thewheel

rowerOWOblog rowerowy

animalek z miasta Chomęcice k/Poznania
km:12285.43
km teren:439.70
czas:29d 01h 24m
pr. średnia:17.19 km/h
podjazdy:0 m

Moje rowery

Znajomi

Szukaj

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy animalek.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Decathlon

Piątek, 7 sierpnia 2015
km:16.12km teren:0.00
czas:00:45km/h:21.49


Postanowiłam pojechać rowerkiem do Decathlonu po nowy bidon. Dzień zapowiadał się upalnie, więc wyjechałam z domu przed 8:00.
Ku mojemu rozczarowaniu okazało się, że sklep jest otwierany o godzinie 10:00 :P Tak długo czekać nie zamierzałam, wróciłam do domu.
Jednak co przejechałam to moje, przejadę się jeszcze raz :)

Wyprawa wzdłuż Nysy Łużyckiej i Odry

Piątek, 7 sierpnia 2015
km:0.00km teren:0.00
czas:km/h:
Kategoria Szlak Odra-Nysa 2015, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami

Tym razem w dwuosobowym składzie założyliśmy sobie przejechanie szlaku wzdłuż Nysy Łużyckiej i Odry. Najpierw pojechaliśmy pociągiem z Poznania do Szklarskiej Poręby, stamtąd już rowerami w poszukiwaniu źródła Nysy Łużyckiej i początku szlaku, który prowadził nas przez Czechy i Niemcy. Celem wyprawy było Świnoujście - z gór nad morze (na plażę :P)

Bywało ciężko, zwłaszcza w górach i niekiedy cały dzień pod wiatr, ale daliśmy radę! 
Podsumowując: od wyjścia do powrotu z domu przejechałam 855 kilometrów. Mogliśmy oglądać wiele wspaniałych widoków, doświadczyć jazdy po górach, po zmroku, poznać kilku przewspaniałych ludzi, spać w ogrodzie u Niemców i rozmawiać z niemieckim "bosem wsi" xD

Zakończenie wyprawy

Mam nadzieję, że to nie ostatnia wyprawa w moim życiu, oby takich więcej! :)

Zapraszam do przeczytania szczegółowego opisu:

Dzień 1. Zaczynamy > > >
Dzień 2. Z gór w dół > > > 
 Dzień 3. Dzik jest dziki > > >
Dzień 4. Rozpływamy się > > >
Dzień 5. Znienawidzone miasto > > >
Dzień 6. Wiatr w oczy > > >
Dzień 7. Nasz wróg deszcz > > >
Dzień 8. Boss > > >
Dzień 9. Nieplanowany finisz > > >
Dzień 10. Świnoujście > > >
Dzień 11. Wielki powrót > > >

A także do obejrzenia filmiku:




Ludwikowo

Czwartek, 6 sierpnia 2015
km:34.12km teren:0.00
czas:02:03km/h:16.65
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami

Krótka przejażdżka pod wieczór. Lotka przyjechała do mnie i ruszyłyśmy w kierunku Konarzewa bez celu, na bieżąco ustalałyśmy trasę. Z Konarzewa pojechałyśmy polną drogą do Stęszewa, momentami było trochę piaszczyście, ale nieźle. Ze Stęszewa wyjechałyśmy w kierunku Witobla i przez Łódź dotarłyśmy do Górki, gdzie zrobiłyśmy przerwę:

Mała przerwa w Górce

Ruszyłyśmy dalej i zjechałyśmy do j. Skrzynka szlakiem czerwonym, którym dawno nie jechałyśmy. Wieczór był bardzo ciepły, a tam było wręcz duszno. Koło j. Kociołek zapadła decyzja o podjeździe do Ludwikowa. Lotka zsiadła z roweru, żeby podprowadzić, ja podjechałam. Było lepiej niż myślałam - podjazd jakoś tak szybko się skończył.

