thewheel

rowerOWOblog rowerowy

animalek z miasta Chomęcice k/Poznania
km:12285.43
km teren:439.70
czas:29d 01h 24m
pr. średnia:17.19 km/h
podjazdy:0 m

Moje rowery

Znajomi

Szukaj

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy animalek.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

3. 50-100km

Dystans całkowity:4499.56 km (w terenie 168.50 km; 3.74%)
Czas w ruchu:267:04
Średnia prędkość:16.11 km/h
Maksymalna prędkość:56.00 km/h
Liczba aktywności:63
Średnio na aktywność:71.42 km i 4h 27m
Więcej statystyk

Wyprawa na wschód - dzień 2. Piękne drogi

Niedziela, 7 sierpnia 2016
km:95.52km teren:0.00
czas:05:47km/h:16.52
Kategoria ze zdjęciami, z sakwami, z Michałem, Wschód 2016, 3. 50-100km

W nocy padał deszcz, ale nad ranem przestał. Pozostała tylko mokra trawa i namiot, ale świeciło słonko, choć nadal było chłodno, zwłaszcza w cieniu. Obudziliśmy się około 7:00, ale samo wstanie i poranne czynności zajęły nam sporo czasu, więc wyjechaliśmy o 9:45. Zapakowaliśmy sypialnię od namiotu, a tropik zostawiliśmy na wierzchu, żeby go wysuszyć podczas postoju.

Wyprawa, dzień 2 - poranek w lesie

Ruszyłam ubrana w nogawki i bluzę, ale po 10 km zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby bluzę zdjąć, bo podczas jazdy było mi zbyt ciepło. 

Wyprawa, dzień 2 - raz za ciepło, raz za zimno

Po kolejnych kilku kilometrach dotarliśmy do Rzadkwina, gdzie był Kościół i odbywała się niedzielna Msza. Okazało się, że trwa już chwilę, ale postanowiliśmy się tu zatrzymać. Rozłożyliśmy szybko tropik na trawie i stanęliśmy przy drzwiach wyjściowych.
Po Mszy, gdy już wszyscy wyszli, usiedliśmy na schodach i przeczytaliśmy w telefonie czytania, których nie zdążyliśmy usłyszeć, a później wyjęliśmy jedzenie i zjedliśmy bułki i trochę słodyczy. 

Wyprawa, dzień 2 - przerwa przy kościele

Dalej jechaliśmy przez spokojne wioski, aż dotarliśmy do Inowrocławia, przez który jechało się bardzo nieprzyjemnie.

Wyprawa, dzień 2 - Inowrocław

Straciliśmy sporo czasu na zakupach, pół dnia za nami, a na licznikach mało co. 

Wyprawa, dzień 2 - małe zakupy

Za Inowrocławiem też straciliśmy kilkanaście minut, ale to przez moje roztrzepanie. W pewnym momencie zorientowałam się, że nie mam rękawiczek i przypomniałam sobie, że półtora kilometra wcześniej podczas przerwy na siku zdjęłam je i położyłam na sakwach, pewnie spadły tam jak ruszyłam. Mój dżentelmen kazał mi poczekać i sam po nie zawrócił, ku mojej radości, bo jechaliśmy akurat pod wiatr. :) 
Kawałek dalej znów napotkaliśmy małą przeszkodę - budowę drogi, ale była łatwa do pokonania, tylko trochę piachu. 

Wyprawa, dzień 2 - budowa jakiejś drogi za Inowrocławiem

Jechaliśmy dalej mijając kolejne wioski i oglądając pola z marchewką, cebulą, fasolką i innymi warzywami, nieczęsto spotykane w naszej okolicy. Gdy jechało się wśród cebulowych pól czuć było jej specyficzny zapach. Jechało nam się dobrze i humory dopisywały, Michał zaczął nazywać mnie cebulak. Mi się nasunęło hasło Cebulaki jadą na Wschód, które pewnie skojarzyło mi się z relacją z wyprawy opisywaną w Rowerturze - Paprykarze jadą na Wschód. Nawet nasza historia rowerowych wypraw jest podobna, najpierw polskie wybrzeże, potem szlak Odra-Nysa na zachodzie, a teraz kolej na wschodnią część Polski. :)
Za Gniewkowem, gdzie były różne przetwórnie warzyw m.in. Bonduelle, wjechaliśmy w las, przez który prowadziła piękna droga.
Spotkaliśmy pana na takim ciekawym pojeździe. 

Wyprawa, dzień 2 - lepszy sprzęt od naszego :P

Początkowo wyprzedziliśmy go bez problemu i śmialiśmy się, że gdyby pedałował to by jechał szybciej. Jednak po chwili wcisnął gaz mocniej, wyprzedził nas jadąć na oko 50 km/h i tyle go widzieliśmy. :D My objuczeni jak osiołki jechaliśmy sobie powoli, ciesząc się z okoliczności natury. 

Wyprawa, dzień 2 - piękny las przed Toruniem

Zrobiliśmy sobie przerwę i było cudownie, błogo, słońce grzało bardzo przyjemnie, aż żal było odjeżdżać. Ale Toruń był blisko więc zebraliśmy się i ruszyliśmy dalej.

