Wpisy archiwalne w kategorii
ze zdjęciami
Dystans całkowity: | 8303.70 km (w terenie 300.00 km; 3.61%) |
Czas w ruchu: | 492:33 |
Średnia prędkość: | 16.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Liczba aktywności: | 191 |
Średnio na aktywność: | 43.47 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
Z Michałem! W końcu :)
Niedziela, 2 kwietnia 2017
Kategoria ze zdjęciami, z Michałem, WPN, 2. 30-50km
km: | 42.80 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:37 | km/h: | 16.36 |
Po powrocie z kościoła i zjedzeniu śniadania ruszyłam na rower. Znów wiało, dodatkowo bolało mnie gardło, ale w końcu Michał miał przyjechać do mnie rowerem. :) Spotkaliśmy się w Komornikach i już razem pojechaliśmy przez Wiry w stronę Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego. Razem jechało się cudownie, drzewa częściowo chroniły przed wiatrem. NSR-em jechałam już trzeci raz w ostatnim czasie, ale takich tras nigdy za dużo.
Zrobiliśmy sobie przerwę nad rzeką, posiedzieliśmy tam dość długo. Mieliśmy małą ucztę, bo Michał wyjął z plecaka babkę.
Szlakiem dojechaliśmy do Puszczykowa gdzie pojechaliśmy na lody. To znaczy Michał jadł lody, a ja z powodu bólu gardła dostałam kawkę.
Posileni pojechaliśmy dalej w stronę Mosiny. Na część tej trasy zamieniliśmy się rowerami, Michał wyregulował mi przerzutkę, bo coś mi ostatnio szwankowało. Ja ćwiczyłam sobie wpinanie i wypinanie butów, bo jego pedały są skręcone dużo mocniej. Trudno było i niepewnie. Z ulgą wsiadłam na mój rower, w którym biegi zmieniają się teraz bez problemu. Dziękuję! :*
W Mosinie czekał nas długi podjazd wzdłuż ulicy Pożegowskiej, który pokonaliśmy spacerowym tempem.
Zrobiliśmy zdjęcie wieży widokowej i pojechaliśmy dalej. Z Osowej Góry zjechaliśmy drogą przy studni Napoleona i znów się zatrzymaliśmy, tym razem przy głazie Wodziczki. Michał bawił się w geocaching i szukał skrytki, którą ja niedawno znalazłam.
Zjechaliśmy do Jeziora Kociołek i skręciliśmy w stronę jeziora Góreckiego. Ścieżką wzdłuż jeziora dojechaliśmy do Jezior i dalej Grajzerówką, z której zjechaliśmy w Szreniawie.
Ostatnie kilometry do domu były ciężkie, bo pod silny wiatr. Znów... Ile może tak wiać. :P
W domu czekał na nas niedzielny obiad.
Dziękuję za wspólną wycieczkę! :)
Zrobiliśmy sobie przerwę nad rzeką, posiedzieliśmy tam dość długo. Mieliśmy małą ucztę, bo Michał wyjął z plecaka babkę.
Szlakiem dojechaliśmy do Puszczykowa gdzie pojechaliśmy na lody. To znaczy Michał jadł lody, a ja z powodu bólu gardła dostałam kawkę.
Posileni pojechaliśmy dalej w stronę Mosiny. Na część tej trasy zamieniliśmy się rowerami, Michał wyregulował mi przerzutkę, bo coś mi ostatnio szwankowało. Ja ćwiczyłam sobie wpinanie i wypinanie butów, bo jego pedały są skręcone dużo mocniej. Trudno było i niepewnie. Z ulgą wsiadłam na mój rower, w którym biegi zmieniają się teraz bez problemu. Dziękuję! :*
W Mosinie czekał nas długi podjazd wzdłuż ulicy Pożegowskiej, który pokonaliśmy spacerowym tempem.
Zrobiliśmy zdjęcie wieży widokowej i pojechaliśmy dalej. Z Osowej Góry zjechaliśmy drogą przy studni Napoleona i znów się zatrzymaliśmy, tym razem przy głazie Wodziczki. Michał bawił się w geocaching i szukał skrytki, którą ja niedawno znalazłam.