Na górze uzupełnienie zapasów wody, obmycie twarzy i ochłoda Ludwiczanką:

Ludwikowo

Po chwili pogawędki z miejscowymi kuracjuszami i naradzie, którą drogą mamy wrócić, podjęłyśmy decyzję i zjechałyśmy tą drogą, którą podjechałyśmy. Koło Kociołka podjechałyśmy w stronę jeziora Góreckiego i zrobiłyśmy przerwę w tradycyjnym już miejscu:

Tradycyjna fotka

Dalej pojechałyśmy wzdłuż jeziora, do Grajzerówki i prosto do Szreniawy. Chwilę pogadałyśmy, pożegnałam się i pojechałam do domu. :)

Do Michała

Wtorek, 4 sierpnia 2015
km:45.27km teren:0.00
czas:02:17km/h:19.83
Kategoria transport, 2. 30-50km

Do Michała

Niedziela, 2 sierpnia 2015
km:50.57km teren:0.00
czas:02:34km/h:19.70
Kategoria transport, 3. 50-100km

Z ciocią i Miłoszem

Środa, 29 lipca 2015
km:18.68km teren:0.00
czas:01:35km/h:11.80
Kategoria 1. 1-30km, na luzie, WPN, z Miłoszem, ze zdjęciami

Obiecałam Miłoszowi przejażdżkę i w końcu udało się pojechać. Dołączyła do nas ciocia. Miło tak kilka dni po wyprawie pojechać sobie na luzie, bez pośpiechu. Młody nalegał, żeby jechać nad jezioro Jarosławieckie. Czemu nie! :)
Pojechaliśmy z Chomęcic polną drogą do Rosnówka:

Miłosz i ciocia w Rosnówku

Za Rosnówkiem znów kolejne przewrócone drzewo:

Powalone drzewko

Przy plaży zrobiliśmy sobie krótką przerwę, zjedliśmy coś słodkiego i napiliśmy się. Było chłodnawo, kilka osób siedziało nad jeziorkiem, ale nikt się nie kąpał. Po chwili ruszyliśmy dalej, już w stronę domu drugą stroną jeziora.

Wzdłuż jeziora Jarosławieckiego

Wracając przez Rosnówko odbiliśmy w las, przejechaliśmy koło stadniny koni, kilka nawet się pasło tuż obok nas. :)

Konie przy stadninie w Rosnówku

Wróciliśmy przez las na Wypalanki i do domu.
Dzięki za wspólną wycieczkę, mam nadzieję, że jeszcze w tym roku gdzieś razem pojedziemy. :)


Powrót do domu po wyprawie

Niedziela, 26 lipca 2015
km:21.42km teren:0.00
czas:01:17km/h:16.69
Kategoria 1. 1-30km, na luzie, Szlak Odra-Nysa 2015, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami

Michał zabrał moje sakwy, ja wiozłam tylko worek, więc było cudownie lekko. Rower niemalże sam się rozpędzał. :)
Dotarliśmy do mnie, przywitali nas rodzice i Nela:

Przywitała nas Nela

Licznik wskazał 855 kilometrów, tyle przejechałam od wyjścia z domu przed wyprawą.

855,01 km - całkowity dystans wyprawy

Potem poszliśmy do domu, bo mama czekała na nas z pysznym obiadkiem. Czekało na nas też imieninowe ciasto i odwiedziny gości.

Wyprawa Nysa Odra - dzień 11. Wielki powrót

Sobota, 25 lipca 2015
km:13.32km teren:0.00
czas:01:03km/h:12.69
Kategoria 1. 1-30km, na luzie, Szlak Odra-Nysa 2015, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami

Nadszedł już dzień powrotu do domu. Rano złożyliśmy namiot, ogarnęliśmy się i wszystko zapakowaliśmy do sakw.

Ostatnie chwile na polu namiotowym


Opuściliśmy pole namiotowe i skierowaliśmy się z stronę promu.

Jedziemy na dworzec

Przepłynęliśmy na drugą stronę, ponieważ chcieliśmy na dworcu kupić bilety na pociąg. Michał dzielnie stał w kolejce, a ja siedziałam na zewnątrz i pilnowałam rowerów. Spędziliśmy tam około godziny - kolejka była bardzo długa, otwarta tylko jedna kasa, a pani w okienku sobie nie radziła.

