Wpisy archiwalne w kategorii
2. 30-50km
Dystans całkowity: | 3145.48 km (w terenie 108.50 km; 3.45%) |
Czas w ruchu: | 174:33 |
Średnia prędkość: | 18.02 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.90 km/h |
Liczba aktywności: | 79 |
Średnio na aktywność: | 39.82 km i 2h 12m |
Więcej statystyk |
Lato? A miała być wiosna :)
Wtorek, 28 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, ze zdjęciami
km: | 43.55 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:20 | km/h: | 18.66 |
Tak cudowna pogoda, że grzechem byłoby nie skorzystać z wolnego czasu, żeby wyjść na rower. Termometr przed 16:00 wskazywał 19 stopni. Niby dobrze, ale znów dylemat... W co ja mam się ubrać?
Trzy dni wcześniej było prawie zimowo, a teraz dziś nawet nie wiosennie, tylko już bardziej jak latem. Chłodnym, ale jednak. Założyłam letni zestaw + nogawki i cienką bluzę.
Wyjechałam z domu i na rowerze znów poczułam wiatr. Dotarłam do Głuchowa, Gołusek i postanowiłam kierować się czerwonym szlakiem. W Palędziu krótki przymusowy postój przed przejazdem kolejowym.
Przejechałam przez Dąbrówkę i wjechałam do lasu.
Jechało się cudownie, było słonecznie i ciepło. Drzewa szumiały, słychać było dzięcioły i pękające sosnowe szyszki. Zdjęłam nawet bluzę i jechałam w krótkim rękawku.
Gdy wyjechałam na polną drogę prowadzącą do Więckowic, znów musiałam walczyć z wiatrem. W Zborowie na plaży postanowiłam zrobić krótką przerwę.
Zjadłam batona, posiedziałam dłużej i ruszyłam dalej. Kilka kilometrów jechałam drogą gruntową i dotarłam do nowego asfaltu przed Podłozinami. Zanim jednak na niego wjechałam, musiałam poczekać, aż przejedzie pociąg. Drugi raz tego dnia.
Za Podłozinami asfalt się kończy. Szybko dotarłam do Żarnowca i przy źródełku zatrzymałam się, by zrobić zdjęcie i założyć bluzę.
Słońce było już coraz niżej i spadek temperatury był odczuwalny na ostatnich kilometrach.
Przez Lisówki, Trzcielin i Konarzewo dotarłam do domu.
Z ciekawostek przyrodniczych: widziałam cztery żurawie i jednego bażanta.
Trzy dni wcześniej było prawie zimowo, a teraz dziś nawet nie wiosennie, tylko już bardziej jak latem. Chłodnym, ale jednak. Założyłam letni zestaw + nogawki i cienką bluzę.
Wyjechałam z domu i na rowerze znów poczułam wiatr. Dotarłam do Głuchowa, Gołusek i postanowiłam kierować się czerwonym szlakiem. W Palędziu krótki przymusowy postój przed przejazdem kolejowym.
Przejechałam przez Dąbrówkę i wjechałam do lasu.
Jechało się cudownie, było słonecznie i ciepło. Drzewa szumiały, słychać było dzięcioły i pękające sosnowe szyszki. Zdjęłam nawet bluzę i jechałam w krótkim rękawku.
Gdy wyjechałam na polną drogę prowadzącą do Więckowic, znów musiałam walczyć z wiatrem. W Zborowie na plaży postanowiłam zrobić krótką przerwę.
Zjadłam batona, posiedziałam dłużej i ruszyłam dalej. Kilka kilometrów jechałam drogą gruntową i dotarłam do nowego asfaltu przed Podłozinami. Zanim jednak na niego wjechałam, musiałam poczekać, aż przejedzie pociąg. Drugi raz tego dnia.
Za Podłozinami asfalt się kończy. Szybko dotarłam do Żarnowca i przy źródełku zatrzymałam się, by zrobić zdjęcie i założyć bluzę.
Słońce było już coraz niżej i spadek temperatury był odczuwalny na ostatnich kilometrach.