Zjechaliśmy do Jeziora Kociołek i skręciliśmy w stronę jeziora Góreckiego. Ścieżką wzdłuż jeziora dojechaliśmy do Jezior i dalej Grajzerówką, z której zjechaliśmy w Szreniawie.
Ostatnie kilometry do domu były ciężkie, bo pod silny wiatr. Znów... Ile może tak wiać. :P
W domu czekał na nas niedzielny obiad.
Dziękuję za wspólną wycieczkę! :)
Pracowita sobota
Sobota, 1 kwietnia 2017
Kategoria ze zdjęciami, WPN, 2. 30-50km
km: | 40.19 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:04 | km/h: | 19.45 |
W przerwie między przedpołudniowym i popołudniowym kopaniem ogródka wybrałam się na rower. Najpierw rowerkiem na cmentarz, a po obiedzie na przejażdżkę.
Ruszyłam w stronę Wypalanek, tam odbiłam w kierunku Stęszewa. Cieszyłam się, że w końcu przestało wiać, ale znów poczułam rozczarowanie. Dojeżdżając do Dębna walczyłam z tak silnym wiatrem, że gdy w końcu podjechałam pod górkę, rower nie chciał się z niej stoczyć i znów musiałam mocno deptać.
Objechałam sobie dookoła jeziora Dębno i na wjeździe do Krąplewa ujrzałam takie ostrzeżenie:
Chyba mnie te biedne ptaszki zaraziły, bo po powrocie do domu zaczęło mnie boleć gardło. :D Dalej jechałam pierścieniem, przez Łódź, Górkę i zjechałam na czerwony szlak do jeziora Góreckiego.
Zrobiłam chwilę przerwy na tarasie widokowym przy Wyspie Zamkowej. Dalej jechałam wzdłuż jeziora, pierwszy raz w tym roku tą trasą, bardzo ją lubię. Przy "plaży" zatrzymałam się na moment, tylko żeby zrobić zdjęcie. Jak dla mnie było tam za dużo ludzi. :P
Jadąc dalej wzdłuż jeziora musiałam przenieść rower nad złamanym konarem. Od Jezior już do domu, przez Grajzerówkę i Szreniawę.
A po powrocie znów widły i kopanie ogródka. :)
Lato? A miała być wiosna :)
Wtorek, 28 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, ze zdjęciami
km: | 43.55 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:20 | km/h: | 18.66 |
Tak cudowna pogoda, że grzechem byłoby nie skorzystać z wolnego czasu, żeby wyjść na rower. Termometr przed 16:00 wskazywał 19 stopni. Niby dobrze, ale znów dylemat... W co ja mam się ubrać?
Trzy dni wcześniej było prawie zimowo, a teraz dziś nawet nie wiosennie, tylko już bardziej jak latem. Chłodnym, ale jednak. Założyłam letni zestaw + nogawki i cienką bluzę.
Wyjechałam z domu i na rowerze znów poczułam wiatr. Dotarłam do Głuchowa, Gołusek i postanowiłam kierować się czerwonym szlakiem. W Palędziu krótki przymusowy postój przed przejazdem kolejowym.
Przejechałam przez Dąbrówkę i wjechałam do lasu.
Jechało się cudownie, było słonecznie i ciepło. Drzewa szumiały, słychać było dzięcioły i pękające sosnowe szyszki. Zdjęłam nawet bluzę i jechałam w krótkim rękawku.
Gdy wyjechałam na polną drogę prowadzącą do Więckowic, znów musiałam walczyć z wiatrem. W Zborowie na plaży postanowiłam zrobić krótką przerwę.
Zjadłam batona, posiedziałam dłużej i ruszyłam dalej. Kilka kilometrów jechałam drogą gruntową i dotarłam do nowego asfaltu przed Podłozinami. Zanim jednak na niego wjechałam, musiałam poczekać, aż przejedzie pociąg. Drugi raz tego dnia.