Widok z promu w Świnoujściu

Kiedy już odczekaliśmy swoje i mieliśmy bilety dla nas, a także na rowery, wróciliśmy na Uznam. Przy promie kupiliśmy 3 takie same kartki i pojechaliśmy na pocztę. Wypisałam kartki, Michał kupił znaczki i wrzuciliśmy je do skrzynki. Wysłaliśmy je do ludzi, którzy nas gościli podczas tej wyprawy - do Sękowic, Gubina oraz do Letschin. Mamy nadzieję, że wszystkie dotarły do adresatów. :)

Kartki z pozdrowieniami do osób, które nas gościły

Mieliśmy mało czasu, więc musieliśmy zrezygnować z wizyty na plaży. I tak nie wykąpalibyśmy się, bo było zimno, a my na granicy choroby. Pojechaliśmy więc zjeść pyszne gofry:

Pyszne gofry z owocami

Najedzeni i zadowoleni po raz trzeci tego dnia przepłynęliśmy promem i udaliśmy się na dworzec. Pociąg już stał, więc zapakowaliśmy rowery i zajęliśmy miejsca. Jak widać na zdjęciu poniżej, rowerów było sporo:

Rowerki załadowane i miejsca zajęte

Ruszyliśmy i podróż mijała spokojnie i dobrze.

Widok z okna na Szczecin

Podróż mijała dobrze

Gdy byliśmy już w Wielkopolsce, pogoda znacznie się zepsuła, później zaczęło lać. Obawialiśmy się jazdy przez Poznań w deszczu.

Coraz bliżej domu, coraz gorsza pogoda

Ale pogoda okazała się dla nas łaskawa i Poznań powitał nas słońcem:

Dworzec Główny w Poznaniu

Przypomniał mi się powrót z wyprawy rok wcześniej, wtedy też padało gdy dojeżdżaliśmy do Poznania, ale przestało gdy wysiedliśmy.

Wspólne zdjęcie na koniec

Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie na koniec i ruszyliśmy przez miasto do Michała.

Droga do domu przez Poznań

W Parku Tysiąclecia przyglądaliśmy się zniszczeniom spowodowanym przez wichury:

Zniszczenia w Poznaniu

Niesamowita, straszna i niszcząca siła. Mamy szczęście, że nic takiego nas nie spotkało na wyprawie.
Pojechaliśmy do dziadków Michała po klucze i po chwili rozmowy z jego dziadkiem pojechaliśmy do niego. Nadszedł czas na gorącą kąpiel, dużą porcję witamin i cieplutką kołderkę w wyrku. Tego brakowało! :)

< < <  dzień 10.

Wyprawa Nysa Odra - dzień 10. Świnoujście

Piątek, 24 lipca 2015
km:16.08km teren:0.00
czas:01:15km/h:12.86
Kategoria 1. 1-30km, na luzie, Szlak Odra-Nysa 2015, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami

Obudziliśmy się około 16:30, ale daliśmy sobie pół godzinki, żeby jeszcze trochę sobie poleżeć. 

Nasz popołudniowy poranek

Później się umyliśmy, ubraliśmy i ogarnęliśmy nasz namiotowy bajzel. Planowaliśmy pojechać "na miasto" więc musieliśmy uprzedzić właścicielkę pola, że wychodzimy i uregulujemy płatność po powrocie. Musieliśmy wyjąć pieniądze z bankomatu. Trochę się zmartwiła, że nie wrócimy, ale wytłumaczyłam jej, że zabieramy jedną małą sakwę, a reszta + namiot zostają i nie porzucilibyśmy tego. :) Uspokoiła się a my mogliśmy wyjechać.

Ruszamy na miasto

Pierwszym odwiedzonym przez nas obiektem była apteka. Zdążyliśmy dojechać tam trochę przed 19:00, czyli przed zamknięciem. Kupiliśmy witaminę C, od razu rozpuściliśmy w butelce z wodą i wypiliśmy.
Później pojechaliśmy poszukać smażalni, w której można usiąść blisko rowerów.