Przez Lisówki, Trzcielin i Konarzewo dotarłam do domu.
Z ciekawostek przyrodniczych: widziałam cztery żurawie i jednego bażanta.
Nadwarciańska poprawka
Sobota, 25 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 35.26 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:08 | km/h: | 16.53 |
Nie miałam pomysłu na trasę, więc Lotka miała coś zaproponować. Wybrała Nadwarciański Szlak Rowerowy, a ja się zgodziłam, mimo że jechałam nim trzy dni wcześniej. Pojechałyśmy Grajzerówką, a potem przez las do Puszczykowa, gdzie wjechałyśmy na szlak. Jechało się przyjemnie, było rześko, ale słoneczko grzało już coraz bardziej. Wiatr był, ale nie tak bardzo uciążliwy. Do czasu.
Po negocjacjach zdecydowałyśmy zjechać ze szlaku już w Łęczycy, a nie w Luboniu.
I wtedy zaczęła się walka z wiatrem, byłyśmy na to gotowe, ale było ciężko. Przejazd przez całe Wiry zajął nam mnóstwo czasu. W Komornikach znów wjechałyśmy na Grajzerówkę i dotarłyśmy do Szreniawy.
Dalej już sama musiałam sobie radzić w tej nierównej walce z wiatrem.
Dzięki za fajną, przedpołudniową przejażdżkę! :)
Po negocjacjach zdecydowałyśmy zjechać ze szlaku już w Łęczycy, a nie w Luboniu.
I wtedy zaczęła się walka z wiatrem, byłyśmy na to gotowe, ale było ciężko. Przejazd przez całe Wiry zajął nam mnóstwo czasu. W Komornikach znów wjechałyśmy na Grajzerówkę i dotarłyśmy do Szreniawy.
Dalej już sama musiałam sobie radzić w tej nierównej walce z wiatrem.
Dzięki za fajną, przedpołudniową przejażdżkę! :)
Dziś nie wiało...
Środa, 22 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, WPN, ze zdjęciami
km: | 44.10 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:28 | km/h: | 17.88 |
...tak bardzo jak ostatnio.
Kolejna wycieczka mocno terenowa. Dziś pomysł na Nadwarciański Szlak Rowerowy, odcinek od Lubonia do Puszczykowa. Wyjechałam z domu około 14:00, słońce było jeszcze wysoko i wydawało mi się, że nie wieje za bardzo. Na rowerze jednak wiało. Mimo to w Szreniawie zrobiłam króciutki postój na zdjęcie czapki i rękawiczek, podciągnęłam chustę na uszy, podwinęłam rękawy i mogłam jechać.
Z Komornik do Lubonia trochę inną drogą niż zazwyczaj, bo przez pole przy autostradzie. Przejechałam przez Luboń i wjechałam na szlak. Zdarzyło się trochę piachu, trochę błota, znów piachu... Przez las jechało mi się cudownie, nie zawsze lekko, ale było pięknie. Słońce świeciło, było spokojnie i czuć było zapach sosnowego lasu.
Zrobiłam sobie krótką przerwę nad rzeką, w tym samym miejscu, gdzie siedziałam z Michałem podczas naszej wielkanocnej wycieczki rok temu. Poziom wody jest wyższy niż wtedy.
NSR-em dotarłam do Puszczykowa, skąd Grajzerówką pojechałam do Jezior i dalej polami do domu.
Fajne, samotne, słoneczne popołudnie. :) Poćwiczyłam też trochę jazdę w SPD-ach po piachu i na krótkiej stromej górce pełnej korzeni, którą chciałam odpuścić.
Kolejna wycieczka mocno terenowa. Dziś pomysł na Nadwarciański Szlak Rowerowy, odcinek od Lubonia do Puszczykowa. Wyjechałam z domu około 14:00, słońce było jeszcze wysoko i wydawało mi się, że nie wieje za bardzo. Na rowerze jednak wiało. Mimo to w Szreniawie zrobiłam króciutki postój na zdjęcie czapki i rękawiczek, podciągnęłam chustę na uszy, podwinęłam rękawy i mogłam jechać.
