Z Miłoszem
Środa, 27 sierpnia 2014
Kategoria 1. 1-30km, na luzie, transport, z Miłoszem
km: | 11.82 | km teren: | 1.20 |
czas: | 00:50 | km/h: | 14.18 |
Musiałam pojechać do Komornik po zakupy na obiad, a że rozmawiałam z Miłoszem rano, to zaproponowałam mu, żeby pojechał ze mną. Wyjechaliśmy grubo po 11, pojechaliśmy do Biedronki w Komornikach, tam szybkie zakupy i powrót. Postanowiliśmy pojechać przez Głuchowo i wstąpić na chwilę do Gumisia bo nas zapraszał. W Głuchowie był mały problem z przejazdem, bo robili na pewnym odcinku nowy asfalt, ale pojechaliśmy polną drogą, którą i tak Miłosz chciał mi pokazać. U Gumisia chwilę pogadaliśmy, napiliśmy się soku, obejrzeliśmy rowery i z powrotem już prosto do domu do Chomęcic.
Dzięki Miłosz za towarzystwo! :)
Dzięki Miłosz za towarzystwo! :)
Pod wieczór na szybko
Wtorek, 26 sierpnia 2014
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 19.49 | km teren: | 13.00 |
czas: | 00:58 | km/h: | 20.17 |
Lotka zadzwoniła około 16 czy chcę gdzieś jechać. Chciałam, ale pod wieczór miał przyjechać na kawę Gumiś z Michałem i Bartkiem, a jeszcze szybko chciałam upiec placek. Lotka przyjechała do mnie przed 18 i po uporaniu się ze wszystkim o 18.15 wyjechałyśmy. Plan był żeby pojechać tylko przez Rosnówko i Wypalanki, ale w końcu wyszło Rosnówko, Wypalanki, Glinki, Konarzewo i dalej jeszcze przez Głuchowo do Rosnowa. Tam Lotka odbiła na Szreniawę, a ja do domu.
Zdjęcie po drodze:


Zdjęcie po drodze:


Do mamy do pracy
Wtorek, 26 sierpnia 2014
Kategoria 1. 1-30km, transport
km: | 10.22 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:28 | km/h: | 21.90 |
Mama zadzwoniła do mnie, żebym podjechała do niej do pracy jej coś przywiozła, więc wskoczyłam na rower i ruszyłam do Komornik. W tamtą stronę jechałam pod wiatr, ale z powrotem stwierdziłam, że tamto to był delikatny zefirek, bo dopiero teraz jechałam pod wiatr. :/
Na szybko z Lotką
Sobota, 23 sierpnia 2014
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 32.76 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:58 | km/h: | 16.66 |
Po porannych zakupach szybko się ogarnęłam i pojechałam z Lotką na rower. Niestety czasu nie było dużo, bo po południu szłam na osiemnastkę do kuzynki, a że była już na 17 to trzeba było się ogarnąć jeszcze.
Na początek pojechałam do Szreniawy, chwila u Lotki, potem przykręcenie koszyka na bidon do roweru i ruszyłyśmy tradycyjnie w stronę jeziora Jarosławieckiego. Tam odbiłyśmy w las i przecięłyśmy Grajzerówkę. Dojechałyśmy lasem do Puszczykowa i dalej w kierunku Mosiny. Tam chwila zastanowienia gdzie dalej i w końcu postanowiłyśmy podjechać na Osową Górę.
Lotka wyczaiła stację naprawczą, co jest świetnym pomysłem. Zrobiłyśmy tam chwilę przerwy, no i zrobiłam zdjęcie stacji, mojego rowerka i kciuka Lotki uniesionego w górę:

Fajnie było, ale trzeba podjechać. Patrzyłyśmy z podziwem na grupę kolarzy która to zjeżdżała, to znów podjeżdżała i tak w kółko... :P
My na szczęście musiałyśmy podjechać tylko raz. Nie było aż tak źle, tylko po wyprawie jakoś tak na podjazdach mnie łupie w kolanach.. :/
Ale podjechałyśmy i do góry szybka fotka:

Zjazd po kamieniach nie był tak przyjemny, zdecydowanie wolę jechać w drugą stronę. :)
Koło jeziora Kociołek odbiłyśmy w prawo, a po chwili w lewo w kierunku Górki. Dalej przez Trzebaw i Wypalanki do Chomęcic. Lotka wstąpiła na kawę i w przerwach między deszczykiem ruszyła do domu.
Dzięki za wycieczkę :)
Na początek pojechałam do Szreniawy, chwila u Lotki, potem przykręcenie koszyka na bidon do roweru i ruszyłyśmy tradycyjnie w stronę jeziora Jarosławieckiego. Tam odbiłyśmy w las i przecięłyśmy Grajzerówkę. Dojechałyśmy lasem do Puszczykowa i dalej w kierunku Mosiny. Tam chwila zastanowienia gdzie dalej i w końcu postanowiłyśmy podjechać na Osową Górę.
Lotka wyczaiła stację naprawczą, co jest świetnym pomysłem. Zrobiłyśmy tam chwilę przerwy, no i zrobiłam zdjęcie stacji, mojego rowerka i kciuka Lotki uniesionego w górę:

Fajnie było, ale trzeba podjechać. Patrzyłyśmy z podziwem na grupę kolarzy która to zjeżdżała, to znów podjeżdżała i tak w kółko... :P
My na szczęście musiałyśmy podjechać tylko raz. Nie było aż tak źle, tylko po wyprawie jakoś tak na podjazdach mnie łupie w kolanach.. :/
Ale podjechałyśmy i do góry szybka fotka:

Zjazd po kamieniach nie był tak przyjemny, zdecydowanie wolę jechać w drugą stronę. :)
Koło jeziora Kociołek odbiłyśmy w prawo, a po chwili w lewo w kierunku Górki. Dalej przez Trzebaw i Wypalanki do Chomęcic. Lotka wstąpiła na kawę i w przerwach między deszczykiem ruszyła do domu.
Dzięki za wycieczkę :)
Z Magdą do Lidla
Sobota, 23 sierpnia 2014
Kategoria 1. 1-30km, transport, ze zdjęciami
km: | 10.83 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:32 | km/h: | 20.30 |
W sobotę rano postanowiłyśmy z siostrą pojechać na zakupy do Lidla. Po dojechaniu pod sklep, chciałam zobaczyć jak tam dystans na obu rowerach, w których ustawiałam licznik. Myślałam, że będzie bardzo zbliżony, ale nie aż tak: :P


Z Lotką by przetestować rower
Czwartek, 21 sierpnia 2014
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 29.99 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:42 | km/h: | 17.64 |
Umówiłyśmy się na rower z Lotką, żeby w końcu mogła wypróbować swoje nowe cudo. Około 17.30 wyjechałam z domu, niezrażona ciemnymi chmurami w okolicy. Dojeżdżając do Szreniawy zrobiłam zdjęcie;

Po dojechaniu do Lotki zabrałyśmy się do przemontowania licznika i lampek. Oczywiście zaczęło lać, ale na szczęście byłyśmy pod dachem. A po deszczu pokazały się dwie piękne tęcze:

Jedną nawet widać na tle domu. :) Rewelacyjny widok, zwłaszcza na żywo!
Później skoczyłyśmy do niej na szybką kawkę i przed 19 wyruszyłyśmy. Najpierw w stronę jeziora Jarosławieckiego, później przez Rosnówko do Trzebawia, a następnie do Górki. Czuć już zbliżającą się jesień i wieczorny chłodek dawał się we znaki.

Dalej zjechałyśmy przy jeziorze Góreckim, gdzie zrobiłam zdjęcie zachodu:

Po wyjechaniu koło siedziby WPNu chciałyśmy pojechać w kierunku Rosnówka, ale spotkałyśmy sporą grupę dzików, Lotka uciekła natychmiast, a ja zrobiłam zdjęcie, ale i tak nie widać za bardzo. :P drugą stroną jeziora Jarosławieckiego dotarłyśmy do Rosnówka, a dalej przez Walerianowo do Rosnowa gdzie się rozdzieliłyśmy i każda z nas samotnie śmignęła do domu. :)

Po dojechaniu do Lotki zabrałyśmy się do przemontowania licznika i lampek. Oczywiście zaczęło lać, ale na szczęście byłyśmy pod dachem. A po deszczu pokazały się dwie piękne tęcze:

Jedną nawet widać na tle domu. :) Rewelacyjny widok, zwłaszcza na żywo!
Później skoczyłyśmy do niej na szybką kawkę i przed 19 wyruszyłyśmy. Najpierw w stronę jeziora Jarosławieckiego, później przez Rosnówko do Trzebawia, a następnie do Górki. Czuć już zbliżającą się jesień i wieczorny chłodek dawał się we znaki.

