, więc wypiliśmy tylko kawkę. Potem zajęliśmy się "profesjonalnym montażem" oświetlenia, bo swoje zapodziała gdzieś w trakcie remontu. Dałam jej starą, ułamaną lampkę, a efekt pracy był taki: :D



W końcu ruszyliśmy:

Ruszyliśmy wreszcie

Z Chomęcic pojechaliśmy polną drogą w kierunku Rosnówka, Michał chciał dojechać do kładki z innej strony niż zwykle, więc proszę bardzo. Na kładce akurat udało nam się zobaczyć lądujące łabędzie:

Łabędzie w Rosnówku

Dalej pojechaliśmy przez las i wyjechaliśmy w Trzebawiu, Michał wspomniał o zawalonym wiadukcie kolejowym, który widać od szosy. My się wybierałyśmy tam od zeszłego roku, więc postanowiliśmy tam pojechać wzdłuż pola przez młody lasek:

Jazda między drzewami

Udało nam się

Chwila przerwy

Zawalony most

Na moście zrobiliśmy sobie chwilę przerwy, zastanawiając się gdzie jechać dalej. Chmurzyło się i obawialiśmy się zmoknięcia. Chcieliśmy pojechać do Szreniawy, żeby zobaczyć drugi stary, zawalony wiadukt w lesie. Podjechaliśmy kawałek główną do Rosnówka, kilka kropel deszczu spadło i zaraz przestało. :) Jechaliśmy wzdłuż jeziora Jarosławieckiego, kawałek Grajzerówką i przez las do Wir.

Jedziemy przez las

W Wirach skręciliśmy w stronę Szreniawy i jadąc wzdłuż torów dotarliśmy do kolejnego zawalonego wiaduktu. Tam dłuższa przerwa, bo według rozkładu miał niedługo jechać pociąg.

Czekając na pociąg

Czekaliśmy, czekaliśmy, aż zrobiło nam się chłodno, a pociąg nie jechał. Pojechaliśmy dalej i kilka minut później przejechał obok nas. :P 
Dojechaliśmy do Szreniawy, odprowadziliśmy Lotkę i chwilę pogadaliśmy. Obok coś zrobiło "meee" i okazało się, że któryś z sąsiadów ma kozę, która przyjaźni się z królikiem :P

Koza i jej przyjaciel królik

Zrobiliśmy zdjęcie, pożegnaliśmy się i już w dwójkę pojechaliśmy do Chomęcic.
Dziękuję Wam za wspólną przejażdżkę! :)