Z Komornik do Lubonia trochę inną drogą niż zazwyczaj, bo przez pole przy autostradzie. Przejechałam przez Luboń i wjechałam na szlak. Zdarzyło się trochę piachu, trochę błota, znów piachu... Przez las jechało mi się cudownie, nie zawsze lekko, ale było pięknie. Słońce świeciło, było spokojnie i czuć było zapach sosnowego lasu.
Zrobiłam sobie krótką przerwę nad rzeką, w tym samym miejscu, gdzie siedziałam z Michałem podczas naszej wielkanocnej wycieczki rok temu. Poziom wody jest wyższy niż wtedy.
NSR-em dotarłam do Puszczykowa, skąd Grajzerówką pojechałam do Jezior i dalej polami do domu.
Fajne, samotne, słoneczne popołudnie. :) Poćwiczyłam też trochę jazdę w SPD-ach po piachu i na krótkiej stromej górce pełnej korzeni, którą chciałam odpuścić.
Elegancko
Czwartek, 16 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, geocaching, WPN, ze zdjęciami
km: | 41.39 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:11 | km/h: | 18.96 |
Pomyślałam sobie, że pojadę na Osową Górę i jak pomyślałam, tak zrobiłam. Zaplanowałam trasę tak, żeby wyjechać z wiatrem i liczyłam na to, że jak będę wracać to osłabnie. :)
Pojechałam przez Wypalanki, wjechałam do lasu i jechało się całkiem fajnie. Dalej jechałam przez Trzebaw i Górkę, skąd kawałeczek kierowałam się Pierścieniem, jednak zaraz zjechałam na czerwony szlak. Bardzo lubię tę jego część, jest mało uczęszczana, nawet kiedy nad jeziorem Góreckim są tłumy. Przy jeziorze Skrzynka usiadłam sobie na pieńku i nasłuchiwałam pięknie śpiewające ptaki. Ani trochę nie wiało.
Dalsza jazda szlakiem to czysta przyjemność, troszkę piachu, lekko pod górę, w dół i już byłam przy jeziorze Kociołek.
Podjechałam kawałek i przy głazie Adama Wodziczki przypomniało mi się o keszu, który chcieliśmy z Michałem kiedyś znaleźć. Wtedy był weekend, było ciepło, słonecznie i kręciło się dużo osób. Dzisiaj na odwrót, pogoda średnia i puściutko, więc znalezienie zajęło mi tylko chwilę. Ruszyłam dalej i wdrapałam się powoli na górę, pojechałam do wieży widokowej.
Na chwilę weszłam do góry, wiało tylko delikatnie. Widok był średni, wszędzie chmury.
"Powoli" zjechałam w dół ulicą Pożegowską i przejechałam przez Mosinę, wstąpiłam na chwilę do Eleganta.
Dalej pojechałam do Puszczykowa, gdzie postraszył mnie delikatny deszczyk. Do Łęczycy dotarłam ścieżką rowerową, która miejscami jest tak zasyfiona, że wyglądała jak ścieżka w lesie. :P Dalsza droga już pod wiatr, przez Wiry, Komorniki i Głuchowo.
Fajna przejażdżka, tylko brakowało mi trochę słońca. Ale i tak było pięknie. :)
WPN
Piątek, 2 września 2016
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Gumisiem, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 39.92 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:19 | km/h: | 17.23 |
Udało się! :) Poszliśmy na rower z Gumisiem i Martą. :) Przejażdżka była niedługa, ale przyjemna, dodatkową atrakcją była kąpiel w jeziorze.
Tego dnia pojechałam do Decathlonu, gdzie spotkałam się z Michałem. On poszedł przymierzać kąpielówki, a ja czekałam, pilnując rowerów. Wracaliśmy w pośpiechu, żeby zdążyć zjeść obiad i wyjechać na czas.