Wyprawa, dzień 2 - polanka w lesie

Wyprawa, dzień 2 - przerwa

Oczywiście nie mogło zabraknąć pamiątkowego zdjęcia przed tablicą.

Wyprawa, dzień 2 - dotarliśmy do Torunia

Wyprawa, dzień 2 - Toruń

W Toruniu pojechaliśmy na starówkę, pokręciliśmy się tam trochę i porobiliśmy zdjęcia, a następnie zrobiliśmy w Biedronce zakupy na wieczór. Była niedziela, robiło się późno, więc nie wiedzieliśmy kiedy będziemy przejeżdżać obok następnego sklepu.

Wyprawa, dzień 2 - pierwsze spotkanie z Mikołajem

Wyprawa, dzień 2 - Toruń

Jazda przez Toruń okazała się czystą przyjemnością, nie wiem jak jest w pozostałych częściach miasta, ale nasza trasa prowadziła w większości po ścieżkach rowerowych, głównie asfaltowych. :)

Wyprawa, dzień 2 - ścieżki w Toruniu

Przez wyjazdem z miasta poprosiliśmy pewnych ludzi, który byli na balkonie o napełnienie worka wodą z kranu, do gotowania na wieczór. Wyjechaliśmy za Toruń i wjechaliśmy w fajny lasek, co chwilę było dobre miejsce na rozstawienie namiotu. Znów około 19:00 mieliśmy miejsce na nocleg.

Wyprawa, dzień 2 - mamy drugi nocleg

Po rozstawieniu namiotu, tradycyjnie Michał zajął się rowerami, a ja kolacją, tym razem gotowaliśmy makaron i sosik. Było pysznie, ciepło i bardzo miło. 

Wyprawa, dzień 2 - kolacyjka

Kolejny fajny dzień, spory dystans jak na mnie, oby tak do końca. :)

<<< dzień 1.    dzień 3. >>>


Jednym kołem - dzień 3.

Poniedziałek, 2 maja 2016
km:85.95km teren:0.00
czas:05:44km/h:14.99
Kategoria 3. 50-100km, Majówka 2016 NSR-W i SSJ, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami

Tej nocy było zdecydowanie cieplej, choć nie widać tego po minie Lotki na zdjęciu poniżej :) 

Powoli wstajemy :)

Obudziliśmy się i po chwili wyszło słońce, które momentalnie zaczęło cudownie grzać.

Nasze namiociki

Michał natknął się na szczękę jakiegoś dużego zwierzęcia:

Szczęka

Poranne ogarnięcie się zajęło nam znów sporo czasu. Ze spokojem zjedliśmy śniadanie i zwinęliśmy obóz.

Nasz mały obóz o poranku

Rowery zapakowane

Tak wyglądałyśmy wychodząc z naszej miejscówki:

Wychodzimy na drogę z miejsca noclegu

Na drodze poczuliśmy wiaterek i od razu było o wiele chłodniej, niż na osłoniętej i nasłonecznionej polance. Jechało się jednak dobrze, tylko słoneczko chowało się za chmurami. Z uwagi na to, że w dwa poprzednie dni przejechaliśmy prawie 200 kilometrów, na dziś zostało nam tylko 65 km do Malty (końca szlaku) i dodatkowo 20 do domu.

Pochmurno

Dotarliśmy do Szamotuł i wstąpiliśmy do Biedronki na zakupy - ciepłe bagietki czosnkowe były bardzo dobre. :)
Po przerwie ruszyliśmy dalej i niebawem zrobiliśmy krótką sik-pauzę. Zachęcona opowiadaniem Michała, że rower nawet stabilnie stoi w wyrwikółkach, też postawiłam tam mój. Gdy ruszyliśmy, poprosiłam ich, aby następnym razem wybili mi taki pomysł z głowy, bo musiałam poprawić przesunięty czujnik od licznika.

Szybka sik-pauza

Dalsza droga minęła nam dość przyjemnie i szybko, tylko trochę czasem walczyliśmy z mocnym wiatrem. W Szamotułach zakończyły się czarne oznaczenia szlaku i odtąd były zielone, bo szlak pokrywa się z Transwielkopolską Trasą Rowerową. 

Coraz bliżej domu

Dwa żurawie

Zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby podziwiać i sfotografować dwa żurawie.

Coraz bliżej do Poznania

Tuż przed Kiekrzem zrobiliśmy ostatnią dłuższą przerwę, najedliśmy się i odpoczęliśmy trochę. Później jechaliśmy przy jeziorze Strzeszyńskim i bardzo przyjemną, leśną ścieżką aż do Rusałki. Dalej szlak prowadził przez miasto, m.in. Park Sołacki i Wzgórze Świętego Wojciecha.

Już w Poznaniu

Ja na zjeździe ze Wzgórza Świętego Wojciecha

I znów jechaliśmy przez stare miasto, dalej Most Rocha. Około 17:00 dotarliśmy do Węzła Rowerowego nad Jeziorem Maltańskim, czyli końca naszego szlaku. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i pojechaliśmy usiąść sobie na ławeczkę przy jeziorze.