Rybka w Świnoujściu

Rybka była bardzo dobra, frytki także, a porcja surówki spora. :) Najedliśmy się do syta, więc na gofry nie było już miejsca. Co za dużo to nie zdrowo. Niestety pogoda nas nie rozpieszczała, zrobiło się zimno. Porzuciliśmy plany, aby jeszcze 2 dni zostać nad morzem i zdecydowaliśmy, że następnego dnia wrócimy do domu. Pojechaliśmy do Ahlbecku, aby w niemieckim sklepie oddać butelki. Po drodze zrobiliśmy sobie zdjęcie na granicy:

Granica polsko-niemiecka

Nadmorska droga w Ahlbecku

W samym Ahlbecku odbiliśmy z głównej nadmorskiej drogi, która była bardzo zatłoczona.

Uliczka w Ahlbecku

Dojechaliśmy do netto, w którym Michał wydał resztę euro, zostały nam 3 centy. :D Kupiliśmy dużo żelków, takich jak te, którymi zajadaliśmy się całą drogę. Gdy zbliżała się godzina 21:00 pojechaliśmy na plażę, żeby obejrzeć zachód słońca. Niestety w tamtej okolicy nie jest widoczny zachód nad morzem, tylko nad lądem, ale i tak było pięknie. :)

Zachód słońca
Wspólne zdjęcie na plaży

Na plaży zrobiliśmy kilka zdjęć i filmików, a potem udaliśmy się w drogę powrotną.
Zaraz po powrocie na pole namiotowe Michał poszedł zapłacić za nasz pobyt. Pole nie było idealne, wszędzie leżały jakieś graty, jeden z nich (paletę) wykorzystaliśmy jako stoliko-ławeczkę:

Wieczór na polu namiotowym

Zaletami tego miejsca było to, że było małe i na uboczu, w spokojnym miejscu.
Zagotowaliśmy wodę na herbatę, wykorzystując nasz palnik, choć mogliśmy skorzystać z kuchni, ale tak było przyjemniej i nie musieliśmy nigdzie chodzić. 
Po wypiciu herbatki poszliśmy spać.

Dzień ledwo się zaczął, a już się skończył. :)

< < < Dzień 9.        Dzień 11. > > >

Wyprawa Nysa Odra - dzień 9. Nieplanowany finisz

Czwartek, 23 lipca 2015
km:157.16km teren:0.00
czas:10:56km/h:14.37
Kategoria Szlak Odra-Nysa 2015, z Michałem, z sakwami, ze zdjęciami, 5. ponad 150 km

Po wieczornej ulewie w nocy jeszcze trochę padało, ale rano słońce przebijało zza chmur. Wyrzuciliśmy wszystkie rzeczy z namiotu i przy stoliku obok zabraliśmy się za przygotowywanie śniadanka.

Poranek w ośrodku młodzieżowym (Plowen)

Tego dnia oprócz tradycyjnych bułeczek szef kuchni polecał ryż na mleku, lekko przypalony, ale bardzo smaczny. :) Wiatr znów hulał, więc namiot szybko się suszył.

Na śniadanie ryż na mleku

Poranne pakowanie

Po śniadaniu był czas na poranną toaletę, złożenie namiotu i spakowanie rzeczy. Wychodząc z ośrodka zorientowałam się, że źle założyłam sakwy. Można dostrzec na zdjęciu poniżej, że odblaski, które powinny być z tyłu są widoczne od przodu. :P Michał pękał ze śmiechu, a ja musiałam zdejmować butelki, wór i przekładać sakwy, bo inaczej nie mogłabym jechać.

Wychodzimy z ośrodka

Ostatnie spojrzenie na miejsce noclegu i ruszyliśmy. Pamperek jest charakterystyczny, jak tam będziecie, to polecamy jako miejsce noclegowe. :)

Przed ośrodkiem, w którym spaliśmy

Wyruszyliśmy na szlak i po kilku kilometrach zauważyliśmy na trasie znajomych rowerzystów. Oni nocowali w Locknitz, więc rano wyruszyli wcześniej od nas.