Okazało się, że i tak musieliśmy czekać. :P Pojechaliśmy przez Rosnówko do Trzebawia, gdzie Marta wstąpiła do cioci załatwić jakąś sprawę - my grzecznie czekaliśmy:
Później pojechaliśmy nad jezioro Jarosławieckie i zażyliśmy kąpieli przy ostatnich promieniach słońca chowających się za drzewami. Było całkiem przyjemnie. Gdy ruszyliśmy, w lesie było już szarawo, więc musiałam zdjąć okulary, bo nie wzięłam białych szkieł na zmianę. Tak się przyzwyczaiłam do okularów, że ciężko mi się jeździ teraz bez nich, cały czas mrużę oczy, a i tak łapię jakieś robaki itd. Przez las, żółtym szlakiem dojechaliśmy do Wir. Gumiś zrobił sobie zdjęcie roweru przy tabliczce WPN-u i pojechaliśmy polną drogą w stronę Szreniawy.
Na koniec pojechaliśmy do mnie na kawę/herbatę. Po pogaduchach, Marta i Paweł, już w kompletnej ciemności pojechali do domu.
Dzięki za wycieczkę, oby ich było więcej. :)
PdP - próba pierwsza
Sobota, 20 sierpnia 2016
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 43.01 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:29 | km/h: | 17.32 |
Po wyprawie podjęliśmy decyzję o przejechaniu Pierścienia dookoła Poznania na raz. Michałowi udało się to już wiele razy, ale dla mnie pozostaje to nadal cel do osiągnięcia. :)
Jednak to nie był dla nas dobry dzień. Od rana byliśmy zmęczeni i średnio chciało nam się jechać. Wyruszyliśmy jednak z domu, po 10 km dotarliśmy do Żarnowca i przy źródełku zrobiliśmy zdjęcie, mając nadzieję, że wieczorem, po objechaniu Poznania dookoła, znów zawitamy w tym miejscu. :)
Ruszyliśmy dalej, ale chęci było mało. Po przeanalizowaniu naszej sytuacji, stwierdziliśmy, że dziś rezygnujemy z pierścienia, pojedziemy do WPNu i wrócimy do domu. Nie było sensu jechać dalej, skoro na pierwszych kilometrach czuliśmy się źle i zadawaliśmy sobie pytanie: "Czemu my tam dzisiaj jedziemy?" :D
Poddaliśmy się, ale nie odpuszczamy! Jeszcze przejadę ten szlak na raz! :)
W Krąplewie zatrzymaliśmy się, żeby zjeść czekoladę :)
A następną dłuższą przerwę zrobiliśmy nad jeziorem Góreckim, w naszym ulubionym miejscu:
Siedzieliśmy tam około godziny, zadowoleni z podjętej decyzji, ciesząc oko wspaniałym widokiem :)
Spróbuję jeszcze kiedyś, to na pewno. A bezsensem byłaby jazda, która nie sprawia ani trochę radości. :)
Wyprawa na wschód - dzień 10. Niemoc
Poniedziałek, 15 sierpnia 2016
Kategoria 2. 30-50km, Wschód 2016, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami
km: | 48.08 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:29 | km/h: | 13.80 |
Brrr, zimno... Rano było okropnie, mokro, zimno i brzydko. Założyłam na siebie kilka warstw ciuchów i nawet chustę na głowę, bo marzły uszy. Zapakowaliśmy wszystkie sakwy i umówiliśmy się, że zostawimy je w namiocie i pojedziemy do kościoła. Mieliśmy nadzieję, że namiot się wysuszy do naszego powrotu i nie będzie potrzebny, żeby się w nim ponownie schować przed deszczem.
Jadąc do kościoła nie widzielismy perspektyw na poprawę pogody, choć teraz dojrzałam na zdjęciu przebłysk błękitu. Na lewo od wieży kościelnej. :)
Gdy wracaliśmy z kościoła nasze modlitwy już były wysłuchane, bo pięknie świeciło słońce.
Niestety gdy przez godzinę stałam w kościele rozbolał mnie brzuch i lędźwie. Poprzedniego dnia dopadła mnie comiesięczna dolegliwość. Nie wróżyło to zbyt dobrego dnia.