Koniec szlaku - Węzeł Rowerowy nad Maltą

Później ruszyliśmy w stronę domu. Wracaliśmy przez Dębinę i Luboń.

Na Dębinie

W Komornikach pojechaliśmy na Grajzerówkę i odprowadziliśmy Lotkę do Szreniawy.

Przed Szreniawą na Grajzerówce

Chomęcice!

Już prawie jesteśmy w domu :)

Spokojnym tempem dotarliśmy do mnie i tak zakończyła się nasza krótka mini-wyprawa. 

Dzięki Wam za towarzystwo i liczę na więcej! :)

<<< dzień drugi

Jednym kołem - dzień 2.

Niedziela, 1 maja 2016
km:96.06km teren:0.00
czas:06:34km/h:14.63
Kategoria 3. 50-100km, Majówka 2016 NSR-W i SSJ, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami

Nocka była zimna i postanowiłam przed następną się cieplej ubrać. Jednak gdy Lotka powiedziała, że założyła na siebie wszystko (czyli 4 długie rękawy) i zmarzła, to zaczęłam rozważać czy nie lepiej wrócić do domu. Lotka jednak tego nie chciała, więc zaczęliśmy szykować się do następnego dnia w trasie. :)

Nocka i poranek taaakie zimne

Zmarznięta Lotka

I znów pakowanie wszystkiego, ogarnięcie się, zjedzenie śniadania, złożenie namiotów itd. zajęło nam dwie godziny. Późno, bo około 11:00 wyruszyliśmy na szlak. Poprzedniego dnia mieliśmy już 30 kilometrów o tej porze. 

Wyjeżdżamy z miejsca noclegu

Po drodze były jakieś zawody, albo pokazy, szalejące samochody zrobiły niezłą kurzawę. Widzów było sporo, ale my pojechaliśmy dalej. 

Jakieś zawody chyba były w Popowie :)

Wyjechaliśmy na szlak, na asfaltową drogę i jadąc sobie spokojnie minęliśmy Wartosław i dotarliśmy do Chojna. Rzuciliśmy okiem na rozkład "jazdy" promu:

Nasz prom, którego nie było

Okazało się, że dobrze zrobiliśmy jadąc tą stroną od Wronek, bo w weekendy prom będzie kursował dopiero od czerwca. Pojechaliśmy dalej i za Chojnem zjechaliśmy w drogę gruntową. Słońce tak grzało, że postanowiłam zdjąć nogawki.

Przebieranie na trasie

Dalej jechaliśmy cały czas polną drogą, często walcząc z piachem. W pewnym momencie poznałam miejsce, w którym byłam na wycieczce w liceum. Michał potwierdził, że też tam kiedyś był i od kilku kilometrów wypatrywał tego miejsca. Zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby zrobić zdjęcie. Przy okazji postoju Michał zjadł bułkę, a ja uzupełniłam sobie bidon.

Bucharzewo

Dopiero przed Sierakowem piaszczysta droga została zastąpiona asfaltem. 

Wjeżdżamy do Sierakowa

Zaczęły się tereny z dużą ilością jezior, a co za tym idzie, nierównym terenem, więc musieliśmy zmagać się z podjazdami. 

Zaczynają się podjazdy

Przez kilka małych wsi jechaliśmy mało ruchliwą drogą asfaltową i w miejscowości Mokrzec szlak poprowadził nas w pole. Znów trzeba było zmagać się z piachem, raz mniejszym, raz większym. W pewnym momencie zsiedliśmy z rowerów by przepchać rowery przez małą pustynię. :P

Już prawie w Międzychodzie

Dotarliśmy do Warty i wzdłuż niej jechaliśmy ostatnimi kilometrami szlaku do Międzychodu.

Nad Wartą, prawie w Międzychodzie

Tak prezentuje się drzewo, na którym został oznaczony początek/koniec zachodniego odcinka Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego.

Koniec (albo początek) Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego w Międzychodzie

Znaleźliśmy sklep, w którym zrobiliśmy zakupy i nieopodal na ławeczce zrobiliśmy przerwę na jedzonko. 

Przerwa na jedzenie w Międzychodzie

Później pojechaliśmy ku początkowi Szlaku Stu Jezior, który rozpoczynał naszą drogę powrotną. 

Początek Szlaku Stu Jezior (SSJ) - Międzychód

Za Międzychodem jechaliśmy kawałek asfaltem, po czym znów wjechaliśmy w polne drogi. Zaliczyliśmy długi, kamienisty podjazd:

Ciężki podjazd


Po piachu i pod górkę

Oczywiście były również zjazdy. :)

Zjazdy też się zdarzały :)

Po kilkunastu kilometrach piachów wyjechaliśmy na asfalt i niebawerm dotarliśmy do Śremu, żartując, że szybko nam idzie. Po raz drugi tego dnia wjechaliśmy do Sierakowa, tym razem do centrum i przy rynku zrobiliśmy zakupy na wieczór.