Nasi znajomi :)

Tego dnia czuliśmy się dziwnie, zarówno Michałowi jak i mnie nie bardzo chciało się jechać. Byliśmy zmęczeni, a wiatr po raz kolejny nie pomagał, a nawet utrudniał jazdę. No i byliśmy w drodze już ponad tydzień. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów tego dnia zrobiliśmy przerwę i kompletnie nie mieliśmy ochoty ruszać dalej. :P

Krótka przerwa

Nie wiedzieliśmy wtedy jak trudny i długi okaże się ten dzień...
Trasa była bardzo ciekawa, prowadziła przez las i małe miejscowości.

Ścieżką wzdłuż drogi

Dotarliśmy do Rieth, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę, aby zrobić zdjęcie:

Kościół w miejscowości Rieth

Po kilku kilometrach naszym oczom ukazało się jezioro Nowowarpieńskie, a następnie punkt widokowy, przy którym postanowiliśmy zrobić przerwę i odpocząć. 

Punkt widokowy nad jeziorem Nowowarpieńskim

Widok z góry

Posiedzieliśmy tam około pół godziny, zjedliśmy orzeszki i pojechaliśmy dalej. Przejeżdżaliśmy przez kilka wiosek, ale myśleliśmy, że przydałoby się miasteczko, w którym byłby sklep i moglibyśmy zrobić zakupy. Chcieliśmy też zjeść jakiś obiad. Nadzieja była w Ueckermünde, do którego niebawem dojechaliśmy. Spotkaliśmy tam znów naszych znajomych rowerzystów, oni również szukali sklepu. W końcu obraliśmy dobry kierunek, lecz oni zostali gdzieś w tyle. Mieli tam nocować na polu namiotowym, więc w zasadzie zakończyli jazdę tego dnia. My znaleźliśmy supermarket z mini galerią i poszłam zrobić zakupy, później Michał poszedł oddać butelki. Chcieliśmy wejść razem do środka, żeby zjeść kebab, więc nasze obładowane osiołki też zostały wprowadzone do środka. 

Nasze rowery w centrum handlowym

Po obiedzie ruszyliśmy dalej, jednak musieliśmy zrobić postój, abym mogła się ubrać, bo zrobiło się zimno. Pojechaliśmy na plażę, zebrałam nawet kilka muszelek. :) Żartowaliśmy sobie, że jesteśmy już nad Morzem Szczecińskim. Rzeczywiście, zalew choć spokojniejszy, to przypomina morze. Może dlatego wiele osób myśli, że Szczecin ma do morza dostęp :D

Anna na plaży :P



Nie spędziliśmy tam dużo czasu, bo nadciągały ciemne chmury i musieliśmy znaleźć schronienie, zanim się rozpada.

Brzydkie chmury na horyzoncie

Ueckermünde

Zatrzymaliśmy się na przystanku autobusowym, gdy już zaczynało padać. Było zimno, nudno i niezbyt optymistycznie. Długo czekaliśmy, więc zaczęło nam odbijać:

W czasie deszczu dzieci się nudzą... :P

Nie było jednak do śmiechu, sytuacja była trudna. Była 18:30, a deszcz nadal padał, zero szans na szukanie miejsca na nocleg i niezbyt miła perspektywa rozbijania się w deszczu. Postanowiliśmy czekać i opłaciło się, bo deszcz stawał się coraz słabszy i w końcu tylko kropiło. Założyliśmy ubrania przeciwdeszczowe i ruszyliśmy. Pogoda znacznie się poprawiła, ale nadal było zimno. W dodatku cały czas widywaliśmy tabliczki z napisem "Naturpark", co uniemożliwiało nam rozbicie się. 
Zatrzymaliśmy się przy mapie, żeby się zorientować, kiedy ten obszar się skończy. Usłyszeliśmy z daleka rozmowę po polsku i wkrótce nadjechało dwóch dużo starszych od nas rowerzystów, jeden miał 70 lat. 