Za Podłozinami asfalt się kończy. Szybko dotarłam do Żarnowca i przy źródełku zatrzymałam się, by zrobić zdjęcie i założyć bluzę.
Słońce było już coraz niżej i spadek temperatury był odczuwalny na ostatnich kilometrach.
Przez Lisówki, Trzcielin i Konarzewo dotarłam do domu.
Z ciekawostek przyrodniczych: widziałam cztery żurawie i jednego bażanta.
Trzy dni wcześniej było prawie zimowo, a teraz dziś nawet nie wiosennie, tylko już bardziej jak latem. Chłodnym, ale jednak. Założyłam letni zestaw + nogawki i cienką bluzę.
Wyjechałam z domu i na rowerze znów poczułam wiatr. Dotarłam do Głuchowa, Gołusek i postanowiłam kierować się czerwonym szlakiem. W Palędziu krótki przymusowy postój przed przejazdem kolejowym.
Przejechałam przez Dąbrówkę i wjechałam do lasu.
Jechało się cudownie, było słonecznie i ciepło. Drzewa szumiały, słychać było dzięcioły i pękające sosnowe szyszki. Zdjęłam nawet bluzę i jechałam w krótkim rękawku.
Gdy wyjechałam na polną drogę prowadzącą do Więckowic, znów musiałam walczyć z wiatrem. W Zborowie na plaży postanowiłam zrobić krótką przerwę.
Zjadłam batona, posiedziałam dłużej i ruszyłam dalej. Kilka kilometrów jechałam drogą gruntową i dotarłam do nowego asfaltu przed Podłozinami. Zanim jednak na niego wjechałam, musiałam poczekać, aż przejedzie pociąg. Drugi raz tego dnia.
Za Podłozinami asfalt się kończy. Szybko dotarłam do Żarnowca i przy źródełku zatrzymałam się, by zrobić zdjęcie i założyć bluzę.
Słońce było już coraz niżej i spadek temperatury był odczuwalny na ostatnich kilometrach.
Przez Lisówki, Trzcielin i Konarzewo dotarłam do domu.
Z ciekawostek przyrodniczych: widziałam cztery żurawie i jednego bażanta.
Nadwarciańska poprawka
Sobota, 25 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, WPN, z Lotką, ze zdjęciami
km: | 35.26 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:08 | km/h: | 16.53 |
Nie miałam pomysłu na trasę, więc Lotka miała coś zaproponować. Wybrała Nadwarciański Szlak Rowerowy, a ja się zgodziłam, mimo że jechałam nim trzy dni wcześniej. Pojechałyśmy Grajzerówką, a potem przez las do Puszczykowa, gdzie wjechałyśmy na szlak. Jechało się przyjemnie, było rześko, ale słoneczko grzało już coraz bardziej. Wiatr był, ale nie tak bardzo uciążliwy. Do czasu.
Po negocjacjach zdecydowałyśmy zjechać ze szlaku już w Łęczycy, a nie w Luboniu.
I wtedy zaczęła się walka z wiatrem, byłyśmy na to gotowe, ale było ciężko. Przejazd przez całe Wiry zajął nam mnóstwo czasu. W Komornikach znów wjechałyśmy na Grajzerówkę i dotarłyśmy do Szreniawy.
Dalej już sama musiałam sobie radzić w tej nierównej walce z wiatrem.
Dzięki za fajną, przedpołudniową przejażdżkę! :)
Po negocjacjach zdecydowałyśmy zjechać ze szlaku już w Łęczycy, a nie w Luboniu.
I wtedy zaczęła się walka z wiatrem, byłyśmy na to gotowe, ale było ciężko. Przejazd przez całe Wiry zajął nam mnóstwo czasu. W Komornikach znów wjechałyśmy na Grajzerówkę i dotarłyśmy do Szreniawy.
Dalej już sama musiałam sobie radzić w tej nierównej walce z wiatrem.
Dzięki za fajną, przedpołudniową przejażdżkę! :)
Dziś nie wiało...