Znów wjeżdżamy do Sierakowa - drugi raz tego dnia

Gdy pakowaliśmy zakupy na rower, zagadała do nas pewna pani. Chwilę pogadaliśmy z nią o naszej trasie, o noclegach i sakwach. 
Pojechaliśmy dalej już trochę zmęczeni, ale żeby szukać noclegu musieliśmy wyjechać z Sierakowskiego Parku Krajobrazowego, więc ponad 20 kilometrów. W nogach mieliśmy już 70 km, do tego ciągłe podjazdy, na których Lotka zostawała w tyle. 
Dotarliśmy do Chrzypska Wielkiego, gdzie zjechało się dużo osób, aby podziwiać wiele gatunków tulipanów. My obejrzeliśmy je sobie zza płotu i jechaliśmy dalej. 

Mnóstwo tulipanów w Chrzypsku Wielkim

Było ciężko, ciągle pod górę i już się nie chciało. Przejechaliśmy przez Łężeczki i dotarliśmy do grzybka. Jak przeczytałam w domu jest to Pomnik Borowika, pierwszy na świecie pomnik postawiony w trzecim tysiącleciu. Widok z góry na j. Chrzypskie był wspaniały. Tam też usiedliśmy na chwilę i najedliśmy się, a ja dodatkowo się cieplej ubrałam. 

Pomnik Borowika

Padł nam aparat, dlatego nie będzie więcej zdjęć z tego dnia. 
Po przerwie ruszyliśmy trochę zregenerowani i jechało się zdecydowanie lepiej. Dwie miejscowości dalej, ku wielkiej radości naszym oczom ukazał się drogowskaz z napisem Nojewo. Wiedzieliśmy, że za nim już na pewno nie ma Parku Krajobrazowego i na spokojnie będzie można rozglądać się za noclegiem. Po kilku kilometrach zjechaliśmy z głównej drogi i udało nam się od razu znaleźć fajne miejsce. Było już dosyć późno, więc od razu zabraliśmy się do roboty. Ja rozbiłam nasz namiot, Lotka swój, a Michał rozłożył kuchnię i układał rowery. Później zaczęliśmy szykować kolację, makaron z sosem pomidorowym, który zjedliśmy już prawie po ciemku. W między czasie Michał zadzwonił do Gumisia. Wypiliśmy witaminę, później herbatę i po zapakowaniu wszystkiego do namiotów poszliśmy spać. 
Zdjęcia noclegu będą rano. :)

Dzięki Wam za kolejny, trudny, ale fajny dzień! :)

<<< dzień pierwszy   dzień trzeci >>>

Jednym kołem - dzień 1.

Sobota, 30 kwietnia 2016
km:99.86km teren:0.00
czas:06:22km/h:15.69
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, Majówka 2016 NSR-W i SSJ

Majówka była planowana dość dawno, ale ostateczną decyzję mieliśmy podjąć na ostatnią chwilę, ze względu na pogodę. Ostatnie dwa tygodnie były zimne, często deszczowe i mroźne w nocy. Do ostatniej chwili nie chcieliśmy jechać. Dzień przed postanowiliśmy, że jedziemy, ale na wyjazd zdecydowały się tylko trzy osoby z siedmiu - Lotka, Michał i ja. 
Rano mieliśmy się spotkać z Lotką w Rosnowie o 8:30, ale słabo nam szło ogarnięcie się i załadowanie rowerów, więc zdążyła do nas dotrzeć. W sumie dobrze, bo gumy przytrzymujące jej wór transportowy nie wyglądały solidnie i mój tata poratował ją mocnymi, parcianymi paskami. Gdy już wszystko było gotowe mogliśmy ruszać.

Dzień 1. Lotka gotowa do drogi

I znów trzeba było przez pierwsze metry przyzwyczaić się do jazdy z obciążeniem. Punktem początkowym naszego szlaku, czyli Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego jest węzeł rowerowy przy Jeziorze Maltańskim, więc tam musieliśmy najpierw dotrzeć. Jechaliśmy trasą, którą zwykle jeżdżę do Michała czyli przez Luboń.

Dzień 1. W Luboniu

Przed Dębiną Lotka powiedziała, że coś jej zgrzyta i stuka w rowerze. Myślałam, że może odpowiedni bieg jej nie wskoczył, ale to nie było to. Zatrzymaliśmy się na chwilę i Michał oglądał rower, nie stwierdzając usterki.

Dzień 1. Pierwsza przerwa techniczna na Dębinie

Naszym zwyczajem zaczęliśmy się nabijać z Lotki (ona z nami :P), że mogłaby jechać z jednym kołem i pewnie by nie zauważyła, więc podziwiamy, że słyszy problem, którego nie ma. Później się okazało, że problem był, ale o tym wieczorem...
Już na początku wyjazd został mianowany nazwą "Jednym kołem..." :D

Dzień 1. Most Rocha

Przy moście Rocha Lotka z Michałem przegłosowali, żeby nie jechać nad Maltę robić zdjęcia przy początku szlaku. Trudno - obiecali, że pojedziemy tam na zakończenie. Szlak prowadzi przez Stare Miasto, dalej przez Wzgórze Świętego Wojciecha, przy Cytadeli i dalej gdzieś tam do Naramowickiej. 

Dzień 1. Stare Miasto

Dzień 1. Wzgórze Świętego Wojciecha

W pewnym momencie dojechaliśmy do znanego nam odcinka drogi, którym jeździmy do Śnieżycowego Jaru.