Pędzimy przez las :)

Jechaliśmy w czwórkę przez las, jechało się dobrze, ale zaczęliśmy myśleć o oddzieleniu się od współtowarzyszy, żeby na spokojnie poszukać noclegu. Wkrótce na chwilę się zatrzymali, więc szybko się pożegnaliśmy i pojechaliśmy dalej. Gdy wyjechaliśmy z obszaru oznaczonego żółtą tabliczką z sową i napisem "Naturpark" znaleźliśmy się na polu, ale dobrego miejsca nie było. A później znów wjechaliśmy w taki obszar i straciliśmy szanse na znalezienie noclegu przez następne kilkanaście kilometrów. Za to widoki były wspaniałe:

Piękne widoki - Anklamer Stadtbruch

Anklamer Stadtbruch

Anklamer Stadtbruch - cudownie

Do pięknych widoków dołączył jeszcze przepiękny zachód słońca. Kolejny raz potwierdza się teza, że żadna - nawet najlepsza fotografia - nie odda piękna widoków, które trzeba po prostu zobaczyć na żywo i zachować w pamięci. :)
Oczywiście wolelibyśmy oglądać to jedząc kolację i szykując się do spania koło namiociku, ale musieliśmy jechać, by wydostać się z rozlewisk i chronionego obszaru. 

Zachód słońca - piękny, ale lepiej byłoby go oglądać z namiotu

Słońce było już coraz niżej i choć z widoku zniknęły nam stawy, jeziorka i inne bagna, to teren był podmokły i poprzecinany małymi rzeczkami oraz kanałami.

Słońce już prawie zaszło, a my nadal bez noclegu

W pewnym momencie mieliśmy wątpliwość co do tego, którą drogą prowadzi szlak. Na wprost było widać wioskę, ale szlak skręcił w prawo i tak też pojechaliśmy. Kto wie, może w tej wiosce znaleźlibyśmy nocleg na jakimś ogródku... Ale nie ma co gdybać. :)
Nadzieją na koniec znienawidzonego już przez nas Naturparku, było miasto Anklam, do którego się zbliżaliśmy. Zaczęliśmy szukać miejscówki przy działkach, później w okolicach drogi wyjazdowej z miasta, przy torach, obok parku i nic. Pewien pan zobaczył nas przez okno, wyszedł do nas i zapytany czy możemy się rozbić w jego ogrodzie, zaczął nam tłumaczyć po angielsku gdzie jest miejsce, w którym można się rozbić. Nie trafiliśmy tam ostatecznie, a nawet nie mieliśmy już prawie euro, żeby za taki nocleg zapłacić.
Jadąc szlakiem kierowaliśmy się do wyjazdu z miasta.

Anklam :P

Oglądaliśmy 3 miejsca, ale nie nadawały się wcale. Ostatnie było za miastem przy rozwidleniu drogi, ja chciałam rozbić namiot za lichymi krzewami i przespać się do świtu, ale Michał był przeciwny. Ja też zrezygnowałam, gdy stojąc w trawie po kolana zaświeciłam latarkę, zorientowałam się, że każde źdźbło oblepione jest kilkoma okropnymi ślimakami bez skorupki i zaczęłam piszczeć. :P
Pojechaliśmy dalej i w pobliskiej wiosce Relzow zatrzymaliśmy się pod dużą drewnianą wiatą:

Postój pod wiatą w miejscowości Relzow

I znów, ja byłam skłonna tam spać, a Michał nie. :P Powiedział, że mogę wyjąć śpiwór i pospać, a on będzie czuwał, ale nie brałam tego pod uwagę. Zdecydowaliśmy, że przygotujemy się do dalszej jazdy i wyruszymy na podbój Świnoujścia jeszcze tej samej nocy. Decyzja była szalona, ale lepszej opcji nie widzieliśmy. 
Przygotowaliśmy się dobrze, czyli założyliśmy ciepłe rzeczy (normalnie w takich jeżdżę zimą, ale wtedy było pieruńsko zimno), wypiliśmy herbatę i zjedliśmy bułki, a potem dużo czekolady i słodyczy. Zrobiliśmy sobie wspólną fotkę, niestety niewyraźna, ale tak samo niewyraźnie się wtedy czuliśmy :P W nogach mieliśmy już 100 kilometrów, a kilkadziesiąt przed nami...