Środa, 22 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, WPN, ze zdjęciami
km: | 44.10 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:28 | km/h: | 17.88 |
...tak bardzo jak ostatnio.
Kolejna wycieczka mocno terenowa. Dziś pomysł na Nadwarciański Szlak Rowerowy, odcinek od Lubonia do Puszczykowa. Wyjechałam z domu około 14:00, słońce było jeszcze wysoko i wydawało mi się, że nie wieje za bardzo. Na rowerze jednak wiało. Mimo to w Szreniawie zrobiłam króciutki postój na zdjęcie czapki i rękawiczek, podciągnęłam chustę na uszy, podwinęłam rękawy i mogłam jechać.
Z Komornik do Lubonia trochę inną drogą niż zazwyczaj, bo przez pole przy autostradzie. Przejechałam przez Luboń i wjechałam na szlak. Zdarzyło się trochę piachu, trochę błota, znów piachu... Przez las jechało mi się cudownie, nie zawsze lekko, ale było pięknie. Słońce świeciło, było spokojnie i czuć było zapach sosnowego lasu.
Zrobiłam sobie krótką przerwę nad rzeką, w tym samym miejscu, gdzie siedziałam z Michałem podczas naszej wielkanocnej wycieczki rok temu. Poziom wody jest wyższy niż wtedy.
NSR-em dotarłam do Puszczykowa, skąd Grajzerówką pojechałam do Jezior i dalej polami do domu.
Fajne, samotne, słoneczne popołudnie. :) Poćwiczyłam też trochę jazdę w SPD-ach po piachu i na krótkiej stromej górce pełnej korzeni, którą chciałam odpuścić.
Kolejna wycieczka mocno terenowa. Dziś pomysł na Nadwarciański Szlak Rowerowy, odcinek od Lubonia do Puszczykowa. Wyjechałam z domu około 14:00, słońce było jeszcze wysoko i wydawało mi się, że nie wieje za bardzo. Na rowerze jednak wiało. Mimo to w Szreniawie zrobiłam króciutki postój na zdjęcie czapki i rękawiczek, podciągnęłam chustę na uszy, podwinęłam rękawy i mogłam jechać.
Z Komornik do Lubonia trochę inną drogą niż zazwyczaj, bo przez pole przy autostradzie. Przejechałam przez Luboń i wjechałam na szlak. Zdarzyło się trochę piachu, trochę błota, znów piachu... Przez las jechało mi się cudownie, nie zawsze lekko, ale było pięknie. Słońce świeciło, było spokojnie i czuć było zapach sosnowego lasu.
Zrobiłam sobie krótką przerwę nad rzeką, w tym samym miejscu, gdzie siedziałam z Michałem podczas naszej wielkanocnej wycieczki rok temu. Poziom wody jest wyższy niż wtedy.
NSR-em dotarłam do Puszczykowa, skąd Grajzerówką pojechałam do Jezior i dalej polami do domu.
Fajne, samotne, słoneczne popołudnie. :) Poćwiczyłam też trochę jazdę w SPD-ach po piachu i na krótkiej stromej górce pełnej korzeni, którą chciałam odpuścić.
Przejażdżka z Martą i Pawłem
Piątek, 17 marca 2017
Kategoria 1. 1-30km, WPN, z Gumisiem, ze zdjęciami
km: | 21.30 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:20 | km/h: | 15.98 |
Gumiś wczoraj nie mógł wyjść na rower, ale dzisiaj pasowało i jemu, i Marcie. Pogoda nas nie rozpieszczała, popołudniu zaczęło padać i myśleliśmy, że z wyjazdu nici. Jednak później się wypogodziło, czyli chmury z ciemnoszarych zrobiły się po prostu szare. :P
Wyjechałam przed 17:00 w stronę Rosnowa, gdzie spotkałam nadjeżdżających od strony Komornik Martę i Pawła. Trasę ustalaliśmy na bieżąco, najpierw pojechaliśmy do Szreniawy. Tam podjazd do wieży widokowej, przejazd przez Grajzerówkę i dalej już zielonym szlakiem pieszym. W lesie Gumiś dojrzał stado saren, ale ja z Martą widziałyśmy tylko, że coś tam się rusza. Kawałek przejechaliśmy po płytach i zjechaliśmy do jeziora Jarosławieckiego, gdzie się na chwilę zatrzymaliśmy.