Dalej zjechałyśmy przy jeziorze Góreckim, gdzie zrobiłam zdjęcie zachodu:

Po wyjechaniu koło siedziby WPNu chciałyśmy pojechać w kierunku Rosnówka, ale spotkałyśmy sporą grupę dzików, Lotka uciekła natychmiast, a ja zrobiłam zdjęcie, ale i tak nie widać za bardzo. :P drugą stroną jeziora Jarosławieckiego dotarłyśmy do Rosnówka, a dalej przez Walerianowo do Rosnowa gdzie się rozdzieliłyśmy i każda z nas samotnie śmignęła do domu. :)
Do Poznania do WORDu
Czwartek, 21 sierpnia 2014
Kategoria 3. 50-100km, transport
km: | 54.19 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:28 | km/h: | 21.97 |
Najpierw pojechałam na zakupy do Komornik, a później postanowiłam pojechać do WORDu, zapisać się na egzamin na prawko. Oczywiście rowerem, żeby nie stracić całego dnia w autobusach. I opłaciło się, bo droga zajęła mi godzinkę w jedną stronę, czyli połowę mniej niż komunikacją.
Chomęcice - Rosnowo - Komorniki - Plewiska - Poznań - Plewiska - Komorniki - Rosnowo - Chomęcice
Chomęcice - Rosnowo - Komorniki - Plewiska - Poznań - Plewiska - Komorniki - Rosnowo - Chomęcice
Do Lubonia
Wtorek, 19 sierpnia 2014
Kategoria 1. 1-30km, transport
km: | 17.85 | km teren: | 0.00 |
czas: | 00:52 | km/h: | 20.60 |
Znów do Lubonia, tradycyjnie zawieźć coś do taty pracy do biura. Po drodze tradycyjnie spotkałam Gumisia wracającego z pracy, ale nie rozmawialiśmy, bo bardzo się spieszyłam. Powrót pod mega wiatr.
WYPRAWA ŚWINOUJŚCIE - HEL
Wtorek, 19 sierpnia 2014
Kategoria Świnoujście - Hel 2014, z Gumisiem, ze zdjęciami, z sakwami
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 |
czas: | km/h: |
Założeniem wyprawy było przejechanie wzdłuż wybrzeża ze Świnoujścia na Hel, jeżeli tylko pozwolą na to kolana wszystkich uczestników, nie załamie się pogoda, albo nie stanie się jeszcze coś innego. Na szczęście cel został osiągnięty, a wyprawę można opisać i streścić w jednym słowie: PRZYGODA! :)
Za nami wiele wspaniałych chwil i mnóstwo cudownych widoków, ale też momentów słabości.
Dziękuję Marcie i Pawłowi za wspólną wędrówkę naszym pięknym polskim wybrzeżem.
A wszystko można podsumować tak:
7 dni - 3 osoby - 511,82 kilometrów
Dziękuję Marcie i Pawłowi za wspólną wędrówkę naszym pięknym polskim wybrzeżem.
A wszystko można podsumować tak:
7 dni - 3 osoby - 511,82 kilometrów
Cel osiągnięty !!! © animalek
>>> dzień 1
>>> dzień 2
>>> dzień 3
>>> dzień 4
>>> dzień 5
>>> dzień 6
>>> dzień 7
Zdjęcia w opisie w większości pochodzą z aparatu Pawła i dziękuję mu za ich udostępnienie. :)
Powstał także filmik z wyprawy, zachęcam do obejrzenia! :)
Wybrzeże 2014 - filmik
>>> dzień 1
>>> dzień 2
>>> dzień 3
>>> dzień 4
>>> dzień 5
>>> dzień 6
>>> dzień 7
Zdjęcia w opisie w większości pochodzą z aparatu Pawła i dziękuję mu za ich udostępnienie. :)
Powstał także filmik z wyprawy, zachęcam do obejrzenia! :)
Wybrzeże 2014 - filmik
Świnoujście - Hel - dzień 7
Niedziela, 17 sierpnia 2014
Kategoria ze zdjęciami, z Gumisiem, 2. 30-50km, Świnoujście - Hel 2014, z sakwami
km: | 43.87 | km teren: | 0.00 |
czas: | 03:40 | km/h: | 11.97 |
Ostatni dzień naszej wyprawy zaczął się bardzo leniwie i powoli. Spaliśmy na polu namiotowym, a nie na dziko więc nie było powodu by się spieszyć. Zrobiliśmy sobie śniadanie, później spakowaliśmy rzeczy i ruszyliśmy dalej.