Zostaliśmy poczęstowani herbatą, sernikiem i ciastkami. Planowaliśmy zjeść trochę i wziąć sobie resztę na drogę, ale wciągnęliśmy wszystko. :D
Nasi gospodarze byli w kościele, więc odjeżdżając zostawiliśmy liścik z podziękowaniem. Ruszyliśmy przed siebie, jechaliśmy fajną, gładką ścieżką, droga cały czas lekko się wznosiła i opadała. Te krótkie podjazdy nie były dobre, nie miałam mocy by je pokonywać. Po pięciu kilometrach był pierwszy postój, musiałam poleżeć chwilę na poboczu. Generalnie cały dzień był taki, często zsiadałam z roweru, żeby podprowadzić pod górkę, albo prosiłam o przerwę. Michał był bardzo wyrozumiały. :)
Niedługo dojechaliśmy do Stańczyków.
Pokręciliśmy się tam trochę, nie chcieliśmy wchodzić na górę, ale z dołu zrobiliśmy sobie zdjęcie.
Podjechaliśmy kawałek i zatrzymaliśmy się w fajnym MORze. Z jednej strony był widok na mosty, z drugiej, za płotem pasły się krowy. Siedzieliśmy tam prawie godzinę, zrobiliśmy kanapki, jedliśmy i grzaliśmy się na słońcu.
Niespiesznie jechaliśmy dalej. Michał czasem pędził do przodu, żeby z zarośli pstryknąć mi fotkę. Ja czasem schodziłam z roweru i go prowadziłam.
Widoki były bardzo ładne, głównie pastwiska, czasem pola, stawki i jeziorka.
Mieliśmy przygodę z wyprzedzaniem wielkiego kombajnu na wąskiej drodze. Niby zjechał na bok, ale się nie zatrzymał, więc dreszczyk emocji był. Zatrzymaliśmy się na chwilkę w MORze dla wielkich ludzi. Odległość stolika od ławki i jego wysokość były ciut za duże. Ale może to my jesteśmy zbyt mali. :P
Z drogi gruntowej wyjechaliśmy na ścieżkę wzdłuż głównej i według znaków mieliśmy zaraz dojechać do Trójstyku.
Przy drodze stoi greenvelowa ławeczka, obok jest MOR, ale do trójstyku trzeba jeszcze kawałek podjechać. Od rowerzystów spotkanych na trasie słyszeliśmy, że jest ciężki podjazd, ale wcześniej jest zjazd, więc można się nieźle rozpędzić. Problem pojawia się pewnie gdy jest dużo pieszych i trzeba na zjeździe wyhamować. Nam udało się podjechać.
To nasz drugi trójstyk odwiedzony rowerami, pierwszy był podczas wyprawy rok wcześniej. Przy słupku najpierw zrobiliśmy zdjęcia, a później dopiero spojrzeliśmy na tablicę.
Chmury tego dnia krążyły w każdą możliwą stronę, co kilkanaście minut zmieniając kierunek, w którym się przesuwały. Gdy jechaliśmy drogą na Wiżajny po prawej stronie mieliśmy widok na jezioro Bolcie w dole, a po lewej chmury niewątpliwie zwiastujące deszcz.
Chmury zbliżały się coraz szybciej, na drodze zaczęły się pojawiać drogowskazy z Litewskimi nazwami, a my pędziliśmy do Wiżajn.
Udało nam się znaleźć schronienie i schować w sklepie przed pierwszymi kroplami deszczu. Nabrałam ochoty na kawę, którą tam sprzedawano z ekspresu, ale okazało się, że ekspres tego dnia pojechał na jakąś imprezę w okolicy, szkoda. :( Czekając na przejaśnienie uzupełniliśmy zapas batoników, zupek i picia. Później jeszcze długo staliśmy w przedsionku.
Po deszczu jechaliśmy dalej spokojnym tempem. Chmury przybierały najróżniejsze formy. Wjechaliśmy na Green Velo, który opuściliśmy za trójstykiem. Warto było jechać przez Wiżajny, fajne wzniesienia i ładne widoki.