Ubrani w grube ciuchy i gotowi do drogi :P

Ostatnie zdjęcie przed wyjazdem

Tak zaczął się "nowy dzień" - minęła już 0:00. 
Jechało się ciężko, przede wszystkim przez bardzo doskwierające zimno. Temperatura spadła znacznie, a nasze niewyspanie na pewno potęgowało uczucie zimna. 
Wjechaliśmy w ciemny las, w którym pewnie moglibyśmy się rozbić, ale zapadła decyzja, że jedziemy, więc jechaliśmy. Dojechaliśmy znów do drogi (nr 110) i jechaliśmy szlakiem wzdłuż niej. Dotarliśmy do Usedom i zrobiliśmy postój. Nie chciało nam się jechać dalej, ale im dłużej siedzieliśmy, tym było zimniej. Dalsza droga była męczarnią - chłodno, wilgotno i ciemno. Postanowiliśmy nie skręcać na szlak, tylko jechać drogą. Michał raz prawie wjechał w rów, musiałam go motywować do jazdy, choć sama nie miałam sił. 

I w końcu, po trzech niesamowicie okropnych godzinach jazdy naszym oczom ukazał się taki znak:

Wracamy do Polski

Próbowaliśmy zrobić sobie zdjęcie, lecz wszystkie odblaski ściągały na siebie błysk lampy i w efekcie nas nie było widać.

Próba zrobienia zdjęcia

Udało się! :) O godzinie 3:20 cieszyliśmy się z dojechania do Świnoujścia, choć to wcale nie oznaczało, że możemy iść spać. 

Dotarliśmy!!! :)

Pojechaliśmy na prom i po kilkunastu minutach oczekiwania płynęliśmy z Uznamu na Wolin.

Zdjęcie z promu w Świnoujściu, godzina 4:23

Pojechaliśmy w okolice latarni by dostać się w miejsce, o którym marzyłam w trudnych chwilach na tej wyprawie, nucąc i śpiewając po drodze: "Idę na plażę, na plażę, idę na plażę..." albo "Na plaży, na plaży fajnie jest" :D

Wymarzona plaża :)

Mimo trudów poprzedniego dnia i nocy, o 4:55 dojechaliśmy na plażę zadowoleni, choć przemarznięci. Czekało na nas ostatnie piękne przedstawienie - wschód słońca:

Wschód słońca 1
Wschód słońca 2
Wschód słońca 3
Wschód słońca 4
Wschód słońca 5

Gdy słońce wstało, zabrałam się za przygotowywanie ciepłej herbaty:

Gotuję wodę na herbatę na plaży

W tym czasie Michał robił zdjęcia i takie mu jedno wyszło ładne:

Fajny widoczek

Słońce nie miało jeszcze takiej mocy by nas ogrzać, herbata trochę więcej. Szukałam w internecie namiarów na pola namiotowe, żeby móc spokojnie i bez obaw się wyspać. Michał podobno zapytał mnie co robię, a ja nic... Zasnęłam nachylona nad telefonem. :D

Herbatka na plaży o wschodzie słońca

Po wypiciu herbaty, spakowaliśmy wszystko i pojechaliśmy z powrotem na prom, aby przepłynąć na drugą stronę i dojechać na pole namiotowe. Brama była zamknięta, więc zadzwoniłam pod wskazany numer telefonu. Właścicielka była zdziwiona, że o siódmej rano ktoś chce się rozbić na polu. :)
Rozłożyliśmy szybko naszą Sierrę, przygotowaliśmy wszystko do spania i około ósmej, gdy ludzie na polu się budzili, poszliśmy spać. 

Tak dnia dziesiątego, zakończył się dzień dziewiąty naszej wspaniałej wyprawy. :)

< < < Dzień 8.   Dzień 10. > > >