Dzień 1. Wyjazd z Poznania

Po 30 kilometrach zrobiliśmy pierwszą przerwę regeneracyjną. Słońce świeciło i co najważniejsze grzało bardzo mocno. Byliśmy zadowoleni, że zdecydowaliśmy się jednak pojechać.

Dzień 1. Pierwszy postój

Najedzeni ruszyliśmy dalej znaną nam trasą. Nogi były jeszcze wypoczęte, pogoda dobra, więc jechało się wyśmienicie. Dotarliśmy do Starczanowa i nie zatrzymując się minęliśmy niedawno odwiedzony Śnieżycowy Jar. Jechaliśmy cały czas w terenie, piaski dały nam troszkę w kość, więc kiedy wyjechaliśmy na asfalt, bardzo nas to ucieszyło. 
Za Obornikami (a może to jeszcze było w Obornikach) musieliśmy się obowiązkowo zatrzymać, żeby zrobić zdjęcie cudownej ścieżki rowerowej z drzewem na środku. Jasna część chodnika jest dla pieszych, czerwona dla rowerzystów. Co ciekawe, ścieżka skończyła się kilka metrów dalej, więc dlaczego nie mogła się skończyć już przed drzewem? To pozostanie chyba tajemnicą projektanta. :P

Dzień 1. Gdzie ta ścieżka

W Bąblinie zrobiliśmy sobie kolejną przerwę na odpoczynek i jedzenie.

Dzień 1. Drugi postój - Lotka

Dzień 1. Drugi postój

Dalej jechaliśmy spokojnie asfaltem przez miejscowości o powiązanych nazwach: Bąblin, Bąblinek, Kiszewo, Kiszewko, Stobnica, Stobnicko. A potem przydarzyła się nawet Zielonagóra. :)
W Obrzycku przejechaliśmy na drugą stronę rzeki. Zrezygnowaliśmy z zakupów, decydując, że zrobimy je w następnej miejscowości. Jednak wjechaliśmy do lasu i walcząc z piaskami przebyliśmy prawie 10 kilometrów, aż do Wronek. 

Dzień 1. Szybka sik-pauza

Dzień 1. Dojeżdżamy do Wronek

We Wronkach zrobiliśmy zakupy, głównie woda do gotowania i bułki na dzień następny. Zapytaliśmy też pewną panią o prom w Chojnie, ale powiedziała, że w weekend by nie ryzykowała. Mieliśmy do wyboru przejechać we Wronkach na drugą stronę rzeki i do Chojna nie jechać po naszym szlaku, albo jechać szlakiem do Chojna, bez pewności, że tam przedostaniemy się na drugą stronę rzeki - wybraliśmy opcję pierwszą. 
Wyjechaliśmy z Wronek i po kilku kilometrach zjechaliśmy w boczną drogę, aby poszukać noclegu. Michał znalazł świetne miejsce, polankę między sosenkami.

Dzień 1. Nocleg znaleziony

Uprzątnęliśmy szyszki, rozbiliśmy namioty i wzięliśmy się za ogarnięcie siebie i posiłku. Na kolację zjedliśmy tortellini z grzybami z sosem pomidorowym z mozarellą. Pysznie smakowało po takim dniu i to jeszcze siedząc przy namiocie. Uwielbiam taki klimat! :)
Przy spinaniu rowerów przez Michała okazało się co było przyczyną stukania w Lotki rowerze. Otóż zapomniała dokręcić śrubki łączące bagażnik z blaszkami, dzięki którym można go było zamocować do jej roweru. Niewyobrażalne, niemożliwe - ale jednak. I nie na wyrost okazały się nasze żarty, że dojechałaby pewnie z jednym kołem i nie zauważyła tego po drodze :D

Dzień 1. Zachód słońca

Lotka przyszła do naszego namiotu, trochę pogadaliśmy i poszła do siebie. Ubrani w ciepłe rzeczy i szczelnie zamknięci w śpiwory poszliśmy spać, mając nadzieję, że nie zamarzniemy całkowicie. :P

dzień drugi >>>

Pierwszy raz w tym roku z Martą i Gumisiem

Sobota, 16 kwietnia 2016
km:51.51km teren:0.00
czas:03:02km/h:16.98
Kategoria 3. 50-100km, z Gumisiem, z Michałem, ze zdjęciami