Gdy dojechaliśmy do jeziora Hańcza, niebo było prawie całkowicie zachmurzone. Zrobiliśmy najpierw przerwę w MORze i pogadaliśmy z innymi rowerzystami.
Obowiązkowo zjechaliśmy do jeziora i zrobiliśmy fotkę.
W Hańczy (miejscowości) zapytaliśmy o nocleg gospodarza. Musieliśmy uzbroić się w cierpliwość, bo jeździł po polu kombajnem. Kiedy podjechał wysypać plon, obraził się na syna, który krzywo ustawił przyczepę i pojechał dalej. Czekaliśmy aż przejedzie do końca pola i z powrotem. Nie był tak groźny jak się wydawał i bez oporów pozwolił nam rozbić się na jego terenie.
Robiło się coraz zimniej, więc sprawnie rozbiliśmy obóz i ugotowaliśmy zupki. Zjedliśmy je już w namiocie, bo było bardzo zimno.
<<< dzień 9.
CIĄG DALSZY NASTĄPI... :)
CIĄG DALSZY NASTĄPI... :)
Nieudany rower z Gumisiem i Martą
Środa, 3 sierpnia 2016
Kategoria 2. 30-50km, z Michałem
km: | 47.12 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:19 | km/h: | 20.34 |
Tego dnia byliśmy umówieni z Gumisiem i Martą na rower. Ja najpierw pojechałam do Michała. W między czasie okazało się, że Gumiś jest u Marty, ma rower, ale nie wziął ciuchów i butów na rower. Pogoda była niepewna, niebo było zachmurzone, więc nie chciało mu się jechać autem po ciuchy. Przełożyliśmy więc rower na kiedyś i skorzystaliśmy z zaproszenia, aby pojechać do Marty.
W drodze powrotnej Michał odprowadził mnie do Lubonia, dalej jechałam sama.
Rowerem najlepiej
Czwartek, 28 lipca 2016
Kategoria 2. 30-50km, transport, ze zdjęciami
km: | 43.50 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:04 | km/h: | 21.05 |
Miałam jechać do Michała i oczywiście wybrałam rower. Było gorąco i duszno, ale żadnej burzy nie było w okolicy. Trasa standardowa, czyli Komorniki, Luboń, Dębina. Z Dębiny przejechałam nad Wartą na Starołękę, żeby zgarnąć Michała z pracy. I tam zbliżała się jakaś burza, która jednak do nas nie dotarła:
Dalej już razem z Michałem przez miasto.
A wieczorem powrót do domu po ciemku. Na Dębcu i w Luboniu stały wielkie kałuże, dalej już było sucho. :)
Krótka przejażdżka z Lotką
Środa, 20 lipca 2016
Kategoria z Lotką, WPN, 2. 30-50km, ze zdjęciami
km: | 44.46 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:21 | km/h: | 18.92 |
Tego dnia jechałam do Lubonia załatwić kilka spraw - oczywiście rowerkiem. :)
A później byłam umówiona z Lotką na krótką przejażdżkę po okolicy. Pojechałam po nią, wzięła rower i pojechałyśmy polną drogą w stronę jeziora Jarosławieckiego:
Przejechałyśmy ścieżką wzdłuż jeziora, po płytach do Grajzerówki, którą przecięłyśmy i jechałyśmy żółtym szlakiem, na którym było sporo rowerzystów. Szlak najpierw kieruje się w stronę Łęczycy, dalej zakręca w kierunku Wir. Przed Wirami dostrzegłyśmy czarny dym, zatrzymałam się na chwilę i zrobiłam zdjęcie:
Przejechałyśmy przez Wiry i Lotka poprowadziła drogą w stronę Lubonia, a dalej do Komornik. Tam stało kilka wozów straży pożarnej bo zapalił się jakiś magazyn, przynajmniej tak mówiła jedna z osób, która się przyglądała. Pojechałyśmy dalej przez Komorniki, Rosnowo do Chomęcic. Lotka wstąpiła jeszcze do mnie na herbatkę.
Dzięki za krótką przejażdżkę! :)