Podziwiałam u Gumisia kolorystyczne dopasowanie ramy i butów. ;)
Mieliśmy pojechać jeszcze nad jezioro Góreckie, ale pojechaliśmy prosto do Trzebawia. Po drodze widzieliśmy sarny i dzika pędzącego po polu. W Trzebawiu Gumiś poprowadził przez pole i las, a potem wyjechaliśmy już na asfalt. Przejechaliśmy przez DK5 i już lasem dotarliśmy na Wypalanki. Później już prosto do Chomęcic, gdzie się pożegnaliśmy. :)
Dzięki za krótki, ale fajny wyjazd. :)
Wyjechałam przed 17:00 w stronę Rosnowa, gdzie spotkałam nadjeżdżających od strony Komornik Martę i Pawła. Trasę ustalaliśmy na bieżąco, najpierw pojechaliśmy do Szreniawy. Tam podjazd do wieży widokowej, przejazd przez Grajzerówkę i dalej już zielonym szlakiem pieszym. W lesie Gumiś dojrzał stado saren, ale ja z Martą widziałyśmy tylko, że coś tam się rusza. Kawałek przejechaliśmy po płytach i zjechaliśmy do jeziora Jarosławieckiego, gdzie się na chwilę zatrzymaliśmy.
Podziwiałam u Gumisia kolorystyczne dopasowanie ramy i butów. ;)
Mieliśmy pojechać jeszcze nad jezioro Góreckie, ale pojechaliśmy prosto do Trzebawia. Po drodze widzieliśmy sarny i dzika pędzącego po polu. W Trzebawiu Gumiś poprowadził przez pole i las, a potem wyjechaliśmy już na asfalt. Przejechaliśmy przez DK5 i już lasem dotarliśmy na Wypalanki. Później już prosto do Chomęcic, gdzie się pożegnaliśmy. :)
Dzięki za krótki, ale fajny wyjazd. :)
Elegancko
Czwartek, 16 marca 2017
Kategoria 2. 30-50km, geocaching, WPN, ze zdjęciami
km: | 41.39 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:11 | km/h: | 18.96 |
Pomyślałam sobie, że pojadę na Osową Górę i jak pomyślałam, tak zrobiłam. Zaplanowałam trasę tak, żeby wyjechać z wiatrem i liczyłam na to, że jak będę wracać to osłabnie. :)
Pojechałam przez Wypalanki, wjechałam do lasu i jechało się całkiem fajnie. Dalej jechałam przez Trzebaw i Górkę, skąd kawałeczek kierowałam się Pierścieniem, jednak zaraz zjechałam na czerwony szlak. Bardzo lubię tę jego część, jest mało uczęszczana, nawet kiedy nad jeziorem Góreckim są tłumy. Przy jeziorze Skrzynka usiadłam sobie na pieńku i nasłuchiwałam pięknie śpiewające ptaki. Ani trochę nie wiało.
Dalsza jazda szlakiem to czysta przyjemność, troszkę piachu, lekko pod górę, w dół i już byłam przy jeziorze Kociołek.
Podjechałam kawałek i przy głazie Adama Wodziczki przypomniało mi się o keszu, który chcieliśmy z Michałem kiedyś znaleźć. Wtedy był weekend, było ciepło, słonecznie i kręciło się dużo osób. Dzisiaj na odwrót, pogoda średnia i puściutko, więc znalezienie zajęło mi tylko chwilę. Ruszyłam dalej i wdrapałam się powoli na górę, pojechałam do wieży widokowej.
Na chwilę weszłam do góry, wiało tylko delikatnie. Widok był średni, wszędzie chmury.
"Powoli" zjechałam w dół ulicą Pożegowską i przejechałam przez Mosinę, wstąpiłam na chwilę do Eleganta.