Umówiliśmy się na rower we czwórkę, czyli ja z Michałem i Marta z Gumisiem. Gumiś miał rower u Marty i ograniczony czas, więc pojechał tam autem, a my rowerami pojechaliśmy na Dębiec. U Marty pod blokiem okazało się, że są niegotowi i musieliśmy czekać prawie pół godziny. W końcu zeszli na dół z rowerami i po chwili pojechaliśmy. Najpierw w stronę Dębiny, gdzie objechaliśmy trochę dookoła różnymi ścieżkami, później NSR-em. Kawałek jechaliśmy Wartostradą, oczywiście trzeba było znieść rowery po schodach. :P Na Śródce była chwila przerwy, bo Gumiś chciał zobaczyć malowidło na ścianie jednego budynku. Później zrobiliśmy kółko wokół Malty, robiąc przerwę na pogawędkę przy Źródełku. Pożegnaliśmy się przy Węźle Rowerowym, Marta z Gumisiem pojechali do niej, a my do Michała. Chcieliśmy wypić kawę i pojechać do mnie, ale niebo się zachmurzyło i gdy już mieliśmy wyjeżdżać, zaczęło kropić. Podjęliśmy decyzję, że założymy pelerynki i pojedziemy. Padało tylko delikatnie, jechało się dobrze. Jednak w Luboniu zaczęło wiać i padać mocniej. W pelerynce było mi ciepło, ale dla Michała jazda była trochę zbyt wolna i chciał jechać szybciej. W Komornikach powiedziałam, żeby pojechał szybciej, a ja sobie sama dojadę. Gdy dotarłam do domu, on zdążył schować rower, też szybko schowałam swój i poszłam do domu się przebrać. Peleryna, którą moja mama testowała w ulewie sprawdziła się świetnie, ale teraz przepuściła mi trochę wody na rękawach. Wniosek jest taki, że nadaje się na krótki, półgodzinny dojazd do domu w dużym deszczu, ale przy dłuższej jeździe już nie jest tak kolorowo. 
Padało jeszcze przez kilka godzin, ale pod wieczór wyszło piękne słońce. :)

Pod wieczór wyszło piękne słońce

Więcej zdjęć miało być, może uzupełnię opis, jeśli Gumiś udostępni mi zdjęcia ze swojego aparatu. :)


Wycieczka do Kórnika

Niedziela, 3 kwietnia 2016
km:75.07km teren:0.00
czas:04:27km/h:16.87
Kategoria 3. 50-100km, WPN, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami

W głowie zrodził się plan na wykorzystanie prognozowanej dobrej pogody na niedzielę. Wymyśliłam z Michałem wycieczkę do Kórnika.
Rano pojechałam do kościoła, a po powrocie zajęłam się szykowaniem jedzenia na drogę. Postanowiłam usmażyć kotlety, żebyśmy mogli na trasie coś zjeść w porze obiadowej. W międzyczasie Lotka dała znać, że też jedzie z nami. Przyjechał po mnie Michał, więc posprzątałam w kuchni i poszłam się przebrać. Chwilę po 12:00 wyruszyliśmy w drogę:

Pierwszy kilometr

Lotka czekała na nas pod blokiem i dalej pojechaliśmy już w trójkę.

Jedziemy już razem z Lotką

Dojechaliśmy do j. Jarosławieckiego, wjechaliśmy na Grajzerówkę, by po chwili zjechać w las zgodnie z oznaczeniami czerwonego szlaku. Na chwilę zatrzymaliśmy się przy grobach powstańców z 1848 roku.

Groby powstańców z 1848 roku

Dojechaliśmy do Puszczykowa i przy lodziarni Lotka chciała wstąpić na lody, jednak zdecydowaliśmy, że szkoda czasu i jedziemy dalej, może w drodze powrotnej. 

Most w Rogalinku

Rogalinek (w tle kościół)

Przejechaliśmy przez Rogalinek i wyjechaliśmy na drogę w kierunku Rogalina, oglądając stare dęby.

Stare dęby

Nieopodal miejsca gdzie spaliśmy w zeszłym roku jadąc Pierścień, znaleźliśmy idealną miejscówkę na dłuższą przerwę. Rozsiedliśmy się i zjedliśmy kotlety ze smakiem. Nieskromnie przyznam, że wyszły mi bardzo dobre. Słońce grzało mocno, tak że Michał siedział bez koszulki.

Długa przerwa


Rogalin

Posiedzieliśmy tam 40 minut i zaczęliśmy się zbierać do odjazdu.

Koniec przerwy

Przejechaliśmy w pobliżu pałacu w Rogalinie, cały czas kierując się czerwonym szlakiem. Dwa razy musieliśmy obejść dookoła płotu, bo bramki były zamknięte. Szlak prowadził polnymi i leśnymi drogami dookoła, przez Daszewice i inne miejscowości. Jechaliśmy długą prostą drogą przez pola i las, aż dotarliśmy do Daszewic i zgubiliśmy szlak, który później sam się odnalazł. Bez problemów, ale późno dojechaliśmy do Kórnika.

Dojechaliśmy do Kórnika

Wstąpiliśmy do Biedronki, żeby dokupić picie i pojechaliśmy koło zamku, zrobić sobie fotkę. Po chwili ruszyliśmy, żeby przy drodze wzdłuż jeziora znaleźć ławkę, na której moglibyśmy usiąść i się posilić.

Zamek w Kórniku

Po przerwie ruszyliśmy dalej, trasą znaną nam również z zeszłorocznego pierścienia. Jechało się dobrze i szybko, w przeciwieństwie do drogi w tamtą stronę, nie było pod wiatr. 

Prawie w Niwce

Kolejne miejscowości mijaliśmy szybko i w Puszczykowie Lotka znów wspomniała o lodach. Ale kolejka była jeszcze większa, niż przedtem i rzut oka na nią od razu zniechęcił do postoju. :P Pojechaliśmy dalej, czekał nas podjazd i przez WPN dotarliśmy do Grajzerówki, przecięliśmy ją i dojechaliśmy do Jeziora Jarosławieckiego. 