Wyjechaliśmy z Jastarni i zaraz wjechaliśmy do Juraty, gdzie zjechaliśmy na molo od strony zatoki:

A później pojechaliśmy na plażę od strony morza:

W końcu wyjechaliśmy z Juraty i niebawem naszym oczom ukazała się wyczekiwana tablica. Dotarliśmy do celu, więc zdjęcia musiały być. Radość była też ogromna, co widać na załączonym obrazku:

Jak mówi Paweł, wyprawa jest wtedy, kiedy trwa ponad tydzień, ale dla mnie to była prawdziwa wyprawa i bardzo przeżywałam, że nie było wielkich komplikacji i udało nam się osiągnąć cel.
Do "końcówki Helu" był jeszcze kawałek więc jechaliśmy dalej. W mieście sprawdziliśmy pociągi, statki itd, po mniejszych i większych starciach osiągnęliśmy kompromis w kwestii naszego powrotu. Najpierw statkiem do Gdańska, a potem pociągiem do Poznania. Do statku było trochę czasu, więc zwiedziliśmy trochę Hel. Pojechaliśmy do latarni:

Ja z Gumisiem weszliśmy do góry, ale na samej górze było trochę tłoczno i przede wszystkim gorąco. Najbardziej podobały mi się schody :P

Później pojechaliśmy na cypel i przejechaliśmy promenadą, która jest bardzo fajnie zrobiona.
Widoki oczywiście wspaniałe:


A tak prezentowały się nasze rowery podczas przerwy.

Później musieliśmy już jechać z powrotem do portu, bo przed wejściem na statek chcieliśmy zjeść kebab, ale nie mieli mięsa. Tak więc poczekaliśmy na statek, zapakowaliśmy się i na statku zjedliśmy kanapki.
Podróż statkiem minęła w miarę szybko, nie bujało - jak to w zatoce.
Wpływając do Gdańska mijaliśmy Westerplatte i za każdym razem poruszający napis:

Gdy dopłynęliśmy do celu nastąpiło wypakowywanie. Panowie wystawiali rowery jak leci i stawiali je po prosu na chodniku. Trochę to nieprzemyślane, bez ładu i składu, ale cóż. Zapakowaliśmy sakwy na rowery i ruszyliśmy na starówkę. Wstąpiliśmy na obiecanego kebaba do pana Turka, ale wcale nie były super smaczne. :P Jak dla mnie za dużo cebuli, a poza tym zjadłam całego, więc musiał być mały, bo nigdy mi się to nie zdarzyło. :P

Trochę się zasiedzieliśmy, więc trzeba było się pospieszyć na dworzec. Gdy podjechał pociąg, od razu zaczęliśmy pakować rowery, mimo że nie mieliśmy biletów. Byle wejść i pojechać, a resztę już się załatwi. :)
Oczywiście rowery były upchane jeden na drugi, ale nie ma co narzekać.
Kiedy dojeżdżaliśmy do Poznania Głównego zaczęło padać dosyć mocno. Pomyśleliśmy sobie, że udało nam się uniknąć tyle ulew na wyprawie, a zmokniemy jadąc z Poznania do domu. Na peronie sprawnie zapakowaliśmy bagaż, pożegnaliśmy się ze współtowarzyszami z pociągu i pojechaliśmy.

Na szczęście przestało padać, no i w Poznaniu było o wiele cieplej niż na wybrzeżu, więc pomimo późnej godziny nie było zimno. Niestety byliśmy potwornie wymęczeni jazdą pociągiem i droga do domu dłużyła się w nieskończoność.
W Komornikach stwierdziłam, że nie pojadę przez Głuchowo, tylko pożegnałam się z Martą i Pawłem, i przez Rosnowo sama pojechałam prosto do domu. Zmęczona, ale bardzo dumna i szczęśliwa dotarłam do Chomęcic i tak zakończyła się moja wyprawa.
:)
Jeszcze raz DZIĘKUJĘ Marcie i Pawłowi :)

Wyjechaliśmy z Jastarni i zaraz wjechaliśmy do Juraty, gdzie zjechaliśmy na molo od strony zatoki:

A później pojechaliśmy na plażę od strony morza:

W końcu wyjechaliśmy z Juraty i niebawem naszym oczom ukazała się wyczekiwana tablica. Dotarliśmy do celu, więc zdjęcia musiały być. Radość była też ogromna, co widać na załączonym obrazku:

Jak mówi Paweł, wyprawa jest wtedy, kiedy trwa ponad tydzień, ale dla mnie to była prawdziwa wyprawa i bardzo przeżywałam, że nie było wielkich komplikacji i udało nam się osiągnąć cel.
Do "końcówki Helu" był jeszcze kawałek więc jechaliśmy dalej. W mieście sprawdziliśmy pociągi, statki itd, po mniejszych i większych starciach osiągnęliśmy kompromis w kwestii naszego powrotu. Najpierw statkiem do Gdańska, a potem pociągiem do Poznania. Do statku było trochę czasu, więc zwiedziliśmy trochę Hel. Pojechaliśmy do latarni:

Ja z Gumisiem weszliśmy do góry, ale na samej górze było trochę tłoczno i przede wszystkim gorąco. Najbardziej podobały mi się schody :P

Później pojechaliśmy na cypel i przejechaliśmy promenadą, która jest bardzo fajnie zrobiona.
Widoki oczywiście wspaniałe:


A tak prezentowały się nasze rowery podczas przerwy.

Później musieliśmy już jechać z powrotem do portu, bo przed wejściem na statek chcieliśmy zjeść kebab, ale nie mieli mięsa. Tak więc poczekaliśmy na statek, zapakowaliśmy się i na statku zjedliśmy kanapki.
Podróż statkiem minęła w miarę szybko, nie bujało - jak to w zatoce.
Wpływając do Gdańska mijaliśmy Westerplatte i za każdym razem poruszający napis:

Gdy dopłynęliśmy do celu nastąpiło wypakowywanie. Panowie wystawiali rowery jak leci i stawiali je po prosu na chodniku. Trochę to nieprzemyślane, bez ładu i składu, ale cóż. Zapakowaliśmy sakwy na rowery i ruszyliśmy na starówkę. Wstąpiliśmy na obiecanego kebaba do pana Turka, ale wcale nie były super smaczne. :P Jak dla mnie za dużo cebuli, a poza tym zjadłam całego, więc musiał być mały, bo nigdy mi się to nie zdarzyło. :P

Trochę się zasiedzieliśmy, więc trzeba było się pospieszyć na dworzec. Gdy podjechał pociąg, od razu zaczęliśmy pakować rowery, mimo że nie mieliśmy biletów. Byle wejść i pojechać, a resztę już się załatwi. :)
Oczywiście rowery były upchane jeden na drugi, ale nie ma co narzekać.
Kiedy dojeżdżaliśmy do Poznania Głównego zaczęło padać dosyć mocno. Pomyśleliśmy sobie, że udało nam się uniknąć tyle ulew na wyprawie, a zmokniemy jadąc z Poznania do domu. Na peronie sprawnie zapakowaliśmy bagaż, pożegnaliśmy się ze współtowarzyszami z pociągu i pojechaliśmy.

Na szczęście przestało padać, no i w Poznaniu było o wiele cieplej niż na wybrzeżu, więc pomimo późnej godziny nie było zimno. Niestety byliśmy potwornie wymęczeni jazdą pociągiem i droga do domu dłużyła się w nieskończoność.
W Komornikach stwierdziłam, że nie pojadę przez Głuchowo, tylko pożegnałam się z Martą i Pawłem, i przez Rosnowo sama pojechałam prosto do domu. Zmęczona, ale bardzo dumna i szczęśliwa dotarłam do Chomęcic i tak zakończyła się moja wyprawa.
:)
Jeszcze raz DZIĘKUJĘ Marcie i Pawłowi :)