Dalej pojechałam do Puszczykowa, gdzie postraszył mnie delikatny deszczyk. Do Łęczycy dotarłam ścieżką rowerową, która miejscami jest tak zasyfiona, że wyglądała jak ścieżka w lesie. :P Dalsza droga już pod wiatr, przez Wiry, Komorniki i Głuchowo.
Fajna przejażdżka, tylko brakowało mi trochę słońca. Ale i tak było pięknie. :)
Uzarzewo
Niedziela, 5 marca 2017
Kategoria 3. 50-100km, z Michałem, ze zdjęciami
km: | 76.20 | km teren: | 0.00 |
czas: | 04:08 | km/h: | 18.44 |
W sobotę było przepięknie i ciepło, ale nie było czasu na rower, dlatego chciałam dobrze wykorzystać niedzielę. Od rana było pochmurno i mokro, w dodatku wiało, ale dość szybko się wypogodziło. Ruszyłam w drogę do Michała, licząc się z tym, że zajmie mi to sporo czasu z powodu kiepskiej kondycji. Jednak wiatr bardzo mi pomógł i dojechałam do Michała w rekordowym czasie.
Później razem poszliśmy się przejechać, miało być krótko i kulturalnie (nie po błocie), wyszło lekko inaczej. Michał był przewodnikiem, ja nie znałam drogi, poza nielicznymi fragmentami trasy. Jechaliśmy przez Antoninek, Swarzędz, później wzdłuż jeziora Swarzędzkiego.
Początkowo ścieżka była niezła, później było gorzej, wjechaliśmy w błoto i koleiny. Na deser była górka, pod którą prowadzenie roweru było męczące. Wyobraziłam sobie jakim koszmarem byłoby prowadzenie tam roweru obładowanego sakwami.
Dotarliśmy do Uzarzewa i zrobiliśmy przerwę przy kościele św. Michała Archanioła. Postaliśmy tam chwilę, zjedliśmy czekoladę i jechaliśmy dalej bo wiało niesamowicie.
Walcząc z mocnym wiatrem dotarliśmy do domu na obiad, który po przejażdżce smakował wspaniale. Byłam już wystarczająco zmęczona, nie miałam ochoty znów się ubierać i wychodzić na rower. Jednak pod wieczór trzeba było wrócić do domu. Było już znacznie zimniej, ale wiatr przynajmniej był słabszy. Michał odprowadził mnie do Lubonia, a dalej jechałam już sama.
Fajny dzień, duży dystans jak dla mnie na ten czas, pogoda nieidealna, ale przynajmniej utrzymało się bez deszczu. :)
Randka z WPN
Poniedziałek, 27 lutego 2017
Kategoria ze zdjęciami, WPN, 1. 1-30km
km: | 23.86 | km teren: | 0.00 |
czas: | 01:23 | km/h: | 17.25 |
Prognozy pogody były dobre, więc napisałam do Lotki pytanie czy chce wyjść na rower, ale miała inne plany. Postanowiłam wyjść sama i wykorzystać przecudowną pogodę. Spontanicznie zaproponowałam też wyjazd Gumisiowi, ale i on nie mógł. Powiedział jednak, że może spotkam Martę, bo jeździ gdzieś w okolicy. Jesienią kupiła szosę i myślę, że to na niej dzisiaj śmigała. Ja też chciałam jechać dziś raczej asfaltowymi drogami, bo nie chciałam się upaprać błotem jak podczas poprzedniej przejażdżki, ale serce porwało mnie w inne miejsce...
Wyjechałam z domu przed 16:00, było cudownie, ciepło, słonecznie, tylko trochę wietrznie. Zaraz za Chomęcicami pierwsza fotka, pokazująca w jakim stanie jest droga po zimie.