Ostatnia przerwa nad jeziorem Jarosławieckim

Zrobiliśmy sobie ostatnią, krótką przerwę, usiedliśmy i pogadaliśmy chwilę. Dalej pojechaliśmy już prosto do Szreniawy gdzie rozstaliśmy się z Lotką.

Szreniawa

W miejscu gdzie się rozstawaliśmy, spojrzałam na licznik, który wskazywał przejechane 600 km w tym roku. :)

W Szreniawie wybiło 600 km w tym roku :)

Dziękuję Wam za wspólną, udaną wycieczkę! Oby takich było więcej. :)


Śnieżycowy Jar

Sobota, 19 marca 2016
km:68.35km teren:0.00
czas:04:31km/h:15.13
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami

Ta wycieczka w planach była już dość długo, choć nie było pewności czy w ogóle dojdzie do skutku. Śnieżyca wiosenna kwitnie w Śnieżycowym Jarze bardzo krótko, a wyjazd uzależniony był głównie od pogody. Ta szczęśliwie była dobra.
Mieliśmy jechać w trójkę - ja, Michał i Lotka. Od Michała jest zdecydowanie bliżej, niż od nas, więc ja przyjechałam do niego w piątek, a Lotka rano zapakowała rower w samochód i również dotarła na osiedle Warszawskie. Byliśmy już gotowi, gdy wyjeżdżała z domu, więc przejechaliśmy się nad Maltę i gdy dotarła do nas, mieliśmy na licznikach po pięć kilometrów. Chwila na wypakowanie roweru, złożenie, dopompowanie i mogliśmy ruszać.

Jeszcze w Poznaniu

Początkowo jechaliśmy przez miasto, najpierw ścieżką rowerową, później trochę ulicą i w końcu wyjechaliśmy na mniej ruchliwe drogi. Dalej jechaliśmy cały czas Nadwarciańskim Szlakiem Rowerowym. Zdarzały się momenty, że szlak był zakorkowany i nie było jak wyprzedzić całej grupy.

Korki nawet na szlaku

Jechało się dobrze, wiatr głównie nam sprzyjał i nie zrobiliśmy żadnej przerwy, aż do Starczanowa. Dotarliśmy do Śnieżycowego Jaru i zanim ujrzeliśmy choć jedną śnieżycę to spotkaliśmy już całe tłumy ludzi.

Rezerwat

Miejsce stało się popularne i chyba trochę szkoda, bo przybywa tam coraz więcej ludzi, którzy nie potrafią uszanować tego pięknego widoku. Najwyraźniej trzymanie się wyznaczonej ścieżki jest zbyt trudne dla niektórych, a zrobienie własnego "artystycznego" zdjęcia jest ważniejsze, niż pojedyncze podeptane kwiatki...

Rezerwat

Na mnie śnieżyce nie zrobiły aż takiego wrażenia jak w zeszłym roku, ale to pewnie dlatego, że widziałam je kolejny raz, poza tym było pochmurno i pozostało też dość dużo suchych liści, które je przykrywały. Niemniej jest to widok godny zobaczenia i fantastyczny powód do rowerowej wycieczki. :)

Rezerwat

Śnieżyca wiosenna

Śnieżyca wiosenna

Rezerwat

Gdy już się napatrzyliśmy i zrobiliśmy kilka fotek, pojechaliśmy nad Wartę, by usiąść, coś zjeść, łyknąć herbatki i odpocząć przed drogą powrotną.

Warta

Regeneracyjna przerwa nad rzeką

Zregenerowani ruszyliśmy dalej. Trochę pokrążyliśmy po lesie i wróciliśmy na drogę, którą przyjechaliśmy. Jechało się trochę gorzej - wiatr teraz często wiał w twarz. Wyszło słońce i zrobiło się ciepło. Wszyscy byliśmy troszkę zmęczeni, ale najbardziej Lotka, dlatego ostatnie kilometry przez las jechaliśmy spokojnym tempem. W mieście, na asfalcie i ścieżkach rowerowych jakby odzyskała siły. :P Postanowiliśmy przejechać się odcinkiem Wartostrady. Piękna ścieżka, równy asfalt. Niestety piękna była też nasza wywrotka. Lotka przejechała po tej idealnej nawierzchni, ja wylądowałam pomiędzy dwoma rowerami. Niestety nie obyło się bez strat w odzieży i sprzęcie oraz obdartego kolana Lotki. :(
Dalej już pojechaliśmy do Michała, gdzie opatrzyłyśmy ranę i wypiliśmy kawkę.

Dzięki Wam za fajną wycieczkę :)
Szkoda tylko tej gleby już prawie na mecie. 

Poligon

Sobota, 22 sierpnia 2015
km:83.18km teren:0.00
czas:04:43km/h:17.64
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami

Pomysł na tę wycieczkę narodził się w naszych głowach, gdy jadąc w czerwcu Pierścieniem dookoła Poznania, leżeliśmy na pięknej polanie w Glinnie. Z jednej strony chciałyśmy z Lotką obejrzeć czołgi na poligonie, ale z drugiej strony szkoda było czasu. Postanowiliśmy wtedy, że przejedziemy się na poligon kiedyś. I tak ten dzień nadszedł pewnej pięknej soboty w sierpniu. Umówiliśmy się w Kiekrzu, Michał miał przyjechać od swojej strony, ja z Lotką od nas. Pokazał mi na mapce trasę, więc byłam spokojna o dojazd. My spotkałyśmy się w Rosnowie i ruszyłyśmy razem przez Komorniki, Plewiska, Skórzewo, Wysogotowo, Przeźmierowo i Baranowo, aż do Kiekrza. Tam się trochę pogubiłyśmy, bo nie mogłyśmy odnaleźć ścieżki z trasy od Michała. Przez to byłyśmy spóźnione i Michał na nas nie czekał, tylko wyjechał w naszą stronę.
Gdy wyjechałyśmy w końcu na dobrą drogę jechałyśmy wzdłuż jeziora i jechało się bardzo przyjemnie. Do czasu, aż nadjechał Michał. :P Posprzeczaliśmy się o to, że do kitu trasę mi pokazał. On jednak obstawał przy swoim, że pokazał tylko punkt zbiórki na mapie, a trasa sama się wyznaczyła, ale wcale nie miałyśmy nią jechać. Ehh... Zrozumieć faceta :P
Po kilkunastominutowym fochu dotarliśmy do sklepu i zatrzymaliśmy się na małe zakupy.

Pierwsza przerwa w Kiekrzu

Zjedliśmy lody, batoniki i od razu było lepiej. W dobrych humorach pojechaliśmy dalej. Przypominaliśmy sobie trasę z czerwca i wspominaliśmy tamten wyjazd. Przejazd przez poligon bardzo przyjemny, zatrzymaliśmy się na chwilę przy ruinach kościoła w Chojnicy i pojechaliśmy dalej w kierunku czołgów:

Już na poligonie

Najpierw zwiedziliśmy tramwaj:

W starym tramwaju na poligonie

Fot. Dorota Florczak

Później czołg:

Lotkiewicz i jej czołg

Fot. Dorota Florczak

A to my:

My 3

Tam trochę posiedzieliśmy i zrobiliśmy dłuższą przerwę, m.in. na jedzonko.

Musztra

Pojechaliśmy dalej, ale było nam mało atrakcji i zjechaliśmy w boczną drogę. Obejrzeliśmy kilka kolejnych starych czołgów i pojeździliśmy takimi drogami:

Mega fajna zabawa

Po drodze dla czołgów

Sprawiało nam to ogromną frajdę! Następnym punktem naszej wycieczki było stare kasyno oficerskie.

W dawnym kasynie wojskowym

Kasyno wojskowe

Pojechaliśmy dalej, zrobiliśmy przerwę przy Biedronce i uzupełniliśmy zapasy picia. Dalej to już droga powrotna do domu. Wracaliśmy prawie tą samą trasą, z kilkoma krótkimi postojami. W Skórzewie Lotka już marudziła, ale ostatecznie pobiła tego dnia swój dzienny rekord przejechanych kilometrów.

Dziękuję Wam za wspólny wyjazd! :) Lotka, czekam na Twój opis :)

Do Michała

Czwartek, 20 sierpnia 2015
km:52.89km teren:0.00
czas:km/h:
Kategoria 3. 50-100km, transport

Z Michałem na miejsce zbiórki

Piątek, 14 sierpnia 2015
km:50.00km teren:0.00
czas:km/h:
Kategoria 3. 50-100km, z Lotką, z Michałem, ze zdjęciami

Pojechałam do Michała, zjedliśmy obiad i zaczęliśmy się szykować do wyjazdu na miejsce zbiórki. Michał razem z TCT Poznań wybierali się na podbój Ustki. Michał zapakował wszystko co potrzebne podczas wyjazdu, a ja zabrałam turystyczny prysznic, żeby dać go Marcie i Gumisiowi, którzy za kilka dni mieli jechać na wyprawę i chcieli go pożyczyć. Wyjechaliśmy od Michała w stronę ronda Obornickiego, gdzie miała być zbiórka.



Na miejscu trochę czekaliśmy przy McDonaldzie na jednego uczestnika, wypiliśmy z Michałem shake'a, trochę pogadaliśmy i gdy już wszyscy byli na miejscu, chłopacy zaczęli przygotowywać się do wyjazdu:

Zbiórka przy rondzie Obornickim

Zjawiło się czterech śmiałków:

Chłopacy gotowi na podbój Ustki

Po serii pamiątkowych zdjęć wsiedli na rowery i odjechali. Ja ruszyłam w stronę domu, by spotkać się z Lotką. W Plewiskach poczekałam na nią na przystanku autobusowym, gdy przyjechała pojechałyśmy polną drogą w kierunku Głuchowa. Nie chciało mi się jechać daleko, więc z Głuchowa pojechałyśmy jeszcze przez Konarzewo i do domu.
Za to później razem z nią, siostrą i jej chłopakiem pojechaliśmy samochodem nad jezioro na wieczorną kąpiel i oglądanie spadających gwiazd. :)