W Szreniawie pojechałam drogą przy lesie i było takie błoto, że od razu zjechałam na bok i jechałam polem po trawie. Dotarłam do mojego ukochanego - WPN-u. :)
Jeszcze jest szaro, buro i brakuje zieleni, ale już niedługo będzie przepięknie, w sumie to już jest. :) Przejechałam Grajzerówkę i w Jeziorach śmignęłam w kierunku jeziora Góreckiego, spotkałam znajomą, więc chwilę porozmawiałyśmy, potem trochę wolnej jazdy po błotku i zjechałam w dół do jeziora. Pojechałam w moje ukochane miejsce i tradycyjnie już pstryknęłam zdjęcie siedząc tam gdzie zawsze, czyli na stoliku.
Wracałam tą samą ścieżką wzdłuż jeziora i też zrobiłam zdjęcie, na jeziorze jeszcze jest lód. Ale w powietrzu czuć już bardziej wiosnę.
Później przez las podjechałam do jeziora Jarosławieckiego, po drodze oczywiście zatrzymując się by robić zdjęcia, tak było pięknie.
Z Jarosławca pojechałam do Rosnówka, z ulgą wyjechałam na asfalt i przez Walerianowo pojechałam do domu.
Podsumowując, fajna wycieczka, pogoda piękna, w ogóle pięknie, tylko kondycja mizerna. Zdjęć zrobiłam więcej niż kilometrów. :P
Co do zdjęć, to w nowym szablonie bloga mogę wstawiać je duże i nie wiem czy telefonowa jakość da radę. :)
Wyprawa na wschód Polski
Piątek, 17 lutego 2017
Kategoria ze zdjęciami, z sakwami, z Michałem, Wschód 2016
km: | 0.00 | km teren: | 0.00 |
czas: | min/km: |
Rok wcześniej była wyprawa na zachód, więc tym razem postanowiliśmy pojechać na wschód. Jak wielu rowerowych podróżników w naszym kraju postanowiliśmy na własne oczy zobaczyć wielki i sławny szlak Green Velo. Ciężko było znaleźć połączenie Poznań - Elbląg, więc wyjechaliśmy rowerami z domu i uważamy, że był to dobry pomysł.
Wyprawa trwała 12 dni, przejechaliśmy prawie 1000 km, przeżyliśmy wiele wspaniałych, czasem ciężkich chwil. Spaliśmy na dziko, ale częściej u gospodarzy, co potwierdziło nam, że w Polsce można spotkać wielu wspaniałych i gościnnych ludzi.
Co do Green Velo, choć na początku trochę się "obraziliśmy" na szlak, to później spodobało nam się na tyle, że planujemy kontynuować trasę na następnej wyprawie.
Opis powstaje, zapraszam do zapoznania się:
Dzień 1. Rozkręcamy się >>>
Dzień 2. Piękne drogi >>>
Dzień 3. Dziwne nazwy miejscowości >>>
Dzień 4. Niepewna pogoda >>>
Dzień 5. Depresja >>>
Dzień 6. Brrr, jak zimno >>>
Dzień 7. Zamek z monety >>>
Dzień 8. Trafiliśmy do raju? >>>
Dzień 9. Asfalt w dziurach >>>
Dzień 10. Niemoc >>>
A oto filmik z wyprawy:
Wyprawa trwała 12 dni, przejechaliśmy prawie 1000 km, przeżyliśmy wiele wspaniałych, czasem ciężkich chwil. Spaliśmy na dziko, ale częściej u gospodarzy, co potwierdziło nam, że w Polsce można spotkać wielu wspaniałych i gościnnych ludzi.
Co do Green Velo, choć na początku trochę się "obraziliśmy" na szlak, to później spodobało nam się na tyle, że planujemy kontynuować trasę na następnej wyprawie.
Opis powstaje, zapraszam do zapoznania się:
Dzień 1. Rozkręcamy się >>>
Dzień 2. Piękne drogi >>>
Dzień 3. Dziwne nazwy miejscowości >>>
Dzień 4. Niepewna pogoda >>>
Dzień 5. Depresja >>>
Dzień 6. Brrr, jak zimno >>>
Dzień 7. Zamek z monety >>>
Dzień 8. Trafiliśmy do raju? >>>
Dzień 9. Asfalt w dziurach >>>
Dzień 10. Niemoc >>>
A oto filmik z wyprawy: